bajka o czlowieku, ktory sie zmienil w rzezbe

malagenio

 

W pociągu zawsze się pozna kogoś dziwnego, dlatego czasem lubię świadomie zostawić auto na parkingu i odbyć podroż tym właśnie środkiem transportu.

– Stary już jestem i coraz gorzej to znoszę – powiedział gość około sześćdziesiątego roku życia, wsiadając do mojego przedziału w pociągu, którym wybierałem się na północ.

Uśmiechnąłem się życzliwie, słysząc jego uwagę i zapytałem, czy to ze względu na wiek i czy może mam mu pomoc albo coś. Wtedy to on się uśmiechnął i odrzekł, że taki stary to znowu nie jest. 

– A jest pan dziadkiem na przykład? – Zadałem pytanie w nadziei, że nie jest. Wtedy mógłbym stwierdzić, że wcale nie jest stary. A jeśli powiedziałby, że dziadkiem jest, rzuciłbym przygotowaną ripostę, że w takim razie wnuczki zapewnią mu kontakt z młodością. On niestety był sprytniejszy i oznajmił:

– Nie jestem dziadkiem, ale chętnie nim będę, bo mam już tyle lat, że z przyjemnością opowiadam bajki. 

– To dobrze się składa, bo ja je z przyjemnością zapisuję – odpowiedziałem, ponownie się uśmiechając.

– To proszę posłuchać tej, którą ostatnio słyszałem – dodał gość i już miał zacząć opowiadać, ale pociąg szarpnął i ruszył w kierunku północy, a do naszego przedziału (bo już było nas przecież dwóch) wtargnął solidnie podpity mężczyzna i zapytał, czy jedziemy na północ, co najmniej do Leszna. 

Spojrzeliśmy na siebie z dziadkiem opowiadającym bajki i obaj przytaknęliśmy. Starszy pan zapytał tego pijanego, dlaczego pyta akurat o Leszno i z jakiego powodu wybrał właśnie nasz przedział, skoro w pociągu jest tyle pustych. 

– Bo… Jhaa… Jaah, psze panuuf, jadę właśnie do Leszna i nie mogę jechać w cakowicie pustem przedziale, bo chtoś mnie przeciesz obudzić w tem Lesznie musi – wycedził, po czym spojrzał za okno, nakrył się marynarką i zasnął w rogu.

– Wracając do bajek – powiedział dziadek – to opowiem panu historię o tym, jak pewien człowiek się zamienił w rzeźbę . Bo nie wiem, czy pan wie – ciągnął – ale często jest tak, że jak ktoś coś tworzy, z czasem się do tego coraz bardziej i bardziej upodabnia, a na końcu może się tym czymś stać.

– No, teraz to pan przesadził – odezwałem się. – Jak może się ktoś zamienić w coś, co lubi. Ludzie się nie zmieniają w nic innego. Ludzie pozostają ludźmi!

– A, widzi Pan, jak byłem młody, to też tak myślałem, ale teraz jestem pewien, że się zmieniają. Jeden typ, proszę pana, tak się właśnie w rzeźbę zamienił. Nie chciało mu się normalnej pracy szukać, no to ktoś mu polecił, żeby się na Akademii Sztuk Pięknych zatrudnił jako model. I tak mu się to, proszę pana, spodobało, że chodził tam z chęcią i pozował studentom w rożnych pozach. Potem się zakochał w pewnej profesorce, która wykładała malarstwo czy coś takiego, i tak, proszę pana, się to potoczyło, że ten człowiek przychodził najpierw jako młody, rozleniwiony chłopak i tylko dlatego, że nie chciał innej roboty szukać, a potem to polubił, jak już mówiłem, i to na tyle, że również poza salą w Akademii niechętnie się poruszał, a w domu godzinami w jednej pozycji pozostawał na kanapie. Jego matka musiała mu podawać jedzenie i sprzątać jego pokój. Bądź co bądź przynosił pieniądze i dokładał się do gospodarstwa, więc matka bardzo się nie skarżyła. Sam nie wydawał pieniędzy, bo nie lubił wychodzić z domu. 

Pewnego dnia  profesor od rzeźby powiedział do niego, że ma do zrobienia rzeźbę z marmuru. Ot, taka chałtura na cmentarz dla jakiegoś bogacza. W każdym razie profesor potrzebował na początek pracy jakiegoś modela, bo rzeźba miała przedstawiać anioła ludzkiej wielkości. Skrzydła profesor miał dorobić później sam, ale na początek trzeba było pozować długo i wytrwale w tej samej pozie. Robota w sam raz dla naszego młodego chłopaka.

Ów młodzieniec coraz mniej kontaktował się z otoczeniem, nie dzwonił do kolegów, nie spotykał się z kobietami, rodzina za nim nie tęskniła. Po prostu budził się, szedł do pracy i stawał w sali, pozując godzinami, codziennie przez miesiące i lata, za każdym razem do innego obrazu, co parę dni udając inną postać.

