Literatura

--[rzeczywistość]-- (opowiadanie)

artx

romyślania pod wpływem.... piecyka gazowego :>
--[rzeczywistość]--

Wybiegł na ulice. Ludzie mu się jakoś dziwnie przyglądali, a może to on przyglądał się im? Hmm zwisało mu to - tak to słowo całkowicie mu odpowiadało powtórzył je w myślach po raz setny i poczuł jak wraca mu humor. Biegł dalej, oczywiście nie wiedział, dokąd zmierza, ale przecież nie oto tu chodziło, chciał tyle rzeczy na raz zrobić i tak wiele pomyśleć, ale myśli, zbyt szybkie nagle się stały, przeszły jakąś przyśpieszającą metamorfozę - ha zaczął się śmiać przyśpieszająca metamorfozę, ale kurwa jestem zabawny ech lubię sobie poprzeklinać; można było powiedzieć, że to była jego pasja takie hobby, na które niestety nie często mógł sobie pozwolić.

Biegł... Minął go smok goniący księżniczkę i ziejący ogromnym czerwonym płomieniem hmm spojrzał na zegarek o tej porze hmm. Dziwne -pomyślał- spóźnił się ech machnął ręką nie pomagając kobiecie, która teraz wypalała się w gorącym oddechu potwora...

Mknął przed siebie przez miasto pełne ludzi bez twarzy, normalnie spacerujących, zajętych swoimi codziennymi obowiązkami, wydawało się, że nie odczuli braku twarzy, że im to nie przeszkadza... Mijał ich z nadzieja, że zobaczy, choć jedno normalne oblicze człowieka - bez skutku...Wszędzie białe maski bez oczu nosa czy ust białe kartki; przestało go to śmieszyć, choć za bardzo się nie zdziwił - już wcześniej ich spotykał, choć zawsze trafiał na kogoś normalnie wyglądającego; machnął ręką nie przestawiając biec.

Machniecie ręki niby magiczny gest sprawiło, że krajobraz z ulicy zmienił się na jakiś ogromny gmach, w którym roiło się od czarnych garniturów hmm on sam zdawał się przywdziać na ta okazje podobny.. Popatrzył na twarze otaczających go ludzi, to, co ujrzał przyprawiło go o dreszcze zaczął nie na żarty się bać, ujrzał, bowiem przebiegłe twarze z szyderczymi jakby przypiętymi uśmiechami i te oczy przenikające na wskroś, wysysające i okrutne... Musiał się wydostać;

Uciekł... Trafił na łąkę normalna zielona łąkę w normalnym miejskim parku, słonce świeciło, niebo miało miły szafirowy kolor...

Zwolnił pragnął tu zostać jak najdłużej, zaczął spacerować, minął dziewczynkę na kocyku bawiącą się lalkami podszedł do niej urzeczony niewinnością i delikatnością dziecka..

Cześć!! Jak się nazywają twoje lalki?- Zagaił

Dzień dobry mama nie pozwala mi rozmawiać z nieznajomymi wiec proszę odejść - odpowiedziała grzecznie dziewczynka z kapeluszem na głowie nie przestając się bawić.

O jaka mądra dziewczynka - pomyślał- pogratuluj mamusi dobrego wychowania -odpowiedział i począł się oddalać.. Nagle poczuł nieodparta chęć odwrócenia się i ponownego ujrzenia tej przemiłej osóbki, miał jakieś dziwne wrażenie ze skądś ją zna, zatrzymał się i z lękiem się odwrócił- na szczęście była tam i nadal bawiła się lalkami...

Uspokojony miał już oddalić się, gdy nagle dziewczynka się odwróciła i krzyknęła do niego:

Hej proszę pana!! Zaskoczony podszedł do niebieskiego kocyka i z zaciekawieniem popatrzył na dziecko

Taak? - Odpowiedział.

Nigdy nie byłeś dobrym chłopcem i dlatego dziś dostaniesz lanie i możesz zapomnieć o kolacji! -Z surowością i naganą w głosie mówiła dziewczynka.

