„Wyznanie”
Mam prawie 19 lat. Z racji młodego wieku, który jest czasem egzaminu dojrzałości, ciężkich decyzji wpływających na przyszłość – żyję pod presją. Jednak mimo tej całej presji, od jakiegoś czasu towarzyszy mi coś jeszcze, mianowicie poszukiwanie sensu życia i próby cieszenia się z niego. Im starsi jesteśmy, z każdym kolejnym rokiem świat staje się trudniejszy, dostrzegamy bowiem coraz więcej szarości. Jako dzieci nie rozumiemy istoty okrucieństwa, bólem jest dla nas zabranie lalki przez młodszą siostrę, bądź lizak, który upada na ziemię. Jednak jak wyżej zauważam z każdym rokiem rozumiemy więcej. Wiem, że wobec przyszłej wiedzy – obecna jest niczym jednak nie mogę dłużej milczeć. Świat jest okrutny, każdego dnia obserwuję walki na Ukrainie, tuziny ludzi ginących w imię lepszego życia w imię idei. Obserwuję kłamliwych polityków, którzy wręcz bezczeszczą to o co walczyli Rudy, Alek i Zośka. Czasem wątpię w Boga kiedy widzę chore dzieci, których rodzice nie mają pieniędzy na leczenie a nikt nie chcę okazać pomocnej dłoni lub kiedy czytam Pamiętnik Dawida Rubinowicza. Często skłaniam się ku deizmowi. Podsumowując, każdego dnia obserwuję okrucieństwo i mimo młodego wieku wątpię w ludzi, wątpię we wszystko. Nie mam problemów. Moje życie jest poukładane, mam przyjaciół, dużą szczęśliwą i zdrową rodzinę, chodzę do dobrej szkoły gdzie są nauczyciele z powołania, którzy stali się moimi autorytetami moralnymi, którzy dają mi wzorce postępowania. Nasuwa się pytanie: dlaczego nie jestem do końca szczęśliwa? Otóż, moje osobiste szczęście konfrontowane z nieszczęściami świata blednie. Moje szczęście nie dawało mi szczęścia, do teraz. Zawsze czytywałam o wojnie lub czymś podobnym, jednak literatura z którą miałam styczność ostatnio zmieniła moje życie. Odnalazłam namiastkę sensu życia. Otóż, z czego należy się cieszyć. Cieszę się, że nie dane mi było żyć w czasach wojny gdzie ze śmiercią konfrontowano się każdego dnia na skalę masową. Śmierć – osobista tragedia człowieka, i jego rodziny nie robiła już na ludziach ogromnego wrażenia. Ludzie zachorowali na (pozwolę to sobie nazwać) „znieczulicę” . Dziś też stykamy się ze śmiercią, ale nie do końca na własne oczy, nie masową, nie tak upodloną i codzienną. Śmierć widzimy w telewizji, lub przeżywamy śmierć bliskich jednak z racji wieku lub choroby dzięki czemu łatwiej się z nią pogodzić bowiem jest ona uzasadniona. Widząc śmierć chorej staruszki, wiemy ,że przeżyła ona życie, doświadczyła tego wszystkiego co ludzkie i może odejść – godnie pod opieką rodziny, lekarzy, we własnym łóżku, odmówiwszy ostatni różaniec z nadzieją na życie wieczne w niebie. Ale jak wyjaśnić śmierć spuchniętego od głodu chłopca, który kradnie chleb przechodniom i nie zdążywszy go zjeść – zostaje rozstrzelany . Nie da się wyjaśnić tej śmierci, i nie da się zrozumieć dlaczego Bóg był wtedy obojętny. Moja stanowisko jest obiektywne, gdyż nie każdy ma tyle szczęścia, tzn. rodzinę, dobrą szkołę i przyjaciół. Jednak ja piszę o swoim sensie życia, a każdy człowiek znajdzie go w czymś innym. Zaczęłam się cieszyć, że żyję od 95r. po prostu. Nie jest idealnie, ale mogę spocząć na chwilę i stwierdzić: siedzę w pokoju czytam dobrą książkę za oknem pada deszcz i nikt nie zabija się o kawałek chleba. Nie słyszę Miłoszowych salw, siedząc na zewnątrz, nie muszę oglądać jak mickiewiczowska matka wyprawia syna na wojnę, wychowuje go do niewoli, przygotowuje na okrucieństwo. Właśnie siedzę w swoim pokoju, słucham świszczącego wiatru , schodzę na dół po dwa batony z czekolady, które nie są na