- Czy wszyscy zrozumieli swoje role? Może potrzeba coś powtórzyć, żeby tylko później nie było wątpliwości. Teraz jest na to właściwy czas, czekam na pytania od was - przemówił Zen - Si - Quon do czterech zebranych na placu osób.
- Znaczy… ja chciałbym się dowiedzieć - szeptem zaczął Zen - Ru - Kwen - Czy naprawdę należy ufać Mędrcowi? Przecież to starzec, grubo ponad 100 lat liczy! Nie bardzo wierzę w jego słowa, zwłaszcza że ostatnio coraz częściej wprowadza nas w błąd. Zastanawiam się czy nie pokładamy zbyt dużej wiary w słowa O - Zen - Kuo. Śmiem twierdzić… - zawiesił na chwilę głos - Nie mam zamiaru godzić w dobre imię naszego Mistrza, ale…
- Zatem milcz, albowiem czuję co chodzi ci po głowie młodzieńcze! Przypominam, i to tyczy się wszystkich obecnych, że nasz Mistrz należał go grona Pionierów! Oni zaś swoimi siłami stworzyli naszą cywilizację od podstaw, uciekli ze świata, który uważał ich za niegodnych życia pośród nich. Czekała ich zagłada, zorientowali się co ich spotka, więc uciekli… Osiedlili się w bezpiecznym miejscu odnajdując spokój. O - Zen - Kuo jest ostatnim Mistrzem pamiętającym okres ucisku, wraz z wiekiem nabrał mądrości, a poza tym ma wiedzę oraz doświadczenie. Żaden z nas nie jest mu równy, podkreślam absolutnie nikt! Przyznaję mędrzec miał słabszy okres, ale bywało już tak wcześniej. Co Mistrz wówczas robił?
- …
- Medytował, poświęcał na kontemplację długi czas! Powracał z tego stanu bogatszy o nowe siły witalne, stawał się mocniejszy i myślał jaśniej. Od razu wskazywał nam rozwiązanie problemów. Zawsze się to sprawdzało, nie było przypadków pomyłki, prawdziwy fenomen! Wy zaś jesteście za młodzi, aby to pamiętać. Dlatego musicie… nie! Potrzebujemy waszej wiary młodzi ludzie. Zaufajcie historii naszej cywilizacji, ponieważ jest to sprawdzona metoda podejmowania decyzji - zakończył.
- A co się stanie kiedy Mistrz umrze? Nie jest nieśmiertelny, co wtedy poczniemy?! - wtrącił się Zen - Wuo - Min.
- Czy macie pytania dotyczące zadania, które nas czeka? Zamierzacie wciąż dywagować na tematy poboczne? Skupmy się na teraźniejszości, tylko to się teraz liczy. Jasne?!
-…
- Mam zatem rozumieć, że każdy zna swoją rolę? - zmierzył wszystkich wzrokiem - Dobrze… Zbieramy się ponownie o zmierzchu i wyruszamy w drogę, koniec… widzimy się wieczorem - zakończył spotkanie Zen - Si Quon.
Senior Zen odwrócił się aby wrócić do swojej izby. Młodzi stali w milczeniu przyglądając się znikającemu przewodnikowi. Dwaj z nich bez słowa także oddalili się z placu. Pozostali Zen - Wuo - Min oraz Zen - Ru - Kwen.
- Też masz wątpliwości co do słuszności tej wyprawy?
- Tak jak i ty - odpowiedział Wuo - Min - Możemy nie powrócić…
- Nie no, bez przesady! - zaprotestował Ru - Kwen - Przecież nasza moc znacznie przewyższa zdolności przeciętnego człowieka. Nie zapominaj o siłach witalnych, które odkryli a potem opanowali Pionierzy! Moim zdaniem to prawdopodobnie strata czasu, należy go poświęcić na wdrożenie niezbędnych zmian w strefie gospodarki, rolnictwa, itd. Wiara w wizje naszego Mistrza jest czystą naiwnością, absolutna głupota!
- Bo ja wiem, dawniej O - Zen - Kuo zapewniał znakomity rozkwit naszego świata. To jemu i innym Pionierom zawdzięczamy…
- A ty znowu swoje! Kto doprowadził do kryzysu?! Nauki przodków, ot co! Sam powiedziałeś.
- Co takiego? - zdziwił się Wuo - Min.
- Dawniej! Wszystko to zdawało egzamin DAWNIEJ! Jednak mamy nowe czasy, nastąpił rozwój za którym nie nadążamy opierając się o dotychczasową wiedzę. Oczywiście, to Pionierzy stworzyli naszą rzeczywistość, społeczeństwo jest za to wdzięczne, ja także. Ale teraz jest moment na inne rozwiązania, powinniśmy dojść do głosu i wyrazić sprzeciw.
- Nie wiem, co masz na myśli- bunt?
- Sam nie mam pojęcia. Na pewno nie w pojedynkę, potrzebuję wsparcia, wielu ludzi z naszego pokolenia. Razem można by to uczynić, zgadzasz się?
- …
- Hę, typowe…
- Czekaj, zastanawiam się czy ktoś dałby się jeszcze namówić na to… społeczeństwo raczej wierzy we władzę i jej mądrość. Chyba brak realnej opozycji, czyż nie?
