Przyjemności wynikające z głodu cz. 3

moonky

Nerwowo kroczył w miejscu. Ręce spocone drżą ze zdenerwowania. Inaczej… z podniecenie i niecierpliwości oczekiwania. Spokojnie. Na pewno pomoże wentylacja organizmu. Ustami wdech, a nosem wydech. Pomijając fakt, że powinien robić to odwrotnie pracował jak silnik lokomotywy parowej. Myślał co robić kiedy zjawi się ona. Nękała go trema. Z jednej strony radość, nieopisane szczęście. Jakby obejrzeć tę sprawę z drugiej strony malowało się tam zwątpienie. Zaraz - jakie znów zwątpienie?! 10 lat żyłeś ze świadomością nieodwracalnej straty, a teraz masz zastrzeżenia?! Obudź się! Tak wewnętrznie Artur mobilizował się próbując dodać sobie pewności. Po raz pierwszy od dekady ujrzy dawną przyjaciółkę, Paulinę. Należy streścić wydarzenia jakie poprzedziły teraźniejszość.

 

Artur i Paulina spotkali się na obiedzie. Zwykły posiłek, który zmienił wzajemne stosunki przyjaciół z redakcji. Doszło do zbliżenia, wyznania szczerego uczucia. Nie obyło się bez zaskoczenia, prawdziwych łez wzruszenia, a także śmiechu. Tak czy inaczej kobieta skusiła się. Oddała się chwilowemu przypływowi uniesienia albowiem potrzebowała bliskości. Artur świetnie potrafił się z nią dogadać, więc mógł się okazać odpowiednim partnerem. Spędzali razem mnóstwo czasu. Udało się wejść w intymne relacje, co umocniło więź przyjaźni. Paulina poznała kilka ważnych informacji, o których nie wiedziała. Nigdy nie podejrzewała, iż ten obdarzony nieprzeciętnym darem pisania, błyskotliwy, mądry mężczyzna skrywa w sobie liczne kompleksy. Uważała to za niedorzeczne. Obcując z nią pozbywał się mentalności nieudacznika widzącego jedynie swoje wady. On sam z kolei służył dziennikarce spełniając rolę ’przyjaciółki’. Rozmawiała z Arturem godzinami na każdy temat. Relacje układały się znakomicie… Minęły dwa tygodnie. Do redakcji trafiła wiadomość mówiąca o tym, że Paulina miała wypadek samochodowy. Na śliskiej drodze straciła panowanie nad pojazdem i uderzyła w drzewo. Zginęła na miejscu. Jak łatwo zrozumieć każdy był przygnębiony. Największy ból zapanował w sercu Artura. Mocno to przeżył. Nie poszedł nawet na pogrzeb. Dla ludzi była to zagadka, a on sam nie chciał powiedzieć dlaczego. Cierpiał w samotności. Jednak odwiedzał grób przyjaciółki samotnie. Patrząc na pomnik widział ją jak żywą. Mówił do niej, wtedy wyznał miłość. Zabrakło odwagi kiedy miał okazję powiedzieć to pierwszy raz. Płakał nad mogiłą ukochanej, szczere łzy spływały po twarzy tworząc świadectwo miłości. Wciąż czuł jej dotyk. Uwielbiał wracać do przeszłości, mógł rozkoszować się momentami radości oraz wypełniającego go wówczas szczęścia. Natomiast kiedy przebywał w pracy ciężko było mu się skupić. Otaczająca rzeczywistość niemal nieustannie kojarzyła się z Pauliną. Chcąc normalnie funkcjonować skupił się na tworzeniu tekstów. Aby urozmaicić warsztat dziennikarski zaczął przeprowadzać wywiady. Przygotowywał się do nich skrupulatnie. Poświęcał tydzień czasu na prześledzenie życiorysu rozmówcy. Poznawał znajomych, sąsiadów, jak również przeciwników politycznych. Ponadto zagajał zwykłych ludzi(przechodniów czy pasażerów autobusu) na temat postaci, z którą wywiad miał być przeprowadzony. Skutkiem tego materiał czytało się z zaciekawieniem. Nie wiadomo czy z tej przyczyny, ale sprzedaż tygodnika wzrosła. Dzięki starannej i sumiennej pracy dziennikarskiej po pięciu latach Artur został zastępcą redaktora naczelnego. Po trzech latach nadszedł czas na emeryturę głównodowodzącego czasopismem. Teraz obowiązki sternika przejął Artur Barański. Udało mu się utrzymać zespół redakcyjny oraz dobry nakład. Mimo sukcesów zawodowych wciąż cierpiał. Przeszło od dekady ma problemy ze snem. Kiedyś jadł sporo. Obecnie nie może patrzeć na żywność. Niezbędne minimum. Odbiło się to na wyglądzie. Z przepasanego obywatela stał się wychudzonym członkiem społeczeństwa. Ktoś mógłby powiedzieć: ‘Masz czego chciałeś, o taką sylwetkę ci chodziło’. Artur bez wahania odpowiedziałby: ‘ Za jaką cenę? Za jaką cenę?!’ Być może jednym z kosztów stały się papierosy. Tytoń zawinięty w papierową tubkę. Nieodłączny towarzysz. Jedyny przyjaciel jaki mu pozostał. W milczeniu obserwował jak Artur umiera w środku. Traktował to również jako rodzaj terapii, chwile odprężenia. Kilka minut wciągania dymu zastępowały utraconą bliskość z kobietą. Krótkie pocałunki z filtrem papierosa jako substytut intymności z Pauliną. Zdawał sobie sprawę, że tak naprawdę są to całusy śmierci, które pewnie wyślą go na cmentarz w trybie przyspieszonym. Akceptował to. Jeśli po drugiej stronie życia uda mu się spotkać przyjaciółkę WARTO podjąć ryzyko bolesnej śmierci.

