Wersja A
Oczy szeroko otwarte. Głośny stukot serca, drganie pulsu w nadgrstkach.
-Zgadza się pan?
Starszy mężczyzna siedzi na krześle w zimnym, białym pokoju. Obok, na łóżku leży jego ukochana żona. Jedna, jedyna decyzja może uratować jej życie, może też ją zgubić...
Powoli, z namysłem skinął głową.
Lekarz podsunął mu formularz.
-Proszę tu podpisać. Od jutra sukamy odpowiedniego dawcy.
Dwie krystalicznie czytse łzy potoczyły się po pokrytej zmarszczkami twarzy i spadły na szpitalną podłogę...
* * *
Młoda dziewczyna wchodzi przez rozsuwane drzwi kliniki. Rozgląda się. Napotyka przyjazne spojrzenie lekarki, już na nią czeka. Skinieniem głowy zaprasza do jednego z gabinetów.
-Czy jest pani pewna swojej decyzji?
-Oczywiście, ale...
-Tak?
-Czy mogę wiedzieć, komu pomagam?
-Myślę, że... Chyba nie stanowiłoby to problemu... Jeśli pragnie pani... Proszę za mną.
Białe szpitalne pantofle i czerwone tenisówki idą po kamiennej posadzce. Otwierają się drzwi, oślepia blask bijący od białych ścian, dużych okien... Tak kontrastowy w stosunku do ciemności spowijającej korytarze.
Na szpitalnym łóżku, pod cienką kołdrą z poliestru rysuje się postać starszej pani, tak krucha, tak jasna, tak bezbronna jak nowonarodzone dziecko. Jest bardzo wychudzona, białe jak śnieg, rzadkie włosy rozrzucone na poduszce płyną w jedną stronę nierównym strumieniem...
Szare, uderzająco jasne oczy wpatrzone są w nicość, bez żadnego wyrazu...
Pielęgniarka przegląda gruby plik kartek- historia choroby. Niepewnie zerka na towarzyszkę...
-Jest chora na bardzo rzadką chorobę, zapadła w śpiączkę. Potrzebuje... Wyjątkowej krwi. Nie tylko grupa jest ważna, musi być również zdrowa, pochodząca od osoby o określonych parametrach... Jeśli coś pójdzie nie tak, stracimy ją.
Pytające spojrzenie dziewczyny
-Ma męża. Piątkę dzieci. I wnuki.
-Przypomina mi moją matkę. Zmarła dwa lata temu. Ojciec zginął gdy miałam 5 lat. Jestem sama.
Spuszcza głowę.
-Proszę mnie zaprowadzić do gabinetu. Nie zmieniłam zdania.
* * *
Trzy tygodnie później. Dzwonek u drzwi.
Zielone oko zagląda przez wizjer, widzi sympatyczną staruszkę.
To na pewno nowa sąsiadka. Nie ma ryzyka napadu, kradzieży, nic z tych rzeczy.
Sczękają zamki, ciężkie wrota prowadzące do mieszkania w kamienicy otwierają się z okropnym skrzypieniem.
-Tak?
-Panienko... Przyszłam panience podziękować za to, co panienka dla mnie zrobiła...
Teraz sobie przypomina, tak... To pani, dla której Milena oddała krew... Cieplej na sercu, kobieta jest wciąż drobna ale już widać po niej że odzyskała zdrowie i siły. Skóra już nie jest tak jasna jak u woskowej lalki, jest wręcz zarumieniona, widocznie od dłuższego spaceru.
-Dzień dobry... Pamiętam panią, teraz wygląda pani dużo lepiej.
-Tak... I czuję się lepiej... Ale i tak syn z mężem ledwo mnie z domu wypuszczają, widocznie boją się że coś sobie zrobię niechcący- zaśmiała się. Szare oczy błyszczały teraz radością życia.
-Proszę wejść, proszę... Zrobię herbaty... Zjemy podwieczorek... Mój Boże! Nie mam nic na podwieczorek! - Złapała się za głowę. No, ale przecież nikogo się nie spodziewała. Zwykle nie ma gości. Nigdy nie ma gości.
-To nie szkodzi, nie szkodzi... Nawet się dobrze składa, bo przyniosłam ciasto. I tulipany. Lubi panienka tulipany? Ja bardzo.