- Zen - Wuo - Min aleś ty naiwny! Chodź ze mną, bo czasu mało a tyle rozmów przed nami!
xxx
Komnata Mistrza stanowiła prawdziwą oazę spokoju dla każdego kto spędził w niej choćby kilka minut, lecz przede wszystkim jest to dom O - Zen - Kuo. Kolory wnętrza to ciepłe odcienie barw słońca i ognia w odpowiednich proporcjach, które świetnie się uzupełniają. Jeśli idzie o wyposażenie to niewiele tu mebli, jedno skromne łoże, dwa krzesła, biurko oraz regały. Na owych półkach mnóstwo książek, manuskryptów i zwojów. Pełno nauk spisanych przez Pionierów sprzed lat, mimo upływu czasu Mistrz stale sięgał po stare teksty czerpiąc inspirację do rozwoju siebie samego jak i otaczającego świata. Odnajdywał coraz to nowe rozwiązania w pismach, które uważał za doskonale mu znane, bo przecież czytał je nie raz. Osiągnął sędziwy wiek - 118 lat, głównie dzięki opanowaniu do perfekcji kontroli nad siłami witalnymi. Moc czerpie się z natury, a następnie wypełnia własny organizm. Czuć wówczas ogromną werwę, zupełnie jakby niewyczerpana energia nakręcała każde działanie. Pożytkowanie tej siły w celach publicznego dobra przyczyniło się do stworzenia wzorowej cywilizacji, całkowicie wolnej od przemocy, zawiści oraz zła. Trudno w to uwierzyć - utopia, mimo złudnych założeń udało się.
Jednak sytuacja uległa znacznemu pogorszeniu, albowiem odezwała się przeszłość, która w dawnych czasach wygnała Pionierów. Do społeczeństwa dostali się obcy, ludzie z zewnątrz niszczący od środka wszystko to, co własnymi siłami cywilizacja Zen zbudowała od podstaw. Pojawiły się nieznane dotąd zjawiska jak korupcja, zastraszanie, ból czy czerpanie korzyści kosztem wyzysku innych. Skutkiem czego nastąpił częściowy upadek Nowego Świata. Mistrz widział ten kryzys, ale nie potrafił znaleźć rozwiązania, dlatego oddał się medytacji w nadziei na oświecenie. Powrócił z ideą na którą nie godzili się wszyscy, ponieważ stanowiło to tylko oddalenie problemu w czasie, a konieczne jest rozwiązanie tej kwestii raz na zawsze - skutecznie. O - Zen - Kuo tym razem poddał się dłuższej kontemplacji, trwało to tak długo, że panowało powszechne przekonanie o śmierci Mistrza. Niesłusznie jak się okazało, bo Mędrzec wyszedł niespodziewanie w środku dnia na główny plac i przemówił:
- Słuchajcie co wam powiem! Widzę co się dzieje wokół nas, nie są to standardy do jakich przywykliśmy. To diametralne odwrócenie podstaw naszego społeczeństwa! Trapi nas paskudna choroba, ale… Jest rozwiązanie, potrzebuję pięciu spośród was - uniósł prawą rękę pokazując pięć palców dłoni - Szlachetnych, wytrwałych, o czystych i dobrych sercach! Z waszą pomocą zażegnamy obecny kryzys, będzie to jedynie wspomnieniem… jak zimny wiatr w gorący dzień.
O - Zen - Kuo skończył mówić, a okrzyki radości wypełniły całą przestrzeń. Następnie Mistrze spotkał się z gronem zaufanych współpracowników, aby wyjawić im swój plan. Na razie napiszę tylko tyle, iż entuzjazm tlił się… jednakże istniało ziarno niepewności wyrażane głosem Zen - Xi - Wona. Sceptycznie podchodził do wyprawy po mityczną postać spoza ich cywilizacji, która wg Mędrca ma przywrócić dawny porządek świata. Kim jest to Ocalenie? Mistrz jest święcie przekonany o wyjątkowości tej osoby lub też przedmiotu. Nie ma precyzyjnej wiedzy mówiącej czy jest to istota żywa czy też nie. Wiadomo skąd pochodzi, zarówno z Nowego Świata jak i ze Starego, tego który wygnał Pionierów. Mędrzec twierdzi z absolutnym przekonaniem o obecności Ocalenia na nieprzyjaznym terytorium.
- Skoro nie wiadomo czy to żywy organizm czy… dajmy na to posąg bądź amulet… jak to znaleźć?!
- Rozsądne pytanie Xi - Wonie! Otóż każdy z nas wyczuje jak bije od Ocalenia bardzo duża siła witalna, przytłaczająca moc, coś nieprawdopodobnego. Aby zbliżyć się do tego należy pochłonąć część energii i natychmiast wyrzucić ją z siebie, w przeciwnym razie siła rozsadzi was od środka.
