-
Proszę na wiele nie liczyć. Po tak długiej śpiączce nie wiadomo czy kiedykolwiek się obudzi, a jeżeli nawet, to nie mogę pani obiecać, że całkowicie będzie sprawna umysłowo. Większych obrażeń nie ma i tak naprawdę nie wiemy, dlaczego wciąż śpi. Niektórzy twierdzą, że istnieje coś, co nazywają śmiercią kliniczną. Ja jednak nie wierze w te wszystkie opowiadania o reinkarnacji i życiu po życiu. Osobiście uważam, że mózg, który przez dłuższy czas był uśpiony, nagle się budzi i większość czynności życiowych wraca do normy. Niektórzy z pacjentów miewali później różnego rodzaju halucynacje, twierdząc, ze słyszą jakieś głosy, lub widzą duchy. Niestety część z nich wylądowała w szpitalu psychiatrycznym. Zdarzyło się również kilka przypadków, że wkrótce po cudownym ozdrowieniu popełniali samobójstwo. Jeszcze nie wiemy jak będzie z tym dzieckiem. Leży już u nas ponad trzy miesiące. W jej wieku nie wróży to nic dobrego. Może się pani jedynie za nią modlić. Ja zrobiłem, co w mojej mocy. Teraz pozostaje nam tylko czekać.
-
Kiedy ja jestem pewna, że na chwilę otworzyła oczy! Jestem pewna! Słychać było zrozpaczony głos kobiety. To dziecko musi się obudzić! Tylko ona mi pozostała.
Powoli jej głos zaczął się załamywać. Po chwili jednak ponownie podeszła do dziewczynki i sięgnęła po leżącą na nocnej szafce książkę. Wiedziała, że już od dawna Wiktoria nie lubiła czytać bajek, dlatego przyniosła dla niej powieść, w której sama wielokrotnie się zaczytywała. Była przekonana, że „ Przeminęło z wiatrem” nie jest odpowiednią lekturą dla sześciolatki, ale już brakowało jej pomysłów. Nie mogła dłużej improwizować. Przez ostatnie dwa miesiące opowiedziała jej całą historię swojego życia, jak również wiele zmyślonych opowiadań. Ta książka była przynajmniej bardzo gruba. Mogła ją czytać na głos, mając nadzieję, że mała ją słyszy. Podobno, jak się dużo mówi do ludzi w tym stanie, to oni później są bardzo wdzięczni twierdząc, że dzięki temu, co słyszeli powrócili w szeregi żywych. Nic więcej nie mogła dla niej zrobić. Otworzyła na pierwszej stronie i zaczęła czytać lekko pociągając nosem. Wiktoria słysząc jej głos bardzo chciała coś powiedzieć, ale miała wrażenie, że ktoś skleił jej usta jakimś mocnym klejem. Słuchała więc tylko wyobrażając sobie główną bohaterkę. Już wiem skąd znam ten głos. To przecież jest moja najukochańsza ciocia, myślała. Ale skąd ona się tu wzięła? Przecież mieszka daleko stąd, a ja jadę nad morze. Ciekawe, co powiedzą rodzice, jak się dowiedzą, że ciocia Dona przyjechała nas odwiedzić. Może jednak wszystko to mi się śni, a może ja umarłam? Przecież widziałam babcię, a ona od dawna jest już w niebie. Nagle zrobiło jej się bardzo smutno i poczuła, że jeszcze chwila i się rozpłacze. Nie mogła w żaden sposób tego powstrzymać. Próbowała myśleć o czymś przyjemnym, ale nic nie pomagało. Po chwili wielkie, krokodyle łzy zaczęły spływać jej po policzkach. Chciała obetrzeć twarz, ale nie mogła się poruszyć. Czuła tylko, że robi jej się coraz bardziej przykro. Nie wiedziała, dlaczego. Przecież to, co do niej mówiła ciocia nie było aż takie smutne. Dlaczego nie ma przy mnie rodziców? Myślała. Gdzie jest mój braciszek? Przecież jedziemy razem nad morze. Mają to być moje najwspanialsze wakacje. Mam poznać nową przyjaciółkę, która będzie mnie rozumieć i nie będzie nigdy się na mnie gniewać. Teraz poczuła, że naprawdę płacze. Dlaczego nikt mnie nie przytula? Dlaczego? Jestem tu sama i znowu się boję. Tam, gdzie byłam z rodzicami i babcią było tak cudownie. Ja chce tam wrócić. Nie chcę tu już być. Chce wrócić do mamy!
