Przygoda z poezją na portalu literackim "poema" I cz.
Jestem cytra, za kotarą na tej scenie, wystawię moja ostatnią sztukę. Cały teatr do dyspozycji. Będzie to przedstawienie z udziałem wielu znanych wam aktorów, autorów – amatorów, w krótkich epizodach. Będzie to sztuka wielowątkowa, kolaż, trochę kronika. Tytułu jeszcze nie ma ale w miarę pisania coś wymyślę. Będzie trochę recytacji, coś z moich wspomnień, obserwacji. Muszę kończyć, bo za kotarą już tupią debiutanci. Trochę to jeszcze potrwa, dopiero zaczynamy pierwsze próby. Jak to będzie wyglądało? Wystawiam przedwstęp:
Teatr portali literackich
przymknij na moment oczy
słuchaj słów
bo one tu są główną atrakcją
autorzy za kulisami mają już dreszcze
scena jest mała
a między wierszami jeszcze
szurają wspomnienia w kapciach
teraz przyszła kolej na kłębek nieszczęść
zablokowane uczucia rozkładają swobodnie
swoje wnętrza owrzodzone żołądki jelita
i poranione serca
a za kurtyną niecierpliwi się
kilka zdań blondyny to dla nich
składa usta jak do nałożenia szminki
tłum fanów szykuje już kwiaty
czasem jakiś autor traci część
swojej wypowiedzi gdy słowa
pływają w niej jak odpadki
topiono je kiedyś krytyką postrzeganą
jak męska brutalność
lecz krytykę zabito
krytyką krytyki
opada kurtyna
oklaski
tak w przyjaznej aprobacie
codziennie podziwiamy wzajemnie
swoje niezręczności
Prolog
Kiedyś wszystkie drogi się kończą. Ostatni przystanek, emerytura. Czas wysiadać. Za horyzontem widać koniec, chociaż tam
może być też nowy początek o którym nie wiemy. Tylko którędy iść dalej, kiedy coraz częściej, jest już wszystko jedno, byle z twarzą.
Można dziwnym przypadkiem trafić na portal literacki. Kiedy porządkowałam przeszłość /albumy, dokumenty/, przypadkiem natrafiłam na stary zeszyt, chyba
najstarszy, który jakimś cudem przeżył przeprowadzki i gruntowne sprzątania, podniszczony zwykły gruby zeszyt z zapiskami.
Czytałam z ciekawością. Były w nim różne drogi, które przebiegłam, i te o których kiedyś marzyłam ale z rozpędu minęłam.
Odkopałam w nim swoje stare wiersze. Już nie pamiętałam że kiedyś układałam słowa w wersy. Pierwszy wiersz napisałam mając chyba z 20 lat….
Ech dziewczyno
ech dziewczyno
ech ty romantyczna istoto
ciebie nic nie przekona
nikt nie ściągnie z obłoków
każde słowo każdy gest
inaczej rozumiesz niż trzeba
ech dziewczyno
szkoda słów dla ciebie
ty się musisz przekonać
zrobić sto błędów i jeszcze potknięć
drugie tyle bo nie wiesz o tym
że teraz są najpiękniejsze
w twoim życiu chwile
jeszcze z głową w chmurach
taka nieuważna chociaż
niby dorosła i bardzo odważna
śmiej się i baw się
twój wdzięk wabi jak motyle
podpatruj życie z bliska
na latanie czasu tyle
dziewczyno
nie goń za szybko swój los
Tyle lat… I przypomniały mi się słowa Norwida :
„Z rzeczy świata tego zostaną tylko dwie,
Dwie tylko: poezja i dobroć… i więcej nic…
Umiejętność nawet bez dwóch onych zblednieje w papier”
Jak się znalazłam na portalu literackim?.
Miałam dużo wolnego czasu. Krzyżówki już mi się znudziły, potrzebowałam nowego zajęcia na wieczory, bo dzień spędzałam jeszcze na działce. Teraz trochę przynudzę, bo kim ja jestem, kobietą która spełniła swoje obowiązki.
