W mieszkaniu za mną ktoś zaczyna grać na pianinie. Najpierw powoli, myląc się co kilka taktów, potem szybciej i pewniej. To Anka - dziewczyna mojego najlepszego przyjaciela. Odwracam się i wchodzę do mieszkania. Chociaż jest małe i zapełnione meblami, panuje w nim porządek. Stare regały uginają się pod równie poukładanymi rzędami książek. Jeszcze chwilę rozglądam się po dużym pokoju, po czym idę do Anki. Kładę się na tapczanie, zamykam oczy i wsłuchuję się w muzykę. Wracają do mnie wspomnienia. Niektóre bolesne, inne przyjemne. Wszystkie dotyczą utraconej miłości.
***
- Jeśli mnie uderzysz, to pójdę do domu.
- Nawet jeśli leciutko?
- Nawet leciutko. Nie rób tego.
- No dobrze, nie zrobię...
Po czym wymierza mi siarczysty policzaek.
- Kurwa, prosiłem - mówię zrezygnowany i odwracam się.
- No co? To był tylko żart... - w jej głosie słychać zaskoczenie - chyba nie pójdziesz...?
- A co mam zrobić? - powoli odchodzę w kierunku przystaku.
Marta podbiega i chwyta mnie za rękaw.
- Przepraszam... Nie idź! To tylko żart. Proszę cię.
- Głupi żart - wyrywam się i idę dalej.
- Przepraszam, przepraszam, nie idź, nie idź, proszę!
Idę dalej. Ona zachodzi mi drogę i zaczyna krzyczeć - Nie pójdziesz, nie pozwolę ci! Nie pójdziesz! Kurwa! Przepraszam!
- Odsuń się i nie przeklinaj. Ciągle tylko przepraszasz, a dla mnie to gówno już znaczy - odsuwam się i przyszpieszam kroku - Nie przepraszaj, tylko się zmień.
Tym razem zostaje za mną. Zaczyna tupać nogami i krzyczy dalej - Kurwa, stój! Stój mówię! Nie możesz iść. Uspokuj się!
Nie odwracam się. Po kilkunastu metrach dochodzę do świateł. Nagle podchodzi do mnie jakiś facet i prosi o papierosa. Częstuję go i sam biorę jednego.
- Pan się nie denerwuje na dziewczynę. przecież zaraz panu złość przejdzie. Ona jest jeszce młoda, głupia. Zmieni się...
Chyba ma rację. Odwracam się i idę do niej.
***
Leżymy na łóżku. Ona jest trochę pijana. Głaszczę ją po plecach.
- Kochasz mnie?
- Kocham.
- Nie kochasz...
- Kocham.
- Ty tylko tak mówisz...
- Czy zawsze musimy przechodzić przez to samo? Kocham cię. Koniec.
- To dlaczego tak mnie traktujesz?
- Bo nie mam innego wyboru. Bo chcę, żebyś się zmienia.
- Nigdy mnie nie zostawisz?
Chcę powiedzieć, że nie wiem, ale mówię, że nigdy.
***
- Kochasz mnie? - pytam. Odpowiada mi cisza. To jednak jest zbyt ważne, by tak poprostu poddać się.
- Czy jeszcze mnie kochasz? - pytam jeszcze raz.
Tym razem wzrusza ramionami. Nie potrafi spojrzeć mi w oczy.
- W takim razie, kończymy to.
- CO?
- Nie zależy ci, no to nie ma co dalej tego ciągnąć, prawda?
- Aha.
Znowu odchodzę. Tym razem jestem zdecydowany.
Zadzwoniła do mnie wieczorem.
***
- Hej, obudź się!
- Co?
- Obudź się, śpiochu! Zasnąłeś tam czy co?
- Nie, nie...
- No to jak ci się podobało? - w jej głosie słychać nutkę nadziei. Patrzy mi prosto w oczy.
- Było śliczne, Aniu. - odpowiadam automatycznie.
- No to poprostu super... Boże, jak ty się zmieniłeś - spojrzała na mnie i załamała ręce - Znajdź se kogoś, co? Proszę!
- Nie chcę, nie umiem, nie potrzebuję. - nie potrafię spojrzeć jej w oczy.
- Potrebujesz.
- Anka, nie chcę o tym teraz rozmawiać.
- Michał, my cię tracimy, przez tą głupią dziwkę ciągle tylko zamykasz się w sobie. Oddalasz się.
- Nie mów tak o niej. Proszę.
- Ale ona właśnie taka jest. Zacznij o niej tak myśleć.
Nagle dzwoni telefon. Ania wstaje od pianina i podchodzi do telefonu.
- To pewnie Janek - mówi.
Wiedziałem, że to Janek, i wiedziałem, po co dzwoni.
- Halo? Cześć Miśku!... Co tam?... Aha... A wiesz, że... Jakto?!... Nie rozumiem... Ale... Nie możesz... Ale Jasiu, dlaczego?... Przecież... Ale JA cię kocham... Tak nie można...Tak poprostu, nie możesz... No dobrze... Zobaczymy... Ok... Narazie....- przy ostatnich słowach wstrząsnął ją dreszcz, a jej oczy zaszkliły się.
- Co się stało? - zapytałem, chociaż dobrze znałem odpowiedź.
- No... Jasio mnie zostawił... - powiedziała to dość spokojnie.
- Jak to?
- No tak... Poprostu.
Nagle straciła nad sobą panowanie, zgieła się w pół i zaczeła szlochać.
Objąłem ją...