Dobra dziewczyna

strzała

Dworzec był stary, zbudowany jeszcze za czasów cara, który kiedyś był jedyną wyrocznią na tych ziemiach. Dawniej musiał sprawiać wrażenie monumentalnej budowli, ale dziś był tylko większą kupą gruzu z jedną dziwnie ocalałą salą w której mieściły się kasy i setki czekających na swoje pociągi podróżnych. Powoli robiło się coraz zimniej i ciemniej, a wszyscy zaczęli oswajać się z myślą o nadciągającej zimie. Ale, póki co jeszcze panowała jesień, która zdawała się bronić resztką sił. Mdłe jesienne słońce oszpecało dworzec jeszcze bardziej, który teraz zdawał się podobny do pooranej zmarszczkami, stojącej w cieniu, twarzy starca.

Pobliskie perony pełne były ludzi, którzy czekali, bo dworzec nierozerwalnie kojarzy się z czekaniem, tak jak jesień z deszczem. Ludzie zdają się trwać w oczekiwaniu i to sprawia, że czują się złączeni jakimiś niewidzialnymi więzami. Czekają na coś, na kogoś, bądź jak dworcowi bezdomni na cud w postaci wyciągniętej dłoni z monetą w środku, byle nie była to pięść, lub but przechodzącego pielgrzyma.

Wydawało się, że na peronie są przedstawiciele każdego miejskiego gatunku: starzy, młodzi, bogaci, czy biedni, szczęśliwi i ci bardziej sterani przez życie, ci o smutnych oczach. Wśród tych wszystkich ludzi stała tuląca się do siebie para. To dziewczyna gdzieś wyjeżdżała , bo przy niej stały torby. Była wysoka, miała jasne długie włosy i magiczne oczy koloru letniego nieba. Jej niebieskie dżinsy i tak samo jasna kurtka sprawiały, że nie wyróżniała się z tłumu, a mimo to było w niej coś przyciągającego, coś co kazało patrzeć na nią każdemu przechodzącemu obok mężczyźnie.

Jej partner był od niej wyższy i cały ubrany na czarno, jasne były jedynie dłuższe włosy którymi bawił się wiatr.

- Już niedługo znowu się zobaczymy. To tylko dwa tygodnie – powiedziała

dziewczyna przez chwilę patrząc mu w oczy.

- Tak, tylko dwa tygodnie.

- Wiesz, trzeba myśleć że to już jutro, niedługo, wtedy mija prędzej.

Zobaczysz nawet się nie spostrzeżesz.

- To chyba na mnie nie działa – powiedział, a twarz miał cały czas spuszczoną

ku ziemi.

- I tak będę za tobą tęsknić każdego dnia, wiesz – tu zrobiła krótką pauzę i

starała się podnieść jego głowę, tak, by ich oczy się jeszcze raz spotkały – wiesz?

- Tak. Mam taką nadzieję. Ja też. To znaczy będę tęsknił – mówiąc to cały

czas unikał jej wzroku, by na koniec spojrzeć na nią tak, jak jeszcze nigdy dotąd – Bardzo. Będzie mi ciebie brakowało jak lata.

- Cieszę się, że tak mówisz.

W tym momencie na peron wjechał pociąg, a wszyscy zaczęli się pchać,

by zdobyć jak najlepsze miejsca. Dziewczyna pocałowała chłopaka w usta i szepnęła mu w ucho tak wyświechtane, a przecież mające jeszcze taką moc „Kocham Cię”, po czym wsiadła do pociągu.

Na schodach pomógł wnieść jej torby jakiś starszy, siwy pan, za co

podziękowała mu krótkim uśmiechem. Próbowała znaleźć sobie miejsce wśród tych wszystkich ludzi i szło jej to dobrze, w końcu posiadała kilkuletnie doświadczenie w prawie co tygodniowych dojazdach do swojej Alma Mater. Po kilku minutach miała już miejsce w jednym z mniej zniszczonych przedziałów drugiej klasy. Jak zwykle uchyliła okno i zaczęła wyglądać chłopaka z którym tu przyszła, ale nigdzie nie mogła go znaleźć. Pomyślała że to dziwne, bo zawsze machali do siebie przed odjazdem, ale nigdzie go nie było. A na tle szarego dworca stali tylko jacyś bezimienni ludzie, którzy wypatrywali znajomych twarzy w oknach pociągu. Jej nie wypatrywał nikt.

