Ona nie może nic wiedzieć. Wyrzuciłaby mnie z domu. Na pewno jest zazdrosna. Myślę, że mnie nie lubi, ale nie wiem dlaczego jeszcze się mnie nie pozbyła. Nie jestem jej do niczego potrzebna. Ona ma swojego Ediego, nie potrzebuje więcej przyjaciół, zwłaszcza że Edi jest tylko jej i ją kocha. Ja też ją kocham, ale ona mnie nie, bo serce ludzkie jest takie małe a tam musiał się u niej zmieścić Kurt, on co prawda nie jest olbrzymem ale przecież zajmuje dużo miejsca i jeszcze ten Ed. Gdybym mogła wysłałabym Eda na dłuuugą wycieczkę. Ale moje wpływy kończą się szybko. Jestem tylko do słuchania. Do wpływania jest Ed.
Pamiętam, jak się u nas zjawił. Spadł z tego niebieskiego, a czasem szarego czegoś u góry, a ona bardzo długo płakała i on bardzo długo płakał. Połamane miał ręce i nogi więc ona wzięła nóż, i odcięła mu je żeby wiadomo się nie męczył. Złożyła je w ofierze w naszym domowym krematorium. On nie może mówić - plotki głoszą, że Bóg odciął mu język, żeby nie wygadał jak tam jest na górze. Widziałam jednak krótko po jego zjawieniu się krew na jego ustach i ją, jak ukradkiem zjadała coś różowego i oślizgłego.
Ed jest u nas tylko parę chwil, a już jest najważniejszą osobistością. Ona codziennie prawie, chyba że nie jest w stanie pamiętać, obmywa wodą jego kaleki korpus i łzami. Przyjęło się to w formie jakiegoś rytuału. Zawsze potem jest taki blady jakby wypłynęła z niego wszystka krew, a ona ma szczęścia blask w oczach. Ed ma blond włosy i oczy nieokreślonego, miedziano - pomarańczowego koloru. Jest bardzo piękny, ale boję się go, i kocham potajemnie Kurta. Kiedy się do mnie uśmiecha jestem bardziej szczęśliwa niż ona ze swoim Edem. Zresztą boję się go trochę. On się nie uśmiecha.
Ed często rozwiązuje problemy jej i sugeruje jej i proponuje. Ona wychwytuje specjalnym czujnikiem wszczepionym pod skórę, co chce jej przekazać. Wtedy już w ogóle nie istnieję dla niej. Staram się zaistnieć dla Kurta. Jednak od czasu jak tu przyszedł, cały czas wzrok ma skierowany na drzwi i minę niepewną.
Wyszła i wzięła Eda. Mam pewną okazję. Uśmiecham się pięknie i nieszczerze i mówię:
- Cześć.
- Come as you are - odpowiada.
Speszyłam się. Nie chciałam żeby wytykał moją nienaturalność. Udaję jednak niezrażoną i mówię dalej:
- Znam cię. Jesteś Kurt. Świetnie się trzymasz.
- I'm a stain - on na to.
Zrezygnowałam z dalszej rozmowy i pogrążyłam się w smutku.
Ona wróciła i miała dziwny przedmiot w rękach. To coś było w kształcie czegoś okrągłego ale nie za bardzo i było zakończone taką długą listwą. Od jednego końca do drugiego było połączone sześcioma sznurkami. I ona powiedziała, że teraz rzadziej będzie w domu i że mam się zaopiekować Kurtem żeby nie czuł się samotny. Bardzo się ucieszyłam i powiedziałam do niego: mam na imię nie wiem, a on odparł I'm lucky to meet you. Strasznie byłam zadowolona ale się zawiodłam, bo nie chciał już więcej rozmawiać tylko wpatrzył się w drzwi w zamyśleniu i wpadł w drzemkę z otwartymi oczami.
Później ona wróciła i poszła spać. Ed wiercił się niespokojnie.
Następnego dnia znów ich nie było i gadałam z nim trochę. Czuję się wspaniale. Jestem szczęśliwa. Kurt nie wykazuje mną większego zainteresowania, ale chyba czerpie jakąś radość z rozmów. Uśmiecha się częściej.
Pewnego dnia było inaczej. Ona zapomniała Eda. Wzięła tylko tamten przedmiot i znikła. Ed patrzył na Kurta w bezruchu. W pewnym momencie rzekł:
- Co te drzwi mają w sobie zajmującego?
- Ty mówisz?! - krzyknęłam. - jak to? Przecież nie masz języka...
- Jestem aniołem - odparł. I nagle zaśmiał się cynicznie i głośno, a Kurt szepnął: no recess. A Ed na to: racja, muzyku, racja.
Następnego dnia ona nie zapomniała wziąć Eda. Włożyła go jak zwykle do swojego zielonego plecaka i zostawili nas. W pewnym momencie Kurt odezwał się - po raz pierwszy jako pierwszy:
- Wiesz, tu jest niebezpiecznie. Ed jest zazdrosny o mnie i o ciebie. Może nas unicestwić, chyba zaczyna nas nienawidzić, a jak on nas znienawidzi to ona też...
- On nie może nienawidzić, jest aniołem...
- Daj spokój. Znam jego historię. Był aniołem, ale za nieposłuszeństwo został zrzucony na ziemię. Teraz nienawidzi miłości... my mamy jej w sobie za dużo, musimy uciekać.
- Wiesz, że jak wyjdziemy z tych ram, to zginiemy? Zdematerializujemy się i...
- Wiem, ale wolę zejść do stanu niematerialnego uczucia niż być zdanym na łaskę tego szaleńca. Na trzy skaczemy...
Już miał doliczyć do trzech, kiedy do pokoju wpłynął Ed. Był bardzo zdenerwowany i krzyczał nie, ale poczułam w sobie siłę i razem z Kurtem skoczyłam.
Odwróciłam się i po raz pierwszy spojrzałam z tej strony na miejsce, gdzie żyłam wieki. Zobaczyłam szybkę, za którą spędziłam całe swoje życie. Zobaczyłam Kurta całą postać - do teraz oglądać mogłam tylko górną część ciała na plakacie oprawionym w ramki, z którego wyszedł. Ja nie miałam nic od pasa w dół, bo zostałam stworzona jako połowa człowieka. Urodziłam się obrazem, a Kurt był żywą osobą.
Dlatego tym bardziej trudno było patrzeć, jak rozpływa się w dym. Ed ze złości rozbijał puste już ramki, ale nie mógł nam nic zrobić, byliśmy już tylko myślami... i jako myśli wpłynęliśmy do jej na wpół opętanej duszy, by uchronić ją przed Edem.