Literatura

Semper (opowiadanie)

moonky

Normalna sala o wymiarach pięć na pięć metrów. Stół, dwa krzesła, lustro na ścianie, okien brak, drzwi… Atmosfera ciszy, spokoju, idealne warunki do kontemplacji, ewentualnie kulturalnej rozmowy na dowolny temat. W istocie odbywają się tutaj konwersacje, ale rzadko kiedy przebiegają one w przyjaznym tonie. Dużo częściej dochodzi do słownych ataków, gorących kłótni, wzajemnych oskarżeń oraz generalnie jest niemiło, wręcz obsesyjnie wrogo. Czy ktoś jeszcze nie domyślił się, iż opisywany jest policyjny pokój przesłuchań? Przez dziesięciolecia był on niemym świadkiem ludzkich dramatów, ale także sami podejrzani przyznawali się do popełnionych przestępstw. Morderstwa, gwałty, handel ludźmi, maltretowanie zwierząt, deptanie trawników itp. Zdecydowana większość przypadków to bezsporne przykłady łamania prawa, a ich sprawcy otrzymali sprawiedliwe wyroki. Jednak zdarza się, że człowiek przypadkowo znajduje się na miejscu zbrodni/wykroczenia/przestępstwa i to raczej przypadek bardziej niż obiektywne dowody świadczyły przeciwko niemu. Kompletnie niewinny obywatel trafia do kryminału, no chyba że zajdzie nowa okoliczność… lecz czy na pewno warto płacić tak wysoką cenę za wolność?

 

- No dobra panie Duszyński, dalej idziemy w zaparte?! Czy w końcu się przyznajemy i będzie już z górki?
- Jestem niewinny! Nie przyznam się, bo to nie mnie szukacie! - protestuje Kuba.
- Uparty… Ale fakty mówią jasno - tylko pan posiadał motyw, to raz! Na miejscu zbrodni stał pan nad zwłokami ofiary, to dwa! W ręku nóż trzymał… zgadniesz pan kto… Jakub Duszyński, tymże ostrym narzędziem w zgodnej opinii biegłych pozbawiono życia Mariana Wrońskiego, to trzy! Na ubraniu oraz ciele denata nie znaleziono odcisków palców innych niż pana, to numer cztery! W świetle przedstawionych przeze mnie dowodów wciąż…
- Tak!  - przerwał mu. - Będę powtarzał do końca tę samą wersję, zobaczyłem jak ktoś leży na ulicy. Podszedłem aby sprawdzić czy facet popił i zwyczajnie śpi pijany lub może dolega mu coś. Zauważyłem wbity nóż w klatkę piersiową, natychmiast dotknąłem tętnicy - pulsu brak, więc potrząsnąłem gościem w nadziei, że oprzytomnieje. Nic to nie dało, zatem dopiero wtedy wyciągnąłem ostrze z ciała…
- Czemu nie zrobił pan tego w pierwszej kolejności? - zauważył komisarz.
- Sam nie wiem… stres albo szok? W każdym razie nóż był w mojej dłoni, a facet zaczął krwawić, bardzo obficie… stracił sporo… pogorszyłem jego stan. Dalej było jak w amerykańskim filmie, wie pan lepiej… Patrol policji, mnie obalili widząc leżącego mężczyznę zakrwawionego w dodatku ja z nożem w ręku… - tłumaczył zrezygnowany.
- Tak… problem w tym… no, ciężko w to uwierzyć! Ponadto cztery osoby zeznały jak kłóciliście się z Marianem Wrońskim, co więcej groził pan przełożonemu śmiercią, spaleniem domu, wysadzeniem samochodu i… i… i gwałtem na jego żonie! Postaw się pan teraz na moim miejscu.
- Słucham?! - zdziwił się Kuba.
- Odwróćmy role, wiesz pan to samo co ja. Mamy trupa i gościa, który stoi nad nim z narzędziem zbrodni, zaznania świadków, tj. sprzeczka słyszana przez całe piętro, a może nawet cały budynek. Wersja Jakuba Duszyńskiego, hmmm…. Szedł sobie wieczorkiem zażywając świeżego powietrza, nagle widzi mężczyznę w pozycji horyzontalnej. Cuci go, bez efektu, sprawdza puls, wyjmuje ostrze z piersi. Pech chce, iż akurat w pobliżu przejeżdża nadgorliwy patrol policji biorąc Bogu ducha winnego spacerowicza za mordercę. Jakub Duszyński cierpi za grzech kogoś innego, a jednak on twierdzi że nie jest autorem pozbawienia życia Mariana Wrońskiego. Czy będąc na miejscu śledczego wierzy pan zapewnieniom podejrzanego? Tylko szczerze, to bardzo ważne!
- Miałbym te same wątpliwości… Ale ja tego nie zrobiłem, siedzę tutaj bez sensu, a prawdziwy morderca chodzi na luzie po mieście i być może planuje następny podobny numer!
- Człowieku! Słyszysz pan co mówisz?! Jedno przeczy drugiemu, ale… dobrze dam czas aby pan się zastanowił. Trzy godziny, potem wrócę i zadam proste pytanie. W porządku?! Zresztą, tak postanowiłem, wychodzę. Radzę przemyśleć głęboko swoją sytuację, proszę o rozsądną decyzję…