Usiadła zamyślona i wyjęła z torby walkmana, a pociąg zaczął miarowo i

rytmicznie poruszać się w wyznaczonym kierunku. Dziewczyna pomyślała: „ Jakie to proste chociaż przez dwie i pół godziny wiedzieć dokąd się podąża”. Za oknem zaczęły powoli przesuwać się bloki, potem drzewa, łąki i kolejne stacje. Patrzyła przez brudną szybę słuchając muzyki, przez co wyłączyła się na moment ze świata zdarzeń i poplątanych, wymuszonych rozmów, które zawsze mają miejsce między zgromadzonymi w przedziale ludźmi. Cisza jest nie do zniesienia. Cisza, która kiedyś była czymś naturalnym, dziś drażni, przeszkadza i krępuje.

Po jakimś czasie coś wyrwało ją z tego osobliwego letargu, więc wyszła

na korytarz by zapalić papierosa. Lubiła palić. Palenie dawało jej posmak iluzorycznej wolności i buntowniczej rozkoszy. Poza tym kochała ten lekki zawrót głowy przy pierwszym zaciągnięciu się papierosem.

- Hej ! – usłyszała za sobą. Była to koleżanka z roku, grubsza, rudowłosa

dziewczyna – Hej. Nie widziałam jak wsiadałaś – kontynuowała ruda.

Ona tylko wykrzywiła twarz w sztucznym uśmiechu zaciągając się mocno

papierosem. Nie lubiła tej dziewczyny, tych jej małych, świńskich oczek najczęściej ukrytych za rudymi kosmykami. Nie lubiła jej, bo gdy się z nią rozmawiało nigdy nie patrzyła rozmówcy w oczy, jej wzrok zawsze taksował całą twarz, jakby szukając jakiegoś punktu zaczepienia. Nie miała ochoty na rozmowę z tą dziewczyną, więc wyrzuciła niedopałek za okno i powiedziała, że musi iść do toalety. Ruda jednak nie dawała za wygraną i pytała.

- Będziesz dzisiaj ?

- Gdzie ?

- No, jak to, jest impreza na Postępu.

- A ...tak, ktoś mi mówił. Ale nie, raczej mnie nie będzie – odpowiedziała

cały czas zbliżając się do drzwi toalety. W końcu udało jej się wejść i pozbyć się natrętnej koleżanki poprzez zamkniecie drzwi.

Nie odczuwała żadnej fizycznej potrzeby, by iść do toalety chciała się po prostu odświeżyć i umalować. Spojrzała na swoją twarz w lustrze i od razu zwróciła uwagę na cienie pod oczami, jako cielesny znak po ostatniej , nieprzespanej, pożegnalno – miłosnej nocy. Wyjęła z torby szminkę, puder i tusz do rzęs i powoli nadała swojej twarzy jeszcze bardziej kobiecy wygląd, jeszcze lekka poprawa, mrugnięcie okiem do piękności w lustrze i koniec.

Ucieszyła się, gdy po wyjściu z łazienki nie czekała już na nią natarczywa koleżanka. Przeszła powoli przez korytarz i wróciła na swoje miejsce do dusznego przedziału. Jadący w przedziale nawet nie zwrócili na nią uwagi, rozmawiając o śmierci jakiejś małej dziewczynki, którą zgwałcił, a potem utopił w rzece jakiś zły, chory człowiek. Rozmawiali teraz o karze jaka powinna spotkać mordercę. A ona cały czas zastanawiała się, jak mała mogła mieć na imię, bo przecież musiała mieć jakieś imię, które nadali jej kochający rodzice. Może nazywała się Magda, może Ola. Dlaczego rozmawiając o niej nie użyli ani razu jej imienia, chociaż tyle wiedzieli z gazet z telewizji z radia ? Dlaczego ?