-
Mamo, mamusiu! Krzyczała w duchu. Miała nadzieje, że ktoś jednak ją usłyszy. Nikt jednak nie odpowiadał. Ciocia też umilkła. Najprawdopodobniej ona też mnie zostawiła. Ja chcę do mamy, chce wrócić do mamy, powtarzała.
Nagle ponownie zobaczyła tajemnicze światło. Jakaś ogromna siła ciągnęła ją w tamtą stronę. Muszę tam iść, tam jest moja mamusia! Muszę iść tam, gdzie jest to tajemnicze światełko. Nagle poczuła, że swobodnie może poruszać wszystkimi kończynami i że bez problemu może podążać za pięknym świetlistym tunelem. Poczuła, że ponownie ogarnął ją spokój. Wiedziała, że robi dobrze. Już niczego nie musiała się obawiać. Niedługo spotka się z rodzicami i będzie szczęśliwa. Pojedzie z nimi nad morze i będzie się pluskać w słonej wodzie. Znowu ujrzała piękny ogród. Ponownie zaczęły się do niej łasić wszystkie zwierzęta, a ptaki wesoło ćwierkały na jej przywitanie. Jakże tu było pięknie. Szła boso po miękkiej trawie. Nic jednak nie czuła. Zazwyczaj spacerując boso po gołej ziemi odczuwała przyjemny chłód. Tym razem jednak trawa, po której stąpała nie była ani chłodna, ani też gorąca. Zauważyła też, że drzewa nie były już tak kolorowe. Po pewnym czasie ponownie dotarła do polany. Tym razem nie było na niej nikogo. Szukała wszędzie. Zaglądała pod różne krzaki i próbowała przywołać kogokolwiek z bliskich. Przecież powinni tu być. Ostatnio tu mnie zostawili. Gdzie oni poszli? Dlaczego nikt mnie nie wita? Zrobiła jeszcze kilka kroków i skierowała się w kierunku znajomego kamienia. Stała jeszcze przez krótką chwilę, lecz poczuła jak ogarnia ją zmęczenie. Usiadła dokładnie w miejscu, w którym poprzednim razem widziała babcię. Podciągnęła nogi pod siebie i oparła swa małą bródkę o kolana. Chwilę później poczuła lekki wiaterek. Obejrzała się za siebie i zobaczyła, że ktoś się zbliża. To jednak nie był nikt z jej rodziny. Kiedy tajemnicza postać była już bardzo blisko, okazało się, że jest to dziewczynka, która mogła mieć jakieś trzynaście lat. Była ubrana w bardzo ładną sukienkę. Wiktoria chciała też zobaczyć, jakie ma buty. Ku jej zdziwieniu, dziewczynka miała, zupełnie jak ona, bose stopy. Nie były jednak brudne. Zupełnie jakby dopiero przed chwilą ściągnęła buty.
-
Czekasz na kogoś? Zapytała nieznajoma.
-
Szukam swoich rodziców. Nie widziałaś ich może? Był z nimi także mój starszy brat.
-
Oni już dawno poszli. Nie mogli już dłużej na ciebie czekać. Kazali ci przekazać, że powinnaś wracać. Tam, skąd przyszłaś ktoś na ciebie czeka, ktoś, kto cię bardzo potrzebuje. Od tej pory, jak tylko będziesz coś potrzebować to możesz mnie poprosić o pomoc. Obiecałąm twoim rodzicom, że się tobą zaopiekuję. Nie bój się, nie zostaniesz sama. Wiem, że chciałaś mieć jakąś przyjaciółkę. Gdybyś się tylko zgodziła, to ja nią mogę zostać. Ja też czuję się bardzo samotna. Dziewczynka wyciągnęła rękę. Mam na imię Skarlet.
-
Ja jestem Wiktoria. Mam nadzieję, że ty też będziesz nad morzem. Ja niedługo tam dojadę wraz z rodzicami.
-
Widzę, że ty nic nie rozumiesz. Niestety nie mogę z tobą dłużej rozmawiać, bo musisz już wracać. Pamiętaj, że ja zawsze będę przy tobie i w razie potrzeby zawołaj mnie po imieniu, a ja się zjawię. Mówiąc te słowa Skarlet zaczęła się oddalać.