 

Komisarz opuścił pokój przesłuchań zostawiając Kubę sam na sam ze swoimi problemami. Ten ani myślał przyznawać się do czynu, tym bardziej iż nie popełnił żadnego przestępstwa, co najwyżej mógł zachować się bardziej roztropnie i zadzwonić na policję. Wtedy na pewno cała sytuacja wyglądałaby inaczej, on wówczas nie występowałby jako czarny charakter w tej historii. Jednak czas cofa się tylko raz w roku zmieniając go na zimowy. Tymczasem mamy maj, wiosna. Uratować Kubę w tym przypadku może już jedynie cudotwórca.

Komisarz Pajor zbliżał się do biurka, gdzie miał zamiar po raz kolejny przejrzeć dokumenty dotyczące aktualnego śledztwa. Tak naprawdę wciąż targały nim wątpliwości co do winy Jakuba. Być może faktycznie mówi szczerą prawdę i to splot wydarzeń sprawił mu kłopoty. Lata służby nauczyły policjanta, że to się zdarza, lecz z drugiej strony gdyby nie groził Wrońskiemu…

 

Deszcz zacinał mocno, tak mocno że niewiele było widać. Wytworzył się efekt jakby mgły, która dodatkowo dokuczała nieustającymi opadami sprawiając chłód ludziom zmierzającym w różnych kierunkach. A tych nie brakowało, albowiem w środku dnia toczyło się życie przeciętnego człowieka. Zaganiani niczym mrówki czy też trutnie w ulu stanowili codzienny krajobraz miejski. Uczniowie czy studenci powracający ze szkoły/uczelni, kurierzy i listonosze, zwykli pracownicy biurowi czy przemysłowi, itd. Wśród tłumu społeczeństwa także ona - Emilia, akurat skończyła obowiązki przedszkolanki, ale o odpoczynku nie ma mowy. Spieszy się bardzo, wręcz pędzi na przystanek tramwajowy. Stresuje się niesamowicie, jakby cała sprawa dotyczyła jej bezpośrednio. Jednak tak to nie wygląda, bo to Kuba jest oskarżonym. Emilia jest święcie przekonana o niewinności narzeczonego, ufa mu w stu procentach, przecież on taki dobry, uczciwy do ostatniego grosza. Zawsze gotów do pomocy, nie tylko bliskim, ale również nieznajomemu. Ona sama także czuje się odpowiedzialna w pewnym stopniu za bieżące wydarzenia. Dlaczego? 

 

Emilia wywierała presję, aby Kuba wymógł na szefie awans wiążący się oczywiście ze znaczną podwyżką. W końcu planują wspólną przyszłość, a mąż musi odpowiednio zarabiać jeśli chcą założyć prawdziwą rodzinę. Wypominała mu to aż do obrzydzenia, więc Kuba zebrał się w sobie i zażądał kategorycznie wyższej pozycji w hierarchii korporacji. Spotkał się z odmową, co dało upust jego emocjom, tym negatywnym. Wybuchł i raczej nie wiedział do końca czy to rzeczywiście z przekonania, iż naprawdę należy mu się awans czy ze strachu przed przekazaniem złych wieści Emilii. Cóż… stało się - wykrzyczał wszystkie żale, ale otrzymał ‘tylko’ obietnicę słowną:

 

- Jeśli poprawi się sytuacja firmy to będę o tobie pamiętał, masz u mnie wysoki priorytet.

