Vitae

moonky

Gdyby ktoś właśnie teraz wyszedł z długoletniej śpiączki i postawił stopy w parku, to bez wahania prawidłowo oceniłby jaka jest pora roku. Jesień! Mimo godzin przedpołudniowych niebo dość ciemne, ponieważ gęste chmury zasłaniają widok Słońca. Obfity deszcz działa na nerwy mieszkańcom miast, liczne kałuże czynią z ludzi bardziej kangury omijające skokami przeszkody niż obywateli dużej metropolii. Krajobraz uzupełniają drzewa porośnięte kolorowymi liśćmi, bo przecież inne pory roku nie zmieniają barw roślin w tak wielkim stopniu jak jesień. Poza tym większość z liści spada na ziemię tworząc ‘dywany’, które prezentują się świetnie na fotografii czy też na obrazie w galerii sztuki, ale… 

Liście na ziemi to udręka dla pana Władysława, bo częścią jego obowiązków jest utrzymanie w czystości chodników na terenie cmentarza. Natomiast opad z drzew do spółki z silnym wiatrem upodobały sobie owe alejki i chętnie tam się panoszą. Cóż to! Jak mawia pan Władek przynajmniej ma zajęcie. W jego wieku to najważniejsze, aby coś robić. Inaczej można oszaleć albo gorzej - umrzeć! Pracując w otoczeniu grobów staruszek doskonale zdał sobie z tego sprawę. 

- Przepraszam! Halo, witam. Potrzebuję pomocy… 
- Nie wątpię - przerwał Władysław młodzieńcowi widząc jego niechlujny strój. - O co się rozchodzi? 
- No… szukam grobu Krzysztofa Majora, czy to blisko? 
- Tam! - machnął ręką w kierunku okazałego dębu po lewej stronie alejki. - Duży… czarny… złote litery. Pełno zniczy i kwiatów, a pewnie i ludzi też! - dodał z poirytowaniem. 
- Dziękuję panu serdecznie! 

Pan Władek nie spojrzał czy młodzieniec idzie we wskazanym kierunku, ponieważ niewiele go to obchodziło. Strasznie denerwują go te ciągłe pytania o drogę na miejsce spoczynku śp. Majora. Nawet po śmierci być pod ciągłą obserwacją ludzi, jak tak można?! Dlaczego społeczeństwo interesuje się losem jednego człowieka, a nie swoim własnym?! Krzysztof Major był bardzo znanym pisarzem, dziennikarzem i aktorem, ale przecież święty nigdy nie będzie. Władysław ze względu na wiek pamięta wielu wybitnych artystów, lecz takiego cyrku jeszcze nie widział. Ten cały szum medialny wokół śmierci pisarza to jedna z przyczyn zaprzestania oglądania telewizji, poza tym czuł się zniesmaczony poziomem prezentowanych współcześnie treści dla masowego widza. W zasadzie tragiczny koniec Majora nie był mu obojętny, zmarł przyzwoity człowiek kultury, chyba ostatni z gatunku tych wielkich. 

- O! Witam panie Władku, co tam? Tłumy walą nieprzerwanie czy powoli słabną te pielgrzymki? 
- Oj, dajże spokój! Dosłownie przed chwilą znów małolat pytał o drogę. Oszaleć można… - powiedział zrezygnowany. 
- To już długo nie potrwa, wie pan co tam teraz działa? Monitoring! 
- Że co?! Kamerują znaczy się? 
- Tak, dokładnie tak panie Władku. Kilka kamer, cztery urządzenia przez całą dobę obserwują tylko jeden grób. Wdowa miała po wyżej uszu scen jakie tam się odbywały. Ludzie tam pili, palili nie wiadomo co! Zresztą sam pan wie… 
- Pewnie że wiem, Sodoma i Gomora! Banda ćpunów, pijaków… A jak śmiecili! 
- No to teraz powinno się uspokoić, przyuważą te współczesne hieny cmentarne to od razu przyjdą i wywalą na zbity pysk! 
- Cholera jasna z tymi pożal się Boże ‘wielbicielami’. Znicz postaw! Kwiaty jakieś, złóż hołd i się pomódl za duszę zmarłego - to rozumiem. A ci dawaj! Jeszcze orgie by urządzali… nie no, to nie na moje nerwy! 