Ależ mamo przecież to nie ja!!! Przecież wiesz ze nie był bym do tego zdolny mamusiu przysięgam, odrobiłem lekcje i posprzątałem swój pokój - płaczliwie z nadzieją i ufnością małego chłopca odpowiedział.

Przestań lamentować!!! Masz być silny zachowujesz się jak twoja młodsza siostra a nie jak dorastający chłopiec, który niedługo założy rodzinę i rozpocznie wielka karierę - z wyraźnym zdenerwowaniem odparła dziewczynka coraz bardziej przypominająca jego matkę.

Przepraszam pójdę do swojego pokoju - odwrócił się na pięcie i począł maszerować przez zielona trawę ocknął się; dotarło do niego to, co przed chwila powiedział -cala ta wymiana zdań, nie mógł uwierzyć, odwrócił się

Cała ciepła polanka zamieniła się w jego stary rodzinny dom, ogromny, straszny budynek na przedmieściach...Stał troszkę z boku w pokoju siostry, spojrzał w lustro ujrzał w nim siebie jako ośmioletniego chłopca, z niedowierzaniem zwrócił wzrok na swoją sylwetkę - nadal miał czarny garnitur i niczym nie przypominał tego chłopca w lustrzanym odbiciu.. znufff poczuł dreszcze.. Przed nim stał okrągły stół z starym gramofonem, w głębi łoże, na którym leżała umierająca jego młodsza siostra Veronika.... - Wpadła do przerębli, gdy dwa dni temu byli na lodowisku...On ją tam zaciągnął - pamiętał, pomimo ze wiedział ze lód jest kruchy..... Ale nie zrobił tego specjalnie jak twierdziła jego rodzina.... Nie cierpiał tego słowa "rodzina" być może nawet nienawidził, wyraz ten stał się dla niego synonimem smutku, zdrady, nieufności..Teraz zgromadziła się przy łóżku chorej.... W migotliwym świetle świeczki wyglądali jak upiory czekające aż się do nich przyłączy... Cienie na ścianach wydawały się mieć więcej ciepła wzdrygnął się podszedł do siostry.... Popatrzył na rodziców trwali nieruchomo ze wzrokiem mglistym bez cienia uczucia utkwionym gdzieś w nieskończoności swoich planów, nie było ich tutaj planowali już pewnie pogrzeb i listę gości pomyślał poczuł jak mu pot spływa po plecach...

///Nareszcie uwolnił się od nich.. Choć na chwile mógł zasiąść wygodnie w swym fotelu, do którego już tak bardzo się przyzwyczaił.. Uciekł od tego całego zamieszania, które mu, na co dzień towarzyszy, zgiełku, WAZNYCH spraw zawsze nie cierpiących zwłoki.. Czuł się znufff zmęczony wiedział ze bez pomocy lekarstwa, które poznał już na uniwersytecie nie da rady przetrwać dzisiejszego wieczoru sięgnął wiec do tajnej szufladki w swym biurku wyciągnął kolorowa pigułkę popił wodą odprężył się... Miał jeszcze parę minut///

Gdzieś w oddali usłyszał muzykę..... Brzmiała demonicznie a zarazem bosko; chciało się ku niej unieść, lecz jakaś tajemnicza siła trzymała duszę na nierozerwalnej smyczy, nie pozwalała się jeszcze wyzwolić, choć tak bardzo chciał się urwać i podążyć za nią.. Była tak piękna, że czuł ją wszystkimi zmysłami, był pewien, że mógłby się jej złapać i polecieć ku boskiemu grajkowi.... Odwrócił głowę od okna, popatrzył na siostrę - unosiła się nad łóżkiem, mógłby przysiąc, że widział błysk radości w jej martwych oczach, patrzył jak ją oplata, przytula niewidzialny obłoczek melodii... Trwało to setną sekundy a może całe wieki... Po czym Veronika znikła za oknem gdzieś daleko za horyzontem...... Poczuł ulgę....

