Literatura

238 (opowiadanie)

Venin

 

Do: Geneviève Courageux

 

 

 

Moja ukochana Geneviève,

 

tak dawno Cię tu nie było, a u mnie tak wiele się wydarzyło. Zupełnie nie pojmuję, dlaczego już mnie nie odwiedzasz, nie piszesz, nie dzwonisz… Czy coś się stało? Wiem, że ostatnio nieco się pokłóciłyśmy, ale szczerze Cię przepraszam. Wiesz przecież, jesteś dla mnie wszystkim. Dla mnie, jesteś lepszą połową mnie samej.

 

Wiem, że ten temat Cię, kochana Geneviève, męczy lecz komu, jeśli nie Tobie, mogę się zwierzyć z ciężaru przytłaczającego moją grzeszną duszę, już dawno skazaną na potępienie w Seolu… Piekle… czy Hadesie?

 

On jest mój. Tylko mój. On należy tylko do mnie. Ale to już, najukochańsza Geneviève, wiesz. Wiesz, jaka bywam wobec niego zaborcza, zazdrosna. Ale tak naprawdę niewiele o nim Ci mówiłam. Pomyślałam, że dziś nadszedł czas, by Ci do przedstawić. Mogę? Mam nadzieję, że Ci to nie przeszkadza?

 

Gdybyś tu była, pewnie na początek spytałabyś o Jego wygląd…

 

Odbiega od mojego ideału. Wiesz przecież, że zawsze marzyłam o wysokim, niebieskookim blondynie. O nie! On to nie z tych. Ale jest piękny. Piękny jak Anioł… a może bardziej jak Upadły Anioł? Jeśli wolno mi oceniać Go po tym, co ze mną wyprawia – Upadł wieki temu… Nie jest zbyt wysoki, choć wyższy ode mnie. Myślę, że nie może mieć więcej niż coś ponad metr siedemdziesiąt. Uwielbiam też jego czarne, przydługie włosy. Zupełnie nie wiem, co mnie w nim pociąga. Może właśnie to, że tak bardzo odbiega od mojego ideału? A może ten jego zawadiacki uśmiech? Nie mam pojęcia, co On ma w sobie takiego, że kiedy patrzę w jego czekoladowe oczy, to mam wrażenie iż tonę. Tonę w oceanie bez dna! Albo wzlatuję aż po bezkres nieba. Jestem wtedy zupełnie oderwana od Ziemi. Sprawia, że tracę zmysły.  

Gdybyś tu była, potem zapytałabyś o jego charakter…
 

Jest dobry. Spytasz się, co to znaczy dobry? Jest dla mnie miły. Nie patrzy na mnie ze współczuciem, jak ci dziwni ludzie ubrani na biało, co to się kręcą po moim domu. Jest silny. Jest władczy. A przy tym taki… kochany. Opiekuńczy. Czasami nieco szalony. Jakby nie mógł się zdecydować… ale to w Nim kocham!

 

Dalej spytałabyś, jak się poznaliśmy…

 

On po prostu się pojawił pewnego dnia i już został. Zdaje się, że poznałam go… w piątek. Tak, w piątkowy wieczór. Jeden z tych, które spędzałam na zaczytywaniu się powieściami Nory Roberts oraz Danielle Steele. Tak! Dokładnie wtedy go poznałam!

 

Na początku tylko rozmawialiśmy. Tę rozmowę pamiętam jakby była wczoraj. Usiadł obok mnie na łóżku. Objął moją rękę swoimi dłońmi i spojrzał na mnie z uczuciem. Powiedział wtedy: „Dobry wieczór, Kochanie. Przepraszam, że tyle musiałaś na mnie czekać”. Słysząc ten głos i widząc te oczy, czułam, że tracę oddech, że zaraz zemdleję. A trzeba Ci wiedzieć, Geneviève, że jego głos jest… jeśli wolno mi porównać tak czysty dźwięk do czegoś tak ziemskiego… jak czekolada oblana miodem. Sama słodycz, która się rozpływa. „Ale ja… nie czekałam…”, wyszeptałam wtedy, nieco skołowana. „Oj, Piękna, zraniłaś mnie", widziałam w jego oczach, że żartuje, "przede mną nie musisz grać niedostępnej”. A wtedy pocałował mnie, a moja dusza odleciała w siną dal.

