Obudził go smak podłogi, gorzki i nieprzyjemny. Zimny beton. Lekko otworzył oczy, wciąż z twarzą na posadzce. Oślepiła go jasność pomieszczenia, mimo iż brak źródła światła. Źle to ocenił, przeszklone drzwi, to dzięki nim jest jasno, dodatkowo biel ścian, a ponadto stan chłopaka. Powoli podniósł się na kolana, ciężko mu to przyszło… Wsparł się na rękach, podjął próbę powstania na równe nogi. Upadł… Przez chwilę rozgląda się, przed sobą ma drzwi, jedna ściana, druga… pięć! Pokój w formie pięciokąta, cały na biało, oprócz tego drzwi, brak okien oraz czegokolwiek innego. Pustka! Nagle dostrzegł coś jeszcze… właściwie to kogoś. Facet leży kilka kroków od niego. Poderwało do chłopaka w mgnieniu oka. Natychmiast rzucił się do ucieczki, nagły napływ sił sprawił że walił mocno w drzwi. Kopał, uderzał pięściami, a następnie chciał wywarzyć sobie drogę do wyjścia. Niestety każda próba opuszczenia pomieszczenia kończyła się fiaskiem. Wycieńczony padł oparty o jedyną drogę ewakuacji z pokoju.
Na imię ma Janek, chłopak drobnej budowy, średniego wzrostu o ciemnych, krótkich włosach. Ubrany w dżinsowe spodnie, buty sportowe oraz niebieską koszulkę polo z krótkim rękawem. Sprawiał wrażenie silnego, pewnego siebie młodzieńca. Jednak w tej chwili serce waliło mu niczym młot pneumatyczny, a na czole pojawiły się plamki potu. Ogarnął go paniczny strach. W jego głowie jedno pytanie goniło drugie, zaś to drugie rodziło kolejne i następne. ‘Skąd ja się tu wziąłem? Co się działo wieczorem i później w nocy? Gdzie ja jestem? Czemu jest tu zamknięte? Gdzie okno? I kim do cholery jest ten gościu pod ścianą?’ Mnóstwo zagadek i… zero rozwiązań. A ból głowy i mięśni wcale nie pomagają…
Janek nieco już uspokojony zaczął grzebać w swej pamięci. Jednak przychodzi mu to z trudem, więc może jaki mamy dzień tygodnia? Sobota… Niedziela… Chyba jakaś impreza się odbyła. Chwila, ostatnie wspomnienie! Nic… Chłopak wstał i wyciągnął obie ręce w górę, dzięki temu rozprostował kości. Usłyszał trzask w plecach i nagle znów szybko zbliżył się do drzwi. Kierowała nim obawa, ponieważ dźwięki wydane przez rozciąganie mogły zbudzić obcego, nieprzytomnego faceta. No właśnie! ‘Kto to kurwa jest?’ Momentalnie przez umysł Janka przebiegło kilka myśli. ‘Ćpun, menel, zboczeniec? Cholera go wie?’ Postanowił sprawdzić stan swojego ciała. Żadnych zadrapań, otarć… siniaków nie ma, śladów po strzykawkach także. ‘Dupa nie boli, uff…’ Chłopak ponownie rozejrzał się po pokoju. Nic tu nie ma, dosłownie nic, co mogłoby służyć jako broń przed napastnikiem. Pozostaje czekać…
Siedzi na podłodze i wpatruje się w nieznajomego. Dorosły gościu, ubrany jak człowiek, a nie jak żul. Janek nie widział twarzy mężczyzny, toteż ciężko określić ile ma lat. Co charakterystyczne? Długie włosy, do ramion, poza tym - przetłuszczone, czarne. Niezbyt wysoki, co teraz widać dobrze, bo kiedy chłopak zauważył go za pierwszym razem, to miał wrażenie iż jest ogromny. Wówczas jednak był w głębokim szoku i jedyne czego pragnął to znaleźć się jak najdalej stąd. Ciągle tego chce, lecz mając zamkniętą drogę oraz żadnych zajęć… Obserwuje… ‘Hej, a jeśli ten facet jest martwy?’ Dotychczas tego nie brał pod uwagę. Uderzył plecami o drzwi. Sparaliżował go strach, poczuł zimno w dłoniach. Teraz na prawdziwy problem. Gdyby teraz ktoś ich znalazł tutaj razem? Jak wytłumaczyć taką sytuację, kto mu uwierzy kiedy on sam nie wie w jaki sposób znalazł się w tym pomieszczeniu?
