choinka. Człowiekowi robi się aż weselej na duszy, kiedy przejdzie obok ozdobionych
wystaw sklepowych i zabieganych ludzi z torbami pełnymi zakupów. Nie dla wszystkich
jednak Święta Bożego Narodzenia są tak szczęśliwe. Co roku o tej porze Piotrek podejmuje
taką refleksję. Jest wielu nieszczęśliwych ludzi, którzy święta spędzą samotnie.
A dzieci z domów dziecka. Czy wszystkie będą się cieszyć z otrzymanych prezentów,
czy poczują się kochane? Pewnie na tym zakończyłyby się rozmyślania Piotrka,
gdyby nie przypadek. W ferworze świątecznych obowiązków matka zapomniała wysłać kartki
z życzeniami. Przypomniała sobie w ostatniej chwili, a ponieważ Michała nie było w domu,
więc zadanie spoczęło na jego bracie bliźniaku, Piotrku. Urzędy pocztowe były o tej porze
bardzo zatłoczone. Wydawało się, jakby ludziom dopiero teraz przypomniało się życzeniach
świątecznych. Piotrek stał właśnie w kolejce, żeby kupić znaczki, kiedy jego uwagę zwrócił
mały chłopiec siedzący przy stoliku. Początkowo myślał, że na pewno jest tu z ojcem
albo z matką, ale w miarę upływu czasu kolejka się zmniejszała, a ludzie wychodzili.
Piotrek domyślił się, że chłopiec jest tu sam, i od razu pomyślał o sierotach,
dla których święta to czas spędzony w niezwykle smutnej atmosferze. Wziąwszy przyniesione
kartki i zakupione znaczki usiadł koło chłopca. Piotrek w milczeniu zaczął przyklejać
znaczki. Po chwili chłopiec odezwał się:
- A co robisz?
Piotrek spojrzał tylko z zastanowieniem.
- A co robisz? - z nieco większą radością raz jeszcze zapytał chłopiec.
- Jak masz na imię? - przemógł się wreszcie Piotrek.
- A co robisz? - chłopiec ciągle chciał poznać odpowiedź.
- Naklejam znaczki - odpowiedział spokojnie Piotrek - A ty powiesz mi w końcu,
jak masz na imię?
- Wojtuś - wydusił spoglądając w okno.
- A gdzie jest twoja mamusia, Wojtuś? - zapytał sadzając sobie chłopca na kolanach
i patrząc mu w oczy.
W tym momencie przez ciało Piotrka przepłynęła gorąca fala, a oczy chłopca wydały mu się
dziwnie znajome. Poczuł się tak, jakby trzymał na kolanach najbiedniejsze dziecko
na świecie, ale zarazem najcudowniejsze. W brązowych oczach chłopca widział niesamowity
smutek, a jego delikatna buzia i czarne loczki jeszcze bardziej dodawały mu melancholii.
- Gdzie jest twoja mamusia? - Piotrek ocknął się i prawie krzyknął.
- Nie mam. Nie mam mamusi ani tatusia - odpowiedział po dłuższej chwili ze smutkiem
w głosie i opuszczając głowę.
Wojtuś nie potrafił powiedzieć, kto się nim opiekuje ani skąd się tu wziął.
A z Piotrkiem działo się coś dziwnego. Serce waliło mu jak szalone i miał ochotę płakać.
Zdał sobie sprawę, że po prostu się w tym chłopcu zakochał. Nie rozmawiał z nim już jak
z normalnym dzieckiem. Zachowywał się tak, jakby miał przed sobą bóstwo.
Czas mijał, a coś trzeba było postanowić. Wojtuś nie potrafił wskazać swojego opiekuna
ani miejsca zamieszkania. Piotrek postanowił, że zabierze go ze sobą do domu.
Matka była bardzo zaskoczona, ale w końcu uległa błagalnym namowom syna. Wojtuś miał
zostać u nich na święta. Radości chłopca nie było końca i nic nie zapowiadało zbliżającej
się tragedii.
Przez pierwsze cztery dni pobytu w nowej rodzinie Wojtuś był bardzo szczęśliwy.