-Tak jak moja mama...
W pokoju pojaśniało i wszystko stało się jakby weselsze. Niewiarygodne, jak obecność jednej życzliwej osoby może zmienić spojrzenie na świat.
Jednego Milena była pewna, choć nie wiedziała dlaczego:
Już nigdy nie będzie sama.
Wersja B
Oczy szeroko otwarte. Głośny stukot serca, drganie pulsu w nadgrstkach.
-Zgadza się pan?
Starszy mężczyzna siedzi na krześle w zimnym, białym pokoju. Obok, na łóżku leży jego ukochana żona. Jedna, jedyna decyzja może uratować jej życie, może też ją zgubić...
Powoli, z namysłem skinął głową.
Lekarz podsunął mu formularz.
-Proszę tu podpisać. Od jutra sukamy odpowiedniego dawcy.
Dwie krystalicznie czytse łzy potoczyły się po pokrytej zmarszczkami twarzy i spadły na szpitalną podłogę...
* * *
Młoda dziewczyna wchodzi przez rozsuwane drzwi kliniki. Rozgląda się. Napotyka przyjazne spojrzenie lekarki, już na nią czeka. Skinieniem głowy zaprasza do jednego z gabinetów.
-Czy jest pani pewna swojej decyzji?
-Oczywiście, ale...
-Tak?
-Czy mogę wiedzieć, komu pomagam?
-Myślę, że... Chyba nie stanowiłoby to problemu... Jeśli pragnie pani... Proszę za mną.
Białe szpitalne pantofle i czerwone tenisówki idą po kamiennej posadzce. Otwierają się drzwi, oślepia blask bijący od białych ścian, dużych okien... Tak kontrastowy w stosunku do ciemności spowijającej korytarze.
Na szpitalnym łóżku, pod cienką kołdrą z poliestru rysuje się postać starszej pani, tak krucha, tak jasna, tak bezbronna jak nowonarodzone dziecko. Jest bardzo wychudzona, białe jak śnieg, rzadkie włosy rozrzucone na poduszce płyną w jedną stronę nierównym strumieniem...
Szare, uderzająco jasne oczy wpatrzone są w nicość, bez żadnego wyrazu...
Pielęgniarka przegląda gruby plik kartek- historia choroby. Niepewnie zerka na towarzyszkę...
-Jest chora na bardzo rzadką chorobę, zapadła w śpiączkę. Potrzebuje... Wyjątkowej krwi. Nie tylko grupa jest ważna, musi być również zdrowa, pochodząca od osoby o określonych parametrach... Jeśli coś pójdzie nie tak, stracimy ją.
Pytające spojrzenie dziewczyny
-Ma męża. Piątkę dzieci. I wnuki.
-Przypomina mi moją matkę. Zmarła dwa lata temu. Ojciec zginął gdy miałam 5 lat. Jestem sama.
Spuszcza głowę.
-Proszę mnie zaprowadzić do gabinetu. Nie zmieniłam zdania.
* * *
Milena wróciła do domu autobusem. Czuła się zmęczona jak nigdy w życiu. Wiedziała że po oddaniu krwi zawsze tak jest, ale nie myślała że to aż tak bolesne. Czuła się jakby ktoś wszystkie kości wypełnił jej lodem, w dodatku nogi były jakby spuchnięte, każdy krok odbijał się bólem. Po powrocie spojrzała przelotnie w lustro- fioletowe cienie pod oczami. To z pewnością skutek niedosypiania, pomyślała kładąc się do łóżka w ubraniu. Nie miała siły się rozbierać, próby schylenia się kończyły się okropnym uczuciem skurczu.
* * *
Codziennym zwyczajem pielęgniarek w szpitalu Im. Jana Pawła II były poważne dyskusje na równie poważne tematy. Gzie która lekarka się ubiera, który doktor z kim romansuje, gdzie się podziewa ordynator podczas, gdy powinien być w pracy... Czasem swą niezwykle cenną uwagą darzą pacjentów, odwiedzających... No, w ostateczności sprzątaczki. Tego dnia skupiły się na pewnej starszej kobiecie, która kilka dni temu wybudziła się ze śpiączki, dzięki świeżej dawce krwi.