 

Mimo to wygłosił te nieszczęsne groźby, przez które jest głównym podejrzanym. Emilia żałuje swojej postawy wobec ukochanego, zatem jest gotowa na wiele, nawet bardzo wiele aby pomóc temu jedynemu.

 

 

‘Nic, no zupełnie nic - pustka, to musi być on!’ Komisarz Pajor ponad godzinę wertował strony akt szukając punktu zaczepienia, który poświadczy prawdziwość wersji zdarzeń według Jakuba Duszyńskiego. Jakby na to nie patrzeć, winny i żadnej dyskusji. Policjant nie odnalazł absolutnie niczego, co wykluczałoby z morderstwa podejrzanego. W okolicy brak żywej duszy, znaczy potencjalnego sprawcy, na ciele ofiary ślady wyłącznie osadzonego, zeznania jego samego nadają się wprost na biurko prokuratora pod postacią przyznania się do zabójstwa. Nadzieja w kolejnych dwóch godzinach, być może wtedy komisarz będzie mądrzejszy…

 

Roztrzęsiona Emilia przekroczyła próg pokoju przesłuchań, widok zmęczonego Kuby wcale nie poprawił jej nastroju. Poczuła się jeszcze bardziej przygnębiona, w gardle ścisnęło ją niesamowicie, nie potrafiła wydobyć z siebie żadnego dźwięku, mimo iż zawsze miała sporo do powiedzenia. Tym razem odnosiła wrażenie jakby i ona w zamknięciu oczekiwała na decyzję co do wszczęcia postępowania karnego. Kuba nie krył zaskoczenia wizytą ukochanej, ucieszył się obecnością przyjaznej twarzy. Chociaż Emilia jest teraz mało pogodna, to on widzi ją wciąż w kolorowych barwach. Narzeczona zawsze budzi w nim ciepłe skojarzenia, nie potrafił złościć się na tak piękną oraz mądrą dziewczynę. Kuba traktował Emilię niczym największy skarb, cudnego anioła który opiekował się otoczeniem, dlatego nie ukrywał entuzjazmu.

 

- Emka, kochanie przyszłaś!
- …
- Chodź proszę do mnie - powiedział, lecz sam podszedł do dziewczyny obejmując ją - Czemu nic nie mówisz?
- Eee… nie wiem co, nie mam pojęcia co powinnam ci powiedzieć w takiej sytuacji - wyjaśniła niepewnie.
- Nieważne, liczy się tylko to, że się pojawiłaś. Myślałem… Cieszy mnie twoja obecność, zdawało mi się… Po tym czego się dowiedziałaś, nie byłem pewien czy jeszcze się spotkamy.
- Dlaczego?! Za kogo mnie masz? - oburzyła się Emilia.
- Nagadali ci pewnie mnóstwa kłamstw na mój temat…
- Nigdy nie uwierzę w twoją winę. Absolutnie się z tym nie zgadzam. Przecież znam cię od tylu lat… - zerknęła Kubie w oczy - Dobry z ciebie człowiek, nie skrzywdziłbyś nikogo będąc nawet w furii, prawda? - spytała z nadzieją w głosie.
- …
- Ej, Kubuś!
- Tak, oczywiście że nie zabiłbym! Dobrze wiedzieć… Znaczy dobrze mieć twoje wsparcie… - poczuł nagle jak Emilia odsuwa się od niego.
- Kochanie, co…
- Zawahałeś się! To tylko moment, ale jednak… Niemożliwe! Czy ty… mój Boże…
- Nie! Emilko, ja trochę… zamyśliłem się na chwilę patrząc ci głęboko w oczy. Brakowało mi kontaktu z tobą, nawet wzrokowego… nie mówiąc o czymś więcej, więc trzymając cię w ramionach i spoglądając w te zielone… no chyba…

 

Emilia przerwała tłumaczenia Kuby zatykając mu usta… własnymi wargami. Otuliła twarz chłopaka delikatnie gładząc dłońmi policzki, schodziła coraz niżej do szyi… obcałowywała ją namiętnie, dało to odprężenie Kubie jak i bardzo potrzebny spokój. Emilia nie mogła ukryć łez, podobnie jak jej ukochany. Dziewczyna chciała pokornie przyznać, iż za aktualne położenie narzeczonego jest częściowo odpowiedzialna, ponieważ wywierała presję na Kubę, aby ten domagał się od szefa podwyżki, awansu. On spotykając się z odmową naskoczył na pracodawcę obrzucając go wulgaryzmami, które są brane pod uwagę jako dowód winy. Jednak Emilia widząc jak Kuba waha się z jednoznacznym stwierdzeniem niewinności, to także i ona ma wątpliwości co do szczerego wyznania ukochanego. Mimo iż jest to tylko bardzo mały głosik z tyłu głowy to zaczyna przemawiać za pomocą megafonu do rozsądku Emilii, dlatego poczeka na bardziej odpowiedni moment, być może kiedy wszystkie okoliczności potwierdzą prawdomówność Kuby.