‘Zaraz. Trzeba sprawdzić oddech gościa albo puls’. Janek zebrał się w sobie, na drżących nogach zbliżał się powoli do mężczyzny. Przykucnął ostrożnie i wyciągnął dłoń w kierunku głowy nieznajomego. Milimetry przed karkiem nieprzytomnego mężczyzny zatrzymał rękę, zawahał się. Nagle ‘trup’ podniósł swoje ciało wspierając jego ciężar na rękach. Wyprostowany stanął przed Jankiem, ten w końcu miał okazję zobaczyć twarz mężczyzny. Oblicze naznaczone bruzdami, w oczy rzucają się krzaczaste brwi o włosy sięgające do ramion, a długa grzywka zasłania mu wzrok. Zaś usta niewzruszone, podejrzanie nieruchome, bez wyrazu - sztywne. Ten obraz przeraził chłopca, momentalnie zbladł, upadł na plecy. Z przerażeniem patrzył na nieznajomego przeczuwając czarny scenariusz, jaki go czeka. Łzy napłynęły mu do oczu, nie był w stanie nic powiedzieć. Tymczasem to ów ‘koszmar’ przemówił niski głosem:
- Już ci lepiej? Jak się czujesz? Wczoraj twój stan był fatalny…
- Gdzie ja… jestem? - powiedział niepewnie. - Czemu mnie tu zamknąłeś? Błagam! Wypuść mnie!
- Nie denerwuj się Janie - w głosie nieznajomego te słowa zabrzmiały niezwykle ciepło, wręcz uspokajająco. - Zapomniałeś… Cóż… Niecodziennie podejmuje się taką decyzję.
- Że co? Coś ty mi zrobił? Naćpałeś mnie, dosypałeś jakiegoś gówna do wódy?! O co tutaj chodzi? - chłopak wsparł się na łokciach i odsunął od faceta, który przerażał go coraz bardziej.
- Skądże znowu, za kogo ty mnie masz? Nie jestem starym dewiantem ani bezdomnym. Ocenianie człowieka po pozorach jest bardzo prymitywne. Poza tym to ty chciałeś pomocy, ty mnie zaczepiłeś - na twarzy nieznajomego pojawił się lekki uśmiech. Sięgnął po kieszeni spodni.
- Co robisz?! - krzyknął Janek.
- Poznajesz? - w dłoni trzymał fragment liny. - Ty mi to dałeś Janie, chciałeś mojej pomocy.
- Mów konkretnie! Co się wczoraj wydarzyło?! - ponownie krzyknął. - Dość tego, kurwa! Bo zacznę się wydzierać!
- Już to robisz, pomaga? Poczekajmy, być może kogoś to zainteresuje. Pomogę ci… Na pomoc! Pali się! Czy nikt mnie nie uwolni?! - teatralnym gestem nastawił ucho w kierunki szklanych drzwi. - Hmm… Cicho.
- Gdzie mój fon? - mówiąc to szukał komórki w kieszeniach. - Oddawaj telefon, dziwaku!
- Nie jestem złodziejem, przypominam że to ty chciałeś abym rozwiązał twój problem. Naprawdę zapomniałeś… jak to możliwe?
- Mam to w dupie! Wypuść mnie, już!
- Mógłbym, ale… - zawiesił głos. - Czy interesuje cię… jaka była twoja prośba?
- Nie! Chcę wyjść! - odpowiedział stanowczo, już nabrał odwagi w stosunku do nieznajomego.
- Ech… No dobrze… - z tylnej kieszeni wyciągnął klucz i rzucił do Janka. - Łap!
Chłopak chciał złapać ów lecący klucz do ’wolności’, niestety odbił się on od wyciągniętej odruchowo dłoni. Niewielki kluczyk upadł na podłogę. Janek spojrzał na mężczyznę, a ten wskazał mu wzrokiem zgubę. Młodzieniec pospiesznie, na czworaka, ruszył w kierunku klucza. Mając go w rękach wstał, następnie podbiegł do drzwi i nerwowo starał się wcelować w zamek.
- Spokojnie Janie, bo sobie krzywdę zrobisz. Właśnie o to mnie prosiłeś!
