Rozwikłanie zagadki zejścia z tego padołu
Teodora P. urzędnika niższej rangi
Ministerstwa spraw dość ważnych,
podjął się tym razem nadkomisarz Elizeusz W.,
znany z rubryk kryminalnych,
postać medialna, wybitny detektyw.
Analizy techniczne, których dokonano
najdoskonalszym sprzętem jakim dysponuje kryminalistyka
nie dały rezultatu pozytywnego.
Podejrzana przyszła bezszelestnie, nie zostawiając śladu.
Właściwie poza faktem, że Teodor P. zszedł z tego świata,
nic innego nie można było ustalić, motyw zabójstwa był niejasny.
Nadkomisarz Elizeusz W. sięgnął po psychoanalizę, by sporządzić hipotetyczny
model osobowości sprawczyni, no właśnie, dlaczego Śmierć, to rodzaj żeński -
zastanawiał się nad szklaneczką w barze, gdzie zwykł był przesiadywać wieczorami, odkąd opuściła go żona, zabierając dzieciaki, dom itd, itp...
Portret psychologiczny ginął w mrokach średniowiecza - powiedział żartem do barmana.
Miał kilka przedstawień podejrzanej właśnie z tej epoki, szczupła, żeby nie powiedzieć koścista, lubi ubierać się na czarno, z kosą w dłoniach...
Zabija od tysiącleci. Zawsze tak samo skutecznie.
Detektyw szukał jakiejś prawidłowości, liczył na błąd sprawczyni, który pozwoli przeświadczenie zamienić w twarde dla sądu dowody. Nie odnajdywał ich.
Kiedy ją zobaczył wychodząc z baru, stojącą po drugiej stronie ulicy, zrozumiał,
że nie zapłaci już otwartego rachunku, ale takie jest ryzyko służby...