Teraz miała być to jednak rzeźba, więc trzeba było wiele miesięcy spędzić w tej samej pozycji. Czy wytrwa? Podjął się tego w końcu, bo lubił tę pracę i wydawało mu się, że stoi przed nim nawet interesujące wyzwanie. Jakież było jego zdziwienie, kiedy po kilku miesiącach stania w tej samej pozie ze złożonymi po anielsku dłońmi, podczas powrotu do domu zauważył, że jego oddech się spowolnił, że jego serce bije dużo wolniej i że nie ma w nim tych wszystkich emocji, które kiedyś szalały w jego głowie. Może się po prostu zestarzałem, pomyślał. Tak już zostało, oddychał wolniej i wolniej, nie potrzebował innych ludzi. Jego serce również biło coraz wolniej, co z kolei powodowało, że i emocji było w nim jeszcze mniej.

Kiedy w końcu rzeźba z marmuru była gotowa, nasz model miał kilka dni przerwy. Zdał sobie sprawę z tego, że jego praca to jedyny element świadczący o tym, że żyje. Chciał wykorzystać ten czas i pojechać z matką nad morze, ale z jakiegoś powodu nie mógł się ruszyć na dworzec. Coś mówiło mu, że powinien zostać w domu i raczej poleżeć na kanapie. Tak zrobił. Szczęśliwie, jak się okazało. Dostał nowe zlecenie z uczelni.

Następnego ranka pojawił się w sali i pozował do kolejnej rzeźby. Znowu stał miesiącami w tej samej pozie. Tym razem chodziło o postać żołnierza, który wracał z przegranej wojny, więc nasz model musiał mieć dodatkowo smutną twarz. Tak się to, proszę pana, ciągnęło przez kolejne długie zimowe i wiosenne miesiące. Któregoś dnia model poprosił profesora, żeby pozwolił mu zostać na noc w sali. Profesorowi było to obojętne, więc chłopak chętnie to wykorzystał i zaczął zostawać na noc na uczelni, nie wracając do domu. Jadł coraz mniej, bo i ruszał się coraz mniej, a jego serce prawie przestało bić. Aż kiedyś, proszę pana, ten profesor, co go zatrudniał, umarł na atak serca. Ludzie, którzy przyszli po dwóch, trzech dniach do sali, w której odbywało się to całe rzeźbienie, nie wiedzieli, co jest rzeźbą, a co człowiekiem, tak się tylko nieznacznie mógł ten model poruszać. Zapakowali więc i jedno, i drugie. Dziwili się, co prawda, dlaczego jeden żołnierz jest ciężki jak z kamienia, a drugi dużo lżejszy, ale co tam, załadowali obu na stara i wywieźli do magazynów. Matka młodzieńca zgłosiła po swoim powrocie znad morza zaginięcie syna, ale nikt go nie szukał, więc sprawa została umorzona. A model, proszę pana, do dziś stoi w magazynach akademii. Nawet na żaden pomnik nie trafił! Tak jest, proszę pana, miał takie marzenie, żeby kiedyś postać na cokole. I nawet to się nie spełniło. Ale przez całe życie robił to, co lubił, a przynajmniej tak mu się wydawało. To wszystko. Zmienił się w rzeźbę i już. Tak to bywa, kiedy ktoś coś bardzo lubi i poświęca temu cały swój czas i całe życie. Wtedy mu tego życia na inne sprawy nie wystarcza i nim się człowiek obejrzy, zmienia się w to coś i tak mu zostaje. A większość kończy w jakimś magazynie i tyle. 

Pociąg szarpnął, zatrzymując się. 

– Och, Leszno! – krzyknąłem i spojrzałem odruchowo na człowieka, którego mieliśmy właśnie tam obudzić.

Na kanapie pod oknem leżała jednak tylko butelka wódki, a moje serce w pustym przedziale biło bardzo powoli, bardzo, bardzo powoli.

malagenio
malagenio
Opowiadanie · 11 czerwca 2013
anonim
  • Mithril
    "bajka o czlowieku, ktory sie zmienil w rzezbe"...............zabrakło klawiatury na diakrytyczność(?)

    .......................tekst jałowy z interpunkcją od śmigła

    · Zgłoś · 11 lat
  • malagenio
    solo de errores se aprende, dzieki za komentarze, poprawi sie :), a tytul owszem pisany z niemieckiego komputera to i polskie znaki sie schowaly,

    · Zgłoś · 11 lat
  • Paulina Biczkowska
    Nice :) Bajka faktycznie opowiedziana tak, że wciąga ;)

    Drobiazgi do poprawy:
    • „przykład? – Zadałem pytanie” – „zadałem” małą;
    • „dziadkiem opowiadającym bajki” – sugerowałabym „lubiącym opowiadać bajki”;
    • „A, widzi Pan” – „pan” małą”;
    • „na Akademii Sztuk Pięknych” – „akademii sztuk pięknych” małymi, bo nie chodzi o konkretną uczelnię, np. ASP w Gdańsku, tylko o jej typ;
    • „w rożnych pozach” – „różnych”;
    • „salą w Akademii niechętnie się porusza” – „akademii” małą (znowu – chodzi o typ uczelni, a nie konkretną jednostkę);
    • „znad morza zaginięcie syna, ale nikt go nie szukał” – sugeruję „nie znalazł”, bo skoro matka zgłosiła jego zaginięcie, to znaczy, że go szukała.

    · Zgłoś · 11 lat