 

- Potrzebowałem twojego smaku… słodkości moje… dzięki ci…
- Zawsze możesz na mnie liczyć Kubusiu… zawsze.
- Przez chwilę myślałem… to nieistotne co myślałem, ważne co czuję, a przecież wiesz doskonale co mam w sercu. Ono bije dla ciebie, tylko ty się liczysz…
- Nie mów nic więcej, proszę. Rozumiem, dlatego tak niedorzeczne jest to co cię spotkało. Czemu akurat tamtędy musiałeś przechodzić, co cię interesowało kto tam leży? Powiesz mi dlaczego?
- Oj Emilko, żebym ja to wiedział, coś mnie tknęło po prostu… Tak wiele osób przechodzi obojętnie obok ludzi nie zauważając ich. Ilu żyłoby gdyby tylko sprawdzono co im dolega? Zawroty głowy, ataki epilepsji, zawały serca!
- Kubuś, kochany mój… to takie niesprawiedliwe, a ty masz taką naturę - lubisz pomagać… Ale ten jeden raz, gdybyś odpuścił… - zrezygnowana chwyciła go za dłoń wplatając swoje palce w jego.
- Tak, mój błąd… Skąd mogłem wiedzieć… Przepraszam, nie martw się, to przygnębiające patrzeć jak jesteś smutna. Wierzę w sprawiedliwość, bądź spokojna - ujął rękę Emilii zbliżając ją do ust, aby ucałować patrząc w te zielone oczy.
- Oj, oby tak się stało. Mam nadzieję że niedługo wrócisz do domu, znów będziemy razem… To na pewno totalne nieporozumienie… - powiedziała to na głos, chociaż tak naprawdę nie wykluczała winy Kuby.
- Podbudowałaś mnie kochanie, twoje wsparcie dużo znaczy. Jesteś prawdziwym skarbem, nie zasługuję na ciebie… - otarł łzy - Rzadko to przyznaję, ale… kocham cię Emilko.
- … - dotknęła twarz narzeczonego dłonią - Jeszcze nigdy twoje słowa nie brzmiały tak szczerze jak teraz, dziękuję ci.

 

 

- Gdzie moja kawa?! - pytanie niczym grom uderzyło stażystę, który upuścił kubek… zgadnijcie z czym.
- Moment panie komisarzu!

 

Andrzej Maślak od pół roku ‘uczył się’ policyjnej roboty. Nosiło go aby wyruszyć w teren, brać udział w akcji, nawet przy prostym aresztowaniu. Miał ogromną ambicję jako syn zasłużonego oficera wydziału zabójstw, uważa że jest gotów być odpowiedzialny za śledztwo, widział siebie w roli aktywnego stróża prawa wgłębiającego się w umysł przestępców. Wygórowane mniemanie o własnych możliwościach, kompleks Napoleona czy arogancja i wszechobecna bufonada? Żadne z powyższych, Andrzej to bardzo inteligentny młody student. Niezwykle spostrzegawczy, o wysokim współczynniku IQ, najlepszy na strzelnicy, sprawność fizyczna - ponadprzeciętna. Mimo tych cech, popartych wzorową opinią wykładowców, zajmuje się prostą pracą biurową, tj. porządkowanie akt, wyszukiwanie informacji czy też… parzenie kawy, czasem wymiana tonerów w drukarce. Oczywiście domagał się bardziej adekwatnych zadań, chciał się sprawdzić a przede wszystkim nauczyć w praktyce na czym polega policyjna praca w terenie. Komisarz Pajor patrzył na niego z politowaniem:

 

- Nie jesteś gotów, cierpliwości młody. Nadejdzie na ciebie czas.

 

Wewnątrz Andrzej aż kipiał ze złości, ponieważ słyszał to samo od sześciu miesięcy. Jeśli tak ma się przedstawiać sytuacja przez następne pół roku stażu, to chyba czas podziękować. Tylko co później? Powrót na stosunki międzynarodowe? Tam dopiero wieje nudą, zapaść w sen zimowy na wykładach idzie… Tak źle, a tak jeszcze gorzej. Gonitwę myśli przerwała mu kobieta.