Z pamiętnika
…ssałam mleko spracowanej na tułaczce matki
i chłonęłam strach ojca z oksywskiego piekła
rosłam wśród kwiatów kwitnących jeszcze krwią
moim szczęściem była pajda chleba ze smalcem
i ciepło w zagęszczonym łóżku – rósł już wyż…
historia była ciągłym wiatrem
szeptano ją jak modlitwę
dopiero w szkole wciśnięta w czerwony mundurek
obca – parzyła kłamstwem
w uszach szumiało radio bum bum
kiedy zagrała miłość śpiewał Niemen Bitelsi
zaszalało wnętrze i przestała uwierać kula
która dosięgła młodziutkiego brata matki
mniej krwawił Katyń
i znowu wiatr
tym razem przywiódł zapach wolności
urodziła się nagle z porywu odwagi
pierwsza moja duma i wysoka poprzeczka
do nowej cywilizacji
miałam słabą odporność
zakrztusiłam się powietrzem
które powiało z nowej perspektywy
i dotąd kaszlę
Urodziłam dwójkę dzieci, wychowałam trójkę. Pracowałam trzydzieści lat. Po przejściu na emeryturę, chwytałam się jeszcze różnych prac fizycznych przez cztery lata aż organizm powiedział stop. Nagle
zdałam sobie sprawę że to już boczny tor z ograniczoną szybkością ruchu. Przysiadłam.
Pułapka
to nie boli
gdy czas orze twarz
to nie boli
gdy sukienki dziwnie się kurczą
ani to
że obcasy się całkiem zdeptały
boli tylko młoda dusza
która uwięzła w pułapce
boli wzrok politowania
gdy się wychyla poza
już nie wypada
Polubiłam komputer.
Najczęściej wchodziłam do kurnika w gry. W mojej rodzinie lubiliśmy się bawić, przy każdym spotkaniu jakieś gry, karty, szachy, zawody wędkarskie, rzuty lotkami, lubiliśmy takie rodzinne potyczki Dzieci też się w to wciągnęły. Było gwarno i wesoło.
W kurniku najbardziej lubiłam grać w szachy. Nie byłam za dobra w tej grze ale i nie najgorsza zależało od dnia.
Tam, pierwszy raz zalogowałam się jako cytra.
Tak miała na imię nasza kochana psina, którą przytargała do domu córka, mieliśmy już kota Filipa. Gdy mąż dowiedział się, że to będzie duży pies, myślałam że dostanie apopleksji, /kot też/, Cytra była mieszańcem długowłosego wilka i kaukaza. Szybko rosła. Była przesympatyczna.
Na spacerach, każdy chciał ją głaskać a ona szczęśliwa gapiła się ludziom w oczy.
Marta, tak ma na imię córka, bardzo dużo się nią zajmowała. Szkoliła ją, a ta słuchała i reagowała na każdy jej gest. Nauczyła się nosić w pysku siatkę. Nie znosiła odmowy, szczególnie gdy wyczuła, że idzie na działkę, sięgała po reklamówkę z napojem. Wszyscy ją pokochaliśmy. Mąż też zabierał ją na spacery i był dumny, gdy koledzy podziwiali tak dobrze ułożonego i pięknego psa. Cytra skończyła dwa lata.
I wtedy nadeszły złe czasy.
Zachorowała na padaczkę. Marta jeździła z nią do klinik weterynaryjnych, wydała wszystkie oszczędności, ale ci nie poradzili sobie z tą chorobą. Było coraz gorzej. Atak za atakiem. Męczyła się, nie mogła ani na chwilę zasnąć, nawet po garści luminalu. W którymś ataku oślepła. Marta rozpaczała, a ja z bólem serca musiałam ją przekonać by przerwała psu tą męczarnię. Wiem ile ją to kosztowało ale w końcu dała się przekonać. Płakaliśmy wszyscy, została pochowana na działce, tam gdzie była szczęśliwa.
Potem Filip. Nie chorował, a kiedy źle się poczuł schował się, gdy go znaleźliśmy, było już za późno by go uratować. Pochowaliśmy go w pobliżu Cytry. To była czarna seria złych wydarzeń.
Coraz częściej siadałam przy komputerze.