Mistrz jeszcze wiele czasu opowiadał o szczegółach, trwało to tak długo, że ostatecznie nawet Xi - Won dał się przekonać. Kolejnego dnia wybrano czterech spośród kilkuset chętnych do wyprawy. Także oni początkowo byli nastawieni sceptycznie, co wyrazili wygłaszając szczerze swoją opinię. Dyskutujący z nimi Senior Zen dość niejasno argumentował racje Mędrca, lecz uciął wątpliwości prosząc ich o wiarę w O - Zen - Kuo. W jego mniemaniu sytuacja jest opanowana…
Zen - Si - Quon jako Senior Zen odpowiada za wyprawę po Ocalenie, toteż zanim ekipa ruszy na misję chce spotkać się z Mistrzem. Przejrzał jeszcze tylko mapy, aby opracować trasę i poszedł do komnaty Mędrca. Drzwi są zawsze otwarte, dlatego wszedł jak do siebie widząc O - Zen - Kuo zaczytanego w Księdze Życia. Zawsze podziwiał pracowitość starca, był on dla niego niedoścignionym wzorem i autorytetem. W młodości często gardził Radą Pionierów, którzy sprawowali władzę nad społeczeństwem, myślał o ucieczce do Starego Świata. Przejrzał na oczy kiedy spotkał osobiście jednego z Mędrców, O - Zen - Duo. Wtedy zrozumiał skąd się wzięli w tym miejscu, ile wysiłku trzeba było włożyć w tworzenie wszystkiego(dosłownie) o podstaw. Dopiero bezpośredni kontakt z architektem Nowego Świata zmienił jego ocenę rzeczywistości, co w konsekwencji zaprowadziło go, po wieloletniej pracy, do godności Senior Zena. Teraz staje w obliczu najtrudniejszego zadania w swoim dotychczasowym życiu.
- Usiądź chłopcze, czy młodzi są przygotowani do czekającego ich zadania? Widzisz jakiekolwiek problemy przed wyruszeniem w drogę?
- Przygotowania są ciągle w toku, Mistrzu. Adepci wiedzą na czym polega nasza misja, akceptują jej założenia… Raczej nie dostrzegam żadnych komplikacji…
- W twoim głosie słychać wahanie. Nie bardzo wierzę w ten sielankowy obrazek, coś to nie gra.
- …
- Ja już teraz wiem o jednym z czterech młodzieńców. On jest bardzo sceptycznie nastawiony, więcej… Szykuje sabotaż naszych działań, albowiem liczył że da się rozwiązać kryzys innymi metodami.
- Ależ Mistrzu, skąd…
- Spokojnie - przerwał mu ruchem ręki - Jeśli dożyjesz moich lat, pracując przy tym nad samym sobą, posiądziesz zdolności wyczuwania zagrożenia od osób będących niedaleko. Na razie nie mam pewności kto z nich chce zniszczyć nasz plan. Jednak nawet gdybym wiedział nie należy go eliminować.
- Dlaczego?! A jeśli zniweczy całą wyprawę lub dopuści się czegoś znacznie gorszego? - protestował Senior Zen.
- Każdy z nich ma cechy, które są niezbędne dla powodzenia tej misji. Człowiek silny, sprytny, rozsądny oraz sceptyk, no i ty. Razem tworzycie piątkę wybranych do uratowania Nowego Świata. Wierzę w sukces wyprawy, pod twoim przywództwem uda się sprowadzić Ocalenie. Dzięki niemu wyplenimy całe zło zatruwające niczym chwast nasz piękny ogród. Czujesz się niepewnie, to naturalne gdyż zdałeś sobie sprawę z powagi tegoż zadania. Musisz po prostu zachować wyjątkową czujność, bądź uważny i przyglądaj się dokładnie otoczeniu. Chcę abyś podszedł do misji jak do pracy w administracji, rozumiesz?
xxx
Zen - Ru - Kwen oraz Zen - Wuo - Min od kilku dni przemierzali Stary Świat, albowiem tak jak wcześniej zaplanowali odłączyli się od wyprawy Senior Zena. Zbiegli nocą kiedy to zatrzymali się na spoczynek. Po cichu, okryci mrokiem oddalili się nie napotykając żadnych przeszkód. Obaj spodziewali się szybkiej reakcji Zen - Si - Quora i nieuniknionych konsekwencji, lecz… nic takiego nie miało miejsca. Zbiegowie dotarli do nieznanej ziemi. Aby pozostać anonimowymi postaciami przebrali się w stroje, które noszą inni tutejsi ludzie. Zresztą taki był plan Senior Zena, gdyby ktokolwiek pytał o ich imiona to teraz nazywają się - Bruce(Ru - Kwen), John(Wuo - Min). Uciekinierzy mieli swój własny cel do realizacji. Jest to konsekwencja rozmowy z Bud - Ow - Kanu, jednym z przeciwników Nowego Świata.
Pod jego wpływem Bruce i John doszli do wniosku, że mają gigantyczną przewagę nad ludźmi ze Starego Świata. Wynika to z umiejętności kontroli sił witalnych, przy odpowiednim wykorzystaniu mocy pozwala to na manipulowanie tutejszymi obywatelami. Można narzucić wszystkim swoją wolę, kazać społeczeństwu na postępowanie wg uznania tego, który ma moc witalną. Dzięki temu John wraz z Brucem są w stanie stworzyć podległy im kraj. Ponadto siła może być użyta w czasie walki, skumulowana moc witalna niszczy bez problemu duże obiekty, całe armie i znaną Staremu Świat wszelką broń. Pokusa nieograniczonej władzy bardzo podoba się Ru - Kwenowi i Wuo - Minowi. Zatem kiedy tylko przybyli na miejsce rozpoczęła się ich droga po władzę absolutną.