 

A tam kobieta, toż to istna ślicznotka jakich mało! Zgrabna ale i okrągłości uwydatnione… mmmm… tyłek marzenie… piersi, mimo iż osłonięte to pięknie wyeksponowane. Działa na wyobraźnię, o jeszcze nóżki! Super długie, och dać się nimi opleść, sama przyjemność. Buzia taka słodka, niewinna oraz bardzo przyjemna, no ale smutna… Oczy pochmurne, makijaż rozmazany… Młody stażysta doszedł do wniosku, że kobieta musiała odwiedzić jakiegoś osadzonego. Sześć miesięcy w szeregach służb mundurowych nie idzie na marne, pomyślał z ironią. Ciężko znieść fakt, iż takie cudne kobiety wiążą się z ‘elementem’. Zamiast wzdychać do dzielnych policjantów(stażystów) stojących twardo na granicy porządku publicznego, ryzykujących codziennie własne życie. Nawet jeżeli prowadzą proste prace biurowe czy też porządkowe. Zbliża się, o rany jaki kociak. Chwilę później Andrzej żałował zarówno tego co pomyślał jak i powiedział.

 

- Mrrrr!

 

JEB! Celny strzał wykrzywił oblicze ‘mruczka’ przez co otrzymał stempel na twarz. Tymczasem kobieta konturowała marsz do wyjścia z budynku. Andrzej znów czegoś się nauczył, zdobył się na uśmiech który świadczył o poczuciu humoru. Jednak ‘klaps’ był na tyle głośny, że nie uszło to uwadze komisarza.

 

- Zdawało mi się czy ktoś to brawo bił? Maślak!
- To nic takiego, drobne nieporozumienie natury fonetyczno - poznawczej - próbował bagatelizować sprawę.
- Mów o co chodzi! - grzmiał Pajor.
- O tam, szła fajna babka no i wyrwało mi się coś, ale kociak pokazał pazurki, znaczy płaski na gębę i tyle!
- Ha, ha, oj młody! - poklepał młodzieńca po plecach - Ładna była, co?
- Tak, bardzo urodziwa, od samego dołu aż po włosy, kruczo czarne. Między tym wszystkim taka dupcia, cycki, mmm… No brać i nie zadawać pytań! Smutna troszkę tylko, musiała odwiedzić jakiegoś menta…
- Duszyńskiego… on miał mieć… - komisarz osłupiał na chwilę - wizytę…

 

Niczego nie wyjaśniając Pajor wyrwał się prawie do biegu w kierunku pokoju przesłuchań. Stażysta zaskoczony został sam, zatem wrócił do zajęcia godnego praktykanta. Nie wiedział bowiem, iż jego perypetie podsunęły komisarzowi wyjście z kłopotliwej sytuacji. W głowie oficera zaświtał pomysł, który zadowoli co najmniej dwie osoby. Niestety wszystkich i tak uszczęśliwić się nie da…

 

Kuba siedząc w zamknięciu miał zastanowić się nad propozycją komisarza, lecz już w momencie kiedy policjant opuszczał pokój przesłuchań odpowiedź była gotowa. Absolutnie nie! Z całą stanowczością, bez wątpienia, głośne i jednoznaczne NIE! Jak można przyznać się do potwornej zbrodni, której autor żyje sobie swobodnie pośród nieświadomych prawdy ludzi. Kłóciło się to z zasadami Kuby, jeśli byłby winny to natychmiast wziąłby wszystko na swoje konto. Takim jest człowiekiem, nie potrafił kłamać, do bólu uczciwy oraz prawdomówny. Historia wydaje mu się abstrakcyjna, kompletnie niezrozumiała. Jednak sam ma pretensje… do siebie w związku z tym jak zachował się wobec Mariana. Akurat na to miał wpływ, poniosło go, to nie była postawa którą należy się chwalić. Cóż… stało się, zatem trzyma się przedstawionej wersji, poza tym jakby on teraz wyglądał? Gdyby potwierdził że rzeczywiście z zimną krwią zabił szefa to w zapomnienie odeszłoby całe dotychczasowe życie. Koniec! Przeprowadziłby się do M-1, co prawda bez czynszu, rachunków i innych codziennych spraw. Kosztem ograniczenia mobilności, swobody poruszania się, mówiąc górnolotnie - wolności. Kariera zawodowa do kosza, wszystkie osiągnięcia, pozycja społeczna, podziw kumpli którym powiodło się różnie, no i najważniejsze - kobieta.

