Scena w łazience

5-minute-dress

Tomasz zamiera w otwartych drzwiach zupełnie tak, jakby podmuch arktycznego powietrza zamienił go w sopel lodu. Wydaje mi się, że wszystkie mięśnie jego ciała zamieniają się w napięte struny, a cała krew odpływa z twarzy w dół, coraz niżej, wyciekając przez nogawki do dziury w podłodze. Zrobił się blady, niemal tak biały jak kartka papieru, jak płytki na ścianach. Zimne, kliniczne światło łazienki odbija się od kafelek i dodatkowo oświetla jego skórę. Jest cienka jak bibułka do blanta, mam wrażenie, że widzę dokładnie wszystko, co w sobie chowa: ścięgna, mięśnie, żyły. Niemal słyszę świst włosków na skórze, które natychmiast buntują się na widok tego, co wbrew swej woli rejestrują jego oczy.

Zaczynam się śmiać. Najpierw wydostaje się ze mnie cichy chichot – rozbraja mnie jego bezradność. Czuję satysfakcję, że tym razem to ja zaskakuję jego. Przypomina dzieciaka przyłapanego przez swoją matkę na masturbacji, ze spodniami wijącymi się wokół kostek i bez możliwości ucieczki. Mam nad nim przewagę. Nadal chichocząc, podnoszę powoli w górę prawą dłoń i obracam ją tak, by widział jej wewnętrzną stronę, po czym spokojnie przenoszę oczy z niego na rękę. Brunatna strużka ciepłej krwi toczy się w dół, w stronę zgięcia. Śledzę ją zafascynowana, patrzę, jak milimetr po milimetrze spływa po mnie wzburzony, słony ocean złości. Ta krew, myślę sobie, jest seksowna i święta. Jest moja, moja, moja i tylko moja, nie chcę mu jej oddawać. Napawam się jej widokiem, a kiedy jestem już pełna, powoli zwracam oczy na zdrętwiałą z osłupienia twarz mojego widza, rozchylam usta i nieznacznie się uśmiechając i pomrukując wysuwam zwilżony język. Kubki smakowe, rozjuszone pragnieniem, wyostrzają się w oczekiwaniu na degustację. Wciąż obserwując Tomasza, zbliżam rękę do mokrej twarzy i dotykam czubkiem języka skóry w miejscu, gdzie dotarła krew. W stronę mózgu wystrzela cierpki, mechaniczny bodziec. Przyciskam język mocniej, całą jego szerokością i z dziką satysfakcją przejeżdżam nim w górę przedramienia aż do przegubu - źródełka. Dopiero kiedy wypijam samą siebie moje ciało ogarniają dreszcze histerycznego śmiechu. Słyszę go wyraźnie jak odbija się od czystych, białych ścian i uderza prosto w Tomasza i oblepia go i nie spływa po nim tak, jak krew spływała po mnie.

Oceń ten tekst
Ocena czytelników: Fatalny+ 3 głosy
5-minute-dress
5-minute-dress
Opowiadanie · 13 maja 2013
anonim
  • Ada Mickiewicz
    Proza idzie Pani o wiele lepiej.

    · Zgłoś · 10 lat temu
  • Paulina Biczkowska
    Interesująca miniatura, podoba mi się sposób, w jaki operujesz metaforami (np. „a cała krew odpływa z twarzy, coraz niżej, wyciekając przez nogawki do dziury w podłodze”).

    Kilka drobiazgów do poprawy;
    • „drzwiach zupełnie tak” – po „drzwiach” przecinek;
    • „krew odpływa z twarzy w dół” – „w dół” do usunięcia (pleonazm) – krew z twarzy nie może odpłynąć w inną stronę jak tylko w dół;
    • „Brunatna strużka ciepłej krwi toczy się w dół” – sugerowałabym „ścieka”, bo „toczyć się” to znaczy „turlać się” (SJP), a strużka krwi nie turla się przecież;
    • „pomrukując wysuwam” – po „pomrukując” przecinek;
    • „samą siebie moje” – po „siebie” przecinek;
    • „wyraźnie jak” – przecinek po „wyraźnie”;
    • „Tomasza i oblepia go i nie spływa” – przecinki po „Tomasza” i „go”.

    · Zgłoś · 11 lat temu