„(O)powieść na nut(d)ę podlaską”
- nie tylko o dźwięczności i bezdźwięczności którejś tam głoski w słowie nut(d)a -
Prolog - wierszem
„z nudą nuta”
między nutą – zwłaszcza rzewną
a nudą – zupełnie zwyczajną
różnica polega głównie
na melancholii stopniu
i głośności
co wynika z:
bezdźwięczności głoski „t”
i dźwięczności jej siostry „d”
gdyż pierwsza jest lustrzanym odbiciem drugiej
lub odwrotnie – uznania według
nie bardzo więc wiadomo
czy różnice są na tyle istotne
aby było warto je eksponować
Dla wyrazistości cienia mojego Dziadka Bolesława K(a), adekwatnego usytuowania w tym cieniu jego syna – a dla mnie ojca – Tadeusza K(a), z nadzieją na przychylność, gdzieś na granicy przyjaźni, Andrzeja A.-
i dla uwydatnienia różnicy między nutą a nudą
historia ta się ulepia
(E.K.)
ZAMIAST KRÓTKIEGO ROZBIEGU TEJ HISTORII
Jako mały chłopiec nosił inne nazwisko. Przyczyn zmiany nie warto chyba dociekać. Zresztą on sam, od dawna już dorosły mężczyzna, tego nie robi. Wystarczy powiedzieć, że to, którego używa teraz jest regionalnym zdrobnieniem tamtego, z którym się urodził. Dlaczego akurat tak?I czemu miała, powinna była, albo i chciało służyć operacja plastyczna wykonana na posiadanym mianie, na klanowym znaku rozpoznawczym? Tego może nie wiadomo, a może z atawistycznej potrzeby trwania przy korzeniach. Mimo - jakieś, bliżej nieokreślone, bo nigdy nieokreślane - wszystko.
A owo wszystko znaczy, znaczyć może, albo chociaż powinno, być przypisane do tego co w każdym człowieku osadzone najgłębiej. Coś, co przyczaja się na granicy czucia, uczucia, czuwania i przeczuwania.
Pewne jest tylko jedno. Przyszedł na świat jak reszta istot. Ponieważ nie mógł wyrazić sprzeciwu wobec faktu. Zgody nań, co oczywiste też nie. Nawiasem mówiąc, w porównaniu z wieloma innymi stworzeniami, i tak miał sporo szczęścia. Bo chwile żalu nad tym, iż zdecydowano się sprowadzić go na ten padół, przy dodatkowym , doprawdy brawurowym, założeniu, że nie był to zwykły przypadek, trafiały się i tak stosunkowo rzadko. Generalnie nie miał więc od dzieciństwa pretensji o to, że jest. A to, jak na człowieka myślącego, już bardzo dużo. O ile potrafił się przyznać, całkowicie satysfakcjonowała go okoliczność bycia materiałem na niewielkiego NIKTA, albo sporego KTOSIA. Tu miał nadzieję, że ma na cokolwiek wpływ. Iluzoryczny przynajmniej. W odniesieniu natomiast do słowa GENERALNIE - o zostaniu generałem nigdy nie marzył, jest nawet prawdopodobne, że tego nie chciał. Los jednak nie zapytał go w porę o zdanie. Nie ma zresztą powodu nad tym dywagować. Przecież przeznaczenia nie przechytrzyli i Ci, co mieli siebie za wszechmocnych. A on do takich się nie zaliczał. Ale to tym, jeśli w ogóle, to będzie znacznie, i znacząco, później.
Tymczasem wypada dodać, że - wyrażona w mnogości języków i obrzędów – wielokulturowość jego rodzinnych stron czegoś go nauczyła. I nie chodzi tu tylko o tolerancję dla wszelkiej inności. Znacznie ważniejsza wydaje się skłonność do melancholii. Nie wykluczone, że pierwotnie wywołana śpiewnością słyszanej od zawsze mowy, a dokładniej wielu mów...:
Jeśli umownie przyjąć, że w prezentowanej tu informacji wstępnej o bohaterze nadeszła właśnie pora na zajęcie stanowiska w sprawie znaczenia języków dla początków kształtowania jego życiorysu i modelowania indywidualnej psychiki, albo nawet wrażliwości, to i klangor wspomnieć trzeba. Najprostsza definicja słownikowa powiada iż klangor to odgłos lecącego ptactwa. Jak każda definicja jest ona wszakże formułką skondensowaną i jako taka na odcienie' tonacje i temu podobne subtelności czasu, ani ochoty nie ma.
Fakt ten powinien nas martwić z jednego prostego powodu. Nasz B.- nazwijmy go tak na razie, a to mianowicie od pierwszej litery określenia BOHATER - był i jest właśnie miłośnikiem detalu. Dla niego klangor nie może więc być przypadkowym odgłosem ptaka w locie. Jego intymny klangor to dźwięk konkretny. Okrzyk stada żurawi nad suwalskimi lasami, siedliskami i miasteczkami też. Że jest ważny domyślamy się już w tej chwili. Na ile ważny przekonamy się. Być może kiedyś. A więc nie ma w tej sprawie pewności. Ani całkowitej, ani ostatecznej. Spośród wątków z tym związanych na bieżąco niepokoi go jedno pytanie. Czemu mianowicie, z upływem lat, do dreszczy wywoływanych słyszeniem przelatujących żurawi przyznaje się jakby ciszej i rzadziej?