 

Ukochana Emilka, jedyna taka dziewczyna jaką poznał, bardzo wartościowa, ze świecą takiej szukać. Wrażliwość, empatia, ten osobisty czar, zmysłowość. Kuba nie może zaprzepaścić miłości, to nie mieści się w jego głowie, a przede wszystkim w sercu. Tylko ona wyciągnęła do niego pomocną dłoń kiedy był na krawędzi. Mimo iż nic nie wskazywało z zachowanie Kuby, to Emilia czuła wewnętrznie nękający przyjaciela problem. Taki ma dar, potrafi wychwycić to co niematerialne, jakby czytała duszę drugiego człowieka. Roztacza ciepłą atmosferę, która pozwala się otworzyć, słowa same płyną do jej uszu. Tymczasem ona z troską i w skupieniu zwyczajnie słucha, a kiedy jest odpowiedni moment włącza się aby poprowadzić na właściwy tor. Kuba dostrzegł tę cechę - empatię, dlatego przysiągł sobie że nie wypuści z rąk tak cudownego, opiekuńczego anioła.

 

Teraz na dodatkowy problem, chodzi o fakt zwątpienia Emilii w szczerość Kuby. To męczy bardziej niż wiszące nad głową widmo odbycia kary w więzieniu, niesłusznie. Straszna wizja, utrata zaufania w oczach kobiety, którą darzy się szczerą miłością. Co prawda kiedy tłumaczył jej przyczynę zawahania, Emilia przerwała mu gorącym pocałunkiem, ale… Cholera! Izolacja nie służy Kubie, zaczyna mieć czarne myśli. Niech już miną te trzy godziny, w końcu przyjdzie ten ‘pies’, powie mu stanowczo: NIE! I… no właśnie, co dalej?

 

Pomysł, na który wpadł komisarz Pajor, wydaje się niedorzeczny i policjant ma tego pełną świadomość. Dziwi się sobie, że coś podobnego zaświtało mu w środku. Jednak ma przeczucie, nieopisany wewnętrzny głos mówiący o niewinności Duszyńskiego. Mimo iż okoliczności, wiedza wynikająca z zeznań oskarżonego, świadków czy też z opinii biegłych, innych funkcjonariuszy przeczą prawdomówności osadzonego. Doświadczenie bierze górę, co prawda nie jest to logiczne, ale komisarz wielokrotnie polegał na osobistym osądzie napotykanego problemu. Za każdym razem jego wychodziło na wierzch, pierwotna koncepcja, założenia dotyczące podejrzanego okazywały się fałszywe. Błysk geniuszu policjanta uratował niezliczone życiorysy niesłusznie osadzonych. Tym razem także czuł podskórnie, iż przetrzymuje niewłaściwego sprawcę.

 

Niespodziewanie dla Kuby zbyt wcześnie otworzyły się drzwi, stanął w nich znany mu już oficer. Powoli przekroczył próg nie spuszczając wzroku z podejrzanego. Ten również utrzymywał kontakt patrząc bacznie na komisarza, który zamknął pokój, co to co miał do zaoferowania wymagało absolutnej dyskrecji. Nikt nie może poznać szczegółów, albowiem… sami przeczytajcie.

 

