Ściana ciszy

moonky

Prawie każdy młody chłopak oczekuje pierwszego zarostu niczym gwiazdki z nieba w wigilijny wieczór. Żyją z przekonaniem jakoby to stanowiło ważny element dojrzałości. Dzięki brodzie rośnie ego, młodzieniec zmienia się w faceta. Przecież to dowodzi odpowiedniemu poziomowi testosteronu, poza tym jedynie mężczyźni dysponują okazałą brodą. Ani kobiety, ani dzieci tego nie posiadają. Najmłodsi podczas kąpieli imitują zarost pianą na twarzy, natomiast w czasie zabawy na podwórku domalowują wąsy, brodę też. Chłopcy wychodzą z założenia, iż zarost równa się dużej sile fizycznej. Typowy drwal oprócz noszenia koszuli w kratę, dżinsów, ogromnego topora, czapki uszatki ma… brodę. Dzieciakowi to imponuje, a wchodząc w wiek nastoletni zdobywają informacje o wybitnych mężczyznach, których atrybutem jest… wiadomo! Filozofowie, pisarze, nawet sportowcy. W ten sposób utrwala się pewien obraz, wzorzec prawdziwego faceta. Chłopcy aspirują do takiej roli, podobnie jak dziewczynki patrzące z podziwem na wychudzone aktorki, supermodelki czy piosenkarki. Jednak obie strony często rozczarowują się…

 

Jarek od kilku lat jest dorosłym facetem, zarost zaczął ‘zdobić’ jego twarz jeszcze przed piętnastymi urodzinami. Spotkało go to pierwszego w klasie, z czego był dumny i długo nie robił niczego, po to aby broda urosła jak największa. Po pewnym czasie włosy na obliczu nastolatka robiły się męczące, wręcz irytujące. Jarek co chwila musiał drapać policzki, a to podbródek, bo go swędziało. Ludzie na ulicy brali chłopaka za bezdomnego lumpa, oferowali pomoc w wyjściu z nałogu, mimo że nie miał problemów z używkami. Ostatecznie zgolił brodę i zaczął robić to regularnie, bardzo dokładnie z pianką(ewentualnie z mydłem w płynie) oraz maszynką jednorazową. Dzisiaj mając już trzydzieści cztery lata też wypada się ogolić. Zatem sunie leniwie w kierunku łazienki gdzie są przybory potrzebne do tej czynności. Monotonne zajęcie, Jarek przestał lubić golenie, bo trzeba uważać aby się nie zaciąć, do tego należy dokładnie patrzeć na twarz i niczego nie ominąć. Ech…

 

- Po co ja to… - powiedział do lustra. - Na co mi to?! - wrzasnął. - Przecież mam robotę, w której to nie ma znaczenia - uśmiechnął się lekko i podrapał po szyi.

 

Trzech dobrych znajomych po czterdziestce postanowiło wykorzystać długi weekend na sportowo. Mieli blisko do gęstego lasu, więc chcieli wspólnie pobiegać na łonie natury, póki jeszcze wiek im na to pozwala. W Puszczy z pewnością nie zgubią się, ponieważ w młodości otaczała ona szkołę podstawową, do której chodzili. W związku z tym cały leśny kompleks również nie stanowił dla nich labiryntu. Często brali udział w wędrówkach, jeździli tu na rowerach, zbierali szyszki czy buczynę. Wszystko pośród bogatej roślinności, licznych drzew i krzewów. Jesienią ganiali się po dywanach z liści, zaś zimą zjeżdżali na sankach z pagórków, a w cieplejsze pory roku bawili się w wojnę. Wtedy w większym gronie dochodziło do fikcyjnych konfliktów państw Krasnali oraz Skrzatów. Organizowali sztaby wojskowe, ustalano zasady toczenia walk, itp. Piękne czasy beztroski, szalonych pomysłów i nauki życia.

