Niewinna

calvados

Budynek sądu jasną fasadą oddzielony od starego fabrycznego ogrodzenia stał od lat w tym samym miejscu. Łyk kawy przywrócił ciszę jej skołatanym myślom. Minęła bramkę, nikt nie zatrzymał kobiety w czarnym płaszczu z wełny, nie nastąpił nieprzyjemny dźwięk.

Usiadła na korytarzu, czas na krawędzi ławki znacząc palcami. Przed jej oczyma przesuwały się wypolerowane buty mężczyzn, wysokie obcasy kobiet, lśniły od pasty czerwone łaty przeplatane z jasnobrązową skórą na dobrze skrojonym obuwiu. Luźno opadające nogawki spodni, utkane z szarości i brązów-dręczyły zmęczoną kobietę natrętnym kołysaniem przy każdym kroku. Nieznośny stukot na wypolerowanej posadzce odprowadzała przygaszonym spojrzeniem do przeszklonych drzwi. Obraz spieszących się ludzi zamazały łzy, które łańcuchem ulgi luźno opadały na ziemię. Była jak posąg na drewnianej ławce. Minęło nieznośnie czekanie, została wezwana na salę rozpraw…Wyszła, zmęczoną dłonią wyjęła mandat zza wycieraczki za złe parkowanie. Postanowiła poszukać nowego mieszkania, upomnienie schowała na dno czarnej torebki. Wolność spisaną aktem prawnym wrzuciła po powrocie do szuflady obok niewysłanych listów. Noc minęła spokojnie, trzy godziny snu wystarczyły, by powitać kolejny dzień.

Na peronie dotkliwy brak dymu starej lokomotywy nie pozwolił jej zapomnieć o celu podróży. Pociąg towarowy zatrzymał się przed przejazdem, uszkodzona sprężarka posapywała miarowo, czołownica ociekała smarem, tworząc wąskie strugi na rdzawo żółtym polu. Pomocnik maszynisty sprawdzał leniwie sprzęgi. Kolejny dzień odkrywał przyczynę jej uporu, wieczorem kończył bieg. Czasem osiągał upragniony cel; pozwalał zasnąć, by po obudzeniu dręczyć bogactwem skutków. Wsiadła do wagonu. W przedziale było luźno, ale znalazła miejsce obok sędziwego mężczyzny. Pociąg ruszył, mgła nad łąką zaplątana w krzewy zasłoniła welonem blade słońce. Wszystko co  złe mija, wystarczy poczekać na kolejny dzień-pomyślała. Kobieta nie miała czasu. Obserwowała ukradkiem staruszka, który miał problemy ze wzrokiem; szukał czegoś niezdarnie zgrabiałymi palcami. Potem wydobył z kieszeni garść monet i dobrodusznym gestem oddał żebrzącej o pomoc romskiej kobiecie.

Okazało się, że wsiadł do niewłaściwego pociągu. Na stację odprowadził go syn, aptekarz, drugi był lekarzem. Nie mieli jednak czasu, by odwieźć ojca do rodziny w Działoszynie.

Staruszek zaczął wspominać swoją żonę, która zmarła 10 lat temu. Była spokojną, serdeczną kobietą. Gdy piekła ciasto, poprawiała niesforne kosmyki włosów, otrzepywała dłonie oprószone mąką. Lubił dotykać jej włosów, pachniały latem. Razem dbali o edukacje swoich dzieci. Pod stołem rozrzucone książki odkrywały przed chłopcami nieznany świat. Ojciec z matką czytali po kolacji w świetle naftowej lampy baśniowe opowieści. Bieda nie zniszczyła szacunku ani przywiązania do wartości utkanych latami przez kochającą się rodzinę.

Józef Kopka poprawił szarą marynarkę, zakończył opowieść donośnym kaszlem i zamilkł.