 

Potem przychodził co wieczór. I każdy wieczór był dla mnie najprzyjemniejszą częścią całej doby. Przeważnie rozmawialiśmy. Do bladego świtu. Wtedy znikał. Czasami… nie tylko rozmawialiśmy… ale przeważnie. Te rozmowy, muszę Ci najukochańsza Geneviève, była niejedno znaczne. Czasami miałam wrażenie, że On mówi o czymś, czego ja nie rozumiem.

Po miesiącu przestał znikać o świcie. Zostawał ze mną na całe dnie. Chodził ze mną do szkoły, rozpraszał mnie na lekcjach matematyki i ratował przed nudą na historii. To znaczy… znikał tylko na te momenty, gdzie przychodziłaś Ty. Nie wiem czemu! Przyrzekam, że namawiałam go, by zostawał, ale nie chciał. Mówił, że nie może… Szkoda. Gdybyś go poznała, pokochałabyś go tak, jak ja.

 

A potem kazali mi się przeprowadzić z Avignon, Tu. Nie muszę Ci chyba opisywać Tego miejsca? Przecież już tu byłaś, moja kochana Geniviève. I wtedy znów zaczął odwiedzać mnie rzadziej i rzadziej… A ja usychałam z tęsknoty za nim. Za jego głosem, ja jego oczyma… Oh! Genieviève, musiałaś być kiedyś zakochana! Przecież musisz wiedzieć jak to jest!

 

Oj! Ale ze mnie gapa! Wybacz mi to przeoczenie, Moja Przyjaciółko. Zapomniałam Ci wspomnieć, że jego imię to Axel. Jak mogłam zapomnieć o czymś tak istotnym? Ale, chyba mi to wybaczysz. Przecież znasz mnie. Bywam taka roztrzepana.

 

Tak więc, im dłużej byłam Tu, tym Axel bywał u mnie rzadziej, aż któregoś razu nie pojawił się zupełnie. Oh! Co to była za rozpacz! Ale wtedy to Ty tak często do mnie przychodziłaś i ratowałaś mnie od najgorszej z możliwych decyzji. Niejednokrotnie też, muszę Ci się przyznać, byłam bliska uwierzenia, że On już nigdy nie wróci do mnie. Jednak ostatnim razem, gdy byłam ku temu najbliższa, uratowałaś mnie Ty. Nie wiem, czy pamiętasz?

Wiem, że czułam się wtedy bardzo źle. Płakałam, płakałam i płakałam, kuląc się na łóżku i odmawiając sobie nawet jedzenia. Przyszłaś. W przeciwieństwie do mnie byłaś piękna. Ubrana w tę seksowną czarną sukienkę, na którą ja sama nie ośmieliłabym się nawet popatrzeć. Szłaś do mnie tym okropnym holem, na którym nie raz natykam się na TYCH ludzi. Ale wtedy hol był pusty, a obcasy twoich bardzo wysokich szpilek tak groźnie stukały. Tak, Ty w przeciwieństwie do mnie – zapłakanej, w piżamie, rozczochranej – byłaś piękna. Zamknęłaś za sobą drzwi, usiadłaś na krześle zakładając nogę na nogę i… O Panie! Jakże mi wstyd się do tego przyznać!... pomyślałam wtedy, że już wiem, co chłopcy w Tobie widzą, jeśli wiesz, co mam na myśli.

 

„Co Cię dręczy, Kochanie?”, spytałaś wtedy, a mnie ciarki przeszły od Twojego głosu. Nie zrozum źle, masz piękny głos, ale wtedy powiedziałaś to tak… jakby ujął to Axel… zmysłowo. A ja, wycierając rękawem piżamy łzy, odparłam zachrypnięta: „On już do mnie nie przychodzi. Przestał mnie kochać”. „Nie przestał, powiedziałaś, rzuć te pigułki, a wróci.”

Z początku się bałam. Ale kolejne dni głodu, głodu za nim. Głodu dotyku, głosu, zapachu… przekonały mnie, że muszę spróbować. O! Poszło nadzwyczaj łatwo. Jednak nie przyszedł. Więc od czterech miesięcy nie tknęłam już ani jednej pigułki. Od dwóch, On do mnie coraz częściej wraca.

 

Był też wczoraj. I właśnie dlatego piszę. – Oh! Ależ już się rozpisałam. Gdy to będziesz czytać, pewnie przyśniesz z nudów, ale proszę Cię, zrozum. Nie ma Cię tak długo, że muszę Ci tyle napisać.

 

Był u mnie w nocy, wiesz? Ale tym razem nie rozmawialiśmy wiele. Oh! My… my robiliśmy TO. Gdybyś tu była, opowiedziałabym Ci to wszystko szeptem, rumieniąc się jak dorodny pomidor i co rusz chichocząc. Ale może lepiej, że Ci to napiszę?