 

Minęły lata, lecz przyjaźń Wojtka, Stasia i Darka trzymała się mocno. Każdy ułożył sobie własny świat tak zawodowo jak i prywatnie. Dzisiaj są to panowie w średnim wieku, o stabilnych posadach i dobrym zdrowiu. Spełniają się jako ojcowie oraz mężowie unikając konfliktów z otoczeniem. Na co dzień zajęci obowiązkami, ale ten długi weekend spadł im jak z nieba. Znów wracają wspomnienia szkolnych lat, można powygłupiać się bezkarnie z dala od wszystkiego. Chociaż te kilka dni…

 

- Gdzie Darek, czemu go nie ma? - niecierpliwi się Staś.
- Powinien za moment być, spokojnie! Chyba że dostał zawału, jego żona była u fryzjera, ha, ha!
- Tak… a może…
- Jestem patałachy! Długo czekacie? - przywitał kumpli Darek.
- Całe życie! - odpowiedział Wojtek.
- Dobra, jeszcze chwilunia. Poprawie buty i pędzimy…
- Co ci tak zeszło? - spytał Staś.
- A bo tego, no! Wiecie teściowa przyjedzie… Przed przyjściem tutaj się dowiedziałem. To nigdy nie jest dobra wiadomość. Czegoś będzie chciała, pewnie forsy! - spojrzał na obu przyjaciół.
- Uuuuu! - zgodnie podsumowali pozostali podnosząc głowy do góry.
- Także dziś zostawię was, patałachy - daleko w tyle! Napędza mnie gniew na starą, nie ma lepszego paliwa, co nie?
- To się okaże, pajacu - ułożył pistolet z palców Wojtek i wycelował w Darka.
- Ciągle tylko gadania i gadanie. Po cholerę tyle paplać?! Wziąć się do roboty! Start! - krzyknął Staś.

 

Wszyscy jak na huk wystrzału zerwali się do biegu. Mało nie doszło do zderzenia z drzewem, ale faceci ominęli przeszkodę. Gonili do przodu! Początek był iście sprinterski, co odbiło się na kolejnych metrach, albowiem po około stu metrach tempo siadło. Na prowadzenie wyszedł Darek zostawiając kumpli w tyle, nabrał takiej pewności że drwił z towarzyszy biegnąc tyłem.

 

- Co tam emeryci?! Stan przedzawałowy?!
- Ożeż ty! - oburzył się Staś.

 

Najgorsze było wjechać mu na ambicję, a jeśli dodatkowo zarzucić Staśkowi starość to jakby obudzić niedźwiedzia z zimowego snu. Zatem podrażniony ruszył wściekle zatankowany do pełna chęcią zaprzeczenia słowom Darka. Widząc co się święci również Wojtek podkręcił obroty i obaj pędzili niczym szaleni. Sprawca tego zamieszania odwrócił się by ni stracić prowadzenia. Na nic to, tandem Staś - Wojtek dogonił Darka i chcąc dać mu nauczkę…

 

- O! Spisek wietrzę panowie! Zdrada! - ironizował.
- Ha! Wydało się… Wojtek! Plan B. - mrugnął do kumpla.
- Że jak?! - zdziwił się Darek.
- Kąpiel w liściach! - krzyknął Wojtek.
- Nie!

 

Złapali Darka za ręce, a następnie zaciągnęli go do dywanu z liści. Wytarzali mężczyznę we florze(w psich odchodach też) dołączając do niego i sami również wskoczyli w liście. Rzucali się nimi, nacierali prawie jak śniegiem, turlali po ziemi to jednego to drugiego, znów poczuli czasy podstawówki. Śmiech, niczym nieskrępowane wygłupy, zero kontroli, pełna swoboda. Jednak zmęczeni padli na plecy i łapali oddech wciąż rozbawieni własną głupotą.

 

- Ha! Ha! Ale jazda… Nieźleście to zaplanowały… siostry! - podsumował Darek.
- Lata służby w konspiracji, o patrzcie! Nasza stara buda! - zauważył Wojtek.
- Mam nowy pomysł! Idziemy matoły, wstawać!  

 

XXX

 

Istnieje grupa ludzi mająca problem z odpowiednim kompletowaniem narzędzi do pracy. Może nie z samym zdobywaniem kluczy, młotków czy śrubokrętów, lecz uporządkowanie i odnalezienie się w tym świecie to już prawdziwe wyzwanie. Odwieczne pytanie: ‘Gdzie ja dałem ten młotek?’ Oczywiście narzędzie dowolne na końcu tejże zagadki, ale kłopot ten sam. Na szczęście Jarek nie znał tych rozterek, u niego każdy element zawsze jest precyzyjnie odkładany w jedno miejsce. Niezależnie od wielkości czy częstotliwości użytkowania, mężczyzna jest pod tym względem konsekwentny. Jeśli ktokolwiek zburzy porządek w jego rzeczach… biada nieszczęśnikowi.

