kobiety pachna smiercia. mech.

elffi

Dwunasty czerwiec, piętnasty...nic. Pospiesznie przewracałem kartki. Piszę książkę. O, to będzie pasowało.

18.06.

Mój pies to prostytutka. Odkryłem w nim kolejną zadziwiającą zależność pomiędzy ludźmi, a zwierzętami.

Opracował niezwykle skuteczną technikę, dzięki której udaje mu się przytyć jeszcze kilka kilo. Większość łakomych psów rozsiada się na podłodze, z wzrokiem utkwionym w talerzu i piska i szczeka i szczeka i skomle uaaa doprowadzając do szału właściciela owego jedzenia. W kulminacyjnym momencie macha radośnie ogonem, popiskując z wdzięcznością, kiedy ku jego radości na ziemi wylądują smakowite resztki. Istnieją niestety ludzie, do których serca nie docierają psie piski. Aby nie narażać się na porażkę i zbędne zmęczenie mój otyły pies postanowił się sprzedawać.

Jest to technika niezwykle prosta i skuteczna, a żeby zadziałała wystarczy jedynie być urokliwym psem, lub innym przedstawicielem zwierzęcej braci. Wystarczy wdrapać się na kolana Człowieka Posiadającego Pokarm i użyczać mu uroków poznawania mięciutkiego ciała, przytulając się raz po raz do nóg człowieka tak długo, aż rozochocony Posiadający Pokarm zacznie wsuwać do pyszczka co większe kwawałki. I będzie tak robił tak długo, aż zwały tłuszczu nie pozwolą mu sie poruszać, ale czyż nie słodko będzie karmić taką małą niedołężną kulkę na swoich kolanach?

Przebiegła i mądra jest ta moja psia prostytutka. Z lubością czekam, kiedy pęknie z przejedzenia.

A to? Skąd to mam? Niebieski druk. Nie moje.

PODRĘCZNIK WIARY W MIŁOŚĆ.

tylko dla niepewnych

Witajcie oczy. Skoro już tu zajżałyście, to znaczy, że czegoś szukacie, lub jakiś wewnętrzny niepokój kazał wam tu zajrzeć. Jeśli jest to czysta ciekawość-wróćcie . Nie znajdziecie tu nic dla ciekawskich. Potrzebujemy niepewnych niepewnych

niepewnych

niepewnych.

Czujecie się nieszczęśliwi, nawet kiedy odrzucacie na bok ziemskie problemy? Nie potraficie już szczerze się cieszyć? Dobrze trafiłyście. Odsłonięcie czas zacząć.

Prawdopodobnie odzywa się w was Dusza. Chciałaby się czymś posilić. Dusze nie mają brzuchów i żywią się wiarą. Są to bardzo wygłodniałe, a zarazem leniwe stworzenia. Jeśli nie pożywiają się, to śpią. Jeśli nie chcecie, aby Wasza dusza znów zasnęła musicie nauczyć się wiary. Dusza już się przeciąga.

Podstawą wiary jest zakładanie istnienia bytu lepszego od tego. Zakładanie istnienia doskonałości. Żeby ułatwić nazwijmy ją Bogiem. Jeśli się wam ta nazwa nie podoba możecie używać innej, to nie ma znaczenia. Logicznie odkryjecie dla czego istniejecie tu i teraz i że tzw. Śmierć nie jest żadnym końcem

------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Aby zacząć rozumieć logikę istnienia Boga należy zacząć od Człowieka. Ty jesteś Człowiekiem. Człowiek jest młynem mielącym zboże. Aby mógł się obracać potrzebna jest rzek, a żeby dało to jakiś rezultat młyn musi przyporządkować się rzece. Jeśli tego nie zrobi porwie go jej nurt i rozszarpie na drobne części. Bóg jest rzeka. Oczywiście młyn do swego istnienia nie potrzebuje rzeki, ale należy liczyć się z tym, iż z braku napędzającej go siły zrobi się bezużyteczny i stary. Młyn jest, nie śmiej się, czystym odbiciem Człowieka. Nieustannie krążą w nim soki i ciągle rosną mu paznokcie, może tez uczyć się i robić zakupy, ale bez Boga (rzeki napędzającej) nie byłby w stanie kochać miłością wielka, czysta i prawdziwa, gdyż jest to uczucie przesycone wprost swoja nieracjonalnością, a Człowiek z uśpioną dusza postępuje tylko racjonalnie. Byłby oczywiście zdolny do procesu chemicznego, który niektórzy głupi ludzie nazywają miłością, ale proces ten nie może trwać zbyt długo i w rzeczywistości tylko zapoczątkowuje to, co do miłości i boskości należy.

Każdy człowiek może żyć nie znając miłości, nie świadomy istnienia Boga, działając prosto i jednostajnie. Jak budzik nakręcony, czekający na swój moment śmierci-rozdzwonienia, będący momentem oświecenia. Ze do istnienia potrzeba czegoś więcej niż cywilizacyjna bateria.