Mała Wiktoria chciała jeszcze coś powiedzieć, ale znowu usłyszała tajemnicze głosy, które ją przywoływały. Tym razem jednak nie czuła żadnej niechęci. Wręcz odwrotnie. Zapragnęła wracać do domu. Tajemnicze światło już się nie pojawiło. Wszystkie ptaki nagle umilkły, a zwierzęta pochowały się za drzewami. Tylko ten męczacy uszy głos, który przywoływał jej imię. Słyszała go coraz wyraźniej i wyraźniej, aż wreszcie zorientowała się, że pochodzi z nad jej głowy. Zupełnie jakby ktoś się nad nią pochylał. Znowu poczuła jak ktoś ją ściska za rękę. Zebrała w sobie wszystkie siły, aby otworzyć oczy. Musiała przecież zobaczyć, kto ją woła. Powoli jej powieki zaczęły się uchylać. Po kilku sekundach zobaczyła zamazany obraz. Tuż nad jej głową pochylały się dwie osoby. Jedna była ubrana na biało, a druga, druga to przecież ciocia Dona. Jednak wróciła. Nie zostawiła mnie. Ja już nie chcę tam wracać.
-
Słyszysz mnie? Wiki, kochanie, słyszysz mnie? Obudziłaś się, wreszcie. Możesz coś powiedzieć?
-
Ja już nie chcę tam zostawać. Babcia mówiła, że muszę wracać. Dziewczynka jeszcze była bardzo słaba i mówiła bardzo niewyraźnie.
-
Ona majaczy. Odparł lekarz. Teraz musimy dać jej odpocząć. Na szczęście, najgorsze mamy już za sobą. Za kilka godzin dowiemy się, w jakim stanie jest jej umysł. Wreszcie może pani iść spać. Proszę odpocząć. Teraz już nic jej nie grozi. Muszę przyznać, że nie miałem wielkich nadziei. To można śmiało nazwać cudem. Wiktoria ścisnęła kobietę za rękę, która przytuliła się do niej mocno szlochając...
..................................................................................................................................................
W szpitalnym gabinecie zebrało się kilkunastu lekarzy. Każdy chciał coś usłyszeć na temat cudownego wyzdrowienia. Wszyscy już zdążyli polubić małą pacjentkę, mimo że przez ostatnich kilka miesięcy nie dawała znaków życia. Jeszcze nic nie było wiadomo na temat jej stanu psychicznego, ale mimo wszystko każdy był pod dużym wrażeniem, że w ogóle cokolwiek powiedziała. Nie ukrywano również podziwu dla kobiety, która nie opuściła ani jednego dnia w szpitalu, pilnując małej. Zapewne jej obecność była dla śpiącej bardzo istotna i pomogła Wiktorii w walce o możliwość powrotu.( Mówiono między sobą )
Doktor Hall przemawiał do zgromadzonych. Każdy, kto znalazł, choć odrobinę czasu przyszedł, aby posłuchać o postępach w leczeniu małej pacjentki. Pani Dona Belle za przyzwoleniem ordynatora również mogła uczestniczyć w zebraniu. Z sali padało wiele pytań, a prowadzący bardzo cierpliwie starał się na wszystkie odpowiedzieć.
-
Niestety jeszcze nie wiemy, czy Wiktoria całkowicie powróci do zdrowia. Przemawiał doktor Hall. Jak na razie odzyskała przytomność i nawet powiedziała kilka zdań. Niestety nie mogę potwierdzić, że jej mózg nie został uszkodzony. Jak na razie tylko coś majaczyła, ale jestem dobrej myśli. Przez kilka najbliższych dni będziemy musieli ją obserwować. W tym celu dodatkowo będzie się nią zajmował dziecięcy psycholog. Mam nadzieje, że za jakiś tydzień będziemy mogli ją wypisać ze szpitala. Ogólny stan zdrowia pacjentki jest bardzo dobry. Gdyby nie ta śpiączka, to można by powiedzieć, ze Wiktoria jest całkowicie zdrowa. Widzę, że nie ma więcej pytań, to pozwolą państwo, że wrócę do swoich zajęć.