Dziwne było to, że gdy logowałam się jako cytra, odzywali się do mnie gracze. Przy innym logo milczeli. Zaczęłam z nimi rozmawiać, tak poznałam Natuskę, Nataszę, Rosjankę mieszkającą w Norwegii. Kibicowała mi w grach przez dwa lata. Mąż kupił mi słowniki i rozmawiałyśmy, ja łamaną angielszczyną, trochę po rosyjsku, ona trochę po polsku. Rozumiałyśmy się i było zabawnie. Ustawiała mi gry z mistrzami najczęściej w nocy. Uczyłam się grać i przegrywać.
Niespodzianie Marta, dostała propozycję wyjazdu za granicę, stwierdziła, że chce spróbować, tu miała nisko płatną pracę a tam dobrą propozycję. Nie cieszyłam się, bałam się o nią, ale nie zatrzymywałam.
W 2005 roku wyjechała do Irlandii.
Po krótkim czasie dowiedzieliśmy się, że zabierają nam działkę. Miasto nie wyraziło zgody na dalszą dzierżawę. Czarna seria nie miała końca.
Miałam tam swój raj. Działka była na skraju parku i wszyscy znajomi kończyli spacery u nas, gdzie często dymił grill i zawsze było gwarno.
Ogród ciągle się zmieniał. Miałam dużo pomysłów, nasadziłam mnóstwo wiosennych roślin.
Zima strasznie mi się dłużyła, wszyscy śmiali się ze mnie, pytali czy już grabiłam śnieg, bo widzieli przebiśniegi.
Kiedy zaczynały kwitnąć pierwsze kwiaty na skarpie, nauczycielki z pobliskiej szkoły przychodziły z dziećmi na ogród, na lekcję przyrody. Z żalem go likwidowaliśmy.
Nie napisany wiersz
chciałaś napisać wiersz
mówiłaś jutro najdalej we wtorek
albo w marcu kiedy kwiaty zakwitną
bo teraz miłość cudowna jedyna
popatrz
pierwiosnki już wychyliły głowy
a ty nie piszesz
krokusy wyszły z rozgrzanej ziemi
wiem ale jeszcze nie teraz
napiszę kiedy wszystkie kwiaty zakwitną
kiedy będę leżała na zielonej łące
odurzona zapachem trawy
wiersz kwiatami ułożę, miłością oplotę
będą w nim stokrotki słodkie pachnące maciejki
żółte mlecze i deszczyk majowy
i będzie to wiersz o miłości najczystszej
już lato przeszło nie piszesz
napiszę jesienią, z liści spadających
dywan kolorowych słów ułożę
z suszonych kwiatów płatki na nim rozsypię
i cały będzie oddechem jesiennej miłości
dojrzałej jak jabłka w sadzie
śnieg przykrył liście
przykrył też moje marzenia
mróz zmroził ręce
tak trudno utrzymać mi pióro
Kiedyś na szachach poznałam Pawła, chłopaka w wieku mojej córki. Lubił ze mną rozmawiać.
Wchodziliśmy na szachownicę, ustawialiśmy czas gry na godzinę i rozmawialiśmy, gra była mało ważna.
Kiedy rozmowy zaczęły schodzić na różne wynurzenia, doszłam do wniosku, że muszę mu powiedzieć o swoim wieku.
Dobrze mi się z nim rozmawiało, nie chciałam tego kończyć,
Był zaskoczony, ale po chwili stwierdził, że te rozmowy są mu potrzebne. Tak przegadaliśmy
dwa i pół roku. Paweł poszedł do szkoły filmowej, ożenił się i nie potrzebował już nocnych rozmów. Ale to on popchnął mnie do pisania.
Dowiedziałam się, że jego pasją są filmy.
Nakręcił już kilka, za dwa filmy krótkometrażowe zdobył nagrody. Jedna to wycieczka do Hollywood. Rozmawialiśmy o wierze, o literaturze o filmach. Rozmowy były bardzo szczere. Pokazał mi swoje filmy, miał talent.
Spisywał swoje sny, przesłał mi kilka.
Były jak współczesne bajki, bardzo obrazowe i poetyckie.
Wtedy wygadałam się, że ja też kiedyś próbowałam pisać, ale głównie wiersze.
Nalegał bym je pokazała. Podobały mu się, tak mówił,
teraz wiem, że to z grzeczności, wtedy nie był szczery.
Marzenia i poezja – taka inna wolność,
pióro dla mojego „ja”.
