Szarlotka

Jan Pradera

Leżeliśmy opatuleni kołdrą, ja i moja nimfa nocy, po maratonie uciech za promocyjną cenę dla stałych klientów. Gładziłem ją po włosach jak zwykle po seksie, dawało mi to poczucie delikatności, której brak mi bardzo doskwierał, ot takie uszlachetnianie prostytutki dla własnego doszlachetnienia. Patrzyła na mnie słodkimi dziewczęcymi oczyma i chociaż była dopiero dziewiętnastolatką, znała się na swoim fachu. Przepełniała ją ciekawość świata, której mogła by jej pozazdrościć większość uczonych. Nie pytałem nigdy jak to się stało, dlaczego wybrała taki los i czy to ona go wybrała, bo pewnie usłyszałbym jedną z wielu niezapisanych rzewnych historii, które przemysłowo układa życie. Dużo rozmawialiśmy na  różne tematy, zwykle ogólne i raczej przyjemnie obojętne. Miała bardzo szczere spojrzenie na świat i odczuwała potrzebę głębszych emocji. Często zaskakiwała mnie swoimi pytaniami. Tak było także tamtej nocy.  
- Byłeś kiedyś zakochany ?
-Tak w Claudii Cardinale, ale nie odwzajemniła mojego uczucia.
- Jesteś wredny. Serio pytam.  
- Zakochałem się  od pierwszego wejrzenia w kobiecie o imieniu Visa i nadal jesteśmy w szczęśliwym związku.
-Pajacujesz. A widziałeś kiedyś miłość?
- Widuje ją prawie codziennie, a nawet uprawiam i to często z twoim udziałem.
- Tak, ale mi płacisz, a ja mówię o takiej prawdziwej.
- W sensie bezpłatnej. Uwierz mi jest przereklamowana, a poza tym nigdy nie jest tak naprawdę bezpłatna. Zawsze chcecie coś w zamian, perły, kwiaty, buty, czy nową kieckę
- Nie chodzi mi  o seks, tylko o taką prawdziwą miłość, duchową.
- Duchową- Roześmiałem się-Nie, chyba nigdy, chociaż...i wtedy przemknął mi przez głowę niewyraźny cień wspomnienia.
- Chociaż co?  Powiedz proszę.  