 

Kobiety z którymi się spotykał miały zwyczaj przekładania różnych przedmiotów, w tym owych przyrządów do majsterkowania. Przykład! Amelia była sama w domu, akurat potrzebowała śrubokrętu toteż pożyczyła go z torby na narzędzia Jarka. Zrobiła to co zaplanowała, czyli dokręciła śrubkę. Nie wiadomo czy przez roztargnienie czy przez dzwoniący telefon, w każdym razie krzyżak spadł ze stołu i potoczył się pod kaloryfer. Kilka godzin później mężczyzna wrócił z pracy, nie opuszczał go dobry humor, czule przywitał Amelię. Wieczorem Jarek miał do wykonania małą robotę, chciał skręcić szafkę. Rozłożył wszystkie elementy, a następnie poszedł po torbę z narzędziami. Kiedy ją przyniósł i otworzył w oczy od razu rzucił mu się brak jednego ze śrubokrętów. Zdumiony zapytał kobietę czy ruszała coś z JEGO torby.

 

- Wiesz, a tak! Trzeba było dokręcić…
- Odłożyłaś na miejsce? - przerwał jej.
- Jasne, nie możesz znaleźć?
- Nie, wszystko jest na swoim miejscu. Brak jedynie śrubokrętu krzyżakowego, nie leży też na innych narzędziach. Ani w bocznych kieszeniach. - Jarek spokojnie tłumaczył.
- Musiałeś przeoczyć, ja na pewno wkładałam go do torby!
- Kłamiesz, proszę powiedz mi prawdę! - spojrzał na nią groźnie.
- Daj spokój, no… to tylko jeden mały…

 

Mężczyzna słysząc pokrętne tłumaczenia Amelii wiedział, że ona nie mówi prawdy. Dlatego urządził kobiecie taką awanturę jakiej jeszcze nie przeżyła. Przeraźliwie donośny krzyk paraliżował jej ciało, poczuła się jak na mroźnej Syberii podczas potężnej śnieżycy. Na każde słowo Amelii Jarek odpowiadał dziesięcioma, co chwilę waląc pięścią w stół. Kobieta niczym osaczona przez lwa antylopa momentalnie zbladła, ręce spocone drgały ze stresu, gęsia skórka… Uciekła bez chwili zastanowienia, natychmiast wyniosła się tak jak siedziała(no dobra - buty ubrała). Amelia była w szoku, po raz pierwszy dostrzegła szał w czystej postaci. Bolesne doświadczenie.

 

Z powodu takiej cechy charakteru Jarek pozostawał starym kawalerem. Kiedyś mu to ciążyło, lecz ostatecznie przywyknął do samotności. Czuje się dzięki temu panem sytuacji, nie jest zależny od nikogo, stało się to więc wygodne dla mężczyzny w jego wieku. Oczywiście nie zawsze wykazywał taką postawę, szczerze wierzył w miłość oraz w to, iż uczucie wymaga poświęceń, trzeba iść na ustępstwa, szukać kompromisu. Jednak wiele razy zawiódł się na kobietach, uznał zatem że nie warto liczyć na piękne uczucie jak z filmu. Mrzonka…

 

Wracając do teraźniejszości, Jarek zgodnie ze zwyczajem wziął tylko to co niezbędne do roboty. Żadnych niepotrzebnych dodatków, absolutnie nie! Tym bardziej iż liczy się czas, a cała torba waży sporo, krępuje ruchy, więc mężczyzna wyselekcjonował podstawowy niezbędnik. Okej, sprzęt jest. A co z umiejętnościami? To najmniejszy… w zasadzie żadem problem. Podobne zlecenia wykonywał parokrotnie - zawsze bez zarzutu.

 

- Patrzcie! Ale syf się tu zrobił, cholera jasna… - ocenił Darek na widok obdrapanego budynku.
- No nie, no nie! Długo nas tutaj nie było… Przecież ten plac zawsze tętnił życiem - przypomniał Wojtek.
- Czy nie słyszeliście o likwidacji naszej budy? Dużo się o tym mówiło! Rodzice wraz z nauczycielami pisali petycje, listy i w ogóle walczyli o całą placówkę. Wszystko na nie, decyzja zapadła szybko, żadnych sentymentów. Ludzie wywaleni z pracy, a dzieciaki do innych szkół… Ech… - Staś tylko westchnął siadając na ławeczce.
- Jasne że słyszałem, ale… Z zewnątrz wygląda to niepokojąco, ciekawe jak jest w środku? Pewnie nikt nie dba o cały obiekt, co? - Darek przysiadł obok Staśka.