Może warto spróbować, podyskutować sama ze sobą, jak kiedyś,
gdy miałam … naście lat.
Paweł podsunął mi poemę ale ostrzegł, że mogę spotkać się z ostrą krytyką
i pamiętaj:
- takie portale uzależniają, gdy poznasz tamtą społeczność i polubisz pisanie.
Miałam tyle wątpliwości
- czy potrafię jeszcze uwierzyć w siebie
- czy potrafię napisać wiersz
- czy potrafię dogonić to co uciekło
- czy potrafię stać się mądrą
….porywasz się z motyką na słońce – Kim ty jesteś kobieto
________________________________________
jestem aktorką od dramatu do groteski
w krzywym lustrze cieniem
charakterem w masce
śmiechem zastygłym w przerażeniu
sercem drgającym w twej ręce
pięknem
zwykłym człowiekiem z błędami
Do dziś wstydzę się swojej twórczości.
A jednak….zalogowałam się na poemę, oczywiście jako cytra, awatar szary wróbelek.
KURTYNA W GÓRĘ
Na scenę wypchnęłam pierwsze stare wiersze. Stałam za kulisami stremowana i obserwowałam widownię.
Była dziwne podzielona, wrogo do siebie nastawiona, trafiłam na jakąś wojenkę.
Pierwszy poklaskał Wojtek Michalec, bardzo zachęcał do pisania, lecz lojalnie zaznaczył
że nie jest żadnym autorytetem.
po nim jakiś Rebilk z kocim awatarem burknął:
- koszmar i to tak okropny, że nawet nie ma po co uzasadniać.
Emałgorzata spytała….to jakaś terapia po traumie poemowej? ….bardzo niedojrzałe….proszę skupić się na czytaniu…pisanie odłożyć na później.
I tak się zaczęło…
- weteranie poemy daj spokój, pisał Wojtek do Rebilka….
cytra pisz i pisz, tylko nie pisz jak Rebilk bo to by było idiotyczne…to ty będziesz na Olimpie albo nie a nie on, to masz być ty.
Milczałam stremowana, kim oni są i dlaczego tak się nie lubią. W pierwszym odruchu chciałam uciec, ale zaczęłam się rozglądać. Wchodziłam do bibliotek, czytałam, bez przymusu szkolnego, inaczej odbiera się poezję, chyba otwierało mi się jakieś trzecie oko. To było coś nowego. Poezja skłoniła mnie, bym zajrzała do swojego wnętrza, chociaż to nie był miły widok. Moje ja siedziało skulone w kuckach. Potrząsnęłam nim i pokazałam maskę. Nikt mnie nie zna. Postanowiłam napisać coś nowego i zmierzyć się z nimi.
Wystawiłam kilka tekstów.
Też nijakie bajdurzenia, stwierdził Rebilk
Pisz, pisz, za kulisami szeptał Wojtek.
Słuchaj nawet Rebilka, czasem i on ma rację.
A co to ma znaczyć, słuchaj nawet Rebilka? –wracał zaraz Rebilk.
Głupie to i niesmaczne
zrodzone chyba z jakichś kompleksów a już na pewno nie w tym miejscu
– bo tu ocenia się wiersze, ale z otwartą przyłbicą.
Rad natomiast piszącym raczej niech Wojtuś nie udziela…Dużo na to za wcześnie. Oj dużo.
- Piszę, odpowiedziałam, bo Wojtek mnie zachęcił swoimi komentarzami i za to mu dziękuję. Pisanie sprawia mi przyjemność, może nieudolne ale próbuję.
Pomyślałam - oj Rebilku, jesteś jak czarny król na szachownicy,
włączę się do twojej gry i kiedyś doczekam się od ciebie zielonej pochwały, dojdę do tego bo jestem uparta.
