Dzikie zwierzę

Jakub Mateja

Daleko od ludzkich siedzib przyszła na świat Miłość. Była słaba, niewinna, bezbronna i przerażona otaczającym ją światem. A świat ten nie był dla niej dobry. Długo tułała się po bezdrożach, żywiąc się padliną i najróżniejszym robactwem, zanim trafiła w rejony zamieszkane przez ludzi. Ale pierwsi ludzie, jakich napotkała byli dla niej równie źli, jak dzikie zwierzęta w lasach. Zobaczywszy Miłość bili ją, kopali i gwałcili. Ludzie byli nawet gorsi od zwierząt. Znali oni bowiem bardziej wyszukane sposoby zadawania bólu, a na dodatek czerpali z tego przyjemność. A gdy bicie, kopanie i gwałcenie już im się znudziło, przeganiali ją, zakrwawioną i oszpeconą, śmiejąc się i grożąc co z nią zrobią następnym razem.

Źle było Miłości wśród ludzi.

Raz jednak, idąc przez las, usłyszała głosy, a choć nie było wątpliwości, że źródłem ich są ludzkie usta, brzmiały one łagodnie i przyjaźnie. Zastraszona Miłość podeszła bliżej.

Na polanie koło gościńca siedzieli mężczyzna i kobieta. Kobieta, dostrzegłszy Miłość, pociągnęła swego towarzysza za rękaw i powiedziała:

- Popatrz, o tam, koło zarośli. Co to może być?

- Jakieś dziwne stworzenie. – odparł mężczyzna, - Nigdy wcześniej czegoś takiego nie widziałem.

- Chyba jest ranne. Spójrz, kuleję. – a potem, zwracając się w stronę Miłości, dodała czule: - Chodź do mnie, nie bój się, chodź maleństwo, przecież nic ci nie zrobimy.

I Podeszła Miłość do kobiety.

Kobieta przytuliła ją do serca.

- Musimy się nim zaopiekować. – powiedziała, - jest ranne, a w tych lasach czai się wiele niebezpieczeństw.

- Nie wiem, co to za zwierzę, ale nie wygląda na groźne, - rzekł mężczyzna. - Niech więc tak będzie.

Zabrali przeto Miłość i ruszyli w dalszą drogę.

Z czasem bardzo się do niej przywiązali. Leczyli jej rany, pielęgnowali ją, a gdy już była zupełnie zdrowa, dostrzegli całe jej piękno. Było im bardzo dobrze. Za pokarm i bezpieczeństwo Miłość odwdzięczała się im ufnością i przywiązaniem. Gdy jednak nieco dorosła, zaczęła gdzieś znikać. Początkowo na krótko, tak że mężczyzna i kobieta nawet nie zauważali, że jej przy nich nie ma, ale z czasem okresy jej nieobecności coraz bardziej się przedłużały.

- To normalne, - tłumaczył mężczyzna, - instynkty się w nim budzą. Nie zapominaj, że to dzikie zwierzę. Kiedyś może już w ogóle nie wrócić.

- Och, na pewno wróci, poczekaj, przecież troszczyliśmy się o nie, musiało się do nas przywiązać.

Kobieta miała racje. Miłość zawsze wracała, ale nie była ona już tym słabym, bezbronnym stworzeniem, jako które została niegdyś przygarnięta. Urosła i nauczyła się bronić. Niekiedy wracała brudna i zakrwawiona, a nie była to już jej krew, lecz krew innych stworzeń. Umiała się nie tylko bronić, ale także całkiem skutecznie atakować.

Jej drobne ząbki wydłużyły się i wyostrzyły. Jej futerko zgęstniało i stało się bardziej szorstkie, a na głowie zaczęły wyrastać ledwo widoczne rogi.

- Już czas, by poszło swoją drogą. Ono już nas nie potrzebuję. – przekonywał mężczyzna, ale kobieta nie chciała słuchać.

Wierzyła, że stworzenie, któremu poświęciła tyle czułości pozostanie z nimi na zawsze.

Tymczasem Miłość osiągnęła już pełną dojrzałość. Minęło tyle czasu, odkąd została przygarnięta, że zapomniała, jak ją leczono i pielęgnowano. Zapomniała o swej tułaczce i strachu w jakim żyła, gdy nikt się o nią nie troszczył.

Zapomniała też o dobroci, jakiej doznała.

Nie różniła się już od innych dzikich zwierząt.

Pewnej nocy, gdy mężczyzna i kobieta spali, Miłość rzuciła się na nich i zagryzła na śmierć.

Koniec

Jakub Mateja
Jakub Mateja
Opowiadanie · 13 września 2001
anonim