To jest opowieść (raczej opowiastka) No dobrze niech ci będzie!
To jest opowiastka, która nie miała miejsca w rzeczywistości (hej skąd wiesz, że nie miała, przecież to, że ciebie to nie spotkało, nie znaczy że się nie zdarzyło, może to dzieje się właśnie teraz, wyobraź sobie jest 14....)
(muzyka Marylin Manson „HOLY WOOD”)
14
Pamiętam to jak dziś. Ten dzień odmienił moje życie. Już opuściła mnie nadzieja na to, że się zabawię w święto zakochanych. Tak, tak to był 14 luty 1995. Telefon dzwonił od samego rana. Wszyscy chcieli się umówić z moją siostrą, która już była umówiona z jednym studentem z AWF-u. Swoją drogą miał niezły tyłek, ale był odrobinę za chudy.
Moim zadaniem tego dnia było spławianie tych palantów, którzy mieli ochotę na Karolinkę. Na początku podobało mi się spławianie żałosnych adoratorów mojej siostry, lecz szybko mi się to znudziło. Może się z którymś umówię?
-Nie, Karoliny nie ma, ale mogę ją zastąpić.
-Spadaj. – i odkładali słuchawkę.
Nic dziwnego, że siostrzyczka się z nimi nie umawiała. Mnie też to nie brało, lecz wszystko byłoby lepsze od samotnego spędzenia tego wieczoru. O znowu telefon, pewnie kolejny tępak;
-Karoliny nie ma!!!
-Spokojnie. Wiem że mnie tam nie ma bo to ja dzwonię. Słuchaj idź się przygotuj mam dla ciebie boskiego faceta, sama bym się z nim umówiła gdyby nie ....., no wiesz.
-Skąd go wzięłaś?
-Kumpel Łukasza, z akademika. Przyjedzie po ciebie o szóstej. Miłej zabawy.
-Ty też się porządnie zabaw i dzięki.
-Nie dziękuj, zbędne. Na ra.
-Pa!
Jest, nareszcie, pierwsza prawdziwa randka i to w walentynki. Jak o tym opowiem koleżankom to mi nie uwierzą. Co ja na siebie włożę? Może coś obcisłego? Jakaś przyciasna bluzeczka. Nie, nie na pierwszą randkę. O, już wiem, ubiorę wełniany sweter, ci studenci AWF-u bywają wielcy, nie chcę przy nim wyglądać jak dziecko, ale spodnie koniecznie obcisłe, żeby dobrze podkreślały moją pupcię. Jeszcze włosy. Jak je uczesać? Zepnę je w koński ogon, będzie dobrze.
Ciekawe jak on wygląda, musi być przystojny skoro Karolinie się podobał. Mamy podobny gust. Zawsze podobali mi się jej faceci. Dochodzi szósta, zaraz się zjawi. Strasznie się denerwuję. Nie mogę usiedzieć na miejscu. Wyjrzę przez okno. No! Już szósta! Gdzie on jest? Pewnie nie przyjedzie. Trzeba było iść do wypożyczalni kaset i wypożyczyć jakiś film. Kupić coś do żarcia, siąść przed telewizorem i opychać się. Nie ma co dbać o linię, mam nienaganną figurę a i tak żaden na mnie nie leci. Pryszcze? Nie oni mają ich więcej, ja mam gładką cerę. I po co się stroić, wszystko na nic. Idę się przebrać. Zaraz, chyba ktoś przyjechał.
„Ding, dong”
-Już idę…O cześć.
-Cześć. Jestem Michał przepraszam, że się spóźniłem, ale są straszne korki.
-Nie szkodzi.
-....
-....
-No, lepiej jedźmy jeśli chcemy zdążyć na film.
-Ok.
Wsiądę z nim do jego samochodu, kurcze ale fajne autko, uwielbiam takie samochody.
-Fajny wóz.
-Dzięki. Kiedy go kupiłem to był kompletny wrak, włożyłem w niego wiele wysiłku żeby tak wyglądał.
-No no, niezła robota. Jakie ma osiągi?
-Interesujesz się samochodami?
-No, nie za bardzo. Tylko takie tam „ile jedzie?, jak dużo paliwa zużywa?, jaką ma moc silnika?”
-Kiedyś też taki byłem, lecz zobaczyłem ten model i się zakochałem, zacząłem czytać różne książki o samochodach, i odrestaurowałem go.
-Mnie by to pewnie nie wyszło.
-Jeśli się na coś poświęci odpowiednio dużo czasu i włoży w to odpowiednio dużo serca i chęci to wszystko się uda.
