Najpierw zginął płaszcz. Wtedy pomyślałem, że to efekt niedawnych porządków w szafie. Ostatnio wiele ubrań wyniosłem na strych, choć z pocałowaniem ręki czekali na nie pracownicy PCK. Operacja miłosierdzia się nie udała, gdyż musiałem wykonać plan, który nakreślił szef, dlatego od rana do rana, z miną zbitego psa (taki synonim proszącego o podwyżkę, znajdziecie go w słowniku każdego pracoholika) pracowałem ku chwale jego kieszeni.
Bałem się bałaganu, złożonego ze starych garniaków, nie tyle duchów moli, co nieporządku, a ja mam zmysł estetyczny wysoko rozwinięty, podobnie jak ten dotyczący samokontroli, jeśli wiecie o czym mówię.
Następnym strojem uważanym przeze mnie za zaginiony, był gajer, w którym miałem się wybrać na jedno z tych wyjątkowych spotkań, gdzie trzeba ocieplić własnym wizerunkiem jedno z krzeseł.
Musialem zauwazyc brak jednego z garniturów, by zwrócić się z pomocą o schwytanie złodzieja ubrań do policji. Niestety, ta kazała mi czekać 182 godziny, by każdy ze stróżów prawa chwycił za lupkę i rozbiegł się we wszystkich kierunkach niegrzecznego świata.
Zrezygnowany wyszedłem zaczerpnąć świeżego powietrza, a przy okazji z podejrzliwością godną Sherlocka Holmesa obejrzeć całą miejską rewię mody - od kroczących ma niebotycznie wysokich obcasach dojrzałych businesswoman, ubranych w żółte żakiety (na piersi jednej z nich paszczę w uśmiechu rozdziawiał Kaczor Donald), przez kuszące, czerwone spódniczki, grafitowe, męskie garnitury a la Angela Merkel, po dziewczyny w szarych mundurkach, które jak gdyby zapomniały, że czasy gimnazjum mają już za sobą (a może tak niemodnie staro wyglądały?), kończąc na facetach ubranych w zbyt wąskie ubrania, niegodne nawet kościstego ciała.
Tymczasem z oddali dobiegł mnie gwar, który niósł w sobie entuzjazm. Pocieszę się - pomyślałem smutno i udałem się w hałasowi tylko znanym kierunku.
Już z daleka zobaczyłem kłębiący się tłum i ruszające się nerwowo dłonie klakierów - dowiedziałem się od jednego z nich, że przyszli tu dla kandydata w jutrzejszych wyborach (na śmierć zapomniałem, no mówię wam, naprawdę! A czy zapomnę o jutrzejszym spotkaniu biznesowym? Sprawa dyskusyjna). Nagle domniemany wybawiciel ludu wbił się w tłum, w celach integracyjnych, z rękami w kieszeniach, pewnie by nie skalać sobie rąk obcymi ludźmi. Miał na sobie MÓJ garnitur, a nawet MOJE skarpetki, o których myślałem, że zginęły w specjalnie dla nich przygotowanym piekle, czyli w bębnie pralki. Już chciałem zaprotestować, lecz wymyśliłem inną zemstę.
Obiecałem sobie, że nigdy na niego nie zagłosuję.
Złodziej ubrań
Potisz
Potisz
Opowiadanie
·
8 czerwca 2014
-
Anonimowy UżytkownikCiekawe
-
PotiszCiekawe czy przysięga peela zostanie dotrzymana, czy cały utwór jest wart przeczytania?
-
calvadosrażą wyrazy z wielkiej w środku zdania, literówki, składnia leży
-
PotiszMówiłem Ci, że nie umiem pisać prozą :)
-
calvadospoproś kogoś o pomoc, gdy masz już pomysł na temat, o drobną korektę, pozdrawiam
-
PotiszPoprosiłem - na jednym z portali;)
-
afronautixmasz fajnom kominiarkę
-
PotiszAno, jestem łobuz ;))