 

Czekał niecierpliwie aż samolot przybędzie. Opóźniony, typowe ! Oby tylko szczęśliwie doleciała na miejsce. Ciekawe czy bardzo się zmieniła? Jakie ma teraz włosy, przytyła? Zresztą nie ma to znaczenia. Żyje - to jest najważniejsze. Przecież on sam też nie był wzorem playboya. Tyle ma pytań, choć na początek zechce ją mocno uściskać. Przytulić i poczuć jej zapach. Zatopić dłoń we włosach, zbliżyć się do policzków oraz rozsmakować się w ustach. Dzięki tym kilku gestom poczuje się dobrze. Znów z radością będzie witać każdy dzień. Jeszcze kilka minut.

 

Późnym wieczorem Artur wrócił do pustego mieszkania. Zmęczony usiadł w ulubionym fotelu, który zapewniał odpowiedni komfort. Nie oświetlił pokoju, gdyż atmosfera mroku odprężała go. W ciszy zapalił papierosa. Stworzył klimat londyński, czyli ciemności owianej jesienną mgłą. Miał także swojego Big Bena odmierzającego upływający czas. Zamknął oczy odpływając w sferę braku świadomości. Od paru lat zagłębiał się w filozofię wschodu. Odkrył nowy świat, kulturę która tak odmienna a jednak coraz bliższa. Niczym buddyści również on chciał osiągnąć stan nirwany. Nauczył medytacji. Wzniósł się ponad cielesność, całkowicie się wyłączył, odciął od jakichkolwiek myśli, problemów. Trenował kilka lat aż ostatecznie podołał. Jako jedna z niewielu spraw jaką potrafił się cieszyć. Tylko to ciągłe DRYŃ, DRYŃ, DRYŃ! Hmmm… Otworzył oczy. Telefon. Podniósł słuchawkę(nie bez złości) i już chciał wykrzyczeć rozmówcy, iż są godziny kiedy to się nie dzwoni, lecz osoba po drugiej stronie powiedziała:

 

