Na fortach.

Camie!

Z innej beczki. Był dzielny.

- Chodź, nie pożałujesz. Przecież nigdy nie widziałeś pojedynku.

- Widziałem, jak Paweł z Jacem się nawalali.

- Ale to było nic, Jac miał tylko kij. A to jest prawie jak prawdziwy turniej. Z mieczami, koniami, damami dworu i całą resztą. Co tylko sobie wymarzysz.

- Niech ci będzie. Ale ja nie wejdę do Bractwa. Tylko zobaczę ten wasz trening.

- Jasne. To w piątek na fortach. O czwartej.

- Gdzie na fortach, ja znam tylko Escape'a.

- To pod Escape'em. To niedaleko.

- Będę.

Na pytanie gdzie idzie powiedział, że na próbę. Że wyjątkowo i w sobotę i w piątek. Że wróci przed północą, chociaż sam w to nie wierzył. Ale na fortach pachniało średniowieczem. Grodzisko nie wyglądało najlepiej, ale było tam dużo miejsca, a nawet zmieścił się Escape. Tam też był klimat. Niepowtarzalny. Dziewiętnastowieczny łukowy strop często był za niski dla jego kumpli, ale on sam nigdy był niewysoki. I nieważny był smród papierosów. Do tego można było przywyknąć. Teraz stał i już od dziesięciu minut czekał na Czempiona.

Poszli na wprost, przez łączkę i wyszli na ścieżkę. Zapachniało lipami. "Przecież. One tu wszędzie są" pomyślał. Wspięli się kawałek i dotarli na miejsce. Na sporym placu przygotowywało się kilkunastu rycerzy. Pięciu miało zbroje płytowe, pozostali kolczugi. Poznał wśród nich Ophisa i Kubę. Zaczął się trening. Po nim mieli pójść do knajpy, albo urządzić sobie tu ucztę. W zasadzie nie interesowały go rycerskie potyczki, przecież ta epoka dawno minęła, a dominował tam brud, smród i choroby. Ale na fortach pachniało rycerzami, a nie potem.

- Spróbuj.

- Dzięki - już piana na kuflu zwiastowała bliską, chmielową przyjemność.

- I tego.

- Nie na raz, jak tego wypiję - w zasadzie rzucał palenie, ale czy jeden raz zaszkodzi?

- Nie mówiłem, równy gość - usłyszane słowa już zaczynały mu się plątać, mimo iż był dopiero po trzech piwach i dwóch fajach(jedna pachniała dziwnie, ale na pytanie, co to jest, Maciek zaśmiał mu się w twarz).

Zemdliło go. Podszedł do beczki z wodą, wyrzygał się po drodze i chlusnął sobie wodą w twarz. "O, jak dobrze" pomyślał. Zanurzył całą głowę. Poczuł smak i zapach wody.

Unosił się. Nie, chyba pływał. Zobaczył kolorowe rybki, czuł ich kuszący, smaczny zapach. Potem zobaczył delfina. I wcale się nie zdziwił, że go rozumie.

Camie!
Camie!
Opowiadanie · 5 lutego 2000
anonim