w okolicy pelni ksiezyca wychodzi ze mnie zwierze

malagenio

Zawsze w okolicach pełni Księżyca wychodzi ze mnie zwierzę. Przestaję się golić, a dziś nawet nie znalazłem czasu, żeby się solidnie wykąpać. Ot, wstałem rano i kiedy zobaczyłem, że pada deszcz, to włożyłem swoje plany na dziś do pudełka z innymi pomysłami do rozpracowania. Pogrzebałem w tym pudełku i poszukałem innych propozycji na sobotę. Takich, które nie kolidowałyby z padającym deszczem. Jedna wydała mi się szczególnie dobra. Dość łapczywie wziąłem się do realizacji pomysłu. Zmarnotrawiłem trochę czasu na poranne dyskusje z Karstenem, ale cóż, zawsze to ciekawe dowiedzieć się od niego, kiedy dokładnie nastąpi koniec Unii Europejskiej, świata, albo przynajmniej zaznajomić się z garścią nowych plotek z naszego trochę sennego miasteczka. Miało być jednak o zwierzęciu, które się we mnie budzi.

Dziś zwierzę to przebudziło się, kiedy miałem zjeść kebab na moście. Nic wielkiego, rzeka jakich wiele, miasto też normalne, fajne, ale bez przesady – widziałem lepsze. Barierka na moście wręcz zachęcała do tego, aby zostawić za sobą obskurny arabski bar i właśnie tam przycupnąć nad kebabem. Ujebałem się sosem na całej linii poniżej nosa, ale nie to było zwierzęce w tym wszystkim. Oblizałem się po prostu. Poza tym miałem ze sobą chusteczkę. Zwierzęta nie noszą chusteczek. Zwierzęce było dopiero to, że zrobiło mi się dobrze. Poczułem się szczęśliwy, pomimo wszystkich kłopotów, które mnie otaczały. Poczułem dziką wolność, która się wlała we mnie za sprawą otoczenia. Rzeka, pochmurne niebo, krotka przerwa w deszczopadaniu na mój kebab.

Wyprostowałem się, wziąłem kolejny łyk coli i popatrzyłem na rzekę. Płynęła tak od dawna i pewnie jeszcze długo będzie płynąć. Jak moje życie. Przecież mogę właśnie zrobić tak, jak robi się z rzeką. Nie mogę próbować go ograniczać, bo spowoduję powódź. Mogę po prostu pozwolić mu płynąć, chłodząc wszystkie emocje. Ale jak to zrobić? Poprzez medytację? A co ja, kurwa, wiem o medytacji? Kolejny głęboki wdech.

Zauważyłem, że ludzie się ode mnie odsuwają. To przez to zwierzę, które było we mnie, i które właśnie teraz wyłaziło na zewnątrz. Przechodzili na drugą stronę ulicy. No to już, kurna, przesada. Przyjrzałem się sobie i zrozumiałem ich dziwne spojrzenia. Moje włosy! Rosły już nie tylko na głowie, ale i na dłoni. Spojrzałem w głąb rzeki w poszukiwaniu swojego lustrzanego odbicia. O matko! Moja twarz stała się jakaś podłużna, zarysował się na niej wyraz zdziwienia, a skóra zaczęła nabierać nieokreślonego brunatnego koloru.

Pomyślałem, że już nigdy nie tknę tych pierdzielonych kebabów w byle budzie. Będę jadł tylko porządne żarcie z Lidla, albo coś w tym stylu. Ludzie nie bali się jednak zapachu czosnku ani cebuli, odchodzili ode mnie, bo przestawałem być człowiekiem. Zacząłem uciekać do samochodu, starałem się iść wzdłuż murów nad rzeką, aż do parkingu i tak dotrzeć do domu. A tam przetrwać do nowiu Księżyca, by w poniedziałek wrócić do normalnej roboty i do życia.

Niestety zastrzelili mnie, zanim doszedłem do parkingu. Potem na sygnale trafiłem do szpitala i znalazłem się w szpitalnej kostnicy. Ale i tam był weekend, więc zostałem tak, sam pod prześcieradłem, jak w filmie. Dopiero wieczorem mieli mnie włożyć do lodówki. Zawsze tak mnie zostawiają, a w nocy, nim ktokolwiek zdąży przyjść i wsadzić mnie do tej chłodziarki i potem oddać do badań, wschodzi Księżyc. Pełnia Księżyca, żeby być dokładnym. Wtedy moje komórki zaczynają się łączyć, dzielić i pierdzielić. W każdym razie budzę się w tych kostnicach nie wiadomo już od ilu lat. A potem uciekam stamtąd i wracam do domu. Zaglądam do pudełka z pomysłami na deszczowy dzień i wybieram kolejne plany na kolejne dni, nim przyjdzie kolejna pełnia i nim ktoś znowu na mnie zapoluje.

Tak czy inaczej jutro na śniadanie będzie jajecznica i kotlet z kurczaka na obiad, żadnych kebabów. Od tych kebabów to mi jednak strasznie długo na łapach sierść zostaje. Dobranoc.

malagenio
malagenio
Opowiadanie · 11 czerwca 2013
anonim