Dusza jego prawdopodobnie nie rozwinie się, a cofnie nawet w swoim rozwoju.

------------------------------------------------------------------------------------------------------------

- Podobnie jest, drogie patrzące, z planetą naszą-Ziemią, która nieustannie zatacza koła i okręgi. Całkiem to dzielna planeta - prawie idealnie się regeneruje i czerpie ze swoich zapasów tworząc nowe. Nie jest wiec potrzebny jej Bóg. Jest częścią poprawnie działającego Układu Słonecznego i wedle zawartej umowy, kiedyś zniknie, by na jej miejscu mogła pojawić się inna, bardziej niewinna planeta. Wszechświat - powiesz nie potrzebuje Boga. Ale, czy nie jest on - sam w sobie - idealnie działająca maszyna?

W tym momencie należy sobie postawić pytanie - czym jest Bóg? Bóg jest idealnym istnieniem - przeczytacie. Tak wiec, czy wszechświat nie jest Bogiem? Nie znajdziesz w nim idealnej części, ale łącząc je ze wszystkie ze sobą stwarzamy doskonałość. Wszechświat jest Bogiem, a my jesteśmy jego częścią.

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Pedantycznie przeżuciłem kolejną kartkę. Nie wiedziałem co o tym myśleć. Nigdy nie wierzyłem w te brednie o Bogu, a jednak..skłoniło mnie to do myślenia.

Brakuje stron. Skąd to mam? Nie pamiętam.Wczorajszego wieczora wypiłem dwie butelki białego wina, które przyniosła ze sobą prostytutka. Pieściłem kobietę...cień kobiety. Szybko zasnąłem i chyba sobie poszła. Przeklinała. Zapaliłem papierosa. Poszła...Nie pamiętam.

Myślałem tak głęboko, że przez nieuwagę potrąciłem wysoką szklankę i wylałem sok na amarantowy dywan, tak drogi, że wstyd było po nim chodzić. Nie wściekłem się jednak. Zawsze byłem bardzo spokojny. Za spokojny. Nawet w stosunku do kobiet. Mój penis też. Szczerze mówiąc nie obchodziły mnie kobiety. Zaspokajałem moje potrzeby i nic ponad to. Miałem ładne i brzydkie, grube i chude, stare i młode-żadnej nie potrafiłem kochać. Wszystkie miały papierowe dusze. Wystarczyło poszeleścić i były dla każdego. Zdecydowanie nie lubiłem tej babraniny.

Ale coś się zmieniło. Zacząlem odczuwać niepokój. Do tej pory wszystko zdawało się być ascetycznie uporządkowane. Teraz bylo ciepłe i wilgotne.

19:22. żołądek zaczął dawać znać o sobie rozkazując tańczyć kiszkom w rytm Toccaty Bacha, którą jakiś litościwy sąsiad zdecydowal się uraczyć moje uszy.

Wyszedłem ze swojej kremowej kamienicy nie zamykając drzwi. Kradzież mi nie groziła-poza poza drogim i poplamionym dywanem, starym zegarem, stosem bezużytecznych kartek i grubym psem nie miałem nic.

Wszedłem powoli do pobliskiego baru. Wewnątrz pachniało tytoniem i nagimi kobietami. Usiadłem przy stole i zamówiłem kurczaka. Kelnerka uśmiechnęła sie wilgocią w majtkach.

-"Już sssekundka. Proszze chfile poczekać." Na niebie zaczęły pojawiać się gwiazdy. Jestem za chudy. Chciałbym mieć zwały tłuszczu i dużo siły. Wtedy mógłbym bić kobiety.

-"Wyobrażasz sobie czasem Boga?" Niski lekko zachrypnięty głos zakłucił moje rozmyślanie.

Smukła, ciemnowłosa kobieta przysiadła się do mojego stolika. Miała lekko kościste nadgarstki i delikatnie skośne oczy.

-Wyobrażam. Jest kieliszkiem koniaku, który sam się wypełnia gdy go wypijesz-Delikatnie uniosłem kąciki ust, a kobieta obnażyła przede mną biel swoich zębów. Była smukła i zdecydowana. Zaprosiła mnie do siebie.

Po raz pierwszy to mnie kupiła kobieta. Była skromna i lekko bezpłciowa. Pociągał mnie fakt, że nie widać bylo jej piersi i ich brakiem właśnie mnie kupiła.

-Będą twoje, jeśli nie będziesz mnie całował, a teraz chodźmy. Śmieszył mnie fakt,że oferowała mi najbiedniejszą część swojego ciała, a ja jak uczniak, onieśmielony, popędziłem za jej drobnymi szybkimi kroczkami.

W mieszkaniu było ciemno i zimno. Zapaliła kilka świec i pokazała kartki zapisane niebieskim drukiem. Kilka brakujących stron i czerwone usta skośnookiej kobiety.