Wysiedli na pierwszym peronie zabytkowej stacji wiedeńskiej kolei. Kobieta obiecała, że wróci po niego i pomoże wsiąść do właściwego pociągu. Czekał na nią długo, ale wróciła. Spełniła daną obietnicę, mimo zaproszenia, nigdy go nie odwiedziła. Zniknęła za rogiem renesansowej kamienicy, szukając adresu nowego mieszkania…

calvados
calvados
Opowiadanie · 13 listopada 2013
anonim
  • sinaj
    To część czegoś dłuższego? Podoba mi się, bardzo obrazowe i smutno nastrojowe. Zwłaszcza fragment: "Przed jej oczyma przesuwały się wypolerowane buty mężczyzn, wysokie obcasy kobiet, lśniły od pasty czerwone łaty przeplatane z jasnobrązową skórą (...). Była jak posąg na drewnianej ławce."

    · Zgłoś · 10 lat
  • Alicja Kubiak
    Mnóstwo utkanych myśli bez zakończenia. Ale to nie jest wadą opowiadania. Może warto pokusić się o rozwinięcie wątku, który doprowadził do sądu, z jakiego powodu znalazła się tam bohaterka?
    Potem spotkanie staruszka, który daje Cygance drobne. Jaka ona była? Stara, młoda? Czy za rogiem czaił się jej mąż, oczekujący od żony dobrego "zarobku"? Czy była zadbana, czy może raczej biedna? Pierścień, kolczyki, długie włosy, buty, spódnica - warto zadać sobie trud opisania tego ciekawego epizodu.
    Sam staruszek zasługuje na więcej uwagi i opisu, charakterystyki. Był nerwowy, czy spokojny? A może pogodny albo nadęty i niezadowolony? Może opowieść o żonie przeprowadzić dialogiem z kobietą?
    Zakończenie - myślę, że go na tym etapie brak. Jeśli jest ciąg dalszy, to w porządku. Zdawkowo potraktowane zaproszenie staruszka aż się prosi, by nie odmawiać i jednak go odwiedzić.
    Proszę jeszcze pomyśleć nad tym ciekawym opowiadaniem, które traktuję jak szkic czegoś większego i bardzo interesującego!
    Losy bohaterów to ocean możliwości literackich.

    · Zgłoś · 10 lat
  • calvados
    Smutne w istocie. Nikt na sądowym korytarzu nie ma uśmiechu na twarzy. Zbieram strzępy różnych sytuacji z życia wziętych, niczego nie muszę ubarwiać, dookreślać, wystarczy to jakoś poskładać i opisać, dziękuję za uwagę...Tak, zanosi się na coś dłuższego...jeszcze raz dziękuję, miłego dnia wszystkim życzę.

    Alicjo, będzie kontynuacja, jednak nic nie wiem o staruszku. I tak to zostawię... Spotkałam wielu ciekawych ludzi w swoim życiu, mam w pamięci wszystkie ich historie, nie chcę niczego zmyślać, to zabawne, hm... chcę opowiedzieć o tym, co się naprawdę wydarzyło. Trochę to jak przypisać jednej postaci historie z życia innych ludzi, w pewnym sensie dbam o realizm; aby to wszystko połączyć; może i trzeba mistycznego lustra, by przejść do innych wymiarów, tak różnorodnych jak ludzkie losy. Wszystko, o czym opowiadam, kiedyś się wydarzyło. Czasem chciałabym, żeby te opisane sytuacje były tworem mojej wyobraźni, ale w przeważającej części nie są, np. historia Sebastiana i Justyny. Czasem zastanawiam się jak sobie w życiu radzą, bo są już dorośli. Zawsze bardzo uważnie słucham, a teraz wystarczy zszyć w jednolitą tkaninę strzępy zasłyszanych wydarzeń. Wiem, jak daleko mi do doskonałości, proszę czasem wybaczyć niewprawne pióro...

    · Zgłoś · 10 lat
Usunięto 1 komentarz