Z ogromną ciekawością oglądali otoczenie, czym ludzie żyją, co robią w wolnym czasie, w jaki sposób zorganizowane jest społeczeństwo, itp. Pierwsze wrażenie było dla Bruce’a i Johna bardzo zaskakujące - panuje duży chaos! Każdy człowiek ubrany inaczej, zróżnicowanie pod względem wyglądu oraz zachowania… Rozmawiali z różnymi ludźmi. Co osoba to inny punkt widzenia! Od entuzjastów poprzez takich, którym w zasadzie wszystko jedno jakie jest ich życie, aż po totalnych pesymistów. Niezadowolonych spotkali najwięcej, wydawali się być najciekawsi, a do tego niezwykle łatwi do kontrolowania, manipulacji. Także od ‘maruderów’ czerpali wiedzę o hierarchii społecznej, ogólnej sytuacji Starego Świata i ludziach sprawujących władzę.
Dla przybyszów szokiem jest fakt, iż członkowie cywilizacji po przekroczeniu osiemnastu lat biorą udział w tzw. wyborach powszechnych. Podczas tegoż procesu głosuje się na innych ludzi, a ci którzy uzyskają największe poparcie są reprezentantami całego narodu. Dzięki temu ci wybrani kształtują prawa oraz obowiązki dla pozostałych obywateli, czyli są władzą. W odróżnieniu od Nowego Świata, w tym Starym istnieje podział zadań na wiele resortów, tzn. dwie izby Parlamentu, Prezydent, sądy i służby dbające o bezpieczeństwo cywilizacji. Bruce wraz z Johnem dostrzegli w tym nieskoordynowanym, pełnym wad ustroju szansę dla siebie. Wezmą udział w wyborach, zmanipulują ludzi i doprowadzą do nowego porządku świata. Proste! Jest tylko jedno ale… Jak ustalili przybysze ostatnie głosowanie miało miejsce około pół roku temu… Następne za jakieś trzy lata, lecz istnieje furtka pozwalająca przyspieszyć…
- Poczekaj John! Przecież nie musimy brać bezpośredniego udziału w wyborach. Wystarczy że wpłyniemy na bieżącą… jak to się mówi, weź mi przypomnij to dziwne określenie!
- Eee… Czy chodzi ci o bieżącą politykę? - odpowiedział mu.
- O tak! Wystarczy wpływać na bieżącą politykę, wejdziemy między nich, pownikamy w te słabe istoty, aby kierować wszystkimi poczynaniami rządu. Wbijemy im do głów nasze pomysły co uczyni Johna i Bruce’a ważnymi ekspertami w kraju! Zdolności wynikające z kontroli sił witalnych pozwolą na nieograniczone możliwości. W niedługim czasie przejmiemy władzę, ci nieświadomi niczego biedacy…
- To doskonały plan, naprawdę świetny! Przeglądając tutejsze gazety dziwię się jakim szacunkiem cieszą się eksperci. Przecież oni mówią rzeczy oczywiste! - zauważył John.
- Zgadza się, ale to jest oczywiste w Nowym Świecie. Ten Stary Świat jest zacofany, nie popularyzuje się szlachetnych idei Pionierów. W końcu musimy pamiętać, że zostali oni wygnani za głoszenie prawd, które my znamy świetnie. To społeczeństwo bało się jakichkolwiek zmian, przykry wniosek…
- Tak… Zmienimy tę cywilizację nie do poznania, teraz to straszny kraj. Przeglądam prasę i ciężko mi uwierzyć, że oni wciąż funkcjonują. Tyle tutaj niegodziwości, pełno zawiści, wszechobecnej korupcji i obłudy. Dlaczego się mordują, co daje im oszukiwanie innych obywateli, gonią za pieniędzmi, bez skrupułów niszczą takie piękne rzeczy… - posmutniał John.
- Zadziałamy jak lekarstwo, tyle że nie będą tego świadomi. Ukształtujemy świat w poukładany system, całkowicie wolny od patologii jakie znali do tej pory - oznajmił Bruce.
- Podobno jest więcej takich, jak to oni mówią… No! Zbieranina im podobnych, lecz porozumiewających się innym językiem, z różnymi obyczajami, kolorem skóry, wiarą w… Boga…
- Tak, czytałem! To są państwa, podobno jest ich bardzo dużo. Faktycznie różnią się diametralnie od tego co tu mamy. Fascynujące… Ciekawe czy ktokolwiek z nich potrafi czerpać siłę witalną, aby później w postaci mocy niszczyć bądź tworzyć?
- Raczej nie! To wiedza unikalna, nie aż tak powszechna.
- Jednak nie możemy wykluczyć takie ewentualności, zbyt pięknie by było prawdziwe… Tak czy inaczej czeka nas nieco pracy.
Bruce ruszył przed siebie, a za nim John. Szli nocą oświetleni neonami bijącymi z witryn sklepowych. Co chwila zerkali na fantazyjne, jak dla nich, ubiory - kolorowe i przykuwające uwagę. Artykuły za szybą tak pochłonęły ich koncentrację, iż zderzyli się z przypadkowym przechodniem.
- Hejże, ciule! Patrzeć jak chodzić, bo krzywda będzie!