 

Wojtek zostawił kolegów, aby przyjrzeć się szkole z bliska. Zajrzał przez szybę, ale światło słoneczne skutecznie uniemożliwiało mu obserwacje. Dlatego utworzył z dłoni ‘daszek’ nad oczami, zbliżył się do okna i skupił wzrok. Dzięki temu ujrzał wnętrze klasy - pusta sala bez mebli, tynk ze ścian odchodzi, mnóstwo śmieci zalegających na podłodze. Wojtek przypomniał sobie jak w owej klasie ściągał podczas sprawdzianu z matematyki. ‘Pomoc naukową’ trzymał w rękawie, do którego ukradkiem zaglądał. Towarzyszył temu stres, ponieważ mały Wojtek był pod nieustanną obserwacją pani Podgórskiej. Zza grubych szkieł okularów wzrok skupiła jednak na wielu uczniach, lecz chłopiec czuł oczy belferki wyłącznie na sobie. Mimo wszystko pozostał dyskretny i realizował plan powoli, a co najważniejsze skutecznie. Wracając do wspomnień doszedł do wniosku, że był dobrym aktorem. Niestety nikt nie odkrył talentu chłopca. Wrodzone umiejętności pozwoliły mu przechytrzyć nauczycielkę, uśmiechnął się w duchu.

 

- Ej! Wojtyś! Coś tam znalazł?! Dildo starej Podgórskiej?! - śmiał się Darek.
- Tylko jej pończochy! - odpowiedział.
- Dawaj, musimy wejść do środka. Na pewno coś interesującego się trafi - zachęcał Staś.
- Tak, duch Kończaka! Pamiętasz jak darł ryja, rany… Taki kurdupel! - Darek ręką pokazał wzrost dawnego dyrektora szkoły. - A osobowość niczym mistrz wagi ciężkiej! - aż dreszcz nim trząsł.
- Kawał mendy, stary komuch i faszysta - podsumował Staszek.

 

Zebrali się we trzech przed wejściem do budy i razem zmierzali po schodach do drzwi. Darek zapukał nieśmiało, a potem kopnął z buta… Skutkiem czego szkoła otworzyła bramy. Staś i ‘odźwierny’ wbiegli do budynku krzycząc jak wariaci: ‘Kończak kutwo! Albo ‘Wyłaź ty palancie!’ Krótko po tym usłyszeli sygnał dzwoniącego telefonu, obaj w tym samym momencie zatrzymali się zastygając w miejscu.

 

- Ha! Ha! Miny macie bezcenne! O rany, ha, ha! Spokojnie, dyro do mnie dzwoni… Wszystko wyśpiewam, ha, ha! - Wojtek miał uwab po pachy z zdezorientowanych kumpli.
- Ty weź nie strasz, no ja…
- Daro! Wywołajmy tę od polskiego! - zaproponował Staś.
- Tą z tymi - wystawił dłonie formując obfite piersi. - Wolińska! O tak pani Kasia, gdzie jest jej sala? Na górze, nie?
- Tak, dawaj lecimy! Pani Wolińska, hejho… Pani Kasiu! - wołał Staszek.
- Biegniemy Wojtek, raz, dwa! No!
- Idioci, ja… Muszę odebrać, zaraz do was dołączę - powiedział Wojtek.
- Okej, Stachu! Czekaj na mnie, pani Kasiu!

 

Stojący sam w hallu dawnej szkoły podstawowej Wojtek odebrał komórkę. Usłyszał żonę która mówiła wolno, była pod czyjąś presją, po cichu łkała. Mężczyzna nie rozumiał o co chodzi, wyczuł strach  jej głosie. Jednak zanim cokolwiek zdążył powiedzieć otrzymał cios. JEB! Uderzenie w tył głowy wielkim młotem, padł na posadzkę rozcinając łuk brwiowy. Odwrócił się chcąc zobaczyć kto go zaatakował. Niestety dla Wojtka cieknąca krew zaślepiła wzrok, więc dostrzegał niewiele, właściwie tylko kontur postaci. Ogromny facet o szerokich barkach, potężnych dłoniach w których dzierżył młot. Z góry słyszał wrzaski przyjaciół, zagłuszali wszelkie dźwięki przez co wydarzenia z dołu pozostały ciszą. Wojtek mimo to zbierał się do wezwania pomocy, lecz napastnik przewidział to. W mgnieniu oka trafił po raz drugi zamroczonego mężczyznę, teraz w czoło… Potem zmasakrował twarz Wojtka, oprawca bił wielokrotnie, bez opamiętania. Tłukł go w szale aż krew zalała posadzkę, a sam Wojtek przestał się ruszać. Dla pewności napastnik sprawdził puls. Zero… Zero życia.