Przez resztę drogi już ze sobą nie rozmawialiśmy. Zresztą zaraz wjechaliśmy na parking przy kinie. Michał miał bilety na jakąś komedię romantyczną czy coś, zresztą nie ważne. I tak nie przyjechaliśmy tam na film. Wysiedliśmy z samochodu. Gdy szliśmy prze parking złapał mnie za rękę; obleciał mnie dreszcz podniecenia, wspaniałe uczucie. Idziesz z kimś i wiesz, że ten ktoś chce iść właśnie z tobą, ludzie patrzą na was. Zazdroszczą?
Wszyscy zazdrościli chłopcom mojej siostry, lecz ci tutaj patrzą jakoś inaczej, gapią się, głupio się uśmiechają. Gdy na nich spoglądam, odwracają wzrok. Inni starają się mnie zabić wzrokiem. Mówią coś do osób, które są z nimi, tamte spoglądają na nich a na ich twarzach maluje się uśmiech. Szyderczy uśmiech. Uśmiech, który mówi, że wyglądamy żałośnie. Michał zdaje się tego nie zauważać. Postaram się ignorować to co widzę. Nie zepsuję sobie randki przez jakichś półmózgów, dla których sam fakt, że jesteś z innego miasta, jest dostatecznym powodem, aby cię skopać. Klauni.
Wchodzimy na salę. Proponuję abyśmy zajęli miejsca gdzieś z tyłu sali, niestety cały tył zajęty. Udało się nam znaleźć miejsca w środku. Siadamy. Michał mówi, że pójdzie po popkorn i kolę, gdy odchodzi widzę jak ludzie z rzędów za nami się z nim oglądają. Wszystkie dziewczyny na sali pewnie mi teraz zazdroszczą. Michał jest boski, wysoki, włosy czarne kręcone średniej długości, ciemne oczy, wąskie usta, wokół których ma cienki wąsik i brodę, pewnie będzie drapać, ale nie szkodzi jeszcze mu za to odpłacę.
Siedzę prosto, coś mnie uderzyło. Jakaś kartka. Coś na niej napisano. Niewyraźnie, ale chyba coś jakby „BIERZ SWEGO CHlOPTASIA I SPIERDALAJ”. Zaczynam się martwić, łatwo było zignorować spojrzenia, ale to już jest groźba. Czy powiedzieć o tym Michałowi. Nie, nie będę psuć wieczoru. To jest nasz wieczór. Gasną światła, czuję jego dużą, ciepłą dłoń na mojej, pochylam się w jego stronę, on w moją, nasze wargi spotykają się. Wilgotne, ciepłe wargi. Rozchylam usta i wysuwam język, przyjmuje go w swoje usta, przytrzymuje wargami. Czuję teraz jego język na moim. Nagle słyszę jakiś hałas, otwieram oczy, parka siedząca za nami opuszcza właśnie swoje miejsca, kierując się do wyjścia spoglądają na nas z obrzydzeniem, chcę wrócić do pocałunku lecz dostrzegam, że siedzenia obok nas są również puste, gdy przyszliśmy były zajęte. Ludzie spoglądają na nas ze wstrętem. Co myśmy takiego zrobili, są walentynki, na sali same pary, jednak wszyscy patrzą na nas, wytykają palcami, na ich twarzach pojawiło się takie obrzydzenie jakby mieli przed sobą talerz wymiocin. Sami robili o wiele bardziej obleśne rzeczy. Na przykład facet przed nami wsunął swojej lasce rękę pod sukienkę i strzelił jej palcówkę, jakoś nas to nie raziło.....
Ktoś rzucił we mnie pudełkiem po popkornie, w Michała trafił kubek z kolą, coraz więcej przedmiotów leci w naszą stronę, miłosierni chrześcijanie, dobrzy katolicy, tolerancyjni obywatele, ludzie!!!
Wychodzimy z kina, ktoś coś krzyknął, ale podniosła się wrzawa i mogę się tylko domyślać o co mu chodziło. Wychodzimy na parking, kilku dresiarzy stoi przy wozie Michała. Powybijane szyby, urwane lusterka, stłuczone reflektory, lakier porysowany, opony przebite, taki widok ukazał się naszym oczom. Na twarzy Michała widzę rozpacz. Wiele pracy włożył, aby ten wóz zyskał niepowtarzalny wygląd. Teraz ci kretyni zniszczyli jego dzieło. Czuję, że jest w tym odrobina mojej winy...
Michał rusza szybko w stronę przystanku. Każe mi iść za sobą.
-Co z twoim autem? – pytam.
-Nie ważne. Im nie wystarczy wóz, oni chcą nas.
Grupa dresiarzy z kijami w rękach ruszyła za nami. Biegli wznosząc okrzyki informujące nas o tym co nam wsadzą w tyłki i jaką będziemy mieli z tego rozkosz. Biegliśmy dosyć szybko jednak dresiarze wciąż deptali nam po piętach. Michał mógł im uciec, jednak nie chciał mnie zostawić. Powoli grupa dresiarzy zaczęła się przerzedzać, co słabsi kondycyjnie zostawali w tyle, jednak ci najwytrzymalsi, a było ich kilku, wciąż się zbliżali. W pewnym momencie Michał zawrócił i pobiegł w ich stronę. Krzyknął tylko
-Paweł, biegnij dalej i nie zatrzymuj się.- To były ostatnie słowa jakie usłyszałem z jego ust.