Po kilku minutach wszyscy się rozeszli. Pani Belle szybkim krokiem wybiegła za doktorem, chcąc go dogonić, zanim wejdzie do sali, w której leżała Wiktoria.
-
Panie doktorze! Proszę poczekać! Chciałam zadać panu jeszcze jedno pytanie. Lekarz się obejrzał i widząc zdenerwowanie w oczach kobiety, zatrzymał się.
-
Słucham panią. Myślałem, że była pani na sali, jak omawiałem stan pani siostrzenicy.
-
Tak byłam. Odparła. Niestety nikt nie poruszył bardzo ważnej kwestii. Kto ma jej powiedzieć, że jej rodzice nie żyją? Na pewno o nich kiedyś zapyta, i co wtedy? Ja nie mogłabym powiedzieć sześcioletniej dziewczynce, że wszyscy jej bliscy poszli do nieba. Bo chyba tak się mówi do dzieci, Prawda? Proszę mi powiedzieć, co będzie z jej psychiką, jeśli się o tym dowie. Ja ledwo przeżyłam wiadomość o śmierci mojej siostry, ale ja jestem dorosła. Boże, jak ja mam to zrobić?
-
Tym teraz nie powinna się pani martwić. Mała zapewne nic nie pamięta. Jeśli będzie sobie coś przypominać, to nasz psycholog będzie starał się ją jakoś przygotować na tę wiadomość. Z doświadczenia wiem, że im wcześniej się dowie, tym lepiej. Nie można długo tego przed nią ukrywać. Teraz jednak powinniśmy się martwić tylko o to, aby jej mózg wrócił do poprzedniego stanu. Proszę mi wybaczyć, ale muszę ją zbadać. Jeśli pani chce, to może iść ze mną. Już niedługo Wiktoria powinna całkowicie się wybudzić i będzie można spróbować z nią porozmawiać. Miejmy nadzieje, że będzie miała na to ochotę.
Dwie minuty później byli już przy łóżku małej pacjentki. Wyglądała zupełnie, jak mały aniołek. Jej blond włoski, które zazwyczaj lśniły, teraz nabrały jakiejś szarej barwy, ale mimo to, nie straciła nic ze swej urody. Pierwszy raz od kilku miesięcy jej policzki delikatnie się zaróżowiły, a na twarzy pojawił się delikatny uśmiech. Już nie leżała, jak do tej pory bez ruchu. Teraz jej powieki delikatnie się poruszały i wyglądała zupełnie jak każde zdrowe dziecko, które mocno śpi. Doktor nachylił się nad małą i delikatnym szeptem wypowiedział jej imię. Po kilku sekundach powtórzył tę samą czynność, gdy jednak to nie przynosiło pożądanego skutku, chwycił ją za ramię i bardzo delikatnie potrząsnął. Kilkanaście sekund później Wiktoria uchyliła jedno oko. Po chwili zamknęła je, tylko po to, aby za kilka następnych sekund ponownie je otworzyć. Za pierwszym oczkiem chwilę później otwarło się drugie, a na jej słodkiej buzi pojawił się uśmiech.
-
Ciocia Dona. Szepnęła ucieszona Wiktoria. Jesteś przy mnie. Wydawało mi się, że ty też mnie zostawiłaś. Już nigdy nie chcę zostać sama. Pani Belle chwyciła swą siostrzenicę za małe rączęta i zalała się łzami.
-
Kochana Wiki. Ja cię nigdy nie zostawię.Nawet nie wiesz, jak bardzo się cieszę, że się wreszcie obudziłaś. Spałaś bardzo długo kochanie. Byłaś bardzo chora, ale już jest dużo lepiej i wkrótce będziesz mogła wyjść ze szpitala. Panie doktorze, nie wiem jak pan, ale ja uważam, że nic jej nie jest. Lekarz popatrzył na uradowaną ciocię Wiktorii i po chwili zwrócił się do małej pacjentki.
-
Powiedz mi kochanie ile masz lat i jak się nazywasz? Dziewczynka popatrzyła na doktora i odparła.
-
Mam na imię Wiki i dokładnie za siedemdziesiąt cztery dni skończę siedem lat. Dziewczynka uśmiechnęła się szeroko i popatrzyła na mocno zdziwioną ciocię.
-
Brawo. Jesteś bardzo mądra. Odparł zadowolony doktor i puścił oko do pani Belle. Niedługo dostaniesz coś do jedzenia. Jesteś głodna?