 

XXX

 

Przerażona do szpiku kości Kamila patrzyła na Jarka, który stał nad nią chcąc dopilnować szczegółów swojego planu. To co jej opowiedział wydało się kobiecie niedorzeczne i kłamliwe. Nawet kiedy mężczyzna pokazał dowody ona wciąż nie przyjmowała tego do wiadomości. Zatem Jarek zadziałał stanowczo, krzykiem zmusił Kamilę do wykonania telefonu do męża. Dodatkowo skręcił kobiecie nadgarstek czym sprawił jej ogromny ból, ale odniosło zamierzony skutek. Cała we łzach po raz ostatni rozmawiała z Wojtkiem.

Tymczasem w starej szkole podstawowej Staś i Darek krążyli po budynku. Ich uwagi nie zwrócił huk młota ani trzask pękającej czaszki. Niczym małolaty bez nadzoru nauczycieli hasali po korytarzach, rozbijali drzwi do klas, tłukli to co jeszcze pozostało do zniszczenia.

 

- Ty! Gdzie ta fajna dupcia od polskiego? Dyra wywołaliśmy, a ona… - Darek się niecierpliwił.
- Nie lubi nas! Pewnie ktoś ją teraz obraca, kto wie? Być może żyje! W domu starców - ściszył głos. - Ale żyje!
- Rzeczywiście, przecież za naszych czasów nie była taka stara, nie?
- Tak. O! Pamiętasz co tu się działo, mmm…
- Tego się nie zapomina, ale przysięgaliśmy że nie wracamy do tematu… - przypomniał Staszek wchodząc do sali nr 129. - Afery dużej nie było…
- Szczerze ci powiem, żałuję tego. Trochę…
- Ech, no tak… Teraz przyznaję - źle zrobiliśmy. Ile ten Wojtek tam gada przez telefon?! Weź zobacz! - starł się zmienić temat Staś.
- Kończak go porwał! Przez komórę go wciągnął, muaaahahahaha! Okej, zaraz go przyprowadzę…

 

Zgodnie z ostatnim zdaniem Darek wyszedł z klasy zostawiając kumpla pośród syfu jaki panował w dawnej sali do języka polskiego. Mężczyzna podszedł do okna i otworzył je, aby wpuścić do środka nieco powietrza. Staszek chciał także zapalić papierosa, więc wyjął paczkę z kieszeni wraz z zapalniczką. Zanim odpalił szluga wziął głęboki wdech, potem przypalił siedmiocentymetrową tubkę papieru wypełnioną tytoniem i zamknął oczy. Miał taki zwyczaj, pierwszego macha brał zawsze ‘po ciemku’. Kiedy znajomi pytali Staśka dlaczego to robi odpowiadał: ‘Przyzwyczajam się do śmierci’. Lubił czarny humor.

 

- Ejże, młody! Gdzieś się schował, mamy zagadnienie do rozpracowania! Potrzebna jest opinia faceta o imieniu na literę W! No chyba że jest tutaj towarzysz Gomułka! Co?! - schodząc po schodach Darek wołał przyjaciela. - Wojtek! Wolińska ma jeszcze większe cyce niż kiedyś! Mówiła że chce…

 

JEB! Młot uderzył Darka w kolano, a chwilę później w plecy. Zaskoczony upadł niczym rażony piorunem, a napastnik stanął za nim. Obolały mężczyzna leżał na twarzy nie bardzo wiedząc co go spotkało. Nikt mu już tego nie wyjaśni, ponieważ silne ciosy młota kierowane wprost na kręgosłup wykończyły Darka. Atakujący bił mocno i zdecydowanie, bez najmniejszego zawahania. Aby mieć pewność iż ofiara się nie podniesie uderzał również w głowę. Czaszka pękła, podobnie jak twarz oraz szczęka. Krew rozprysła się na ścianę, zalała schody oraz podłogę. Natomiast zęby wyleciały aż do drzwi jednej z sal lekcyjnych, część z nich wbiła się do mózgu. Napastnik nawet nie odczuwał zmęczenia, wyrzutów sumienia także. Tak samo jak Wojtkowi tak i Darkowi sprawdził puls. Zero… Zero życia.

