Do Pasadeny przybyłem nocą. Przywitał mnie
cienisty deszcz znad San Gabriel Mountains.
Ulice były bezludne. Świadomość że nieopodal
jest miasto aniołów nie wzbudzała we mnie
żadnej emocji. No może tylko ciekawość jaki
wpływ może to mieć na nowo-przybyłych. Ale
jak pamiętam po mnie spływało to jak
wspomniany deszcz. Mnie interesowała bieda
w której osadziła się spora część tutejszych.
Pragnąłem doświadczyć kolorytu tego miejsca.
W drodze do hotelu zaczepiła mnie kobieta. Miała
niespełna trzydzieści lat i cerę tak białą że noc przy
niej traciła swój urok. Jej akcent świadczył że
przybyła tutaj podobnie jak ja z innej części świata.
Byłem zmęczony i normalnie nie miałem ochoty na
zawieranie nowych znajomości nawet takich które
mogą kojarzyć się tylko z rozkoszą. Intuicja mówiła
mi że jeśli jej nie zabiorę ze sobą to więcej jej nie ujrzę.
Ta sama intuicja podpowiadała o problemach jakie
niesie ze sobą ta niesamowita kobieta. Jej głos był
delikatny i ciepły oczy lekko wilgotne podobnie jak
jej dłonie które delikatnym ale zdecydowanym
ruchem włożyła w moje. Doskonale wiedziałem
że owa wilgotność oczu i dłoni nie miała żadnego
związku z tym cienistym deszczem który mnie
przywitał. I choć nie należę do ludzi przesądnych
właśnie zdałem sobie sprawę że moje dawne życie
odejdzie w niebyt. Czułem że zaczynam nowy rozdział
doskonale zdawałem sobie sprawę że nie będzie
to tylko przyjemność. Czułem i choć wydawało się to
irracjonalne i głupie że coś właśnie się kończy
a to co się zaczyna jest jakąś ryzykowną grą.
Cienisty deszcz nieco zelżał a jej oczy wciąż były wilgotne
nie zamieniłem z nią nawet jednego słowa – byliśmy
w fazie wymian spojrzeń głębokich i wszystko mówiących.
Słowa w tym przypadku były zupełnie zbyteczne.
Jej dłoń badawczo ściskała moją – zapewne chciała
się upewnić czy jestem na pewno czy to aby nie sen.
Koło nas z wyjącym na pełnych obrotach silnikiem
przemknęło auto z całkowicie przyciemnionymi szybami.
Ona na odgłos pisku opon hamującego samochodu
przed przejściem dla pieszych
odsunęła się nieco w kierunku ściany
pociągając mnie ku sobie. Auto mimo starań
nie zdołało wytracić nadmiernej szybkości.
Z impetem uderzyło w przygarbionego człowieka z laską.
Nie wiem co ujrzałem wpierw samochód
z przyciemnionym szybami staruszka z laską pchającego wózek
czerwone światło czy prostytutkę po drugiej stronie 16 Alei
dokonującej transgresji. W każdym bądź razie nagość
prostytutki nie była w stanie dłużej niż na sekundę
odwrócić mojej uwagi od samego zdarzenia – zderzenia
pędzącego auta z przechodzącym przez przejście staruszkiem.
Spectro realistyczny horror i transgresja. Porozrzucane
kawałki ciał i strzępy lichego odzienia. Podmuch wybuchu
był tak silny że wcisnął nas w wiatrołap domu. Gdyby nie on
odrzuciłoby nas zapewne daleko za róg szesnastej. Wtedy
oprócz spalanej mieszanki ładunków wypalanej benzyny
i wszystkiego co trawił ogień poczułem coś jeszcze –
zapach jej ciała. Nie wiem czy za sprawą strachu uwolniła się
potężna dawka feromonów czy tak po prostu miała.
O tym miałem przekonać się już niebawem.
Cienisty deszcz znad San Gabriel Mountains nie zważał ani na to
co przed dwoma momentami się wydarzyło ani na to że
staliśmy tak wciśnięci w siebie w kącie wiatrołapu – deszcz
beznamiętnie tłumił odgłosy zbliżających się ambulansów
policyjnych aut i tych z niebiesko mrugającymi światłami lamp
sygnalizacyjnych wystawionych na dachach nieoznakowanych
samochodów armii rozmaitych tajniaków.
Jej oczy nadal były wilgotne ale dłonie już nie. Lekko drżała.
W kącikach ust zauważyłem ledwo
uchwytny przelot drwiącego uśmieszku. – Chodźmy już –
odezwała się nagle. Jej głos był stanowczy a oczy
zdały się potwierdzać wypowiedziane słowa. Lekko pociągnęła mnie
w kierunku przeciwnym od tego w którym doszło do wypadku.
(...)
Na odprawie u Świętego Piotra Akwilin rzekł – Starzec
z wózkiem nie wiadomo czemu zabrał z bagażnika porzuconego auta
pakunek. Nie wiedział że przywłaszcza sobie bombę.
Krzysztof odpowiedział – Nie znałem człowieka który do Pasadeny
przybył nocą. Stwierdził też że kierowca był na prochach.
A prostytutka i ta druga kobieta – zapytał z nutką zainteresowania.
O to Piotrze musisz zapytać Świętą Afrę albo Mikołaja.
Całkiem interesujący tekst, jednak należy wykonać trochę poprawek. To literówki, stylistyka itd.
Dobry pomysł na cykl miniatur w tym klimacie. Może więcej mroku i dreszczyków rodem z Alana Edgara Poe? Albo horroru z wczesnego Stephena Kinga?
tak, tekst wymaga dopracowania. Postaram się pójść za Twoimi wskazówkami
Kłaniam się
Wiesz, właśnie za Twoją sprawą przypomniał mi się któryś z odcinków "Świętego" w którym główny bohater zostaje zepchnięty bodajże z samolotu, żeby było trudniej wcześniej został związany. I wszystko wskazywało, że kolejnych odcinków nie będzie/ Ale przyszedł kolejny czwartek i pojawił się nowy odcinek opatrzony głosem komentarza, że bohater tylko sobie znanym sposobem się uratował... No i poleciało dalej. :))
Ukłony