Wszyscy w domu traktowali go jak najwspanialszy gwiazdkowy prezent. Wreszcie chłopiec
czuł się kochany. Wydawało się, że Wojtuś z poczty i Wojtuś, który był w domu, to dwoje
zupełnie innych dzieci. Tak bardzo się zmienił.
Na dwa dni przed Wigilią matka pojechała z Piotrkiem po choinkę. W domu został tylko
Michał, który powiedział, że zaopiekuje się Wojtusiem i zajmie się ostatnimi porządkami.
Na drogach tworzyły się już korki, a na targu było mnóstwo ludzi. Wybór choinki przedłużył
się, a zanim wrócili do domu, minęły prawie cztery godziny. Już od progu uderzyło Piotrka,
że Wojtuś jakoś nagle posmutniał. Prawie wcale się nie odzywał i unikał Michała,
który też w jakimś dziwnym zamyśleniu krzątał się po kuchni. Piotrek zaniepokoił się,
ale nie przypuszczał jeszcze, co tak naprawdę się zdarzyło.
Następnego dnia Wojtuś był równie ponury i małomówny. Piotrek postanowił zabrać go
na sanki. Chłopiec wyraźnie na nic nie miał ochoty. Mróz był niewielki, więc Piotrek
postawił sanki pod drzewem i usiadł koło Wojtusia. Po chwili zapytał:
- Co ci jest? Już nas nie kochasz?
Chłopiec nic nie odpowiedział.
- No, nie powiesz mi? - spróbował raz jeszcze Piotrek.
- Michał - powiedział chowając głowę między kolana.
Piotrek zaniepokoił się, nabrał powietrza i po krótkiej chwili ciągnął dalej.
- Co Michał? Co z nim?
- Bawił się ze mną - wydusił z siebie niepewnie zerkając na Piotrka.
- Ale co w tym złego? - próbował uspokoić się Piotrek.
- To była brzydka zabawa - wyjaśnił kurcząc się jakby z zimna.
Piotrek obawiał się już najgorszego, ale nie przerywał.
- Czy Michał cię skrzywdził?
- On prosił, żebym tego nie mówił, żeby to była nasza tajemnica. Powiedział, że jak ją
wyjawię, to będę was musiał opuścić - tłumaczył prawie płacząc.
W Piotrku rodziła się wściekłość.
- Czy Michał zrobił ci coś złego? - zapytał ze złością.
- Tak - powiedział przez łzy Wojtuś.
Piotrek przytulił chłopca i starał się go uspokoić. Po chwili namysłu stwierdził:
- Wojtusiu, ukarzemy tego złego Michała, tylko musisz mi powiedzieć, co on ci zrobił.
Chłopiec znowu zaczął płakać.
- Chociaż spróbuj, proszę - delikatnie błagał Piotrek.
- Kiedy wyszliście - zaczął wreszcie Wojtuś - Michał wszedł do pokoju i wziął mnie
na kolana. Powiedział, że specjalnie dla mnie wymyślił zabawę, o której nikt się nie
może dowiedzieć. Ucieszyłem się i obiecałem, że nikomu nic nie powiem. Zabawa miała
zaczynać się od dotykania. Michał włożył mi rękę między nogi, a drugą ręką głaskał mnie
po głowie i mówił, że jestem ślicznym chłopcem. W pewnym momencie posadził mnie
na wersalce i powiedział, że teraz trzeba się rozebrać, bo tego wymaga dalsza część
zabawy. Zdjął mi koszulkę i spodenki, a na końcu także majtki. Znowu zaczął mnie
dotykać. Na chwilę przestał i sam też się rozebrał. Powiedział, że teraz ja muszę go
dotykać. Wziął moją rękę i włożył sobie między nogi.
W tym momencie Wojtuś zamilkł i wtulił twarz w kurtkę Piotrka, który usłyszał tłumiony
przez chłopca płacz.
- Wiem, że to trudne i boli. Nie musisz się śpieszyć - starał się pocieszać Wojtusia.
- To, co złapałem, zaczęło się powiększać - mówił dalej ocierając łzy - Michał się
ucieszył. Powiedział, że szybko się nauczyłem, i zapytał, czy podoba mi się ta zabawa.