 

Pojawił się, ledwo zgaszono światła. Siedział na parapecie i tylko światła z zewnątrz oświetlały jego sylwetkę. „Stęskniłem się, Piękna”, zamruczał, zeskakując z okna i podchodząc do mnie. „Nie jestem piękna”, zaprzeczyłam, wiedząc jak koszmarnie wyglądałam. Axel jednak nie odpowiedział, podszedł do mnie, pochylił się nade mną i pocałował. Nie miałam jak zaprzeczyć. A z resztą, wątpię, czy nawet gdybym miała jak, czy bym to zrobiła. Nie, nie zrobiłabym tego. Wskoczył na łóżko, zawisając nade mną na rękach.

 

„Kochaj się ze mną”, pamiętam, jak opętana pożądaniem, wyszeptałam mu to w usta.

Zerwał ze mnie koszulkę nocną. Proszę, nie pytaj się mnie kochana Geniviève, kiedy on pozbył się własnych ciuchów. Błądziłam zdrętwiałymi palcami po jego torsie i plecach, wzdychając co rusz, gdy całował moją szyję, mój dekolt… nie przytomniej jęczałam, gdy pieścił moje piersi.

 

(Oh, Genieviève! Nawet nie wiesz, jak bardzo się cieszę, że to właśnie Axel był moim pierwszym chłopcem… Był taki czuły, taki delikatny. Wiem, w tym właśnie momencie, wywracasz oczyma. Wiem, wszystko wiem. Ty wolisz władczych i nieco brutalnych. Tyle razy mi to mówiłaś, że twoje… preferencje… znam równie dobrze, jak zdrowaśkę.)

Pocałunkami zszedł z moich piersi, nabrzmiałych z pożądania i wciąż złaknionych pieszczot, po brzuchu do TEGO miejsca. - Wybacz mi tę… pruderyjność… jeszcze nie umiem tak jak ty, mówić otwarcie o… seksie… - Chyba krzyczałam. Musiałam krzyczeć. Było mi tak dobrze! O jeny! Na pewno krzyczałam!

 

A potem… oh… potem kochaliśmy się do białego świtu. Wypróbowaliśmy pozycje, jakich sobie nawet nie wyobrażałam. Axel tyle razy doprowadził mnie go raju, że na pewno musiał być kiedyś Aniołem. Kochaliśmy raz czule i powoli… innym razem… tak, jak lubisz Ty. I wiesz co? Już wiem, czemu tak lubisz?

 

(… jakich dostałam wypieków! Nawet pisanie o tym, jest takie… wstydliwe!...)

 

Rano, gdy się obudziłam, jego nie było… Tak, znów nadszedł czas, kiedy pojawia się tylko nocami. Ale mam nadzieję, że teraz te noce będą lepsze… jeśli wiesz, co mam na myśli.

 

Twoja Rachel,

XOXO

 

Od: Rachel Timide,

Rezydentki pokoju 238

 

 

 

Kiedy Geniviève Courageux to czytała, śmiać jej się chciało. Jej kochana, głupiutka Rachel. Jednak… dla Geneviève Rachel także była lepszą połówką. Naprawdę, szczerze i z całego serca żałowała, że nie może jej częściej odwiedzać. Jednak istniały pewne komplikacje, których tak łatwo nie dało się obejść.

 

W tym momencie drzwi do pokoju otworzyły się szeroko. Stanęło w nich dwóch mężczyzn w białych ubraniach. Pieprzeni pielęgniarze, pomyślała Geneviève.

- Rachel, doktor Chartier cię oczekuje… Chciały porozmawiać o… Axelu…

Dziewczyna podniosła na nich wzrok. Siedząc w szpitalnej piżamie, zakładała nogę na nogę, wypychając do przodu biust.

- Czy wy jesteście ślepi, czy głupi? – spytała ozięble. – Rachel to nie ja! Do cholery jasnej! Czemu wy mnie z nią mylicie?! Rozmawiacie, do kurwy nędzy z Geneviève! Co ja i ona mamy takiego wspólnego, że nie potraficie mnie od niej rozróżnić?!

 

Pielęgniarze spojrzeli się po sobie porozumiewawczo…


niczego sobie 1 głos
Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować i oceniać teksty
Zaloguj się Nie masz konta?   Zarejestruj się
Ata
Ata 7 lipca 2014, 11:56
"Jeden z tych, które spędzałam na zaczytywałam się powieściami Nory Roberts",
i to w jednym cudzysłowie, a zdaje się że dany chłopak nie wypowiedział wszystkich tych słów: " „Oj, Piękna, zraniłaś mnie, widziałam w jego oczach, że żartuje, przede mną nie musisz grać niedostępnej”." - generalnie nie byłam w stanie przebrnąć przez całość.