Pisałam i wstawiałam, zaczynało mi się to podobać, ten dreszczyk co napiszą
Niestety wciąż to samo, Wojtek chwalił, Rebilk krytykował
zjawiali się jak automaty, nie byłam znana, więc mało osób czytało moje teksty. Oni prowadzili swoją wojenkę a ja pisałam głupawe teksty.
wynędzniałe moje ja
podparło się literaturą
moja radosna twórczość
grzecznie prosi krytyka
niech paluchami tak nie przebiera
nie dotyka
bo obnaża moje słabości
w końcu
skrywany wstyd
będę musiała okryć złością
wrzucę słowa bezmyślne
i ruszy
ekspres bez hamulców
który nie ma szans
chyba że
semafory uśmiechami zaświecą
stacje przepraszam minie
kopniaka mojemu ja
czy ironii dać w zęby trzeba
Pod którymś, kolejnym tekstem Wojtek napisał:
Nie pisz pod kota on to na zielono robi tylko pod siebie. Wiersz jest dość uroczo poetycki – jak dla mnie bomba, pisz i pisz.
Pod kota nie pisz,
pod nikogo nie pisz, odpowiedział Rebilk.
A jeśli Twoja przygoda ze słowem pisanym nie jest żartem tylko autentyczną potrzebą(w co nie mam prawa wątpić), to szukaj pomocy w czytaniu prawdziwej, dobrej poezji. Nie muszę chyba, w kontekście zaistniałej sytuacji odradzać Ci sugerowanie się radami bezradnych całkowicie w radzeniu sobie ze słowem bezradnych. Do tego dorosłych a jednak dzieciaków.
A jednak wątpił i miał rację. Kocim węchem wyczuwał grafomana.
Lubiłam Wojtka, ale już coraz bardziej lubiłam Rebilka. Był uparty jak ja. Nie wiedziałam jak mam reagować na ich komentarze, Śnili mi się po nocach.
Po kolejnej krytyce Rebilka opisałam w komentarzu mój autentyczny sen… Śniły mi się wiersze, schodziły ze sceny, smutne, czarne. Bałam się ich, uciekałam
a one jak muszki mnie obsiadały….
Wtedy poznałam Milo70 …zaśmiał się
….szanowni poemowicze z przymrużeniem oka i przytupem proszę, choć na chwilę….
Milo wpadł mi w oko, dowcipny, pewny siebie, budził respekt. Ciekawe kim jest. Pisze ładne wiersze.
Powoli miałam dosyć, ale nie chciałam ustąpić, musiałam napisać ten głupi wiersz. Wiedziałam już, że nie wolno mi głaskać kota pod włos, tak kota bo tak na niego mówili.
Ciekawe ile ma lat. Początkowo myślałam, że to jakiś studenciak ale w miarę czytania jego komentarzy doszłam do wniosku, że to jest dojrzały facet.
Napisałam mruczankę
zamknij oczy kocie
wolno mi chcieć pisać
długopis krwią kocią czerwony
narzędzie tortur okrutne układał
języki klaskania poobcina
niech gapi się Wenus
z tramwaju 10 i naga miłość
która po dotknięciu
zapada się w wieczność
gap się i ty z wichru wytańczony
wiem że zaglądasz tu po kryjomu
deszcz monotonnie padał za oknem
ukołysał zielone latarenki
mruczącej białej poduszeczki
akurat napiszesz pomruczał
Wojtek pochwalił, Rebilk nie skomentował.
Napisałam wiersz o młodzieży.
Ledwie wstawiłam, napisał – okropna jest ta współczesna młodzież, prawie tak samo jak wierszyki o niej.
odpisałam – szybki jesteś kocie
zaśmiał się – wolny kot zdechłby z głodu
Kiedy napisałam w którymś wierszu:
….nie wiedziałam że muzyka cytry
niesie nadzieję lub chaos
zależnie od tego kto na niej gra
nie jestem bardem
nie powinnam na niej grać
oczywiście….zgadzał się z puentą.
Wiersz „Nowe babcie” już pochwaliły trzy osoby. Nie wiem, czy to te ich potyczki sprawiły, że miałam coraz więcej czytelników i komentujących a może zaciekawiały już teksty, opinie były różne.
W kolejnym dniu Wojtek napisał mi w profilu:
- Po pierwsze pisz,
- po drugie po trzecie olej krytykę,
- po czwarte nie skupiaj się by było jak u innych
Ty szukaj własnej formy wypowiedzi a własny styl sam przyjdzie …
Pamiętaj że nie jest ważne co Ci wszyscy niby „poeci” piszą o Tobie i Twoim poetyckim talencie — ważne że piszą ——- czyli działasz zajmująco na nich
- ale nie pisz jak oni !!!