Przetarł oczy i nie przestawał biec czuł się szczęśliwy..... Choć nie wiedział, dlaczego nagle wszystkie kolory zaczął widzieć nad wyraz wyraźnie jakby w nowym nigdy wcześniej nie dostępnym mu wymiarze poczuł ogarniającą go euforie.. Wszystko go cieszyło... Unoszące się wszędzie liliowe kwiaty, które tak kochał, ludzie ślizgający się po tęczach...Wszystko.. Nie próbował analizować swojego stanu, oddał się błogiej lewitacji... Zawładnął nim spokój, wkradł się do jego umysłu, na jego twarzy malowała się bez graniczna ufność i szczęście.. Latał tak wśród chmur i ptaków, ścigał się z kroplami deszczu i tańczył z płatkami śniegu leniwie opadającymi na Bożonarodzeniową choinkę, był wesołą iskierka tańczącą na kominku, radośnie świecącą nowo powstałą gwiazdą, motylkiem, który to dopiero opuścił kokon i z ogromną ciekawością zaczął na nowo poznawać świat.. Wleciał do metra...

I był człowiekiem przynamniej z fizycznego punktu widzenia leżał na ławce w poczekalni.. Miał na sobie pomięty garnitur.... Rozejrzał się po niedużej sali, była paskudna, w koncie leżał jakiś człowiek z zgniłym pękiem białych kwiatów obok niego leżał zdechły motyl, ech, co ja tu robię? Zaczął się zastanawiać, choć wiedział, że nie było sensu, w jego głowie zbyt dużo myśli, wyjaśnień, definicji walczyło o prawo głosu postanowił oddać się intuicji i pozwolił swemu ciału decydować o tym, co dla niego będzie najlepsze..

Znalazł się w taksówce z śmiesznymi złotymi skrzydłami, ciekawe - myślał- dawno nie jeździłem taksówkami hmm może to jakiś prototyp? No, bo jak wyjaśnić te skrzydła? A może przywidziało mi się? Ech wyjże przez okno... - Taksówka nie unosiła się ba nawet chyba nie jechała- zdawało mu się, że to krajobraz za samochodem się przesuwa jakby nagrany na taśmę i odtworzony przed jego oczami a może to tylko, ehh znufff tyle myśli musiał odpocząć....

Był w swoim łóżku.. A raczej fotelu powoli odzyskiwał wzrok i wydawało mu się, że i jasność umysłu.. Ale wiedział, że przed nim jeszcze długa droga.... Usłyszał pukanie okropnie denerwujące stukanie kościstej dłoni o drewno...

KNOCK KOCK PUK PUK otworzył oczy spojrzał na biurko, na siebie, podniósł lusterko ujrzał swoja zmęczona usłana zmarszczkami twarz i okropnie mglisty wzrok...

///Taak proszę - odparł leniwie - drzwi się otwarły i do pokoju wtargnęła jakaś obca mu osoba w skórze jego sekretarza bardzo go to ubawiło

....Nic nie mówił wolał poczekać na bieg zdarzeń; był taki zmęczony.. Zwrócił wzrok na intruza, ten wyraźnie się zmieszał

Taak?- Podniósł troszkę glos.. W czym mogę CI pomoc?

Aaa ek akhm akhm panie prezydencie komisja czeka, miał pan wykonać telefon i wrócić a nie ma pana już 2 godziny niepokoimy się, nie mamy tez zbyt dużo czasu sytuacja na wschodzie jest naprawdę niebezpieczna. Podczas pańskiej nieobecności odebraliśmy szereg niepokojących informacji. Musi pan podjąć parę niezwykle ważnych decyzji, które trzeba jak najszybciej przekazać do kongresu..///

Taaaaak eehh niezwykle ważne informacje - pomyślał hmm może w końcu udało im się złapać smoka? To go zaciekawiło albo może wynaleźli maski dla ludzi Taak może jednak warto wstać z fotela ech obowiązki.....

--[For U ArtX]--


fatalny+ 4 głosy
Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować i oceniać teksty
Zaloguj się Nie masz konta?   Zarejestruj się
przysłano: 5 kwietnia 2001

Inne teksty autora


Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką prywatności.
Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce.

Zgłoś obraźliwą treść

Uzasadnij swoje zgłoszenie.

wpisz wiadomość

współpraca