Biegłem dalej. Dobiegłem do przystanku lecz nie jechał żaden autobus, więc biegłem dalej. Po pewnym czasie opadłem z sił. Upadłem na ziemię, zaczęło mi się kręcić w głowie, ostatkiem sił uniosłem się do pozycji „na czworaka” i zwymiotowałem, po czym ponownie upadłem. Wszystko mnie bolało, krew pulsowała w skroniach, poczułem przejmujący chłód, lecz po chwili wszystko minęło, odpłynęło gdzieś daleko; zemdlałem.
Gdy się ocknąłem byłem cały przemoczony i śmierdziałem rzygami, na które upadłem mdlejąc. Deszcz ciągle padał i było okropnie zimno, cały drżałem. Usiadłem, powoli docierały do mnie wydarzenia poprzedniego wieczoru, zrobiło mi się niedobrze i znów zwymiotowałem. Wstałem, aby iść do domu, lecz nie bardzo wiedziałem w którym kierunku powinienem pójść, ruszyłem przed siebie przemoczony i zziębnięty.
Do domu trafiłem około godziny szóstej rano, przywiózł mnie znajomy. Pytał mnie co się stało, lecz nic mu nie odpowiedziałem (czy wiedział, że jestem pedałem?). Nie odezwałem się ani słowem, nie odpowiedziałem na żadne z jego pytań. Całą drogę patrzyłem przez okno samochodu. Przejeżdżaliśmy obok kina, na parkingu wciąż stał zniszczony samochód Michała. Znajomy rzucił jakąś złośliwą uwagę na temat samochodu i wydarzeń jakie miały miejsce wczoraj wieczorem, puściłem to mimo uszu. Zacząłem zastanawiać się co stało się z Michałem i w tedy usłyszałem słowa znajomego wciąż komentującego wczorajsze wydarzenia...
-...i w końcu udało im się dopaść jednego z nich, kurwa podobno był to wielki skurwiel, student AWF-u czy czegoś takiego, jak w ogóle można pedałowi pozwolić na studiowanie, ale ten to już sobie chyba nie postudiuje, kumple dali mu porządny wycisk, szkoda, że mnie tam nie było, podobno stawiał straszny opór, Zenkowi tak przypierdolił w szczękę, że stracił przytomność, ale jak mu ktoś wyjebał pałą w bańkę to go zleksza zamroczyło, potem to się chłopaki nim zajęli odpowiednio, że ten skurwysyn wyszedł z tego żywy to się wydaje być cudem, zawieźli go do szpitala, podobno stracił pamięć......- nie chciałem w to wierzyć.
Gdy zatrzymał samochód pobiegłem prosto do domu, zostawiając go samego bez słowa pożegnania. Nie wiedziałem co zrobić. Siedziałem na ziemi i nie wierzyłem, że to dzieje się naprawdę.
-To tylko sen – powiedziałem sam do siebie – zaraz się obudzę i będę w swoim pokoju pod ciepłą kołderką....
„dzyyyyń.....dzyyyyyń”- ciche dzwonienie telefonu dobiegające z sąsiedniego pokoju wyrwało mnie z odrętwienia.
-A więc to nie jest sen. To wszystko wydarzyło się naprawdę... – dopiero w tej chwili dotarło do mnie co się stało. Przestraszony podszedłem do telefonu i podniosłem słuchawkę.
-Słucham.
-Czy rozmawiam z Pawłem? – spytał głos dobiegający ze słuchawki.
-Tak.
-No to słuchaj, Michał żyje, lecz się do niego nie zbliżaj. Dostał po głowie i stracił pamięć, ma teraz nowe życie. Z dziewczyną i w ogóle normalne. On już nie jest gejem. Nie będzie więcej cierpiał....- mężczyzna zaczął płakać. Odłożyłem słuchawkę. W głowie rodziło się jedno pytanie „Czy to wszystko możliwe?”.
i na koniec pozbawienie nawet zludzen, i wspomnien , pocalunku i mysli.
wysmienite. cos o tym co powinno byc normalne , a ludzie tego nie widza. widza tylko wlasna chec zniszczenia wszystkiego co inne.
i wlasnie przez takich ludzi nasz swiat nie jest miliony lat wprzod jesli chodzi o rozwoj techniki i kultury.
podziwiam
typowo tolerancyjny tekst-i bardzo się cieszę że umieszczono go na wywrocie-może to pozwoli ludziom lepiej zrowimieć świat:)