Pocieszał, zachęcał i drażnił kota.
- Pisz szukaj i pisz – nic nie tracisz a raczej będziesz się rozwijać . Przed ironią cynizmem i zwykłą ludzką podłością się nie ucieknie, dlatego tym dziwadłom należy współczuć. Odrobina komplementów:
Twoje wiersze są lepsze od Rebilkowych
bo są bardziej szczere, mniej udawane, mniej w nich jakiegoś fałszywego intelektualizmu – więc pisz , pisz a szufladę zapełniaj wierszami innych.
A ten wkurzony :
No i ulżył se Wojtuś-”poeta”. A Ty nie pisz, a już na pewno nie publikuj… długo jeszcze. Pozdrawiam serdecznie. Krzysztof.
A to serdecznie aż syczało.
Spasowałam i napisałam: masz rację Rebilk, to moje pisanie dalekie jest od poezji, dziękuję że mi to uświadomiłeś, drażniłeś mnie sposobem krytyki, czasem złościłeś, ale naprawdę cię lubię i lubię twojego kota. Pisać już nie będę ale na poemie zostanę.
Zaczęłam komentować wiersze, ale tylko treść, bo o prawidłowej budowie wiersza nie miałam pojęcia. Niewiele wiedziałam o poezji, Czasem, przeczytałam jakiś tomik. Wszystko można nadrobić, wmawiałam sobie.
Jedyna poezja w moim domu to Kwiaty Polskie Tuwima, które czytałam wiele razy, niektóre fragmenty znałam na pamięć.
….Poezjo! jakie twoje imię? Tworząca?
Cóż ty tworzysz?
Siebie.
Krzesiwem jesteś…i pieśnią pijaną jednocześnie.
A potem samą sobą we śnie.
A potem – o tym śnie wspomnieniem….
W swoim otoczeniu nie miałam nikogo o zainteresowaniach literackich.
Kiedyś byłam molem książkowym, pożerałam wszystko co wpadło mi w ręce, dobra czy licha literatura. Nie interesował mnie autor, tylko treść książki. W tym momencie moje komentowanie było zwykłą bezczelnością. Chociaż starałam się wgłębić w wiersz, zrozumieć, słabo mi to szło. Oględnie odnosiłam się do treści. Uchodziło, bo nie byłam tu jedynym laikiem.
Kiedy przez dłuższy czas nie wstawiłam żadnego tekstu, Rebilk napisał do mnie na profilu:
A Ty, droga Cytro, nie zrażaj się moimi komentarzami. Gdybym miał ochotę wystawiać je sam sobie, byłyby jeszcze bardziej okrutne.
Dziękuję, miły jesteś. Tylko po co???.
To twoje pytanie.
/ Pogłaszcz kotka ode mnie/.
Może będę pisała, chociaż mi to nie wychodzi, naprawdę nie wiem po co,może to już grafomania.
Mąż /marzenie/
byłeś ładny z brzydkim charakterem
więc ulepiłam ci wnętrze na nowo
trochę to trwało
najdłużej ugniatałam twoją wolę
dłońmi wygładzałam drażliwość
i malowałam nowy uśmiech
język przycięłam nożyczkami
i rozprasowałam
wszystkie ostre kanty
przedtem
wzrok twój studził kawę
teraz tęczę widzę w oczach
i nie gaszę już ognia łzami
tak łagodnie milczysz mój aniele
usta masz męskie
piękne w miękkim uśmiechu
a ręce
czułe w dotyku
stworzyłam cud
Co nie zmienia faktu, że wiersza o tematyce małużeńskiej (hehehe) wstydzić się raczej trzeba. Słonka. Krzysztof
Był ostrym krytykiem, przez to miał wielu wrogów.
Kiedyś przeczytałam wszystkie wpisy w jego profilu, niezła lektura.
Dało mi to pewien obraz o nim i o całej tej społeczności.
Miał też swoich wielbicieli,
ale większość z nim walczyła, albo kadziła, bo akurat skomentował coś po myśli autora. Zawsze przy nim była Jolla, wyglądało że są parą.
Ceniłam sobie jego krytykę, nawet napisałam mu o tym.