-Mówię Ci, Kryśka, to nie jest normalne. Z dnia na dzień ma coraz mniej zmarszczek, wiem bo liczę!
-Przestań gadać głupoty. Ona po prostu zdrowieje. Nie widziałaś nigdy jak zmienia się człowiek po przebytej chorobie. Jedni się zmieniają na gorsze, inni na lepsze. Ona na lepsze.
-Ale to nienaturalne. Twarz ma już prawie gładką, a przecież to sześdziesięciolatka! Zreszą, przekonała byś się że mam rację, jakbyś obserwowała jej nogi. Jeszcze w środę miała takie żylaki, że gorszych w życiu nie widziałam. Dzisiaj zmieniam jej pościel a tam: łydki jasne jak kość słoniowa, ani jednej żyłki, choćby najmniejszej.
-A ten jej mąż, ten facet starszy, z wąsami? Prawie jej nie poznał jak go wpuścili, już nie mówiąc o córce, która przeszła obok niej i nie zauważyła własnej matki.
-Coś w tym jest...
-Może coś jej wszczepili?
-Wiadomo, co ten ordynator kombinuje?
-Chodzą słuchy że pozwala na niektórych pacjentach testować nowe metody leczenia...
-To niemożliwe. On po prostu włóczy się po firmach w poszukiwaniu sponsorów. Matoł z tego ordynatora, kto ci tam będzie sponsorował państwowy szpital.
* * *
Pani Wiesława wstała z łóżka i włożywszy kapcie podreptała do łazienki. Stanęła przed lustrem. Działo się coś dziwnego, nawet ona to czuła. I widziała.
Jeszcze parę dni temu nie było to na tyle niepokojące żeby się tym przejmować. Po prostu przeszedł reumatyzm, nogi przestały boleć... To wszystko. Pewnie podali jej coś dożylnie kiedy była nieprzytomna. Ale gdy zobaczyła swoje odbicie zrozumiała że coś jest nie tak. Zmarszczki prawie zupełnie zniknęły, włosy stały się bardziej gęste, i, co najgorsze, wydawały się wracać do dawnego koloru... W spojrzeniu męża było coś dziwnego, córka była jakby obca dla niej... To wszystko sprawiało, że Wiesława czuła się, jakby nie była sobą. Albo jakby wsadzono ją do cudzej skóry i nikt, kogo znała wcześniej nie mógł jej rozpoznać.
Kiedy wróciła do łóżka przypomniała sobie że nie zmówiła porannej modlitwy. Po raz pierwszy od 40 lat...
* * *
Milena zaniosła się kaszlem. Kiedy wreszcie przestała się krztusić, wróciła do zakupów.
-I jeszcze 2 kilo jabłek poproszę.
Co z tego że już nie mogła ich jeść. Były za twarde na jej słabe zęby. Od pewnego czasu wszystko było inne. Odczuwała nieznaną dotąd silną potrzebę więzi z Bogiem, chodziła więc prawie co dzień na msze. Męczyła się łatwiej, wszystko bolało niemiłosiernie. Ponadto wszędzie skóra stawała się wiotka, pomarszczona... Jej piękne, białe ręce pokryła siatka drobnych zmarszczek. Włosy zaczęły intensywnie wypadać, szarzały... Zdała sobie sprawę że zaczyna wyglądać jak jej matka...
A przecież miała tylko 21 lat.
Miała...
autorka wyraźnie przedstawia swoje obawy wobec postępu badań w medycynie, zastanawia się do czego to doprowadzi i przedstawia swoją straszliwą wizję - przerzucania śmierci na inną osobę, może mniej potrzebną...
połączenie aktu wiary z bezduszną medycyną - przeciwstawienie dwóch wymiarów pojmowania świata i życia: naturalna potrzeba śmierci została przeciwstawiona młodości i chęci życia, niesienia pomocy za cenę, której nie znamy w momencie dokonania wyboru
dwa warianty zakończenia - jakże chce się pierwszego, i jak często w życiu spotykamy się z tym drugim
do poprawy - literówki
warto zastanowić się nad epizodem o rozmowach pielęgniarek w szpitalnej dyżurce, bez tego wiadomo o co chodzi, im więcej w domyśle, tym lepiej pracuje wyobraźnia