Nagle w przedziale zrobiło się ciemno, znaczyło to, że pociąg wjeżdżał już na dworzec. Wszyscy powoli zaczęli szukać swoich rzeczy i wychodzić na korytarz. Dziewczyna wzięła torbę i zaczęła przepychać się w stronę wyjścia. Po drodze spojrzała jeszcze na odbicie swojej twarzy w oknie pociągu i poprawiła włosy. Była zadowolona z tego jak wygląda. Mogła spokojnie wyjść na peron.

Po wyjściu z pociągu zaczęła przedzierać się przez tłum, jednocześnie szukając kogoś wzrokiem.

Ale to ten ktoś ją znalazł. Najpierw z daleka pomachał do niej ręką, potem podszedł i pocałował ją w usta obdarzając ją jednocześnie krwisto – czerwoną różą.

- Nawet nie wiesz jak się cieszę, że cię znowu widzę – powiedział. A był to

dobrze zbudowany, krótko ostrzyżony brunet z przyciętym wąsem i brodą. Przytulił dziewczynę do siebie, wziął od niej torbę i objęci zaczęli powoli iść w stronę schodów.

- Ja też się bardzo cieszę – powiedziała dziewczyna – brakowało mi ciebie jak

lata.

- Mam nadzieję kotku, mam nadzieję.

- Przecież wiesz – powiedziała i spojrzała mu w oczy całując go w czubek

nosa – sam wiesz.

Szli tak objęci przez dworcowy peron. A dworzec ten był inny, był wielki

jak pałac kultury. Mieściło się tu o wiele więcej ludzi i sklepów, a wszystko to było otoczone z czterech stron zimnym jak lód betonem, a ludzie na dworcu wydawali się tacy mali, a przez to tak mało znaczący.

Nagle podszedł do nich ubrany na czarno chłopak.

- Cześć – słowa były wyraźnie skierowane do dziewczyny.

A ona zatrzymała się nagle i nie mogąc wydusić z siebie słowa, po prostu stała i patrzyła mu w twarz. Jeszcze tak niedawno widziała tę twarz tylko w innym mieście. Dwie i pół godziny temu całowała usta, które teraz do niej mówiły i szeptała w to schowane za włosami ucho. Ale w innym mieście, a to przecież nie to samo.

Tym razem zwrócił się do jej partnera.

- Znamy się już tak długo, a ona zachowuje się jakby mnie pierwszy raz

widziała, jakby zobaczyła ducha, a przecież jeszcze przed chwilą jechaliśmy tym samym pociągiem do tego samego miasta – powiedział to wszystko niskim, spokojnym głosem, a kończąc mówił już bardzo cicho i powoli podnosił wzrok, by spojrzeć jej w oczy.

Ona stała ze spuszczonymi rękoma i nie mówiła nic, a ludzie obok nich

uśmiechali się, rozmawiali i szli w jedną stronę, by wydostać się z dworca. Dziewczyna spuściła wzrok, a potem powoli podniosła głowę i spojrzała chłopakowi o jasnych włosach w oczy.

- Po co to zrobiłeś ? Wszystko popsułeś, wszystko, rozumiesz ?

- Tak. Rozumiem. Rozumiem to bardzo dobrze.

Dziewczyna chwyciła szybko torbę i rozpychając napotkanych na drodze

ludzi, zaczęła biec w stronę schodów. Jej ciemnowłosy partner, od początku zaskoczony tą sytuacją, spytał „ Co się tu kurwa dzieje ?!” i rzucił się za dziewczyną.

Drugi chłopak zdążył tylko krzyknąć za nim „ Goń ją, warto”. Po czym powiedział bardziej sam do siebie „ Naprawdę warto. To dobra dziewczyna.”

strzała
strzała
Opowiadanie · 25 września 2001
anonim
  • Anonimowy Użytkownik
    hhjj
    ha ha ha ha co zaaa świat

    · Zgłoś · 18 lat