- Miło mi, że sobie cenisz. A że się nie zacietrzewiasz i używasz rozumu zamiast odwetu, to miło mi tym bardziej. Pozdrawiam serdecznie. Krzysztof
Przez cały czas zastanawiałam się,
czy oni to wszystko traktują poważnie?
- ale dlaczego niektórzy piszą i piszą, skoro ja, laik widzę jak daleko są od poezji.
Jednym słowem portal literacki to takie duże skupisko grafomanów z których czasem wyłaniają się poeci, czyli, grafomania nie jest zła.
Właściwie było mi to obojętne, ja tylko chciałam się zabawić , więc kiedy Wojtek napisał:
- wolałbym byś pisała – bo co to, że to może i marne – ale to Twoje to opisuje świat jaki widzisz i jak go widzisz- na dodatek często u Ciebie klimat nastrój gra rolę. Ty możesz zawsze inspirować innych… Krytykantów olej , oni sami mają jakieś problemy i tak się dowartościowują cudzym kosztem.
znowu wstawiłam tekst, ale po krytyce Rebilka wykasowałam.
A gdzie się podział komentowany ostatnio przeze mnie wiersz? Już pytał.
Byli tacy, którym się podobał, więc, choćby z uwagi na „gust” sojuszników, nieładnie go usuwać.
Komentarze były dla mnie odpowiedziałam.
Komentarze dotyczyły nie Ciebie, ale Twojego bełkotu, Twojej grafomanii, a to różnica.
Pora to zrozumieć.
Masz bardzo mały zasób słów na określenie złych wierszy, tylko bełkot, grafomania, grafomański bełkot pisałam, nie ……o mnie …. tylko komentarze moich wierszy DLA MNIE ….a Ty ich nie komentuj . Nie psuj swojej „poetyckiej wrażliwości „na moim bełkocie jak nazywasz moje pisanie. Zdradzę ci, chwilowo mniej cię lubię ale bardzo polubiłam twojego kota. Pozdrawiam
- Żaden język nie jest doskonały. Polski również. Więc na określenie grafomanii faktycznie może brakuje mi zamienników. Bije się w piersi.
Grafomania to nieszczęście a bełkot może być różny.- jego słowa
Wtedy napisałam „bełkocik”
myślałam pada, jesienny bełkocik napiszę
zastukały klawisze, z klekotem wychodziły
oczy odwracałam takie durne były
do lustra się wdzięczyły czekały
lustereczko widzisz plotły bez końca
ciekawy ładny, ma klimat i miły
durnym hałasem kota obudziły
bełkociki oblizał się skoczył napuszony
lustro upolował
siedem lat nieszczęścia
rozlazły się po ekranie i poszły
szeptały poezja
Oczywiście ocenił negatywnie – czerwień
Doceniam, właściwie powinienem nawet podziękować. A z tytułem nie sposób się nie zgodzić. Constans.
Spytałam: czy „bełkocik” to ten ładny bełkot, lepszy od grafomani?
Nie.
Jeżeli masz wątpliwości czy bełkocik może być ładny, to powinnaś dojrzeć w końcu do prawidłowej odpowiedzi, burknął wkurzony.
Czerwień – skoczyła Jolla
Tym razem nie za głupi żart, lecz za głupią prowokację. Ale po odsłonach widać, że istnieje duże zapotrzebowanie na głupotę w miejscu, gdzie ma być poezja.
Zabawa skończona, i dla kogo Ty teraz będziesz pisać???
Zdziwiłam się bo jeszcze wczoraj uznawała wiersz za żart. Potem dowiedziałam się że Rebilk odszedł. Miałam wyrzuty sumienia, myślałam że to przeze mnie, do dzisiaj nie wiem dlaczego wtedy odszedł.
Potem wierszyk jeszcze skomentował Z.Derda. Zbyszek, już miał wydanych kilka tomików swoich wierszy, napisał mi:
Cytra… miałem oglądać film… ale jednak postanowiłem przeczytać na chybił trafił jeden z Twoich tekstów… przeczytałem też komentarze… I SŁUCHAJ DZIEWCZYNO… TEN WIERSZ MA CUDNY KLIMAT… a to w Poezji najważniejsze… w Poezji bo jest tekst i odbiór czytelnika – tym razem pozytywny… pewnie… można byłoby się czepiać jak te stare – może nie wiekiem – komentatorki – niech same tak spróbują…
Nie wiedziałam, czy żartuje sobie ze mnie, czy poważnie tak myślał, chyba to pierwsze.
