Źle było Miłości wśród ludzi.
Raz jednak, idąc przez las, usłyszała głosy, a choć nie było wątpliwości, że źródłem ich są ludzkie usta, brzmiały one łagodnie i przyjaźnie. Zastraszona Miłość podeszła bliżej.
Na polanie koło gościńca siedzieli mężczyzna i kobieta. Kobieta, dostrzegłszy Miłość, pociągnęła swego towarzysza za rękaw i powiedziała:
- Popatrz, o tam, koło zarośli. Co to może być?
- Jakieś dziwne stworzenie. – odparł mężczyzna, - Nigdy wcześniej czegoś takiego nie widziałem.
- Chyba jest ranne. Spójrz, kuleję. – a potem, zwracając się w stronę Miłości, dodała czule: - Chodź do mnie, nie bój się, chodź maleństwo, przecież nic ci nie zrobimy.
I Podeszła Miłość do kobiety.
Kobieta przytuliła ją do serca.
- Musimy się nim zaopiekować. – powiedziała, - jest ranne, a w tych lasach czai się wiele niebezpieczeństw.
- Nie wiem, co to za zwierzę, ale nie wygląda na groźne, - rzekł mężczyzna. - Niech więc tak będzie.
Zabrali przeto Miłość i ruszyli w dalszą drogę.
Z czasem bardzo się do niej przywiązali. Leczyli jej rany, pielęgnowali ją, a gdy już była zupełnie zdrowa, dostrzegli całe jej piękno. Było im bardzo dobrze. Za pokarm i bezpieczeństwo Miłość odwdzięczała się im ufnością i przywiązaniem. Gdy jednak nieco dorosła, zaczęła gdzieś znikać. Początkowo na krótko, tak że mężczyzna i kobieta nawet nie zauważali, że jej przy nich nie ma, ale z czasem okresy jej nieobecności coraz bardziej się przedłużały.
- To normalne, - tłumaczył mężczyzna, - instynkty się w nim budzą. Nie zapominaj, że to dzikie zwierzę. Kiedyś może już w ogóle nie wrócić.
- Och, na pewno wróci, poczekaj, przecież troszczyliśmy się o nie, musiało się do nas przywiązać.
Kobieta miała racje. Miłość zawsze wracała, ale nie była ona już tym słabym, bezbronnym stworzeniem, jako które została niegdyś przygarnięta. Urosła i nauczyła się bronić. Niekiedy wracała brudna i zakrwawiona, a nie była to już jej krew, lecz krew innych stworzeń. Umiała się nie tylko bronić, ale także całkiem skutecznie atakować.
Jej drobne ząbki wydłużyły się i wyostrzyły. Jej futerko zgęstniało i stało się bardziej szorstkie, a na głowie zaczęły wyrastać ledwo widoczne rogi.
- Już czas, by poszło swoją drogą. Ono już nas nie potrzebuję. – przekonywał mężczyzna, ale kobieta nie chciała słuchać.
Wierzyła, że stworzenie, któremu poświęciła tyle czułości pozostanie z nimi na zawsze.
Tymczasem Miłość osiągnęła już pełną dojrzałość. Minęło tyle czasu, odkąd została przygarnięta, że zapomniała, jak ją leczono i pielęgnowano. Zapomniała o swej tułaczce i strachu w jakim żyła, gdy nikt się o nią nie troszczył.
Zapomniała też o dobroci, jakiej doznała.
Nie różniła się już od innych dzikich zwierząt.
Pewnej nocy, gdy mężczyzna i kobieta spali, Miłość rzuciła się na nich i zagryzła na śmierć.
Koniec