 

Przebywający na piętrze budynku Staszek wszystko słyszał, co więcej kiedy mordowano Wojtka też o tym wiedział. Mimo tego ignorował cierpiących przyjaciół. Jest takie powiedzenie mówiące o tym, że aby złe rzeczy się działy wystarczy kiedy ci dobrzy pozostają bierni. Jednak Staśkowi daleko do wzoru godnego naśladowania. Przed laty razem z dwoma kumplami zrobił coś, co zniszczyło jedno życie…

 

- Arczi! Robota wykonana jak widzę.
- Tak jest, trzeci na górze. Wykończyć go?
- Nie, muszę z nim porozmawiać. Zaczekaj tutaj, dobrze?
- Ok., drzwi zamknę.
- Świetna myśl, niedługo wrócę.

 

Powoli wskoczył na schody i po chwili znalazł się na górze. Dostrzegł uchylone wejście do jednej z klas, ponadto widział dym tytoniowy. Ruszył w tamtym kierunku, ale już żwawszym krokiem. Nie rozglądał się dookoła, skupił wzrok na otwartych drzwiach jednej z sal. Doskonale wie kogo tam zastanie i co trzeba zrobić. Przekraczając próg zauważył Staśka patrzącego przez okno.

 

- Stachu! - krzyknął na powitanie.
- Jarek?! - odwrócił się do niego. - Długo ci zeszło. Musiałem nagimnastykować się aby ich tutaj ściągnąć. Zdążyłeś ze wszystkim?
- Tak, plan wyszedł perfekcyjnie. Gratuluję ci! Skazałeś przyjaciół na śmierć, a sam uszedłeś z życiem - szydził Jarek.
- Tylko głupek nie zdecydowałby się na taki układ z tobą. A tak z ciekawości! Proponowałeś Wojtkowi albo Darkowi…
- Nie. Nie musiałem, bo ty zgodziłeś się od razu. Zatem po co miałbym iść do nich, bez sensu czyż nie?
- Czyli… rozumiem że jesteśmy kwita? Rachunki wyrównane, tak?!
- …
- Jarek!
- Co? Wybacz zamyślony jestem, zastanawia mnie kwestia trupów… co z nimi zrobić?
- To już nie mój problem! Pytam czy między nami wszystko okej?! Jesteśmy kwita?! - próbował zwrócić na siebie uwagę.
- Tak, jasne że tak. Możesz już iść.
- I nie muszę się obawiać o rodzinę ani o siebie?! - dopytywał Staś.
- Cy ja nie wylaźnie mówie? Ode mnie nic ci nie grozi.
- Dobra Jarek, to lecę. Trzymaj się! - wyciągnął do niego dłoń.
- Ty także Stachu! Mnie nie zobaczysz, wyjeżdżam.

 

Panowie uścisnęli sobie ręce w geście dotrzymania słowa co do wcześniejszych ustaleń. Jarek poszedł zamknąć okno, tymczasem Staś zszedł na dół i kierował się już do wyjścia ze starej szkoły. BUM! BUM! Dwa strzały w tył głowy, zgon na miejscu. Arczi trafił jak na strzelnicy - dokładnie w cel. Natomiast Jarek zatrzymał się w klasie do języka polskiego, stał pośrodku obserwując cztery ściany. Świadkowie strasznych wydarzeń sprzed lat, tyle widziały i słyszały. Mimo to wciąż nieme, a cała wiedza w nich. Jednak nikomu tego nie mówią, stąd ta cisza.

moonky
moonky
Opowiadanie · 4 lutego 2014
anonim
  • kresowiak
    Wciągnąłeś od początku, wyciągasz trafne wnioski, czyta się ohoho fajnie. Ale:

    "Spotkało go to pierwszego w klasie, z czego był dumny i długo nie robił niczego, po to aby broda urosła jak największa."

    Długo nie robił czego? Nie golił się żeby broda wyrosła, czy nie robił niczego specjalnego a zarost po prostu się zagęszczał? Msz zdanie do poprawki.

    "Jarek co chwila musiał drapać policzki, a to podbródek, bo go swędziało."

