Schaufensterkatze czyli kot z wystawy sklepowej
Tamtego dnia nikt nie przewidywał, co miało się wydarzyć na rogu ulic Velazquez i Alameda. Dzień miał być normalny, jak każdy inny dzień każdej innej wiosny w tym mieście. Ludzie szli do pracy, przeważnie trochę zgarbieni, jakby przygnieceni ciężarem tego, co mieli zrobić wczoraj, a czego nie dokończyli. Dla dzieci było już późno, powinny być w szkołach od ósmej rano, a tymczasem zbliżała się dziewiąta. Nawet kot siedzący w oknie księgarni miał wrażenie, że i dla niego w końcu przyszła pora, aby oblizać ostatni raz łapy i wziąć się za ten dzień.
Słońce napierało spomiędzy liści palm, które rosły wzdłuż Alameda. O tej porze dnia wpadało również za róg Calle Velazquez. Kawiarnia po sąsiedzku z księgarnią nosiła dumną nazwę Cafe Tesoro i od dawna już rozbrzmiewała życiem. Ktoś zagryzał w pośpiechu słodką bułeczkę, kto inny po prostu walił mocną kawkę i leciał do roboty. A emeryci, których chyba budziła prostata, na wszystko mieli czas i po raz kolejny tego dnia, jak i przez wiele poprzednich, spierali się o to, kto był mistrzem corridy w 1968 i która córka piekarza miała ładniejsze piersi.
Z minuty na minutę rosła temperatura otoczenia, jednak nie od emeryckiego sporu, a od andaluzyjskiego Słońca. Kot nie mógł już siedzieć na Mistrzu i Małgorzacie, przesunął się nieco dalej, na album z papieżem Janem Pawłem II. Dzięki temu znalazł się znów w cieniu i mógł dalej lizać łapę i obgryzać paznokcie. Zwróciła na to uwagę, jak zresztą każdego dnia, Sara Puentes, która przechodziła tędy codziennie od wielu wiosen. Tyle że od kiedy skończyła osiemnaście lat, każdej wiosny zwracała baczniejszą uwagę na bywalców Cafe Tesoro. Zaczynało jej zależeć na pewnym koledze ze studiów i z tego powodu dobierała stroje coraz odważniej. Tak było i dziś. Czyli wszystko tak, jak zwykle. Kot księgarza, który przeprowadził się tu z Niemiec wiele lat wcześniej – księgarz, a nie kot, oczywiście –kot był lokalny, andaluzyjski, ze swoją charakterystyczną mordą kota z południa Europy, taką trochę egipską. Zatem kot, bywalcy Cafe Tesoro, Sara Puentes, Słońce. Jedyne, co było dziś inne, to album o papieżu, który się przewrócił pod ciężarem kota, na co kot skoczył w kierunku szyby wystawowej i wystraszył Sarę Puentes. Ta z kolei zrobiła odruchowo mały krok do tyłu, stając na drodze Martina, lokalnego kierowcy taksówki. Martin, aby nie zderzyć się z Sarą Puentes, musiał postawić krok na ulicę. Tyle że tamtędy przejeżdżał właśnie autobus miejski linii 18. Martin nie miał szans z autobusem. Do tego uderzył głową o kamień chodnikowy. Zginął na miejscu. Narastające piękno poranka ustąpiło miejsca przerażeniu. Trup Martina leżał na chodniku. Sara Puentes drżała i nie wiedziała, co począć. Szok. Bywalcy Cafe Tesoro zyskali nowy temat do rozmowy, ale na krótko, bo jak tylko przyjechała policja, a potem czarny karawan zabrał Martina, powrócili do swoich ulubionych tematów. Sara Puentes poszła na wykłady i jej drżenie przykuło uwagę tego, kto zwrócić miał uwagę na sukienkę. Nim księgarz przyszedł do pracy tuż przed dziesiątą, było już po zbiegowisku. Wszyscy rozeszli się do swoich zadań albo do domów, gdzie opowiedzieli, co im się przydarzyło tego dnia, chociaż w porównaniu z martwym Martinem, to im się gówno przydarzyło. Niemiecki księgarz Oskar napił się kawy w Cafe Tesoro z bywalcami kawiarni i równo o dziesiątej otworzył księgarnię. Akurat pierwsi turyści zaczynali się kręcić w poszukiwaniu przewodników. Mogło im też chodzić o wymianę książki na inną, bo takie rzeczy też robił Oskar. Kiedy otwierał drzwi swojej księgarni, zerknął na okno wystawy i zaklął w swoim ojczystym języku na kota. Ten sierściuch znowu powywracał książki na wystawie! Szlag by trafił! Cholerne kocisko! Po niemiecku brzmiało to mniej więcej: Donnerwetter! Verdammter Kater! I dodał jeszcze pod nosem, że musi z tym zrobić porządek, bo przecież do jakiegos nieszczęścia dojdzie!
Poza tym nie wydaje mi się, by policja tak szybko puściła Sarę – spowodowała przecież nieumyślnie czyjąś śmierć.
Do poprawy:
• „Schaufensterkatze czyli kot z wystawy sklepowej” – jak w tytule, przed „czyli” przecinek;
• „Tamtego dnia nikt nie przewidywał, co miało” – sugerowałabym „Tamtego dnia nikt nie spodziewał się tego, co miało”;
• „ulic Velazquez i Alameda” – jeżeli „Velazquez” funkcjonuje tutaj jako nazwisko, to powinno być „Velazqueza”;
• „dzień każdej innej” – po „dzień” przecinek;
• „wzdłuż Alameda” – czy nie powinno być „Alamed”?
• „corridy w 1968” – „tysiąc dziewięćset sześćdziesiątym ósmym” (liczebniki w beletrystyce generalnie się rozpisuje);
• „Z minuty na minutę rosła temperatura otoczenia” – niezbyt zgrabne do przeredagowania. Może na: „Z minuty na minutę rosła temperatura na rogu Velazqueza i Alamedy”?
• „andaluzyjskiego Słońca” – czy na pewno „słońca” dużą?
• „obgryzać paznokcie” – sugerowałabym „pazury”;
• „księgarz, a nie” – usunęłabym „a”;
• „oczywiście –kot” – przed „kot” spacja;
• „Sara Puentes, Słońce” – czy na pewno „słońce” dużą?
• „Jedyne, co było dziś inne, to album o papieżu” – do przeredagowania – album nie był „inny” w sensie miał inny kolor, czy był innym albumem niż ten, który tam wcześniej leżał, tylko „inaczej się zachował”, bo przewrócił się pod ciężarem kota;
• „na co kot skoczył w kierunku szyby wystawowej i wystraszył Sarę Puentes.” – „na co ten zareagował skokiem w stronę szyby wystawowej, który wystraszył Sarę Puentes”;
• „musiał postawić krok na ulicę” – sugerowałabym „musiał cofnąć się na ulicę”, żeby uniknąć powtórzenia rzeczownika „krok”;
• „miejski linii 18” – „osiemnaście”;
• „Narastające piękno poranka ustąpiło miejsca przerażeniu” – do przeredagowania – piękno nie może narastać, coś ewentualnie może „pięknieć”, „stawać się coraz piękniejszym”;
• „tego, kto zwrócić miał uwagę” – „tego, który miał zwrócić uwagę”;
• „języku na kota” – „z powodu kota”.