Ok, pomysł jest ale pomyśl nad dopracowaniem /płynnością, stylistyką, błędami -szczegółami/
Venin
Venin 7 lipca 2014, 12:34
Dziękuję za konstruktywny komentarz, aczkolwiek uważam, że jeśli nie przeczytałaś całości nie powinnaś się wypowiadać.
Ata
Ata 7 lipca 2014, 17:13
Raczej powinnam, daję Ci sygnał że opowiadanie nie porywa, to cenna wiadomość.. masz szansę popracować nad tekstem aby to zmienić.

/Poza tym opowiadań o podobnej tematyce jest tysiące.. nie zaskoczyłeś/aś mnie, czytelnik od razu wpada na trop ośrodka psychiatrycznego./

Tymczasem pozostawiam Cię z myślą uznanego pisarza opowiadań E. E. Schmitt'a:
"Opowiadanie jest szkicem powieści, powieścią z której wykreślono wszystko, co zbędne. Ten wymagający gatunek nie wybacza zdrady. O ile powieść można traktować trochę jak graciarnię, o tyle nie jest to możliwe w przypadku opowiadania. Trzeba dokładnie odmierzyć przestrzeń przeznaczoną na opis, na dialogi, na rozwój wydarzeń. Najmniejszy błąd w budowie utworu jest od razu widoczny. Upodobania też".

pozdrawiam serdecznie :)
Venin
Venin 9 lipca 2014, 18:52
/Poza tym opowiadań o podobnej tematyce jest tysiące.. nie zaskoczyłeś/aś mnie, czytelnik od razu wpada na trop ośrodka psychiatrycznego./
- zapewne popełniłaś jedynie literówkę i na pewno chciałaś napisać "są tysiące" :) Przecież jesteś osobą o bogatym doświadczeniu literackim, zapewne także jesteś uznaną pisarką cenioną na całym świecie, która w jawny sposób może krytykować amatorów.
Co z tego że tego jest pełno? świeże pomysły skończyły się pół wieku temu. A może pochwalisz się czymś swoim? Jestem bardzo ciekawa jak pisze taka obeznana w temacie osoba.
Cytować łatwo, a sama się tego trzymasz? :)

Gorące pozdrowienia :D
calvados
calvados 10 lipca 2014, 20:13
Przybrnęłam przez cały tekst, w pewnym stopniu zatrzymuje, ale brakuje mi warsztatu, skasuj imiesłowy na początku zdania. Mój poprzedni komentarz skasowano, nieważne to w zasadzie, pracuj nad warsztatem, ot...
Marcin Sierszyński
Marcin Sierszyński 1 sierpnia 2014, 17:22
Właściwie to początek jest mylący, bo wszyscy mogą pomyśleć, że to styl autora/autorki. Tymczasem to oczywiście styl podmiotu piszącego list. Podmiotu rozdwojonego na dodatek.

Może gdyby był jakiś wstęp do tego dzieła epistolarnego, wprowadzenie do sytuacji osoby piszącej, byłby suspens w puencie. I łatwiej można byłoby zrozumieć ten późniejszy styl.

Mimo kilku problemów z interpunkcją tekst jest jak najbardziej wartościowy. I smutny.

Warto akapity porozdzielać enterami, jako że nie ma tu możliwości użycia tabulatora. Lepiej czyta się podzielony tekst. Widzisz? :)
Ata
Ata 14 sierpnia 2014, 18:12
Oceniać tekst mogą wszyscy nie tylko cenieni literaci.. bo nie pisze się dla nich /albo nie tylko dla nich/. warto doceniać wszelką krytykę, choć nie na ślepo /sam autor wybiera z niej co mu potrzebne/. Jednak "bicie się" z niepochlebnymi komentarzami pokazuje przerost ego autora /niestety/.

Fakt, popełniłam błąd w komentarzu /umiem się do tego przyznać/.
Zaś odpowiadając na zaczepkę:
opowiadania to nie moja bajka, lepiej się czuję w krótszej formie, teksty są u mnie w profilu, zapraszam.
przysłano: 7 lipca 2014 (historia)

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką prywatności.
Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce.

Zgłoś obraźliwą treść

Uzasadnij swoje zgłoszenie.

wpisz wiadomość

współpraca