To o czym rozmawiali dwaj mężczyźni było rzeczywistością sprzed tygodnia, mniej więcej… Krzysztof Major stanowił prawdziwy autorytet, wciąż mówi się o książkach jego autorstwa. Powszechne stało się stwierdzenie: ‘Major otworzył nam oczy!’ Niezwykłe porównania, ogromna szczegółowość i wyraziste poglądy wpłynęły na znaczną część społeczeństwa. Ponadto jako aktor doskonale grał przekazując emocje wykreowanych przez siebie postaci, dzięki temu jego twórczość jest łatwiej przyswajalna. Dzięki temu był autentyczny oraz naturalny. Występował w ekranizacjach własnych powieści, ale sprawdzał się także w produkcjach fabularnych innych filmowców. Odtwarzał postacie księży, prokuratorów, a nawet klauna. Jednak aktywność Majora wykraczała poza sztukę. 

Wspierał akcje charytatywne, brał udział w inicjatywach społecznych, których często sam był autorem. Budził ogólną sympatię i szacunek ludzi, wszelka krytyka to ledwie cichy szept, niemy protest odnoszący się wyłącznie do spraw prywatnych. Niespodziewana śmierć wywołała autentyczny szok, smutek i żal. Tym bardziej że zginął na przejściu dla pieszych. Rozpędzony samochód trafił Krzysztofa przy dużej prędkości, zmarł na miejscu doznając licznych urazów wewnętrznych. Wielka strata zarówno dla świata kultury jak i dla całego społeczeństwa. 

Pogrzeb wyglądał tak jakby wszyscy obecni stracili członka rodziny, a zdecydowana większość to ludzie znający go wyłącznie z twórczości literackiej, filmowej. Tłumy zrozpaczonych, smutnych, wiernych fanów chcących oddać hołd Majorowi. Setki z nich zostały po oficjalnej ceremonii nie mogąc się pogodzić ze stratą tak wybitnego człowieka. Po kilku godzinach grupa około stu ludzi wciąż trwała przy grobie, czytali fragmenty książek, wspominali filmy z udziałem zmarłego.  

Niestety kilku z obecnych zakłócało spokój reszty, kierował nimi alkohol i inne używki. Doszło do profanacji wielu płyt nagrobnych, wywiązała się bójka… Podobne sceny miały miejsce parę dni z rzędu. W końcu wdowa, pani Major postanowiła coś z tym zrobić. Postanowiła założyć całodobowy monitoring, co pomogło w taki sposób, iż zapanował spokój. Nie na długo… Policja złapała kilku młodych ludzi, którzy chcieli wykraść zwłoki Krzysztofa. Na szczęście udaremniono ich zamiary. Ta wiadomość wstrząsnęła żoną Krzysztofa, bo zdała sobie sprawę, że może to być inspiracją dla kolejnych śmiałków. Znów musiała znaleźć rozwiązanie…

 
xxx
 
Aby znaleźć właściwe wyjście z kłopotliwej sytuacji pani Joanna Major rozmawiała ze znajomymi, zarówno swoimi jak i zmarłego męża. Padały różne propozycje, wdowa skłaniała się najbardziej ku przeniesieniu grobu w inne, nieoznakowane miejsce spoczynku lub też spalenie zwłok i wyrzucenie prochów do morza. Jednak ostatecznie zdecydowała, że Krzysztof zostanie na miejscu, ze względu na dzieci takie rozwiązanie zostało podjęte. Oprócz monitoringu kobieta postanowiła zatrudnić ochroniarza, który ma strzec spokoju pisarza. Mimo to Joanna doskonale wie, iż jest to jedynie odłożenie problemu w czasie. W końcu trzeba będzie zrobić coś na stałe, no chyba że ludzie dookoła się opanują… 