- Oj przepraszamy najmocniej, naprawdę nie chcieliśmy…
- Ale skoro już na pana trafiliśmy… mam pytanie! Gdzie jest Parlament? Mógłby pan pokazać nam drogę? - zapytał Bruce.
xxx
Tymczasem parę kilometrów od uciekinierów trwała wyprawa po Ocalenie, prowadzący Senior Zen i jego, już tylko dwaj, towarzysze zmierzali do celi. Zen - Si - Quon zignorował fakt zniknięcia dwóch młodzieńców, natomiast pozostałym wytłumaczył iż wysłał Ru - Kwena i Wuo - Mina na wcześniejszy zwiad. Obaj uwierzyli w tą wersję zdarzeń i nie zadawali więcej pytań, skupili się na misji. Ekipa jeszcze nawet nie przekroczyła granic Starego Świata, a wyczuwali wibracje naprowadzające ich na tenże przedmiot/osobę, cokolwiek mające być gwarancją dobrobytu. Cała trójka przebrana w szaty niewyróżniające nikogo w tłumie, co jest konieczne aby nie zwracać na siebie uwagi. Podobnie jak zbiegowie tak i oni zdumieni obserwowali Stary Świat. Monumentalne budowle robiły szczególne wrażenie, oprócz tego wszechobecne pojazdy oraz ogłuszający hałas. Takiego wysokiego stężenie decybeli nie spodziewali się wcale. Doznanie to było tak dokuczliwe, że w pewnym stopniu zaburzało wyczuwanie wibracji, lecz Senior Zen panował nad emocjami. Stanowił on żywy ‘kompas’, nie mogło być inaczej, przecież to on jest głównym odpowiedzialnym za zdobycie Ocalenia.
- Senior Zen… hej! Myślisz że jesteśmy już blisko?
- Chyba tak. Moc zdaje się namacalna, jakbym trzymał ją w dłoniach. Wygląda na to… STOP! - niespodziewanie zatrzymał ‘wycieczkę’.
- Co się stało?! - chórem krzyknęli pozostali.
Zen - Si - Quon spojrzał w lewo i tam skręcił. Do zaułku poszli również obaj ludzie Nowego Świata. Jeden podążył za Senior Zenem, zaś drugi pilnował bezpieczeństwa reszty grupy. Stanął bacznie przyglądając się okolicy, bolał go ten krajobraz brudu, bezduszności w towarzystwie bogatych zabudowań. Kontrast niespotykany w znanej mu cywilizacji.
- O rany! Czujesz to Zen - Bon - Szu?!
- Tak, co za siła!
- Skupmy się, pamiętaj… kiedy wypełni nas moc należy dać jej ujście. Nie wolno ulec pokusie, ponieważ będzie to dla nas zabójcze. Cała siła rozerwie ciało na kawałki. Zatem uwolnimy moc w powietrze, skierujemy ją do góry, jasne?
- W porządku, Senior Zen! - zapewnił młodzieniec.
- Dobrze, do dzieła…
Ogromna moc płynąca z Ocalenia wypełniła Senior Zena oraz Bon - Szu, co prawda Mistrz przestrzegał przed niespotykaną siłą, ale całe zjawisko zaskoczyło obu mieszkańców Nowego Świata. Mędrzec podkreślał wielkość mocy witalnej wewnątrz Ocalenia i rzeczywiście taka ona jest. Wypełnia organizmy naprawdę potężny żywioł, który napręża mięśnie do granic wytrzymałości, Bon - Szu oraz Zen - Si - Quon cierpią z bólu, lecz jednocześnie odczuwają wielką siłę. Dopadła ich pokusa, aby mieć jej teraz więcej i więcej. Zapomnieli już o tym, że należy jak najszybciej uwolnić pobraną moc, ta potęga dodała im również pychy, a także arogancji. Senior Zen po raz pierwszy w życiu chce czerpać korzyści dla siebie, dostrzega wokół słabych ludzi, może ich zniszczyć. Podobnie jak Bon - Szu, z tymże on pragnie dewastować ten zepsuty Stary Świat, całkowicie zapomniał o empatii, moc czyni z niego bezdusznego człowieka, bez żadnych skrupułów.
- Senior Zen! Senior Zen! Uwolnijcie siły witalne! Natychmiast, póki nie jest za późno! - nawołuje Zen - Di - Ons widząc co się dzieje.
- Milcz głupcze! Dołącz do nas albo giń!
- Co się z wami dzieje?! Czas to zakończyć!
Młodzieniec postanowił przejąć siły witalne, które pobrali jego towarzysze. Zamknął oczy, następnie wyciągnął ręce w kierunku Bon - Szu i używając własnej mocy rozpoczął transfer sił witalnych. O dziwo poszło niezwykle łatwo, bo już po kilku sekundach strumień mocy w postaci mgły zaczął płynąć do atmosfery. Di - Ons przywrócił partnera do pierwotnego stanu, zatem stał się znów świadom swoich słów i czynów.
- Co ty tu robisz?! Miałeś pilnować aby nikt nie przeszkadzał mnie i Senior Zenowi!
- Kto by was wtedy uratował? Spójrz na Si - Quona! Moc go opętała, ciebie też! Musiałem interweniować, a teraz potrzeba mi twojej pomocy.
- Że jak?! - spojrzał na Senior Zena - O rany! Jest w… transie! Okropność!
- Przyłączcie się do mnie lub marnie skończycie! - grzmi Si - Quon.
- Dawaj! Musimy uwolnić go od tej mocy!
- Dobrze, teraz!
Di - Ons wraz z Bon - Szu okrążyli Si - Quona aby osaczyć wypełniającą go ogromną moc witalną. Ich skupienie pozwoliło, choć nie było to proste, otrzeźwić Senior Zena. Cała potężna siła uleciała w powietrze jako szary dym, a przywódca wyprawy upadł na kolana kompletnie wycieńczony. Zdyszany powoli dochodzi do siebie, a jego towarzysze podbiegli aby sprawdzić stan zdrowia Si - Quona.
- Oj, co to było? Jaka wielka moc, zrobiło to ze mnie potwora, cóż za koszmar!