    Na moje oko zbyt szybko powtórzyłeś Jarka, no i - jesli wymieniasz/wyliczasz w takim szyku jak powyżej to lepiej wypadłoby wyliczenie potrójne, tak już się utarło i tak brzmi najlepiej i sprawnie:
    "...co chwila musiał drapać policzki,(cośtam), a to podbródek..."
    szczególnie, że jeśli używasz wyrażenia "a to" to wypadałoby żeby wcześniej zastosować coś wcześniej, typu:
    "...co chwila musiał drapać a to, a tamto"

    "Ludzie na ulicy brali chłopaka"
    Tu też coś nie tak - brali go na ulicy? Może lepiej: "Na ulicy ludzie brali chłopaka..." albo "Kiedy szedł ulicą ludzie brali go za..."

    "...bardzo dokładnie z pianką(ewentualnie..."
    po piance spacja

    "W Puszczy z pewnością nie zgubią się..."
    Inwersja moim zdaniem nie potrzebna - 'z pewnością się nie zgubią".

    "W Puszczy z pewnością nie zgubią się, ponieważ w młodości otaczała ona..."
    W sensie ona? Ta puszcza w młodości? W sensie jak była młoda? Jeśli chodzi o młodość bohaterów należałoby to poprawić bo wyszło niezręcznie.

    "...zaś zimą zjeżdżali..."
    "zimą zjeżdżali zaś" - zaś po czasowniku

    "...ustalano zasady toczenia walk, itp." - to itp. to tak z braku laku, nie leń się, wymyśl co jeszcze albo zakończ zdanie z gracją

    "Minęły lata, lecz przyjaźń Wojtka, Stasia i Darka..." Darka? A co się stało z Jarkiem?

    Zmieniasz czasy za jednym zamachem, najpierw przeszły, potem teraźniejszy, bo koledzy sobie wyjechali a tu nagle Staś się niecierpliwi.

    Powyżej masz przykłady błędów, zdobytą wiedzę staraj się wykorzystać do korekcji tekstu.

    Pozdrawiam!

    · Zgłoś · 10 lat
  • anonim
    Anonimowy Użytkownik
    Zdania mocno szkolne. Prócz tego, o czym pisze kresowiak, masz czasem problem z użyciem właściwego przypadku, vide "Przecież to dowodzi odpowiedniemu poziomowi testosteronu, "

    · Zgłoś · 10 lat
  • calvados
    Wreszcie kawał rzeczowych uwag, to się człowiek naczekał... ale doprawdy doceniam poziom pracy p. kresowiak, wstyd nie skorzystać p. Moonky, już ktoś się nad pana tekstem pochylał i nic, może teraz, bo dużo dobrego może z tego wyniknąć.

    · Zgłoś · 10 lat
  • moonky
    kresowiak - dzięki za uwagi, w wolnej chwili postaram się poprawić, co do inwersji to po prostu lubię ją i dlatego często stosuję :) a Jarek nie był ani kumplem ani przyjacielem całej trójki... calvados - tych uwag jest zdecydowanie mniej niż przy pierwszym moim tekście, więc chyba jednak wyciągam wnioski, pozdrawiam osoby które przeczytały to opowiadanie :)

    · Zgłoś · 10 lat
  • calvados
    uwag nie liczyłam, powodzenia zatem :)

    · Zgłoś · 10 lat
  • anonim
    Anonimowy Użytkownik
    "Dzieciakowi to imponuje, a wchodząc w wiek nastoletni zdobywają informacje o wybitnych mężczyznach, których atrybutem jest… " - najpierw liczba pojedyncza - potem mnoga.
    Zrezygnowałabym z takich szczególowych opisów, jak np. czym się golił - to niczego nie wnosi, a w przypadku takiej krokiej formy zaburza rytm - co innego, gdyby to było kluczowe dla opowieści.
    I po raz kolejny apel - nie mieszać czasów.
    Poza tym brakuje wyjaśnienia za co Jareczek zaciukał trzech chłopów, wygląda to tak jakby autorowi brakło inwencji - a to powinno się znaleźć w tekście.

    · Zgłoś · 10 lat
  • moonky
    Kulka Kurdayati - brak motywu od poczatku do konca mial byc zagadką, taki był mój zamysł, nie wynika to z braku inwencji - tak miało być, a mieszac czasy lubie i już :)

    · Zgłoś · 10 lat
  • anonim
    Anonimowy Użytkownik
    No, dobraaaa... :)

    · Zgłoś · 10 lat