Pierwsza praca. Bywa niekiedy okazją na usamodzielnienie się, pokazanie otoczeniu swojej wartości, lecz z drugiej strony może być również smutną koniecznością. Czym jest to dla Pawła? Tak naprawdę wszystkim tym po trochu, albowiem już dwa razy został relegowany ze studiów za brak wyników w nauce. Nabrał przekonania, iż wyższe wykształcenie nie jest mu pisane. To samo stwierdzili rodzice, zatem należało zastanowić się co dalej? Paweł po kilku dniach doszedł do wniosku, że musi zdobyć zawód. Jadąc autobusem widział ogłoszenie o bezpłatnym kursie na licencję pracownika ochrony pierwszego stopnia. Zadzwonił pod podany numer telefonu, następnie stawił się celem odbycia szkolenia.  

Minęło osiem tygodni, po których Paweł zdał egzamin i otrzymał pożądane uprawnienia. Niemal z dnia na dzień także pierwszą posadę w firmie trudniącej się ochroną osób i mienia. Najpierw siedział obserwując monitory, można pomyśleć: ‘Super robota! Za pomocą kamer ogląda się obiekt, a jak potrzebna interwencja to tylko zgłasza się problem i już. Nie trzeba robić nic więcej!’ I tak rzeczywiście to wygląda, lecz poza tym na owe monitory patrzy się przez 12 godzin! Z przerwami oczywiście, ale oczy to bardzo męczy. Dla młodego chłopaka było to straszne. Nie minęły dwa tygodnie, a poprosił o zmianę zajęcia. 

Paweł wciąż pozostawał w macierzystej firmie, lecz teraz zmienił się charakter wykonywanych przez niego obowiązków. Jeździł w załodze patrolu interwencji, czyli jeśli dwuosobowy zespół otrzymywał wezwanie to stawiali się w odpowiednim miejscu, aby podjąć działania. Taka forma bardziej mu odpowiadała, ponieważ jest chłopakiem pełnym energii, takim który nie lubi braku ruchu. Taką ma osobowość, inaczej czuje się zniewolony. W dzieciństwie najgorszą karą był zakaz wychodzenia na dwór. Wtedy autentycznie ogarniał go smutek, nie to co dzisiejsza młodzież. Teraz chłopak w wieku 12-18 lat jakby kazać mu nie opuszczać domu przyjąłby to z obojętnością. Paweł za to należy do pokolenia wychowanego bez komputera, bez konsoli, bez tabletów, komórek oraz innych ‘złodziei czasu’. To ostatni rocznik spędzający młodość na tradycyjnych zabawach z kumplami, na wolnym powietrzu. 

Jak wspomniałem Paweł odnalazł swoje powołanie, praca dająca przyjemność i całkiem niezły zarobek. Wkrótce pojawiła się okazja na kolejną zmianę wykonywanych obowiązków. Przełożeni ogłosili wszystkim zatrudnionym ochroniarzom z licencją, że mogą za bardzo dobrą stawkę dorobić. Wdowa po Krzysztofie Majorze, pani Joanna potrzebuje człowieka do pilnowania grobu męża. Oczywiście pracownicy wiedzieli co działo się na cmentarzu, toteż propozycja nie była zbyt zaskakująca. Problem tkwił w tym, iż brakowało chętnych na taką ‘fuchę’. Pieniądze nic tu nie zmieniły, każdemu odpowiadało to, czym aktualnie się zajmuje. Szef agencji ochrony już chciał przekazać zlecenie innej firmie kiedy to zgłosił się Paweł. 