Nie wiedziałem co odpowiedzieć. Kazał mi leżeć na plecach. A potem rozłożył mi nogi
i położył się na mnie. Był bardzo ciężki. Wszystko mnie bolało, a on śmiał się i cały
czas się ruszał. Powiedział, że ta zabawa trochę boli i że muszę to przeżyć.
Nagle zerwał się i wstał. Wyszedł z pokoju, ale wrócił po chwili. Kazał mi uklęknąć,
a sam stanął przede mną. Palcami zamknął mi oczy i złapał mnie za głowę.
Kazał mi otworzyć buzię. A potem włożył...
- Wystarczy - przerwał mu nagle Piotrek, widząc, że i tak chłopiec się męczy.
Wojtuś płakał jeszcze przez kilka minut. Kiedy się wreszcie uspokoił, Piotrek posadził
go na sankach i ruszyli w stronę domu. Wyglądał na spokojnego, ale w jego wnętrzu aż się
gotowało. Był tak wściekły, że miał ochotę zabić brata.
Drzwi otworzył właśnie Michał. Piotrek nie wytrzymał. Złapał go za ubranie i pchnął
na ścianę. Wymierzył kilka ciosów i przy okazji powiedział o co chodzi. Nie dał bratu
dojść do głosu. Wyrzucił z siebie słowa, nad którymi pewnie nawet się nie zastanowił,
a które już niebawem miały się sprawdzić:
- Bądź przeklęty. Mam nadzieję, że zginiesz. To jedyna właściwa kara dla ciebie.
Matki nie było w domu, a Michał wybiegł zrozpaczony. Do Piotrka dopiero docierało,
co powiedział. Też postanowił wyjść. Zbiegając po schodach usłyszał krzyk kobiety.
Przed klatką zobaczył płaczącą matkę, a obok brata w kałuży krwi. Potrącił go samochód.
Piotrek padł na twarz i ocknął się dopiero w szpitalu.
Michał jeszcze żył, ale był w bardzo ciężkim stanie. Matka siedziała przy nim i cały czas
płakała. Po namowach zostawiła braci sam na sam.
- Słyszysz mnie, braciszku? - zaczął przez łzy Piotrek - Przepraszam. To wszystko przeze
mnie. Gdyby nie...
- Przestań - przerwał Michał - To ja przepraszam. Gdybym nad sobą zapanował, to nie byłoby
nas tutaj.
Nastała chwila ciszy.
- Miałbym do ciebie ostatnią prośbę, choć nie mam do tego prawa - mówił dalej Michał -
Chciałbym, żebyś mi wybaczył.
Ponownie zapadła cisza.
- Ależ wybaczam ci - odezwał się po chwili Piotrek.
- Naprawdę? - pytał z niedowierzaniem brat.
- Tak, Michałku, wybaczam ci - potwierdził raz jeszcze.
- Dziękuję - z wielką ulgą w głosie powiedział Michał - Żegnaj.
- Zaczekaj - Piotrek zerwał się z krzesła - Nie możesz teraz umrzeć. Musisz żyć.
- Nie jestem tego godzien - już zupełnie spokojnie mówił Michał - Za to, co zrobiłem,
zasłużyłem na śmierć. Żegnaj.
I zamknął oczy. Piotrek rozpłakał się i wybiegł z sali. Wbiegła matka. Michał już nie żył.
Na korytarzu szpitalnym było słychać podwójny szloch. Piotrek leżał na podłodze i ryczał.
Podszedł do niego Wojtuś i zaczął głaskać po głowie. Piotrek podniósł wzrok i przytulajac
chłopca powiedział:
- Kocham cię, mój braciszku.
Wigilia była najsmutniejszą w życiu Piotrka. Zaraz po świętach odbył się pogrzeb Michała.
Spoczął razem z ojcem. Zmarł, kiedy chłopcy mieli trzy lata. W wypadku samochodowym.
Wojtusia na poczcie zostawiła jego przybrana matka. Nie chciała go już wychowywać.
Sprawy formalne trwały dość długo, ale udało się. Piotrek zyskał nowego braciszka,
a Wojtuś kochającą rodzinę i szczęście, którego zawsze mu brakowało.
18-19 grudnia 2000r.