kartkę. Mama kupiła je w sklepie za uczciwie zarobione pieniądze w około dwie minuty , gdyby miała ochotę mogłaby kupić sto takich batonów. Może to banalne porównanie, może nawet zabawne. Ale czy to nie jest właśnie szczęście ówczesnych Polaków? Jesteśmy wolni, żyjemy pracujemy, nikt się nie zabija na ulicy, nie płaczemy bo ktoś zabrał wujka do Pawiaka. Jest godzina 20.00, może nie jest dziś ciepło jednak mogę ubrać ciepły sweter i iść na spacer z przyjaciółką, nie musimy znaleźć się w domu przed 22.00. Nikt oprócz zabawnych chłopaków nas nie zaczepi, nikt nie czyha na nasze życie. Możemy „łazić” do rozsądnej oczywiście godziny i nic nam się nie stanie, oprócz tego ,że może zgłodniejemy, oprócz tego ,że zachce nam się spać albo zmęczą nam się nogi. Czy to nie jest namiastka szczęścia? Zawsze kochałam literaturę, nawet w szkole podstawowej ukradkiem zabierałam tomiki poezji z szafki mamy i płakałam rzewnymi łzami nad utworem „ Do M****”, chociaż nie miałam pojęcia o miłości. Zawsze wiedziałam, że literatura jest ważna. Opłakuję wobec tego dobę komputerów, gdzie człowiek 19letni mówiący, że zamiast pograć na komputerze wolał przeczytać „Rok 1984” w gronie znajomych czuje się jak troglodyta(to osobiste odczucie, gdyż kiedyś opowiedziałam znajomym jak wspaniałą książką jest „Sklepik z marzeniami” mimo chodem dodałam ile liczy stron, myślałam że zaczną mi klaskać i powstaną - jak siedzieli , w kawiarni ). Cóż tu się rozpisywać, dzięki literaturze możemy odnaleźć sens życia , poznać dobro i zło czerpiąc z doświadczenia przodków. Może nadal cierpię z powodu zła na świecie, ubolewam nad wiadomościami w telewizji, dlatego też często ich nie oglądam . Ale obok tego wszystkiego i dzięki Grudzińskiemu , Baczyńskiemu , Hannie Krall – nauczyłam się cieszyć z życia, cieszyć się z tego ,że żyję w wolnym kraju. Może to wielki powód do szczęścia może słaby, jestem bardzo młoda nadal szukam ale stwierdzenie ,że powyżsi twórcy odmienili moje życie nie jest nadużyciem. Jestem bardzo wdzięczna za to, że mogłam przeczytać to wszystko, jestem wdzięczna ,że analizowałam te książki i wiersze. Literatura zmieniła moje życie- na lepsze. Jestem młoda, i ubolewając nad historią, zaczynam się cieszyć, że żyję od 95r a radość życia powoli mnie wypełnia. Widzę, że zamiast gonić za pieniędzmi, szaleć , żyć w biegu , zamiast popadać w nieuzasadnione depresje spowodowane złamanym paznokciem należy usiąść w wiosenny dzień i powiedzieć „Dziękuję Boże ,że żyję w spokojnych czasach, dziękuję za to, że oddycham ”. Życie jest skarbem. Mam prawie 19 lat i jestem młodą poszukiwaczką. Jeśli o mnie chodzi to odnalazłam wiele sensów w literaturze. Mam 19 lat i jestem wdzięczna za życie, ot tak po prostu. Mam prawie 19 lat i literatura okresu wojennego zmieniła moje życie.
"Czasem wątpię w Boga kiedy widzę chore dzieci, których rodzice nie mają pieniędzy na leczenie a nikt nie chcę okazać pomocnej dłoni lub kiedy czytam Pamiętnik Dawida Rubinowicza." - czy to nie raczej powód do wątpienia w ludzi?
Tekst nie zachwyca mnie literacko (max. dwie gwiazdki :)) Ale! Nie odchodzę zdegustowany, dzięki paru prawdom, które tu zawarłaś. Bez żadnej podpuchy - jestem od dziś fanem Twojej 19 letniej mądrości. Niektórzy do końca życia nie potrafią zrozumieć, że dobrze jest cieszyć się z tego co się ma, a umiejętność skupienia się na "małych szczęściach" to dla wielu trud nie do przejścia. Niech więc nigdy nie dopadnie Cię zgorzknienie!
Polecam literaturę angielską (nie amerykańską!) XX wieku (zwłaszcza pierwszej połowy) - sprzyja wyrabianiu pióra :)