- No proszę! Jedyny taki w całej firmie! - chwaląc młodzieńca nie mógł pozbyć się uśmiechu z twarzy. - Kasa cię skusiła, co? Wcale ci się nie dziwię. 
- Nie tylko to, szefie. Prawdę mówiąc nie lubię za długo robić tego samego, a to będzie coś nowego. Chociaż nie ukrywam, że kasa to też motywacja - przyznał szczerze. 
- Zanim cię tam wyślemy trzeba ci kilka rzeczy uzmysłowić. To jest bardzo prestiżowe zlecenia dla agencji, czaisz? Żeby później nie było niedomówień! No. Słuchaj… Wielu ludzi będzie tam się zjawiać w okolicy i zawracać ci dupę. Zachowaj spokój, ale… Musisz również być stanowczy, jeśli to nie odniesie skutku to krzycz na natrętów! Na wyposażeniu masz tonfę, gazówkę, no i… 
- Pistolet na ostrą amunicję. Tak, wiem - nie używać… 
- Tego nie można wykluczyć, jednak pamiętaj że zostaniesz z tego rozliczony, więc lepiej wezwij patrol jak się zrobi gorąco. Kapujesz? 
- Tak oczywiście! - odpowiedział. 
- Jeszcze tylko kilka spraw obgadamy i od jutra zaczynasz. 

Następnego dnia Paweł przyszedł na cmentarz, zegarek na prawym nadgarstku wskazywał, iż jest za piętnaście ósma. Za wcześnie, ale dzięki temu mógł sobie pozwolić na pięć minut z papierosem. Wyciągnął z kieszeni kurtki paczkę szlugów oraz zapalniczkę. Cholera! Znów ta zapalniczka, z kołowrotkiem do odpalania. Chłopak nie znosi jej, bo stwarzała problem podczas podpalania papierosa. Wymaga to szybkości, gdyż trzeba jednocześnie pokręcić tymże kołowrotkiem oraz nacisnąć ‘spust’, co angażuje gaz i zapłon, wówczas tworzy się oczekiwany płomień. Zaś Paweł kręci, kręci… kręci i przeważnie za późno dociska czarny przycisk. Skutek jest taki, iż zapalniczka skrzy nieustannie, natomiast skóra na kciuku ściera się oraz piecze. To frustrujące!  

Dlatego zawsze kupuje zapalniczki piezoelektryczne lub zapałki. Bez kołowrotka! Nie wie skąd to badziewie wzięło się w jego kieszeni. Nerwowo zaczął szukać w spodniach i innych kieszeniach kurtki. Czego? Normalnego źródła ognia. Kiedy już zorientował się, że ma pod ręką tylko ten szmelc spojrzał na niego, a potem cisnął ni z furią pod nogi. Mały wybuch i tak nikogo tutaj nie obudzi… Miał zepsuty humor, mimo iż jeszcze nawet nie zaczął pracy. Co dopiero będzie później? Chłopak jak każdy nałogowiec szukał rozwiązania obecnego problemu, bo takim jest niemożność zapalenia papierosa. A gdyby otworzyć zapalony znicz… Nie! Skarcił w myślach sam siebie za ten idiotyczny pomysł. 
 
xxx
 
- Widzę w czym problem, młody człowieku. Nie powinieneś palić, to złe dla zdrowia! Dokarmiasz raka. 
- … 
- Jednak z drugiej strony… znałem ludzi, którzy nigdy w życiu nie spalili ani jednego gwoździa, a i tak zachorowali na nowotwór płuc czy też krtani. Mam ogień! Wciąż go potrzebujesz? - wyciągnął lewą dłoń do Pawła. 
- Tak - odezwał się w końcu do tajemniczego gościa. - Mówi pan o szkodliwości tytoniu, ale w takim razie na co panu ta zapalniczka? - spytał i jednocześnie sięgnął po źródło ognia. 
- Choćby do zapalenia znicza, nie znasz innych zastosowań tego… gadżetu? 
- No tak jasne. Przepraszam - oddał zapalniczkę. 
- Ależ nie ma za co, przecież sam palę do dziś. Co prawda już nie po trzy paczki dziennie, lecz wciąż zbyt dużo jak na mój wiek. 
- O! Przyganiał kocioł garnkowi, a sam smoli, ha, ha! 
- Uwierz mi chłopcze, gdybym miał jeszcze jedno życie to nigdy nie skusiłbym się na tą truciznę. Przenigdy. Zwłaszcza wiedząc jak potoczy się mój los. 