- Artek… wiem to dla ciebie nie do uwierzenia… Paulina mówi…
- …
- Halo jesteś tam? Proszę posłuchaj mnie i nie odkładaj słuchawki. To naprawdę ja. Powiem krótko, bo nie jest to rozmowa na telefon. Żyję, mam się dobrze. Jeśli chcesz wszystko opowiem, ale twarzą w twarz. Wiem, to zaskakujące… musiałam tak postąpić. Nie miało to związku z nami, absolutnie nie. Chodziło o pracę. Zaczęłam niewygodny temat dla pewnych ludzi. Jedynym wyjściem była ucieczka, dlatego bardzo mi przykro. Naprawdę uwierz, proszę… Za dwa dni wracam do kraju. Chcę cię zobaczyć… dotknąć… Arturku błagam…
- Paulinko, słuchaj… Wróć, a przyjmę cię z otwartymi ramionami. Mam nadzieję, że to nie sen, kochana. Powiedz mi tylko, jeśli to naprawdę ty, jak mam na drugie imię?
- Artuś, no jak to jak? Wilhelm! Nie mogłam zapomnieć!
- O rany boskie! To naprawdę ty. Ciężko mi w to uwierzyć!
- Tak, rozumiem. Posłuchaj. Zadzwonię jutro. Powiem wtedy dokładnie o której godzinie możesz się mnie spodziewać, dobrze?
- Okej kochana. Zaczekam… dziesięć lat cierpiałem, a teraz… powiem to dziś, bo znów przegapię okazję… Paulinka kocham cię!

 

Lotnisko. Cała masa ludzi. Stewardessy, piloci, służby porządkowe i pasażerowie, tłumy podróżnych podążających we wszystkich kierunkach. Artur wypatrywał wśród tych wychodzących z samolotu ze Skandynawii Pauliny. Zapamiętał niską kobietę o naturalnych rudych włosach, krągłych kształtach, ślicznym uśmiechu, zielonych oczach oraz ponętnych ustach. Poruszająca się z gracją, często w luźnych dżinsach, kolorowym swetrze, mająca na serdecznym palcu prawej dłoni mistrzowski pierścień Chicago Bulls z 1998 roku(replika!). Patrzy, patrzy… Nikt nie pasuje do rysopisu. Sporo kobiet, nawet atrakcyjnych, lecz nie ma tu tej jedynej. No by to… Puk, puk! Drobna piąstka uderza go rytmicznie w ramię. Artur zerka w lewą stronę… Paulina! Zza przeciwsłonecznych okularów spoglądają zielone, bystre oczy. Promienny, niczym malowany pędzlem renesansowych malarzy, uśmiech wita! Obraz dopełniają długie włosy… czarne… Ubrana w białą sukienkę sięgającą do kolan. Urocza, nadal urocza. Tylko te włosy…

 

- Paulinka, to… nie… to naprawdę ty? Tak się cieszę, nawet nie wiesz jak bardzo. Ale czemu masz ciemne włosy?
- Oj Arturku… Chodź, opowiem ci wszystko.

 