Każdy człowiek łączy w sobie świat zwierząt i aniołów. Anielską częścią człowieka jest dusza. Musi ona odstawać od ideału tak długo, aż nie stanie się doskonała. W tym czasie krąży we wszechświecie, po wielu planetach, w wielu wymiarach. Światy te nieustannie się przenikała, a dusza otrzymuje taka powłokę, na jaka zapracowało jej poprzednie ‘życie’

Prawdziwe życie dzieli się na wiele etapów. Dusza, dążąc do rozwoju, po każdym etapie przechodzi wyżej osiągając coraz doskonalsze stany rozwijania świadomości. Może także podążać w dół., stając się kolejno coraz bardziej prymitywnym stworzeniem. Każdy z etapów sprawia jej coraz większy ból i prowadzi do całkowitego zatracenia świadomości. Najniższy etap nazwijmy Piekłem, przeciwieństwo jego zaś - Niebem. Piekło nie jest końcem istnienia, a granica miedzy Piekłem, a Niebem jest niewyraźnie zatarta i przekroczyć ja dosyć łatwo. Nawet ‘najgorszej ‘duszy zostaje wybaczone. Piekłem dla niej jest tak ciężki sposób istnienia, czyli tzw. Życie. Poprzez ból i ona osiąga doskonałość.

Kiedy wiec będziesz krzyczał, że nie zasługujesz na ból, który napotkałeś na swej drodze, pamiętaj, ze Wszechświat jest przez swoje okrucieństwo cudownie miłosierny.

Tańczyłem obejmując jej kruchą talię, wsłuchany w krążące w niej soki. Pachniała mchem i tajemnicą. Piliśmy białe wino i połykaliśmy białe tabletki. Tańczyliśmy. Naszym oczom ukazywały się najdziwniejsze demony.Kat z twarzą dziewczynki. Oboje uwolniliśmy się od płci. Nieowłosieni wiliśmy się wokół siebie jak dwa robaki.

Pokochałem tą kobietę,a na szczycie jej płaskich piersi odkryłem różowego Boga w dwóch osobach. Byłem dzieckiem w jej ramionach i piłem mleko z niekobiecych piersi. Bawiliśmy się w Niebo długim nożem. Składałem przed moim Bogiem najpokorniejsze ukłony. Wbiłem go w jej blady brzuch i pogładziłem w środku. Całowałem w krew i śmiałem jeszcze z nią. Jest wilgotna jak wszystkie inne-pomyślałem i szybko, szybko wybiegłem zostawiając rozchylone blade usta i całą wilgoć na drewnianej podłodze. Moja mokra bogini.

Tabletki przestawały działać i zaczęły mnie przechodzić zimne dreszcze. Wróciłem do kremowej kamienicy, drogiego dywanu śpiącego psa i tykającego jeszcze zegara. Położyłem się na znalezionych kartkach i natychmiast przyszedł do mne letni i orzeźwiający sen.

Następnego dnia ptaki krzyczały o wolności. Nie wiedziałem co się ze mną działo. Moje dłonie były jak z plasteliny i po raz pierwszy śmierdziałem. Pogniotłem kartki.

Byłem lekko podenerwowany, mój nos nie wyglądał już tak próżno i elegancko. Coś nieproszonego we mnie zostało. Chciałem usiąść.

To była pierwsza. Wiem, bo zegar leżący w rogu pokoju wydaje z siebie o tej porze rozpaczliwy zgrzyt i przestaje działać. Nie porusza się tak kilka dni, aż do wizyty u zegarmistrza, po czym znów o naprawionej godzinie pierwszej robi to samo.

Leżałem pod oknem i czekałem na ten moment. Zbliżała się ta sekunda. Zaczął stękać, więc cichutko do niego podszedłem i powolutku, by nie potknąć się o rozrzucone stosy papieru, które odpoczywały na srodku pokoju i nie spłoszyć ich przypadkiem.

13:00. Pocałowałem wskazówki. Stały. Blisko, ustami przy dwunastej prosiłem-żyj-ale on ani drgnął. Popieściłem jeszcze malutką wskazówkę, ale była zimna.

Mam tego dosyć! Objąłem go całym ciałem i ze wszystkich sił cisnąłem nim w drzwi frontowe. Nadgarstek zaczął mnie boleć, a na czole pojawiły sie drobne krople potu o kwaskowatym zapachu. Strzeliły wszystkie wskazówki i wyleciały w powietrze z takim impetem, aż wystraszyłem się, że on wygra te starcie.

-Nie dam się cholero...wysyczałem. Napiąłem wszystkie mięśnie i zepchnąłem go ze schodów. Musiałem się nieźle namęczyc, bo jestem chudy, a zegar zawsze sprawiał wrażenie bardzo opasłego. Uderzyłem się przy tym w łokieć i zwijając z bólu wykrzyczałem-no to kurwa masz! Nie będę z tobą więcej mieszkał!!

Cisza.

Najmniejszy palec mojej stopy objęła cieniutka wskazówka. To była 13. Mam w sobie cos ze zwierza-pomyślałem, po czym zwinąłem się w kłębek.

elffi
elffi
Opowiadanie · 20 czerwca 2001
anonim