Rozmawiali tak parę minut aż dialog przeniósł się na teren cmentarza. Okazało się iż nowo poznany człowiek ma na imię Alan. Liczy sobie prawie pięćdziesiąt lat i od ponad dziesięciu żyje samotnie. 

- Dokładnie jedenaście lat jak moja żona odeszła, ciężka choroba ją dotknęła. Nie doczekaliśmy się dzieci, mimo że oboje bardzo ich chcieliśmy. Paskudny rak piersi! Wykryty został zbyt późno, a potem wydarzenia potoczyły się bardzo szybko. Nie minął nawet tydzień od diagnozy jak zmarła… 

W rewanżu Paweł opowiedział swoją, znacznie uboższą, biografię. Opisał szczęśliwe dzieciństwo oraz czas szkoły średniej, które upłynęły mu bardzo szybko, patrząc z perspektywy dnia dzisiejszego. Miał i wciąż ma wielu znajomych, kilku bliskich przyjaciół. Trochę się uczył, przeciętnie jak podkreślał, częściej zażywał przyjemności w postaci dyskotek, uprawiania sportu, zaliczania… koncertów, a także innych zajęć, np. zabawy na komputerze. 

- Sam pan widzi, miałem całkiem normalne życie. Pod górkę zaczęło się robić dopiero na studiach. Rację przyznałem tacie, który powiedział że ’numery sprawdzające się w ogólniaku na uczelni nie przejdą’. Wtedy śmiech mnie ogarnął aż do łez, nieco później płakałem ale… z bezsilności. To odczuwałem, absolutną bezsilność. Jeszcze słowa rektora na studiach: ’Plusem dla was jest to, że jesteście dorośli, natomiast minusem to, iż jesteście dorośli’. Niestety. Na moją szkodę zdałem sobie sprawę z tego kiedy już poległem na sesji… - dodał ze smutkiem. 
- No ale przecież jakoś radzisz sobie teraz, prawda? Chodzisz do pracy, więc masz zajęcie. Zarabiasz pieniądze, zatem nie jesteś pasożytem, że tak powiem. Zasilasz domowy budżet? - Alan zmierzył wzrokiem Pawła, który pokiwał twierdząco głową. - To dobrze, bo nawet kończąc studia nie ma dla ciebie żadnej gwarancji pracy. Mało absolwentów buja się z pustym cv dyplomem po firmach? Na pęczki tych magistrów łazi w nadziei na zatrudnienie. Ty za to już teraz wyprzedzasz większość studenciaków. Głowa do góry!  

Alan i Paweł szli będąc w dobrym humorze. Obaj mieli nieodparte wrażenie, iż znają się od lat. Złapali wspólny język w miejscu, które z natury jest ponure i nie stanowi miejsca spotkań. Rzadkością są tutaj nowe znajomości, lecz z tymi dwoma jest inaczej. Młodzieniec widział w dojrzałym mężczyźnie wartościowego człowieka, imponowało mu życiowe doświadczenie Alana. Paweł słuchał go z uwagą, albowiem facet nie nudził, mówił wyraźnie i zrozumiale, nie odpływał w długie dygresje porzucając główny temat rozmowy. Chłopaka drażniło to kiedy prowadził dialog z ojcem. Z kolei Alan jakby czerpał młodzieńczą energię nowo poznanego chłopaka. W końcu spotkał kogoś kto nie narzeka na żonę, na nieposłuszne dzieci, na kredyt we frankach, na wiecznie popsuty samochód, itd. Cieszył się również na możliwość udzielania rad młodemu człowiekowi. Dopiero wchodzący w życie Paweł być może dzięki uwagom starszego kolegi uniknie bolesnych rozczarowań. 