- Senior Zen! Byłeś świadomy, jak to możliwe?!
- Walczyłem z… nie wiem co to było, ale całkowicie przejęło nade mną kontrolę. Nic nie mogłem poradzić, na szczęście pomogliście mi, chwała wam za powodzenie misji! Jednak to poczeka, chodźcie… Sam jestem ciekaw postaci naszego Ocalenia!- zakrzyknął Si - Quon.
Cała trójka wędrowców skierowała się w jednym kierunku. Po chwili ujrzeli sześcian o niewielkich rozmiarach, może 30 x 30 cm, jego barwa niczym błękit morski - jasne światło promieniało dookoła. Wszyscy stanęli jak wryci będąc pod wrażeniem tegoż małego obiektu. Pamiętali doskonale słowa Mędrca, mianowicie: ‘Kiedy uwolnicie moc, wówczas Ocalenie da się dotknąć bez żadnych konsekwencji, zatem schowajcie albo… jeżeli to żywa istota chrońcie owo… coś! W tym jest nasza nadzieja na owocną przyszłość.’ Senior Zen powoli zbliżył się do błękitnego sześcianu i potarł go lekko dłonią.
- Niezwykłe, prawdziwy cud, a jaki ciepły i przyjemny w dotyku… Podejdź Di - Ons, ty też Bon - Szu!- zawołał młodzieńców.
Także oni doświadczyli uczucia ciepła, gładkiej powierzchni, poza tym otulił ich spokój oraz pogodna atmosfera. Jakby znów przebywali w domu, Nowy Świat zamknięty w kostce, w powietrzu unosił się zapach lasów - wyjątkowa woń, nie do pomylenia z niczym innym. Teraz każdy miał już pewność, że O - Zen - Kuo miał absolutną rację, ponownie ich nie zawiódł.
- Di - Ons, podaj torbę…
- Dobrze, Senior Zen to… - otworzył trzymaną na ramieniu torbę - … to takie piękne… - postawił ją przed Si - Quonem - …ale takie podejrzane, że nikt się tym nie zainteresował, prawda?
Senior Zen zajęty chowaniem Ocalenia zignorował uwagi młodzieńca, w tej chwili interesuje go wyłącznie los sześcianu. Delikatnie ujął kostkę w obie dłonie i ostrożnie przeniósł do torby, a następnie zamknął ją. Spojrzał na oblicze Di - Onsa i przemówił:
- Nie jest to właściwy czas na takie dywagacje. Musimy jak najprędzej powrócić do Nowego Świata, dyskusje możemy prowadzić w znanym nam środowisku. Jesteśmy tutaj gościnnie, prawdopodobnie ktoś nas obserwuje, więc ruszajmy w drogę!
xxx
Bruce wraz z Johnem spacerkiem zmierzali do Parlamentu, mijali pojedyncze osoby. Trafiali na ludzi w transie, którzy zataczali się i szli w nieskoordynowany sposób. Przy tym wykrzykiwali niezrozumiałe słowa, na dodatek wydzielali specyficzną woń, osobliwy widok.
- Kto to może być? - zapytał John.
- Ciężko powiedzieć, naprawdę nie wiem. U nas takich się nie spotyka, pamiętasz o innych krajach, podobno jest ich znacznie więcej.
- Tak, no i co z tego?
- Być może to właśnie przedstawiciel sąsiedniej cywilizacji, wygląda na obcego, nie pasuje tutaj pod względem poruszania się oraz używanego języka - wyjaśnił Bruce.
- Sensowne, nie zaczepiajmy ich…
- Zgoda… o patrz! Ham - Burrr - ger, ciekawe… to chyba coś do jedzenia.
- Racja, musi smakować skoro tak późno, a ludzie stoją w kolejce aby dostać swoją porcję. Trzeba spróbować… - zaproponował Bruce.
- Czemu nie. Poczekaj na mnie, zaraz przyniosę!
Ru - Kwen oddalił się zostawiając Wuo - Mina przy ławeczce w parku, przez moment stał tak przyglądając się wszystkiemu dookoła. Uśmiechnął się patrząc na drzewa, bo przypominały mu o świecie który opuścił. Tak naprawdę to jedyny element krajobrazu jaki łączy obie cywilizacje, oprócz tego nic nie jest wspólnym mianownikiem. Jeśli porównać społeczeństwa, obyczaje, sposób myślenia to dzieli Stary i Nowy Świat przepaść.
John usiadł ponieważ całe to zwiedzanie nowego miejsca bądź co bądź jest męczące. Oparł się i rozluźnił odchylając głowę do tyłu, podziwiał gwieździste niebo oraz Księżyc kiedy usłyszał głos jakiego nigdy wcześniej nie poznał.
- Przepraszam! Halo, mam do pana prośbę… taką maleńką, byłby pan łaskaw choć na mnie spojrzeć?
John opuścił wzrok na kobietę, oczy obojga spotkały się, a młodzieniec oniemiał z wrażenia. Dziewczyna o przyjaznej buzi, gładka skóra lśni w świetle Księżyca, pełne czerwone usta, grzywka która prawie w całości zasłaniała czoło… Zielone oczy… Ona ma naprawdę seledynowe oczy! John nie mógł wyjść z podziwu, był oczarowany przez co ręce zaczęły mu się pocić, oddech przyspieszył, ponadto otworzył szeroko usta. No i jeszcze włosy - czerwone, niesamowity kontrast w porównaniu z zielonymi perełkami oczu. Wuo - Min miał rzecz jasna do czynienia z kobietami, lecz żadna nie prezentowała takiego powabu jak ona. Skupił się zanadto na wyglądzie niewiasty przez co nie słuchał uważnie.
