1.
Siedział totalnie odizolowany w przypadkowym barze. Sam przy stoliku pełnym ludzi. Otaczający go nie byli jego znajomymi. Wskazywał na to cały szereg faktów. Nie okazywali mu jakiegokolwiek zainteresowania, nie toczyła się pomiędzy nimi jakakolwiek rozmowa a żadna nić kontaktu najdrobniejsza choćby niczym babie lato nie wisiała między nimi. Bo to nie było lato. Była zima. I tylko baby przyszły tu tak niebezpiecznie letnie. Wyletnione tlenione półśrodki.
Siedział sam. Przypuszczalnie tak zwyczajne dosiadł się do obcych. Temperatura w barze niebezpiecznie podskoczyła od licznych stłoczonych na małym metrażu ciał, a on siedział ubrany w kurtkę i w grubą bluzę. Aha, więc wpadł tylko na chwilę. Ściskał w swojej dłoni zgrabną szyjkę butelki, której zawartość miarowo uszczuplał. Osaczony tym gwarnym śmiechem irytujących imprezowych dup patrzył wzrokiem nieobecnym mętnie zawieszonym gdzieś w przestrzeń.
No pierdolnięty.
Tak też wyszeptała jedna z przeciętnych zupełnie dziewcząt siedzących na podwyższeniu przypominającym scenę, którego być może pierwotnym przeznaczeniem było właśnie eksponowanie klubowych artystów. Obecnie jednak wzniesienie usłane było starym doszczętnie zjechanym dywanem, na którym stały fotele. Cóż miejsce to widocznie przyciąga bardziej biernych amatorów butelki niż chcących podzielić się swoimi głębokimi przemyśleniami i innymi bólami duszy czy dupy artystów. Dziewczyny usiadły tam rozrzucając wokół siebie istny odzieżowy bazar, zmuszając tym samym pozostałą część klubowej populacji na zręczne omijanie ich antyładu.
Niezbyt wygodne do siedzenia miejsce, lecz cóż poradzić skoro każda dogodna do zasiadania przestrzeń typu stoliki i fotele była już zajęta! To nie był weekend - ulubiona pora wszystkich spragnionych nocnego życia, zaharowanych na co dzień wołów i ich grubych głupich krów, a jednak frekwencja w tej niezbyt eleganckiej knajpce dopisywała nad wyraz pomyślnie. Wszystko z powodu rzutkiego myku właścicieli, którzy postanowili zwabić ludzi alkoholem w naprawdę atrakcyjnej cenie. Z angielskiego to się na to happy hour mówi. Po polsku – szczęśliwa godzina? Ale nie mówmy tak, proszę nie mówmy. Po angielsku to tak jakoś mniej ironicznie.
c.d.n.