- O! Tutaj widzi pan, jaki syf! Na szczęście nikogo nie ma. Podobno niezłe numery się tu działy - stwierdził Paweł kiedy znaleźli się przed grobem Krzysztofa Majora. 
- Musiało mnie to ominąć, naprawdę zachodziły takie ekscesy, że wdowa wynajęła firmę ochroniarską do pilnowania porządku? 
- Pan żartuje, tak? 
- Z czego tutaj się nabijać?! Zmarł człowiek, podobno znany wszystkim… Chociaż ja pierwszy raz słyszę to imię i nazwisko. Piosenkarz? 
- Niech pan nie kompromituje się, proszę. Krzysztof Major, nic? Żadnych skojarzeń, serio?! - dziwił się Paweł. 
- Nigdy nie robiłem jaj ze śmierci człowieka, znanego czy nieznanego - wyjaśnił z powagą Alan. 
- Trudno mi w to uwierzyć. Oświecę pana, dobrze? Spoczywający tu Krzysztof Major wbrew nazwisku nie był żołnierzem. Nie. Pisał książki, które osiągnęły sukces, przez co on również. Dostrzegli to filmowcy, zapłacili i dzięki temu powstały fajne filmy, w których też zagrał. W międzyczasie pisał do gazet, najpierw komentarze czy felietony by zająć się tym na poważnie. To znaczy przeprowadzał wywiady z politykami oraz normalne reportaże. Robił trzy rzeczy równocześnie… 
- Naprawdę? Nie kojarzę go. Czytam dużo, bardzo dużo ale wciąż nie poznaję tego… Majora, tak? Jak dla mnie to jakiś niszowy twórca - przerwał chłopakowi ten pean na cześć zmarłego. 
- Niewiarygodne… O akcjach społecznych także pan nic nie słyszał? Jakby żył pan w równoległej rzeczywistości gdzie Krzysztof Major nie istnieje. 
- On dla mnie nie istniał, tak samo jak ja dla niego. Zapewne nie wiedział o mnie nic, więc dlaczego ja miałbym interesować się nim? - powiedział Alan wzruszając ramionami. 
- W telewizji gadali bez przerwy o jego śmierci! 
- Tu mnie masz! Nie mam telewizora, pewnie dlatego jestem niedoinformowany. Poza tym… albo nie. 

Paweł chciał być dociekliwy i zapytać czemu Alan się wstrzymał z wypowiedzią, ale odpuścił. Ugryzł się w język, ponieważ mógłby zdenerwować mężczyznę. Skoro nie dokończył to nie i już! Kiedyś przez presję jaką wywierał na dziewczynę stracił ją bezpowrotnie. 
 
xxx

Zima kilka lat wcześniej, wówczas Paweł uczęszczał do ogólniaka. Grono znajomych stanowili koledzy, z którymi miał wspólny język, a poza tym wszyscy kumplowali się niemal od podstawówki. W klasie były dziewczyny, lecz żadna z nich nie wydawała się interesująca. Panowała raczej między nimi nieufność, z niektórymi szczera wrogość. Nikt nie przepuszczał okazji, aby sobie dopiec, często donoszono o ściąganiu na sprawdzianach, a do plecaków wkładano doniczki z ziemią, stare gazety. Czyniono ile się da dla pogorszenia nastrojów pomiędzy chłopakami, a dziewczynami. Atmosfera trochę uległa poprawie kiedy pojawiła się nowa twarz w klasie.  