-
Mogłabym zjeść konia z kopytami i jeszcze mały deser. Powiedziała Wiktoria i aż otworzyła szeroko swoje piękne, niebieskie oczęta na myśl o budyniu czekoladowym. Doktor chwycił małą pacjętkę za rączkę i wciąż się uśmiechając dodał.
-
Porozmawiam z nadwornym kucharzem, aby podał coś pysznego dla naszej księżniczki.
Odchodząc od łóżka popatrzył na ciocię Wiktorii. Nie wiedział, dlaczego, ale pani Belle nie wyglądała wcale na zadowoloną, tylko na zaskoczoną. Widać było, po jej minie, że mocno się nad czymś zastanawia. Nie takiej reakcji spodziewał się po kobiecie, która przez trzy ostatnie miesiące czuwała nad małą opowiadając jej różne historie i modląc się, aby powiedziała, choć jedno słowo. Powinna skakać z radości, a widać było, że widocznie czymś się martwi. Chyba nigdy nie zrozumiem kobiet, pomyślał. Już ja się bardziej cieszę, niż ona. Jeszcze raz ukradkiem puścił jej oko, ale pozostała niewzruszona, zupełnie jakby go nie widziała. Odruchowo popatrzył na jej dłonie i zauważył, że przebiera palcami, zupełnie jak mała dziewczynka, która ma problemy z liczeniem i aby sobie ułatwić dodawanie, przekłada palce u rąk. Widział, że chyba nie wiele się pomylił, bo zupełnie jakby się pogubiła rozpoczynając wszystko od początku, ponownie chwytając się za kciuka. Obserwował to dziwne zachowanie przez dłuższą chwilę i coraz bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że z tą kobietą jest coś nie tak. Kiedy wychodził z izolatki usłyszał, że ktoś podąża jego śladem. Przystanął na chwile, czekając na kobietę, która ocknęła się z wielkiej zadumy dopiero w momencie, gdy on ruszył z miejsca. Kiedy podeszła do niego zapytała ściszonym głosem.
-
Czy nie wydaje się to panu, choć trochę dziwne? Zapytała, jakby lekko wystraszona.
-
Oczywiście. Odparł lekarz. Nie przypuszczałem nawet, że tak szybko dojdzie do siebie. Wszystko układa się po naszej myśli. Jest to oczywiście dużym dla mnie zaskoczeniem, ale zdążają się na świecie takie rzeczy, które nie śniły się nawet lekarzom.
-
Chyba filozofom?
-
No już myślałem, że mnie pani nie słucha, ale widzę, że już dużo lepiej. Czy można wiedzieć, dlaczego pani robi wrażenie zatroskanej, teraz, kiedy wszystko zaczyna się dobrze układać?
-
Wie pan doktorze, nie wiem, co mam o tym myśleć, ale nie zastanowiło pana skąd Wiki tak dokładnie obliczyła, kiedy ma urodziny?
-
Przecież sama pani mówiła, że jest wyjątkowo zdolnym dzieckiem.
-
Tak, wszystko się zgadza. Dokładnie za siedemdziesiąt cztery dni skończy siedem lat. Tylko, że nikt jej nie mówił, jaką dziś mamy datę i że spała przez trzy miesiące. Skąd wiec tak szybko obliczyła ile dni pozostało do jej urodzin? Nawet, jeśli wzięlibyśmy pod uwagę jej matematyczne zdolności, to powinna szybko obliczyć i powiedzieć, że jej urodziny będą za ponad pięć miesięcy. Specjalnie policzyłam i to trzykrotnie i upewniłam się, że nie pomyliła się o ani jeden dzień. Doktor Hall spojrzał zdziwiony na wystraszona kobietę i nie chcąc pokazać po sobie zaskoczenia, powiedział całkiem spokojnie.
-
Najprawdopodobniej jest to zwykły zbieg okoliczności. Później zadamy jej to pytanie. Jestem pewien, że da się to wyjaśnić w racjonalny sposób. Uśmiechnął się i delikatnie wycofał. W jego głowie krążyły jednak różne dziwne myśli. Jeszcze nie wiedział, dlaczego, ale był przekonany, że nie był to czysty przypadek i zapragnął za wszelką cenę dowiedzieć się czegoś więcej o tym dziecku..
c.d.n