Oliwia siedziała w pokoju słuchając różnych piosenek wyszukanych w sieci.Piosenek,które miały dać jej odpowiedzi na pytania,które nurtowały ją od parunastu dni.Siadywała też w autobusach,myśląc,gubiąc przy okazji swój przystanek,obserwując niewdzięcznych chłopców nieustępujących starszym paniom miejsc w tych środkach transportu, które najczęściej były głośną oazą dla jej myśli. Obrazy zza szyby zmieniały się stale prowokując natłok natrętnych spostrzeżeń i parę ton kolejnych pytań, tych na które nie może odpowiedzieć nikt inny oprócz nas samych. Rozdroża, labirynty,mgły ,ślepe uliczki,odmęty.Tylko to osiągała próbując podjąć decyzję dobrą dla siebie samej,i innych ludzi. Nie,nie była egoistką.A może to był właśnie problem, brak egoizmu powodował niemożność podjęcia decyzji bez ofiar.Rozwodząc się nad egoizmem, czy nie ujawnianie swoich prawdziwych myśli nie było egoizmem ,starającym się uniknąć egoizmu? Otóż właśnie,los jest tak przewrotny,że niekiedy pragnąc postąpić dobrze dostajemy nalepkę potwora.Mimo tego całego chaosu złości i pretensji w świecie, nikt nie powinien czuć się winny za wypalanie niektórych uczuć.Niekiedy,tak się po prostu dzieje.Walczymy o coś,pielęgnujemy to przez niezliczone dnie i noce, tracimy zapasy łez i resztki nerwów.Oliwia zawsze pytała "W imię czego?".Mijały kolejne dnie i noce,zmieniały się pory roku,obserwowała zakwitające kwiaty wiosennych poranków,paliła się w gorącu lipcowego słońca,potem przyglądała się liściom zostawiającym drzewa,niczym dusze zmarłych odchodzące do ,lepszego świata,następnie słyszała już tylko zgrzyt puszystego śniegu pod jesiennymi jeszcze butami, a nic czego pragnęła nie ziściło się.Nareszcie nadeszły nowe czasy,które przecież miały tak mocno wstrząsnąć jej flegmatycznym światem.Wtedy stało się najgorsze,kalejdoskop wartości pozmieniał swe kształty,bowiem dostała czego pragnęła, jednak skutkowało to szokiem samym w swojej szokującej istocie,szokiem.Osiągnęła cel,okupiony jedynie biernością.W tym momencie poczęła wsiadać do autobusów wspomnień,i dokonywać makabrycznych odkryć, w przemijających krajobrazach.Cel okazał się jedynie złudzeniem,sam w swej istocie stał się niczym,a przecież był tak ważny,tak niedościgniony,nieuchwytny,upragniony!Teraz przeżywa kryzys,bowiem myśli,że poświęciła swe najlepsze lata życia w pogoni za czymś,co dostała ale to okazało się nie być tym czego pragnęła.Osobista tragedia,młodej osoby i strach przed skrzywdzeniem kolejnej to malowało się na jej twarzy dziś gdy spotkałam ją w parku o świcie. Siedziała w osnutej mgłą oazie zieleni, w prawicy trzymając tom Tetmajera,w lewicy leśmianowski.
W tym opowiadaniu wygląda to tak, jakbyś nie mogła zdecydować gdzie postawić przecinek. I jest ich trochę za dużo. :)