Na imię jej Karolina, długie jasne włosy, zadbana cera, szykownie ubrana działała na męskie grono. Także Paweł uległ urokowi owej dziewczyny. Z kolei damskie towarzystwo przyjęło nową koleżankę chłodno. Wynikało to z zazdrości, bo one nie spotykały się z takim zainteresowaniem płci przeciwnej. Gdyby tak było to pewnie inaczej żyliby z chłopakami. Tymczasem Karolina pojawiła się znikąd i od razu skupiła uwagę dwóch obozów. Odrzucona przez ‘damy’ spędzała czas wśród ‘swoich’. 

Każdy z młodzieńców pragnął zrobić na niej wrażenie, co czasem stawało się wręcz komiczne zamiast heroiczne. Przykładowo Paweł popisywał się umiejętnościami akrobatycznymi robiąc salta, tzw. backflipy oraz frontflipy. Jak tylko Karolina była w pobliżu to on natychmiast zaczynał pokazy. Skakał w miejscu, odbijał się od ściany, słał susy z ławki na ławkę, co w zimie jest ryzykowne(i głupie). Inni uderzali w romantyczną nutę śląc jej wiersze, poematy, a także wprost wygłaszając kwieciste komplementy. Pojawili się również tacy którzy chcieli zaimponować muskulaturą, zmienili styl ubioru na bardziej obcisły, co miało uwydatnić ich wysportowaną budowę. Wszystkie te sposoby szły na marne. Karolina wraz z urodą posiadała też głowę na karku, zatem nie nabierała się na takie numery. Spędzała mnóstwo czasu z chłopakami, ale żaden nie zdobył jej serca. Oprócz jednego… 

Krótko przed Świętami Bożego Narodzenia Paweł wracał do domu z SKS-u. W kalendarzu zima, lecz nie widać tego po krajobrazie, wciąż bardziej jesień. Troszkę śniegu na ulicach, jednak przebija go deszcz, to tworzy chlapę i jedynie denerwuje mieszkańców miasta. Dodatkowo Pawła do pasji doprowadza obrazek, który ma przed oczami. Z początku myślał że ma zwidy, bo trening ciężki, a on zmęczony. Ale im bliżej szedł tym wyraźniej dostrzegał Karolinę w uścisku z Piotrkiem. Nie no, nie może być! - pomyślał. Piotrek, ten w okularach - kujon. Spokojny i w porządku koleś, ale… Paweł nie potrafił dojść do logicznego wniosku jak ktoś tak nieśmiały może obściskiwać się z najgorętszą laską w klasie. Nikomu to nie wyszło, a Piotrek…

- O, cześć Paweł! - zawołała go Karolina kiedy już pożegnała się z Piotrkiem, który wszedł do bloku. 
- Ej, siemka… - zaskoczony powiedział pierwsze co mu przyniosła ślina na język. 
- Idziesz do domu? Tak, to chodźmy bo ja też mam po drodze. 

Karolina i Paweł spacerują do domu, każdy do swojego. Przynajmniej wygląda to na niewinny spacer, ale chłopak bezustannie próbuje podejść dziewczynę, uzyskać informację o tym co widział. Z tymże on czuje się skrępowany, przecież nie zapyta jej wprost, kombinuje jakby to inteligentnie załatwić. Paweł chce aby Karolina sama się wysypała, lecz nic konstruktywnego do łba nie przychodzi. Czuje się jak facet z dowcipu, który nie wiedział w jaki sposób zagadać do kobiety w barze. Koniec końców kiedy babka wróciła z toalety ten podszedł i odezwał się do niej z błyskiem w oku: ‘Srałaś?’ Chłopak wie iż na taki nietakt zdecydować się nie może. Tak otwarcie wkraczać w życie prywatne, to nie wypada. Chociaż… Właściwie to, dlaczego nie? 