- Czy to nie za wcześnie, z godnie z naszą dżentelmeńską umową zostało mi jeszcze mnóstwo czasu - odsunął się nieco krzesłem do tyłu. - Dowiedział się pan czegoś nowego, komisarzu?
- Jakubie Duszyński, ta rozmowa będzie nieoficjalna.
- Uuu… to rzeczywiście coś nowego! - zdumiał się Kuba.
- Ale może się to panu nie spodobać, muszę to wyraźnie zaznaczyć. Wyjaśnię jak widzę obecną sprawę, chodzi o to że jeśli spojrzeć w papiery to… no… sytuacja jest fatalna! Przede wszystkim są jednoznaczne dowody wskazujące winę, zeznania świadków tylko pogarszają pańską wersję zdarzeń. To czy dostanę potwierdzenie tego co wynika z akt czy nie jest w tej chwili nieistotne. Gdybym dzisiaj przekazał materiał do prokuratury to… co tu dużo gadać, jest pan w czarnej dupie!
- …
- Dobra, tyle wiedza i logika. Wiesz pan czym ludzie różnią się od zwierząt? - zapytał przewrotnie.
- Nie, w ogóle nie rozumiem do czego pan zmierza!
- Wyjaśniam! Myślenie abstrakcyjne, to znaczy… Człowiek jest zdolny do tworzenia ze zdobytych informacji, doświadczenia różnych mechanizmów czy też sztukę. Wyciąga wnioski, łączy pewne rzeczy i to pozwala mu żyć na innym poziomie niż zwierzęta. Podobnie przebiega proces śledczy, który jest sednem policyjnej pracy. Z tymże dochodzi do tego umiejętność myślenia poza wszelkimi schematami, tj, improwizacja i przeczucie. Ja mam wewnętrzne przekonanie, że jest pan niewinny…
- Mówiłem! - podskoczył uradowany. - Dziękuję panie komisarzu!
- Stop! Siadaj kurwa! Nie skończyłem jeszcze! - zaprowadził porządek.
- To po co całe to gadanie? - usiadł zrezygnowany.
- Co mi się wydaje panie Duszyński… to za mało abym potrafił wykluczyć…
- Jakaś propozycja, jak mam dowieść, że nie mnie szukacie? Nie wskażę właściwego zabójcy, mówiłem przecież!
- Potrzebne byłoby… ciężko, no ciężko… Powiem inaczej! Mój syn od kilku lat szuka żony, rzecz w tym że idzie mu ślamazarnie. Wdał się w matkę, taka pierdoła trochę. Ty masz fajną dziewczynę, naprawdę niezłą. Wykluczę cię z grona podejrzanych jeśli oddasz ją mojemu synowi… za żonę.
- …
- Posłuchaj Duszyński! Dodam do akt nowe ‘fakty’, dzięki którym wyjdziesz pan na wolność jeszcze dziś. To na pewno trudna decyzja, świetnie to rozumiem. Jednak trzeba popatrzeć szerzej na wszystko, siedząc w celi i tak nie ma pożytku z dziewczyny, no bo jak…
- Komisarzu!- przerwał policjantowi - Przyznaję się! To ja zabiłem Mariana Wrońśkiego.


słaby 1 głos
Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować i oceniać teksty
Zaloguj się Nie masz konta?   Zarejestruj się
Alicja Kubiak
Alicja Kubiak 16 listopada 2013, 13:40
"Normalna sala o wymiarach pięć na pięć metrów. Stół, dwa krzesła, lustro na ścianie, okien brak, drzwi… Atmosfera ciszy, spokoju, idealne warunki do kontemplacji, ewentualnie kulturalnej rozmowy na dowolny temat. W istocie odbywają się tutaj konwersacje, ale rzadko kiedy przebiegają one w przyjaznym tonie. Dużo częściej dochodzi do słownych ataków, gorących kłótni, wzajemnych oskarżeń oraz generalnie jest niemiło, wręcz obsesyjnie wrogo. Czy ktoś jeszcze nie domyślił się, iż opisywany jest policyjny pokój przesłuchań?"
Można tak:
"Niewielka sala, w niej stół, dwa krzesła, lustro na jednej ze ścian, jedne drzwi. Brak okien potęguje atmosferę ciszy, skłania ku kontemplacji, spokojnej rozmowy. W istocie, odbywają się tutaj konwersacje lecz są raczej burzliwe, pełne nerwów, kłótni, krzyków, nierzadko - łez."
Usuwam zdanie:
"Czy ktoś jeszcze nie domyślił się, iż opisywany jest policyjny pokój przesłuchań?"
Dalszy opis (można spróbować opisać w podobny sposób do zaproponowanego) wskazuje na salę przesłuchań. Czytelnik wiele może się domyślić z opisów, nie wszystko trzeba nazywać dosłownie.
Ważnym jest unikanie rozwlekłych oraz zbyt skąpych opisów. Trzeba wyczuć, kiedy jest dość aby zrozumieć. Trzeba uciąć, aby nie zanudzać.
moonky
moonky 16 listopada 2013, 17:13
W porządku, zastosuje kiedy będę pisał coś nowego...
przysłano: 8 listopada 2013 (historia)

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką prywatności.
Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce.

Zgłoś obraźliwą treść

Uzasadnij swoje zgłoszenie.

wpisz wiadomość

współpraca