5000

Redakcja

Pierwsze miejsce w konkursie na prawdziwą historię Waldemara

 

– Dlaczego bezrobotny?

– Bo nie mam pracy? – Rzuciłem pytająco.

Taka nowa moda odpowiadania pytaniem na pytanie przy użyciu irytującej intonacji staje się coraz powszechniejsza.

Młodzi to łykają, starzy się wkurwiają.

Jolanta do młodych nie należała.

– Chcesz mnie obrazić? – zapytała.

–To jest możliwe? – Powtórzyłem zabieg.

Skutecznie.

Jola wstała od stolika chwytając ze złością swą brązowo-czerwoną torebkę i po kilku niezgrabnych krokach zniknęła z oczu mych.

Spoglądając na zegar uświadomiłem sobie, że znajomość z poznaną przed dwoma kwadransami kobietą trwała o pół godziny za długo.

Swoją drogą, skąd wiedziałem, że miała brązowo-czerwoną torebkę? Przecież jestem daltonistą.

Niewytłumaczalne.

Dopiłem drinka i wyszedłem z pubu.

Poszperałem w kieszeniach.

Stwierdziłem, że taksówką „na gapę” do domu wrócić się nie da. Tramwajem – jest szansa.

Właśnie nadjechała „4”. Wskoczyłem szybko do drugiego wagonu  i gdy tylko zwolniło się miejsce dla ciężarnych natychmiast je zająłem.

Zmęczon będąc znacznie wydarzeniami dnia bieżącego, powiekom swym raczyłem dać odpocząć.

(No i co z tego że nie ma słowa zmęczon w słowniku SJP? Pewnie jego autor nigdy zmęczon nie był!)

Po chwilach kilku szturchnięcie poczułem. Powieki ani drgnęły. Inne części ciała również nie. Mózg za to zareagował błyskawicznie. Za chwilę usłyszę: „Bilety do kontroli”

Kolejne szturchnięcie – mocniejsze.

– Waldek! Nie wysiadasz?

Powieki drgnęły, Blisko dwumetrowe ciało również. Szybko odzyskałem sprawność w kończynach i wstałem.

– Wysiadam, wysiadam sąsiedzie.

Pan Kazik mieszkał w naszej przedwojennej kamienicy od zawsze, znał każdego i wiedział wszystko.

Teraz wracał z Realu, więc w rewanżu za przystankową pobudkę pomogłem mu w tachaniu zakupów.

Wracałem do realu.

Gdy zamykałem za sobą drzwi swojego 50-metrowego mieszkania nie spodziewałem się już żadnych niespodzianek. Jako bezrobotny od ponad 5 lat, ponad 50-letni psycholog, wiodłem życie nieskomplikowane i niekomplikujące życia innym.

Siku.

Pilot TV.

Lodówka.

Butelka piwa.

Otwieracz.

Szklanka.

Lodówka.

Kanapka.

Pilot TV.

Butelka piwa.

TELEFON!

 – Słucham?

– Witam księdza Waldemara…- drwiący głos w słuchawce wydawał się niezbyt obcy.

– Pomyłka.

–Waldi!  Zaczekaj! To ja, Garbaty.

– Skąd dzwonisz Żydzie?

– Z Twojego ukochanego miasta. Wsiądź w taksówkę i przyjedź do Hiltona.

– U nas nie ma Hiltona.

– Od jutra będzie. Pospiesz się.

Z Garbatym chodziłem do liceum. W 5000 znaków nie dałoby się opisać połowy jego szkolnych wyczynów. Natomiast późniejsze osiągnięcia opisywało pewnie ponad 5000 gazet na całym świecie.

Może nie warto odmawiać Garbatemu..?

Zszedłem dwa piętra niżej.

Puk. Puk. Puuuuk.

Dwa krótkie puknięcia i jedno długie – taki system pukania mieliśmy opracowany z Panem Kazimierzem.

(Z czego się śmiejecie? Wyłącznie system pukania do drzwi mam na myśli.)