- Karola! Wiesz… widziałem was, ciebie z Piotrkiem jak się żegnaliście. Czy coś wy, no wiesz? 
- Może tak, może nie - uśmiechnęła się zalotnie. 
- Mi możesz powiedzieć, no dajże spokój! 
- To sprawa między mną, a Piotrkiem. Co ci do tego? 
- A jak ci się wydaje? Hę?! Myślisz że wszyscy tak kręcimy się wokół ciebie bezinteresownie? Każdy z nas chciałby mieć cię dla siebie! - krzyknął Paweł. 
- Nie jestem głupia, doskonale o tym wiedziałam, od początku. Robicie z siebie kretynów, bez sensu… - westchnęła Karolina. 
- Powiedz, czemu Piotrek? 
- Ha, ha! Przecież niczego nie potwierdziłam. 
- Wiem co widziałem, a serio -lubię cię… 
- Nie ogarniesz tego Paweł… 
- Mów! - wrzasnął przeraźliwie chłopak. 

Nastolatka dostrzegła gniew płynący z jego oczu, poczuła się osaczona. Na ulicy byli sami, mrok okrył okolicę, a kilka lamp jeszcze nie rozbłysło światłem. Karolina niczym bezbronna myszka powoli odsuwała się od Pawła, ale on złapał ją za rękę. Silny uścisk dodatkowo ją zestresował, zaś młodzieniec mając przewagę czuł się panem sytuacji. 

- Karola, powiedz! Dlaczego akurat Piotrek?! - powtórzył. 
- Zostaw mnie, co ty sobie wyobrażasz? Kim ty jesteś?! 

Zaczęli się szarpać, dziewczyna walczyła z całych sił, lecz kompletnie nic to nie dało. Paweł bez wysiłku kontrolował Karolinę, właściwie to zabawiał się jej kosztem. W końcu nastolatka kopnęła go w krocze. Uścisk puścił, a dziewczyna uciekła, biegła na ślepo patrząc czy chłopak ją goni. Przez tą nierozwagę złamała rękę, ponieważ poślizgnęła się upadając na chodnik. Jednak zadziałała adrenalina eliminując ból, a koncentrując uwagę na Pawle, który wciąż był blisko. Szybko wstała i tym razem patrząc tylko przed siebie biegła naprzód. O złamanym przedramieniu chłopak dowiedział się później, ale nie od Karoliny. Ona nie rozmawia z nim od tamtego zdarzenia. Oprócz bolącego krocza pozostały również wyrzuty sumienia. Gdyby wówczas okazał cierpliwość lub rozegrał to inaczej. Na wspomnienie tamtej zimy odczuwa prawdziwy chłód, mimo iż aura była ciepła. Zimno w sercu, zimno na duszy, zimne ręce… 

ZIMNE RĘCE?! Paweł tak się zamyślił, że czuje jak zamarzają mu dłonie. Chwila, one naprawdę… 

- Co pan wyprawia?! - oburzył się chłopak. 
- Nic nie mów. 
- Ale… 

Nic już więcej nie powiedział, ponieważ serce stanęło, dusza uleciała. Alan trzymając młodzieńca za nadgarstki wniknął w głąb jego organizmu. Mówiąc wprost udało mu się przejąć ciało Pawła, dokonał transferu swojej osobowości. Alan odzyskał dawno utraconą młodość, siłę, energię - nowe życie. A Paweł? No cóż, jeśli do litrowej butelki pełnej wody doleje się kolejny litr… Dusza chłopaka zmarła, odeszła bezpowrotnie. Takie życie, a… Alan to nie jest prawdziwe imię, ponownie narodził się Krzysztof Major.
moonky
moonky
Opowiadanie · 11 stycznia 2014
anonim
  • Starlight
    Gdyby nie ten cmentarny nastrój na początku byłoby tak zwyczajnie... Zakończenie totalnie zakręcone. Zaskakuje i to jest fajne :) Zrównoważona proporcja między dialogiem a opisem. Dobrze się czytało.

    · Zgłoś · 10 lat
  • moonky
    Miło że Ci się spodobało, dzięki za ocenę i czekam na twoje kolejne opowiadania :)

    · Zgłoś · 10 lat