Obudził go letni czerwcowy deszcz, który namiętnie odbijał się od parapetów, zalewał ulice , spływał z wysokości na zieloną trawę jego ogródka. Przetarł swe zmęczone oczy, i usłyszał hałaśliwy budzik , zdenerwowany użył pięści aby na zawsze uciszyć to irytujące urządzenie. Zdążył jedynie zauważyć zaspanymi oczami ,że jest godzina 5.30 . Pora wstawać, pomyślał, aby poszukać sensu życia. Założył na siebie przetarte jeansy, za luźną koszulę w kratę , ciężkie wojskowe buty i parę wyblakłych ciemnych skarpetek. Wolnym krokiem doczłapał się do lodówki, która świeciła pustkami. Cezary nie miał zbyt wielkiego wyboru, zdecydował się na jogurt naturalny , jedyny produkt jaki posiadał. Cezary czuł się wyprany z barw jak ten oto jogurt , który miał posłużyć mu za śniadanie, obiad i kolację. Mężczyzna z każdym łykiem czuł się coraz gorzej. Kolega kac postanowił go odwiedzić, 22 dzień z kolei . Głowa pulsowała, wargi były suche, dłonie trzęsły się niespokojnie, a żołądek wirował niczym karuzela na sąsiednim placu zabaw. Poczuł się tak fatalnie , i opadł na fotel aby zapalić ostatniego nędznego papierosa z pogniecionej paczki. Dym ulatywał powoli wypełniając samotny pokój niczym duch . Mam 23 lata , każdego dnia budzę się z kacem i paskudnym podejrzeniem co mogłem narobić będąc pod wpływem . Jestem marginesem społecznym , od ulicznego bezdomnego pijaka różni mnie jedynie to ,że nie muszę zasypiać w pozornie ciepłym tramwaju nocą. – Pomyślał zdruzgotany . Minęło już 22 dni od kiedy ona odeszła, jego nadzieja, radość, jego życie , jego miłość. Stracił pracę , gdyż był kierowcą taksówki, i raczył przyjść do pracy pijany. Miał wrażenie ,że życie się skończyło , a jednak czas się nie zatrzymał , noce i dnie nastawały, żołądek prosił o jedzenie. Cezary przeszukał kieszenie , znalazł dwa grosze i trzy zapałki. Każdy dzień był taki sam, każda godzina bolała tak samo, każda minuta była tak długa. Nie chciał żyć, ale nie miał nawet siły na to, żeby się zabić. Nie , on nie chciał się zabić. Był nieszczęśliwy, ale jakaś tajemnicza siła nakazywała mu kontynuować swą męczeńską egzystencję. Tego dnia zrozumiał ,że musi się dowiedzieć dlaczego warto oddychać. Założył więc czarny płaszcz, i zauważył ,że ulubione odzienie jest biedniejsze o guzik. Ten fakt go zasmucił ,gdyż był to płaszcz po dziadku , żołnierzu poległym na froncie. Wnuk żołnierza? Jaki ze mnie wnuk żołnierza , pijak , sierota, awanturnik , żałosny pionek- nieustannie myślał przytłoczony mężczyzna po czym opuścił samotne mieszkanie. Dzień znośny, słonce powoli przebijało się przez tumany chmur rzucając delikatne światło na odrapane , mokre huśtawki na placu zabaw. Dziś będzie inaczej pomyślał. Udał się do parku parę przecznic dalej i usiadł na ulubionej ławce , która to znajdowała się na górce pod wierzbą płaczącą. Cezary bezmyślnie wytarł rękawem deski i usiadł wyjmując zza pazuchy „Rok 1984”. Był mniej więcej w połowie lektury, która chyba nawet mu się nie podobała. Mężczyzna desperacko pochłaniał wyrazy, nie mogąc się skupić. Jego myśli stale krążyły wokół Niej. Po chwili usłyszał kroki, był zdumiony gdyż nigdy nie spotkał nikogo w tym miejscu . Podniósł wzrok z ciekawości , choć niechętnie. Dziewczyna, brązowe włosy do ramion , małe usta i ciemne oczy . Była ubrana w szary wełniany sweter i obcisłe jeansy . Trzymała w ręku kawę z pobliskiej kawiarni i mały tomik poezji kogośtam. Cezary obserwował jej zdecydowane ruchy i po chwili pomyślał jedynie ,że nienawidzi być trzeźwy. Ale cóż daje alkohol? Chwilę zapomnienia, ostrego kaca i pustki w portfelu. Po chwili zamyślenia, doszedł do wniosku ,że nie warto pić , ponieważ kiedy wstaje względnie trzeźwy jego ból przyjmuje nowe oblicze. Natomiast rzeczywistość się nie zmienia, słońce wstaje, ludzie idą do pracy, on nadal jest sobą i czuje się z tym fatalnie. Chwila zapomnienia istnieje tylko w jego głowie, a on nadal tkwi w martwym punkcie .
a zastosować tam, gdzie jej brak...