Dla Pauliny dzień dobiegał końca. Pracowity okres. Od kilku tygodni intensywnie rozmawiała z mnóstwem ludzi. Osoby te miały pozostać anonimowe. Związane jest to z ich przeszłością oraz z posiadanym informacjami. Świetlana przeszłość owych osób przypada na lata poprzedniej epoki. Później także radzili sobie przyzwoicie. Zbudowali fortuny dzięki powiązaniom biznesowym i politycznym wypracowanym na początku lat 90-tych, a sięgającym lat 80-tych. Postaci te zawierały kontrakty na korzystnych warunkach i to stało się podstawą ich sukcesu. Podczas wywiadów ujawniło się sporo ciemnych interesów. Wiele politycznych ’kryształowych’ osobowości ucierpiałoby gdyby materiały zebrane przez dziennikarkę ukazały się w druku. Przez kilka dni docierały do Pauliny liczne groźby. Dawały jednoznacznie do zrozumienia, że artykuł nie może ujrzeć światła dziennego. Wyrazistość oraz słownictwo mówiły, iż publikacja spotka się z silnymi konsekwencjami. Pogróżki spływały jednak po redaktorce nie naruszając jej spokoju. Żywiła coraz poważniejsze przekonanie, że tekst musi trafić do czytelników. Tak po prostu należy. Dojechała do mieszkania wczesnym wieczorem, było jednak ciemno. Przekręciła klucz w drzwiach klatki schodowej… Nagle spadło na nią wiadro oblewając w całości. Zawartość nie była przyjemna. Zimny, kleisty płyn. Co gorsza - krew. Krew oraz cienkie żyłki niewiadomego pochodzenia, a także różne śmieci. Wrzeszczała, przerażenie zajrzało jej w oczy. Pospiesznie ściągała z siebie to co mogła. Żyłki i inne odpadki jakie ją oblegały utworzyły pajęczynę. Większość tych obrzydliwości udało się pozbyć, lecz sporo pozostało we włosach. Kto jest tak okropny? Jakim odrażający chamem trzeba być aby tak upokorzyć drugiego człowieka? I dlaczego nikt nie reaguje na krzyki kobiety?! Czy to aż tak powszechne i nikogo nie obchodzi? Niemniej nie wolno panikować. Przecież to da się zmyć. Tak na pewno! Ruszyła biegiem do mieszkania. Szybko otworzyła drzwi. Wpadła do łazienki i odkręciła wodę pod prysznicem. Rozebrała się. Jeszcze nigdy nie kąpała się w takim szybkim tempie. Całe mydło w płynie, dwa szampony, wszystko byle tylko zmyć to świństwo. Chyba skutecznie, nawet ohydny smród zniknął. Uspokoiła się, nieco. Narzuciła szlafrok i już na luzie przeszła do pokoju. W ciemności rozbłysło światło. Paulina zastygła widząc obcego mężczyznę. Spojrzała na niego i poczuła przeszywającą grozę. Zatoczyła się aż do ściany, a wtedy osunęła się. Starszy człowiek powiedział:

 

- Nie mogłem temu zapobiec, przepraszam.
- O czym pan mówi? Niech pan wyjdzie, natychmiast!

 

Poruszający się o lasce mężczyzna podszedł bliżej.

 

- Napytałaś sobie biedy, moje dziecko. Chciałem zapobiec zdarzeniu, które cię spotkało, lecz nadaremno. Zjawiłem się z ofertą jednorazową. Oni nie odpuszczą, są gotowi zabić to co kochasz. Łącznie z tobą. Kiedyś należałem do nich… teraz mieszkam poza tym wszystkim. Proponuję ci podróż do innego kraju. Pokryję wszystkie koszta. Zatrudnię cię w moim wydawnictwie, oddam ci dom w zarządzanie. Nie możesz nikomu nic powiedzieć. Wyjaśnię twoje zniknięcie, ale warunkiem jest zerwanie wszystkich kontaktów osobistych. Żaden znajomy, przyjaciel, narzeczony, matka, ojciec, siostra, brat - dosłownie nikt! Wiem co mówię, tak będzie najlepiej.
- Nie… ja nie mogę…
- Wybór jest twój. Decyduj. Okazja się nie powtórzy.
- Czy będę mogła tu wrócić?
- Tego nie wiem. Musi minąć jakiś okres czasu. Pięć do dziesięciu lat. Dopóki ONI nie uwierzą, że naprawdę cię nie ma.
- Ciężko podjąć tak ważną decyzję na gorąco. Potrzebuje czasu.
- Dobrze. Jutro przyjadę, rano. Spokojnie pomyśl, lecz nie konsultuj się z nikim, absolutnie z nikim. Siódma rano. Wtenczas zapukam. I tak na przyszłość zamykaj drzwi, dziecko.

 

Artur przysłuchiwał się opowieści Pauliny. Nie dawał początkowo wiary, ale widząc rozpacz w oczach kobiety, jej zawieszanie się głosu zrozumiał, iż mówiła szczerą prawdę. Przytulił ją do siebie. Całował usta, gładził ją. Otarł łzy spływające z czerwonych oczu. Chwycił jej podbródek, podniósł delikatnie.

 

- Teraz pojąłem. Kochana… wszystko wiem.
- Dzięki. Chciałam abyś mi uwierzył. Serio. Męczyłam się strasznie. Tym bardziej… jest jeszcze coś ważnego…
- Proszę powiedz mi.
- Mamy córkę. Amelia…

moonky
moonky
Opowiadanie · 14 lipca 2013
anonim