Może to był już wiersz, ja do dzisiaj o nim mówię wierszyk.
Rebilk dość szybko wrócił, ucieszyłam się, ten portal bez niego był nudny.
Napisałam jesienną chandrę.
Dostałam sporo pozytywnych opinii, od Milo, Joli, pielgrzyma88, pochwalił nawet Omir Socha który pisał ciekawe wiersze i Rebilk po raz pierwszy napisał :
- Dość ciepło i spokojnie napisane, oprócz środkowej strofki, bardzo poszarpanej. A z zielenią jeszcze trochę poczekam.
podziękowałam
- Nie dziękuj, nie dziękuj, bo wiesz… kot się łasi i zaraz potem znów wyciąga pazurki
A poważnie – myślę, że idziesz w dobrym kierunku. Próbuj i dużo czytaj. Powodzenia i zdrówka. Krzysztof
Od tego momentu był już kroczek do wiersza ale wciąż męczyła mnie myśl po co ? Bawiła mnie ta rozgrywka z Rebilkiem, ale trochę czułam, że przesadzam, że marnuję innym czas. Wiedziałam już, że jestem poetyckim beztalenciem.
Pisałam o tym wiele razy. Na te rozważania o pisaniu założyłam nawet kontener „wokół wiersza”
……beczka denaidy zawsze będzie pusta
nie pomoże czytanie i słuchanie bardów
to prawda tak oczywista
aż z humorem granicząca
ale ja się nie śmieję….
Drażniłam nimi Jollę, nie znosiła tej tematyki.
Pisałam już coraz dowcipniej i coraz bardziej lubiłam przekomarzać się z innymi bywalcami poemy. Jest takie ruskie przysłowie: z „kim się biję , tego lubię”
Rebilk uważa że TWA grafomanów umacnia się a ja goglując, dowiaduję się co to jest TWA.
Po pięciu miesiącach pisania przypadkiem zajrzałam na Offtopic, tam dopiero było co poczytać. To forum przeznaczone na luźną dyskusję, taki poemowy Hyde Park. Ile tematów dla moich wierszy.
– Sosna, ogłosiła nabór do Łazów, to spotkanie poetów na łonie natury.
Napisałam
Zlot poetów Łazy /z anonimowego źródła/
łopot ich skrzydeł na nogi postawił całe wybrzeże
rude chmury na niebie straszną burzę wróżyły
ciśnienie wzrosło wyciskało łzy wzruszenia i deszcz
w Łazach zdziwione morze szeroko otworzyło paszczę
taki początek lata „koniec świata” i burzy huk
zderzyła się rzeczywistość z poetyckim polotem
tam już dostojny szum sosny do miodu zapraszał
pod ciosem metafor pękało onieśmielenie
w piwie tonęły rozterki i ciężkie nieraz słowa
molestowana muza
poczęstowana trunkami obsypywana
nachalną czułością chichotała z ich podrygów
i potykania się o za duże skrzydła
w morzu piwa rodziła się nowa poezja
śpiewana pod muzykę wiatru z rana
ptasie pocałunki i cudowny szept fal
nie tęsknią do bełkotu grafomana
Ho, ho, ho, ho !!! Tuś mi ćwieka Kobieto zabiła! Omal się o własne myśli nie roztrzaskałem. Socjalizują się, a tzn. ? WYPEŁNIAJĄ PODSTAWOWE ZAŁOŻENIA PORTALU SPOŁECZNOŚCIOWEGO. I dobrze. Powinni tworzyć dziennik na gorąco. Byłoby całkiem miło tym, co nie mogą. Napisał Milo
Oni byli już zżyci, spotykali się po za poemą. Czułam się tak, jakbym wpychała się na siłę w to zgrane towarzystwo.
Przystopowałam, obserwowałam teraz debiuty, forum i profile. Taki codzienny mój obchód, czułam wszędzie jakąś nerwowość.
Poradzę sobie, polubią mnie,
zawsze osiągałam to co bardzo chciałam, na przekór powszechnym opiniom o niemożności.
Początek zawsze jest trudny.
przed ''bo''- przecinek