Khmm, akhmm - co chwila chrząkał, mając nadzieję, że tym razem doda sobie animuszu i choć przez chwilę zapomni o okropnie bolącej głowie... I tej poważnej decyzji, którą za chwilę będzie musiał podjąć.
Nie pomagało...
Nie pozostawało mu nic innego, jak ponownie wkroczyć do akcji...
Wyciągnął swoją ulubioną broń "sztyftówę" ver.1.2. z automatycznym naprowadzaczem malutkich sztyfcików i najnowszą wersją gumki recepturki 3.9. Załadował dwa żółte pociski i zaczął szukać celu...
W tym czasie jego operator Talk wcierał w siebie jakiś szary proszek, ale nikt nie wie, po co, a już tym bardziej, dlaczego...Tym samym umknęła mu króciutka anomalia na ekranach komputerów monitorujących Marksa... Nie był w stanie uprzedzić ani poratować swojego towarzysza walki znanego w hacerskim(harcerskim?) światku jako LEO...
Szukał celu już od 15 minut i na nic nie natrafił. Już był skłonny pomyśleć, że agenci MARKSA zostali wynajęci albo wyjęci, ale to oczywiście nie wchodziło w rachubę, bo co on sam robiłby przez resztę filmu, więc jak przystało na rasowego odmieńca, wzmógł czujność.
Niestety na niewiele mu się to zdało, gdy pozostawiony sam sobie nie zauważył, jak wtargnął na przedszkolny plac zabaw...
Nim zdążył krzyknąć: NIECH ŻYJE LEEEEOOOOOON ZAWODOWIEC I JEGO ZAWODOWOWE LEONKI, został otoczony przez zmorę każdego początkującego Odmieńca - stado rozwrzeszczanych dzieci z ogromnymi karabinami - oczywiście gotowymi do strzału.
TALK skończył wcieranie w swe ciało szarego pyłu, który podobno ma wzmóc potencję, tzn. potencjalny wzrost energii podczas akcji "ow. korz." (? - przyp. autora) i zerknął na monitor. Zastygł w pozycji nic nie mówiącej, zastygłej postaci z filmu lub opowiadania, co oczywiście nie wróży nic dobrego dla dalszego rozwoju sytuacji. LEO wpadł w zasadzkę - ta myśl zadziała jak zimny prysznic or something, przywracając światu Talka - być może pomógł też tu telefon, który dzwoni już od paru sekund...
T: TU TALK, MÓW!!!!!!
L: KRIST, JESTEM OTOCZONY!!!! PRZEZ TAJNYCH AGENTOW Marksa!!!! POMÓŻ!
T: DOBRA, MAM PLAN POSTARAJ SIĘ WYTRZYMAĆ PRZEZ PARĘ SEKUND!!
L: TYLKO SZYBKO, NA GOD!!
Leo schował swój telefonikator i wyciągnął procetora, po czym nikogo nie informując, otworzył ogień - setki tysięcy drucików pozaginanych w podkowę leciało ku swym celom - agentom MARKSA, wcielonych w niewinnie wyglądające dzieciaki z malutkimi bródkami(???) Agenci zaczęli tańczyć break danca... I tu już Daniec nie wytrzymał - rzucił lalką w ekran i wyszedł sobie, a Leo dalej uskuteczniał swój taniec śmierci, biegając po piaskownicach i drabinkach, starając się nie dopuścić do otwarcia ognia przez agentów... Wskoczył właśnie na ogromną huśtawkę, szybko ją rozbujał, czym zyskał sobie parę cennych sekund, gdyż wszystkie dzieci-agenci przystanęli na chwilkę zdumieni tak szybkim i profesjonalnym rozhuśtaniem wielkiej huśtawy... Sekundy te bardzo były potrzebne Odmieńcowi, gdyż właśnie skończyła mu się amunicja do jego wspaniałej procy...
T: TU TALK, JUŻ KONCZĘ PROGRAM WSPARCIA MORALNEGO I DORAŹNEGO DLA POTRZEBUJĄCYCH ODMIEŃCOW ver. 12 PO UPGRADZIE (do zakupienia w naszej wysyłkowej centrali centralnej tel: 991) OKI ŁADUJĘ............
Leo zeskoczył z huśtawki prosto w wesołą gromadkę agencików... Zdawało mu się, że czuje wymierzone w niego celowniki. To już koniec - pomyślał i zobaczył, jak malutkie paluszki najbliższych agencików zaciskają się na maleńkich spustach..
Zdążył jeszcze zobaczyć strugę niebezpiecznie mokrej wody wytryskującej z lufy i nagle nie widział już nic - to TALK załadował program WMiDdPO ver.1.2...
Leo otworzył oczy. Agenciki strzelali wściekle do niego ze swych wodnych karabinków. Uśmiechnął się, poprawił swój nowo załadowany płaszczyk przeciwdeszczowy, otworzył parasol, który trzymał w ręce i wesoło udał się do kościoła świętej pomocy...
T: TU TALK
L: HEY STARY BRACHU! UDAŁO CI SIĘ, WSZYSTKO WYGLĄDA NATO (tu wstał przewodniczący - pogmerał coś pod nosem i szybkim krokiem wyszedł...), ŻE MISJA ZAKOŃCZY SIĘ SUKCESEM. >>>
T: TO DOBRZE, GDYŻ CWAJNITRY NIE PRZEŻYŁABY TEGO.
L: WIEM, WIEM - JA TEŻ - HIIIHHIIHI!
T: NO I MORFINA ZROBIŁ JUŻ HAMAK DLA POTOMKA, HAHAHHA.
L: DOBRA, DOBRA - NIE TAK SZYBKO OK? GARNITUR URATOWANY! BIEGNĘ, BO SIĘ SPÓŹNIĘ, A KSIĄDZ NIE BĘDZIE WIECZNIE CZEKAŁ, NO I GOŚCIE "OW. KORZ." ŻYCZ MI SZCZĘŚCIA.
T: SZCZĘŚCIA.
I żyli długo i szczęśliwie or something.
--[For U ArtX]--