To było dawno temu.  Pamiętam jesienny wieczór i pranie kołyszące się na sznurach. Wiał chłodny   wiatr, więc musiał to już być późny wrzesień, może październik.Wyszedłem zaczerpnąć powietrza, w tamtym okresie dużo pracowałem, a taki spacer pozwalał się odprężyć. Z dzisiejszej perspektywy jest to tak obce jak film czy opowieść zasłyszana gdzieś dawno.
Szedłem już dość długo próbując okiełznać falangę myśli, gdy zauważyłem po drugiej stronie ulicy  starca. Leżał 10 metrów od sklepu monopolowego, otoczony fasadą wypitych win, wyraźnie już pijany bełkotał jakąś melodię. Przed sklepem stała sprzedawczyni o najszlachetniej jarmarcznej aparycji która zdartym altem starała się go przepędzić, ale on nie chciał, a poza tym niezbyt mógł opuścić swoją fortecę. 
Stałem tak chwilę wpatrzony, a raczej wsłuchany w starca próbując rozpoznać kwękany przez niego utwór, bo melodia była mi znana i jakby przez mgłę pachniała dzieciństwem. Wtedy zdarzyła się rzecz dziwna. Pod sklep podjechał luksusowy jaguar, z silnikiem większym od mojego mieszkania i wyszedł z niego anioł. Najpiękniejsza kobieta jaką kiedykolwiek widziałem, o rysach tak dostojnych, że spontanicznie chciało się mianować ją królową. Nie epatowała tandetnym seksapilem, lecz wyniosłym pięknem od którego bił blask okalający jej  sylwetkę.
Sterczałem jak wryty pogrążony w osobistej fatimie, a ona zbliżyła się do starca i złapała go za rękę, następnie wyszeptała mu coś do ucha i oboje popatrzyli na siebie. Po chwili powiedziała:
- Tatku, chodź już do domu.
- Poczekaj córciu, posiedzę tu jeszcze trochę, odpocznę.
- Odpoczniesz w domu. Chodź, mama upiekła szarlotkę. 
- Oj umiesz mnie przekonać. Wiesz, że nie mogę się oprzeć szarlotce Basi, a Michaś będzie?
- Już jadą,  Michał przywiózł ci cygara z Kuby, mówi, że będziesz zachwycony. 
- Chodźmy więc, w takiej sytuacji lepiej się nie spóźnić. 
Pomogła mu wstać, umieściła na przednim siedzeniu, po czym wręczyła jakiś banknot krzykliwej sklepowej i odjechali. 
Ja jeszcze tak stałem jakiś czas, mocno skonsternowany, a po otrząśnięciu się pobiegłem do sklepu wypytać sprzedawczynię  o szczegóły tego co przed chwilą widziałem. Musiałem wiedzieć co tam zaszło. W tamtym momencie myślałem tylko o tym, chyba nigdy wcześniej i później moje działania nie miały tak jasno sprecyzowanego celu. Wszedłem do sklepu, a pani sklepowa już kończyła przepisywać hasła pomocnicze z boku kartki do krzyżówki.
- Dzień dobry-  Powiedziałem. 
- Dzień dobry. Co podać ?
- Butelkę wody mineralnej. 
- 2,50 coś jeszcze ? 
- Tak, to znaczy nie, ale mam pytanie .
- A co to ja jestem, informacja turystyczna ?
- Nie, oczywiście, że nie, ale bardzo mi pani pomoże.
- Pyta pan.
- Zna pani tego pijaczynę który leżał tu przed chwilą ?
- Pewnie przychodzi tu kilka razy w tygodniu. Obszczymur jeden i wariat, wielki mecenas, co sika pod siebie.
- Mecenas? To znaczy, że jest prawnikiem ?
- Już nie. Teraz jego kancelarię prowadzi córka, Milewicz czy Milewski jakoś tak. Duża kancelaria w centrum warszawy
- Jego córka? Ta od jaguara ?
- Tak, za każdym razem gdy się schleje i śpiewa te swoje dyrdymały, to dzwonię do  niej, a ona przyjeżdża i go zabiera
- A nie wie pani czego on tak pije?
- A co to ja encyklopedia? A pan książkę pisze czy co?
- Nie proszę pani, po prostu jestem ciekawy i sprawia mi przyjemność wymieniać informacje, z osobą tak obeznaną jak pani.
Na twarzy ekspedientki pojawił się radosny uśmiech, jakby na potwierdzenie moich słów
- Ludzie mówią, że jego syn wraz z żoną i dziećmi zginął w katastrofie samolotu, a jego żona krótko po tym popełniła samobójstwo.
- To facet musiał się załamać.W takim razie wszystko jasne. Aha, a wie pani co to za piosenka? Ta którą śpiewa ?
-Z jakiegoś polskiego filmu muzycznego szpibrudka czy coś takiego.
Wtedy przypomniałem sobie. To było  "Kto tak ładnie kradnie" Gabrieli Kownackiej. Ulubiona piosenka mojej babci, cały czas ją nuciła, gdy plewiła ogródek.
- Poznali się na premierze tego filmu i podobno w dniu śmierci zostawiła mu na stole szarlotkę, a obok kopertę z płytą i list.
- A co w tym liście ?
- Wyjdzie pan przed sklep  i zobaczy na ścianę, gdzie leży zwykle ten brudas, on tam napisał, co w nim było.
- Dziękuję pani bardzo za pomoc. Do widzenia.
- Do widzenia panie ciekawski.
Na ścianie sklepu widniały dwa, napisane drżącą dłonią zdania.
 "Mój szlachetny złodzieju ukradłeś mi miłość.
 Pamiętaj tylko pocałunki, reszcie daj usnąć."
-Piękne. Tak, to musiała być prawdziwa miłość.- Powiedziała nimfa.
-Parę dni później dowiedziałem się, że znaleziono go martwego na ulicy. Zapił się na śmierć i pochowano go w krypcie razem z żoną. Poeci piszą, że miłość jest najmocniejszym uczuciem i do tego obosiecznym, a ja nigdy wcześniej, ani później nie widziałem człowieka tak cierpiącego. To mogła być miłość, ale nie powinnaś robić sobie nadziei, bo to było bardzo dawno temu w czasach gdy jeszcze myślałem, że coś ode mnie zależy.
- Nie mów tak. Na pewno miłość nadal istnieje, tylko ty stałeś się zgorzkniałym cynikiem.
- A jak ci przyznam rację, to ile zniżki dostanę ?

Jan Pradera
Jan Pradera
Opowiadanie · 12 stycznia 2014
anonim
  • calvados
    hm, i choć interpunkcji w właściwych miejscach brak, to historyjkę doczytałam sobie do końca... Ujmę to tak, żartobliwie, w wieku 34 lat jeszcze cynicznie patrzyłam na świat, miłość była górnolotnym określeniem, występującym we wszystkich gatunkach literackich tylko nie w życiu.... A jednak po 4 latach mój świat zawirował, i każdemu niewiernemu w tym temacie, życzę braku grawitacji. :) pozdrawiam (a i brakuje mi zmysłowego opisu Nimfy).

    · Zgłoś · 10 lat