- Przepraszam… może pani powtórzyć? Zamyśliłem…
- Oj, potrzebuje pomocy mężczyzny, mogę na pana liczyć?
xxx
Pierwsze wrażenie jakie odniósł John było nieco mylne. Dopiero kiedy przyjrzał się uważniej postaci, która do niego zagadała dostrzegł jak bardzo ona się trzęsie. Wyczuł stres kobiety, na policzkach lśniły łzy, więc to dlatego powstała iluzja skóry mieniącej się w świetle Księżyca. Jednak reszta szczegółów zgadzała się, czyli piękne oczy oraz włosy sięgające do ramion. I tak odbierał ją jako niezwykle urodziwą istotę, poczuł niewidzialną linię zbliżającą ich do siebie.
- Pomoc… pomoc mężczyzny? Co pani przez to rozumie?
- Oj… to delikatna sprawa, proszę! Chodźmy razem, opowiem po drodze - zaproponowała.
John ma na uwadze to, że za moment wróci Ru - Kwen(Bruce) i zapewne bez wahania otumani kobietę, aby następnie odesłać ją tam skąd przyszła albo zdecyduję się na coś gorszego… Wuo - Min nie chciał tracić kontaktu z dziewczyną, a tak będzie jeśli pozna Bruce’a. Zatem trzeba działać szybko, ponieważ taka okazja może się już nie powtórzyć.
- W porządku, wydaje mi się że to sprawa wielkiej wagi dla pani. Nie ma co zwlekać!
- Dziękuję, tędy…
Ruszyli we dwoje w głąb parku, zrobiło się tam trochę mroczniej, lecz nie całkiem ciemno. Wszystko przez nieliczne lampy, a niektóre z nich w ogóle nie spełniały powierzonej im roli, bo nie działały. W takiej atmosferze John zachodził w głowę co jest dla tej niezwykłej kobiety problemem, że musi zagadywać obcego faceta, do tego późno w nocy? Chyba teraz jest odpowiedni moment na to pytanie.
- Tak idziemy i idziemy… a ja wciąż nie wiem w jakim celu, może mnie pani w końcu oświecić?
- Oj, chodzi o to… widzi pan, jechałam samochodem. Wracałam z pracy, tak z pracy - zdaję sobie sprawę jak to późno, ale niestety firma ma terminy których trzeba dotrzymywać. Do rzeczy, jadę tym autem, fakt - za szybko, zero ostrożności! No i stało się!
- Znaczy, co się wydarzyło?
- Potrąciłam coś, to była żywa istota! Wiem bo usłyszałam krzyk… lub jęk bólu, w każdym razie zderzyłam się! Byłam w szoku, ciągle jestem zresztą, działałam instynktownie… uciekłam nawet nie sprawdziłam kto to był… - zakończyła zawieszając głos.
- Dlaczego? Chce pani powiedzieć, że zostawiła…
- Tak, dopiero teraz to do mnie dotarło, sam pan widzi - ja naprawdę potrzebuję pomocy!
Dla Johna to niezrozumiałe, cóż za lekkomyślność tej pięknej kobiety, czemu nie zainteresowała się losem poszkodowanego, a może nawet… trupa? Porzucił natychmiast czarny scenariusz i skupił się na drodze do miejsca wypadku. Jednocześnie zaczął pocieszać, a także tłumaczyć nieroztropne zachowanie dziewczyny.
-
Niech się pani uspokoi, zaraz sprawdzimy do jakich szkód doszło. To niedaleko już, prawda? Ważne jest że nie uciekła pani samochodem, ale poszła w poszukiwaniu pomocy. To szlachetne… w pewnym sensie, rozumiem szok oraz stres przez jaki pani przechodzi.
- Naprawdę, miał pan do czynienia z podobnym zdarzeniem? - zdziwiła się.
- Tak… - skłamał aby podnieść ją nieco na duchu. - Wolałbym o tym nie mówić teraz, ale jak będzie po wszystkim…
- O! Tutaj… moje auto i…
- Aha, chyba widzę…
Wuo - Min podszedł bliżej ofiary wypadku, dostrzegł coś pozytywnego - ranny wciąż oddycha, znaczy można mu jeszcze pomóc. Kucnął bezpośrednio nad nim i stwierdził, iż nie jest to człowiek. Potrącony został niewielki pies! Dotknął jego głowy, po czym pogłaskał go, zauważył złamane łapy oraz ranę brzucha. Jeśli mu natychmiast nie udzieli pomocy to wykrwawi się na śmierć. Na szczęście siły witalne mają moc leczniczą, więc bez zastanowienia przystąpił do działania. Wziął psiaka w objęcia jednocześnie przekazując mu część energii, zwierzak znieruchomiał zupełni, a strumień sił witalnych wypełnił go w całości. Moc kierowana przez Johna w odpowiednich proporcjach zadziałała tak jak tego oczekiwał - pomogła psu, łapy w stanie sprzed wypadku, tak samo z raną na brzuchu. Zwierzę na powrót zaczęło się ruszać i wesoło merdać ogonem.
- Wszystko w porządku droga pani!
- Tak?!
