Powinien już zadzwonić. Zerwałem się z łóżka w swoim codziennym rytuale z cyklu 'o kurwa zaspałem' i jak zwykle wstałem idealnie 5 minut przed czasem. Było jeszcze ciemno bez najmniejszej sugestii nadchodzącego poranka tylko żółty blask lamp ulicznych walczył z ciemnością. Nastawłem wodę w kuchni i odpaliłem papierosa od palnika kuchenki. Nasypałem sobie kawy do kubka zastanawiając się "Czy to wszystko, czy to wszystko na co mogę liczyć w życiu?" Wiem żona i dzieci to skarb. Ale zawsze wstaje rano z przekonaniem że coś mi umyka. Zresztą nieważne już czas się zbierać do roboty. Dopiłem kawę i wstałem od stołu poszedłem wziąść szybki prysznic.
Ubrałem sie i wyszłem na przystanek lampy ustępowały wschodzącemu słońcu.Wszyscy nieznoszą poranków widać to po minach ale mi one nigdy nie sprawiały trudności zawsze podobała mi się gra kolorów poranka. Kiedy czerń przeradza sie w granat a granat w barwę świtu. W autobusie wydaje mi się że tylko ja to dostrzegam, wszyscy wyglądają tak jakby nigdy niczego nie zauważali.
Odkiedy przekraczam brame zakładu wszystko staje się przewidywalne prawie z sekundową precyzją wszystko mozna przewidzieć. Nawet kolejka do bramki bezpieczeństwa niemalże identyczna. Na stanowisku pracy też wyuczony rytuał gładkie cięcie pilarką, poprawiny nożem i następny i tak ciągle aż do 13. Kiedyś ponoć każdy lekarz potrafił wykonać zabieg samodzielnie, dziś każdy ma wąską specjalizację i tylko na niej sie koncentruje. Wiadomo jeden szyje drugi kroi 3 podaje anestetyki itd.
Po pracy po raz kolejny usiłuje nawiazać płaszczyznę porozumienia z dziećmi. Nie wiem co robię źle ale ciagle mi to nie wychodzi. I nie chodzi mi o nie tylko jakoś nie potrafie wzbudzic jakiś głębszych uczuć względem nich. Staram sie spędzać z nimi dużo czasu ale wydają mi sie coraz bardziej obce. Żona zresztą też ciągle narzeka że powinienem już dawno temu awansować, że powinienem wyrwać się z działu korekcji zaburzeń dziecięcych. Powinien zostać conajmniej szefem działu neurotechniki. Nigdy jej się do tego nie przyznałem ale miałem kilka ofert awansu. Nie mogłem się jednak przemóc bo czułem jakies specjalne powołanie do pracy manualnej, uwielbiałem patrzeć na dobrze wykonaną pracę. W końcu dział "utylizacji wyobrażni" nie dałby sobie rady bezemnie...
Nastawłem - literówka;
wziąść - wziąć;
sie - się;
wyszłem - wyszedłem;
słońcu.Wszyscy - po kropce - spacja;
nieznoszą - nie znoszą;
sie - się
Odkiedy - od kiedy;
brame - bramę;
mozna - można;
nawiazać - nawiązać
ciagle - ciągle;
potrafie - potrafię;
wzbudzic - wzbudzić;
conajmniej - co najmniej;
jakies - jakieś;
wyobrażni - wyobraźni ("ź" uzyskujemy przy jednoczesnym naciśnięciu klawiszy "alt" oraz "x");
bezemnie - beze mnie
W tej chwili tyle, więcej nie dam rady przetrawić.
A co do całości – tekst ma kilka bardzo dobrych fragmentów (np. „Było jeszcze ciemno, bez najmniejszej sugestii nadchodzącego poranka, tylko żółty blask lamp ulicznych walczył z ciemnością”; „[…] lampy ustępowały wschodzącemu słońcu”; „Kiedy czerń przeradza się w granat, a granat w barwę świtu”; „utylizacja wyobraźni”), ale brakuje mu jakiejś wyrazistości.
W zdaniu: „Wszyscy nieznoszą poranków widać to po minach ale mi one nigdy nie sprawiały trudności zawsze podobała mi się gra kolorów poranka” zmieniałabym „gra kolorów poranka” na „gra kolorów o tej porze dnia”, żeby uniknąć powtórzenia wyrazu „poranek”. Poza tym „nie znoszą” („nie” z czasownikami pisze się osobno), o czym pisał Łukasz, oraz przecinki po wyrazach: „poranków”, „minach”, „trudności”.