Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus. U spowiedzi ostatnio byłam trzy tygodnie temu.
Miłuj bliźniego swego jak siebie samego – rozkazał ironicznie Jezus, wiedząc że potrzebuję warsztatów z samoakceptacji.
Patrzę na ludzi wilkiem, poddając ich krytyce bez mrugnięcia okiem ażeby mi się przypadkiem na coś oko nie przymknęło. Trudnym jest nie mrugać. Oczy robią się oschłe. Spojrzenie szorstkie. Widzę u innych drzazgi. Drzazgi zachodzą zza skórę.
Perspektywa krótkotrwałego nawilżenia kusi, więc puszczam co przystojniejszemu oko zalotnie. Puszczam ulotnie. Może być i tak od biedy. Mi biednej zawsze wiatr w oczy. Konsekwentne wystawianie do wiatru. Rzuciłeś mnie i słowa.
Marznę. Cholera jak zimno! Stoję przed tobą naga jak prawda. Spójrz mi w wielkie strachem oczy. To nie szorstkość lecz prawda kole. Potrzebna jak piąte koło.
Każdy centymetr kwadratowy mojej skóry zimno i przerażenie pokrywa gęsią skórką. Zaplanowałeś to z zimną krwią? Przeklęty z krwi i kości. Pomiędzy mną a słowami rzuciłeś jeszcze kości niezgody. Aleo iacta est. Porachuję ci je, bo jesteś do szpiku zepsuty. Nie będę już twoim dawcą. Teraz dmucham na zimne. Mam w sobie wystarczający pokład siły Samsona, by walczyć z wiatrakami.
Ja naga jak prawda, ty – w owczej skórze. A mówili mi żeby nie wywoływać z lasu. Biorąc ciebie wysłałam w las nauki. Oh po co brałam? Uzależnienie przychodzi szybko, a później tylko paskudne skutki: delira i dreszcze. Zimno na samą myśl o żyłach niebieskich migdałach.
Człowiek człowiekowi wilkiem. Wilk syty, owca zabłąkana.
Przepraszam Boże, że złamałam przykazanie kochając z całego serca, z całej duszy swojej i ze wszystkich sił. To nie był młody bóg. Już zapamiętam: jak siebie samego.
Puszczam oko. Nie ma co się bić z dobrymi myślami. Puszczam wodzy fantazji i mówię:
- Nie będzie źle. Przeczytasz w myślach i mitologii. Wilczyca to symbol opiekuńczości.