– Panie Kaziu, stówkę bym pożyczył do niedzieli…

– Palmowej chyba... - rzekł Pan Kazik wyciągając z portfela dwa banknoty z podobizną Kazimierza Wielkiego.

– Panie Kaziu! Jest Pan Wielki!

Pan Kazik był tak dobrym człowiekiem, iż jego dobroci nie oddałoby nawet 5000 obrazków w piśmie obrazkowym.

– Hotel Hilton – rzuciłem krótko wsiadając do czarnej Wołgi Beemki.

Po kwadransie wchodziłem do hallu hotelu.

Garbaty stał przy recepcji wydając polecenia facetowi w ciemnych okularach.

 – Zapraszam. – Szerokim gestem prawej ręki zaprosił mnie do pustej hotelowej restauracji, a jego lewa ręka wskazała facetowi ze światłowstrętem kierunek jego działań.

Po godzinie wspomnień różnych Garbaty rzekł:

– Moja Alicja właśnie zamierza coś napisać. Jest zdolna i ambitna. Chciałaby zaistnieć na rynku literackim. Potrzebuję kogoś zaufanego,  by jej pomógł i jednocześnie zainspirował. Twój życiorys byłby chyba niezgorszy.

– Mój? To chyba żart.  Ja nic w życiu nie osiągnąłem. Ty to masz życiorys!

– O mnie napisano już wszystko a nawet więcej, a Ty zrobiłeś doktorat i wywalili Cię z powodów politycznych.

– Taak… politycznych. Umówiłem się na zaliczenie ćwiczeń ze studentami w „Fantazji”. Piwo, Wyborowa, i słone paluszki. Potem zacząłem wpisywać oceny do indeksów. Większość miała piątki, ale niektórym stawiałem szóstki a nawet siódemki. Ech ta Fantazja… Mogłem polecieć z uczelni dyscyplinarnie… Odszedłem na własną prośbę.
– Dlatego wyprowadziłeś się do Częstochowy?

– Nie… Pojechałem pomodlić się o lepszy rozum. No i przylazł do łba ten nieszczęsny pomysł. Kupiłem sutannę i zacząłem spowiadać na Jasnej Górze. Pomyślałem, że w ten sposób wzbogacę swe psychologiczne doświadczenia. Jednocześnie pomagałem ludziom gdyż udzielałem rozgrzeszenia dając symboliczną pokutę.

– W końcu wpadłeś.

– Tak, ale wyrok był w zawieszeniu i mogłem wyjechać z kraju.

– Słyszałem , że za granicami kraju też…

– Sorry, muszę Ci przerwać Garbaty, możemy jeszcze wrócić do tematu ale teraz musimy kończyć. Zbliżamy się do granicy 5000 znaków. Ty masz sławę, miliony dolarów, hotele, śnieżnobiałe implanty… A ja? Jestem tylko bezrobotnym psychologiem – trzecioplanowym bohaterem utworu jakiejś laski, której zamarzyło się być pisarką.

 Jej się udało, ale mogła o mnie napisać ciut więcej.

 

                                                                Piotr Jędryczek, godło: "Rezerwowy długopis"

Redakcja
Redakcja
Opowiadanie · 10 czerwca 2013
anonim
  • Dominika Ciechanowicz
    Mnie tu najbardziej ujął pomysł ze spowiadaniem na Jasnej Górze - genialne! Dlatego ten tekst już przy pierwszym czytaniu zapadł mi w pamięć. Autor ma takie poczucie humoru, które do mnie trafia, tylko nie pozwoliliśmy mu rozwinąć skrzydeł, bo ograniczyło go 5000 znaków :) Mam nadzieję, że nie tylko mnie się podoba, i że Piotr zaszczyci nas jeszcze kiedyś jakimś tekstem.

    · Zgłoś · 11 lat
  • Piotr Jędryczek
    Bardzo dziękuję za dobre słowo.
    Pozdrowienia od... Garbatego i Pana Kazia.

    · Zgłoś · 11 lat
  • Jakub Antolak
    bardzo fajny tekst, czekam na więcej :)

    · Zgłoś · 11 lat