- Jak najbardziej, to był piesek - o ten co go mam na rękach. Niech pani podejdzie, chyba nic mu nie jest, proszę do nas - zachęcał Wuo - Min.
- Wow, faktycznie wygląda dobrze. Ale jestem pewna, że został mocno trafiony… oj, jaki on słodki!
- Może go pani zabrać…
- Ja wiem, co prawda nie ma obroży…
- Biedak nie ma domu, a myślę że jest mu pani winna przysługę - choćby i nocleg, dobrą karmą pewnie też nie pogardzi - przekonywał John obserwując jej bajeczne oczy.
- Dobrze! Wezmę go, ale… musi nam pan towarzyszyć. Ciężko będzie znaleźć w środku nocy sklep z karmą dla psa. We dwoje, właściwie we troje raźniej, czyż nie?
Zen - Wuo - Min z radością przyjął ofertę Ksenii, bo tak ma na imię kobieta, która oczarowała obywatela Nowego Świata. On pozostał już Johnem na stałe, a historia potoczyła się następująco. Mianowicie Bruce(Ru - Kwen) nigdy więcej nie spotkał Wuo - Mina, ponieważ zatruł się zdobytym hamburgerem, śmiertelnie! Potężna dawka mięsa stanowiła wyzwanie dla człowieka spoza Starego Świata, albowiem trzeba wiedzieć jak odżywiali się jego krajanie. Otóż jedzono bardzo rzadko, w dodatku w znacznie mniejszych porcjach niż tutejsi ludzie. Związane jest to z siłami witalnymi, które również pełnią funkcje odżywcze, tj. dostarczają niezbędnych tłuszczy, węglowodanów, witamin, itd. Dlatego też zwyczajny hamburger okazał się ostatnim posiłkiem Ru Kwena.
Nowy Świat. Wyprawa pod przywództwem Senior Zena(Zen - Si - Quona) w składzie: Zen - Di - Ons, Zen - Bon - Szu wróciła bez większych przeszkód do domu. Stawili się wszyscy trzej przed O - Zen - Kuo ukazując mu Ocalenie, zadowolony Mędrzec wyraził wdzięczność śmiałkom za ich trud włożony w misję oraz oparcie się pokusie niezwykle dużej mocy. Chociaż Senior Zen poinformował Mistrza o stracie dwóch młodzieńców i obwiniał o to siebie to O - Zen - Kuo powiedział mu:
- Nie zamartwiaj się, każdy z nich otrzyma to na co zasługuje. Ja znam ich dalsze losy, spokojnie…
Wiadomo co spotkało Zen - Ru - Kwena, natomiast Zen - Wuo - Min tak jak wspominałem już do końca życia znany był pod imieniem John. Zaprzyjaźnił się z Ksenią nie korzystając z manipulacji mocami witalnymi. Nie! Podjął wysiłek zbudowania relacji w oparciu o szczerość, uczciwość oraz poczucie humoru. Udało się to zrealizować w 100%. Ksenia nigdy dotąd nie spotkała podobnego mężczyzny. Otoczył ją opieką jakiej nie znała od wielu lat, jakby znów miała oboje rodziców - tak, to prawdziwe rodzicielska opieka! John jest wartościowym człowiekiem, którego ciężko znaleźć pośród znanych jej ludzi. Ostatecznie zrodziło się między nimi głębokie uczucie. Wzięli ślub, założyli rodzinę i odnaleźli prawdziwe szczęście okraszone piątką dzieci. Do końca życia pozostali sobie wierni, a ich miłość umacniała się każdego dnia.
Z drugiej strony, hmm z tym pisaniem. Uwielbiam s/f chociaż Ty napisałeś coś co sobie nazwałem naprędce takie political fantasy ale jestem też fanem takiej mini teorii pewnego okropnego pisarza, przeczytałem kiedyś jego książkę jak się uczyłem angielskiego, z musu, niejakiego Jeffreya Archera. Jak się go czepiali, to zawsze mówił; jest pisarstwo i jest storytelling - opowiadanie jakiejś opowieści. Twierdził, że on się właśnie zajmuje tym drugim. Tak że wydaje mi się, że opowiadać potrafisz, dosyć się tam wartko działo w Twoim opowiadaniu. Ja wbrew temu Archerowi lubię jak w pisaniu jest trochę pisarstwa; obserwacji psychologicznej ludzi, po prostu obserwacji przyrody, aut, życia, trochę filozofii życia ( o tam miałeś jakieś fajne pomysły " azjatyckie " takie, ta powtarzająca się elan vital po chińsku ). Dodaj do tego kilka procent tego co sądzisz o życiu, swojej ( albo bohaterów ) roli w nim i hey presto jest literatura. Ostatni akapit można się trochę załamać przez tą słodycz. Myślę, należy starannie unikać. Pozdro. Życzę chęci do pracy i nowych ... .
co do storytelling to chyba trafiłeś w sedno, fakt literaturą tego nazwać nie można, ale jak będę czytał więcej to powinno to także przenieść się na pisanie, również pozdro :)
I jeszcze odnośnie komentarza od użutkownika "pandaredski" - ja mam inny problem niż dotrwanie do napisania 2 stron - ja jak zacznę to ciężko mi skończyć, dlatego mam szacunek do tych, którym krótkie formy się udają, bo to jest duża sztuka. Poza tym szukałam Pana i mi wyświetla, że nie ma takiej osoby - szkoda, bo miałabym ochotę porozmawiać. Ale trudno.