- Co?! - zdziwił się chłopak. - Co powiedziałeś?! - odwrócił się do nieznajomego zaintrygowany.
- Twoim życzeniem była śmierć. Pragnąłeś abym cię zabił. - powiedział poważnym, niskim głosem.
- Niemożliwe, pierdolisz pan!
- Na początku też nie mogłem w to uwierzyć. Lecz byłeś zdeterminowany, widziałem to w twoich oczach, wczoraj…
- Możesz mi to opowiedzieć. Od początku, proszę…
Wczorajszej nocy spacerowałem przyglądając się niebu. Mam do szczęście, że od kilku dni jest bezchmurne, więc wyraźnie widać gwiazdy oraz Księżyc. Ludzie mają różne zainteresowania, jedni zbierają znaczki, inni śledzą wydarzenia sportowe, są i tacy oglądający dzieła malarskie, np. Kossaka. A ja? Mnie fascynuje niebo, od najmłodszych lat wpatruję się w obraz nad naszymi głowami. Nie potrafię wytłumaczyć dlaczego, ponieważ sam mam z tym problem. No… może nie problem, ale zagadkę. Po prostu tak jest. To trochę jak z miłością, niewiadomo do końca czemu się pojawia, lecz jest i nie chce odejść. Niektórym może się to wydawać monotonne, przecież gwiaździste niebo jest takie samo co noc. Jednak ja kocham oglądać niebo po zmroku, uwielbiam blask Księżyca, gwiazd. Rzadko, chociaż zdarza się, zauważę inny obiekt. Kometa! Widziałem dwa razy komety. Lata temu będąc na północy Europy obserwowałem zorzę polarną. Niezwykły spektakl dla oczu, w ogóle dla zmysłów. Fascynujące przeżycie, musisz tego doświadczyć Janie.
Zapytałeś mnie co miało miejsce. Jak już wspominałem byłem zajęty niebem. Spacerowałem po parku. Oczywiście od czasu do czasu rozglądałem się dookoła, tak abym wiedział gdzie aktualnie jestem. Dostrzegłem postać, jakieś pięć metrów przede mną. Młody człowiek, chwiejący się na nogach, stały przy drzewie. Z powodu dzielącej nas odległości i słabego światła nie wiedziałem co trzyma w dłoniach ów chłopak. Jednak miałem pewność, iż ma coś przy sobie. Tym młodzieńcem byłeś ty Janie. Kiedy stanąłem obok ciebie to nawet mnie nie dostrzegłeś. Za to ja odkryłem co trzymałeś w rękach. Sznur, ten sam który teraz mam ja.
xxx
- Moment… chcesz mi powiedzieć, że planowałem… Nic nie pamiętam, kompletnie nic! - przerwał chłopiec. - Powstrzymałeś mnie? - zapytał z nadzieja w głosie.
- Skoro rozmawiamy, to tak! - uśmiechnął się. - Mówić dalej?
- Tak, mów…
xxx
Jak słusznie zauważyłeś próbowałeś dokonać samobójstwa. Nie mogłem ci na to pozwolić, zatem odebrałem ci tenże sznur. Dopiero wówczas dowiedziałeś się o moim istnieniu. Byłeś zdezorientowany. Twój wzrok błądził niczym biały człowiek w afrykańskiej dżungli. Drgałeś, wyczułem alkohol, ciężko złapać kontakt z osobą w takim stanie. Mimo to powiedziałem:
- Co ty wyprawiasz?
- Gówno! Oddawaj!
- Nie mogę.
- Że co? To jest moje, oddaj! - otrzeźwiałeś nieco.
- Chcesz się zabić? Dlaczego?
- Odwal się. Pomógłbyś lepiej, a nie… Co cię to obchodzi, kim jesteś?!
- Słuchaj, nie znam cię. Ty mnie też nie. Cokolwiek sprawiło, że masz zamiar się zabić nie jest tego warte. Nie rób tego. Jak ci na imię?
- …
- Ja jestem Tomasz, właściwie to Tomek. A ty? - przedstawiłem się, a w twoich oczach zobaczyłem łzy. - Spokojnie nie mam złych zamiarów, chcę ci pomóc. Zawsze jest jakieś wyjście, zaś ty planujesz najgorsze. Samobójstwo to akt tchórzostwa, to ucieczka i poddanie się. Nie wolno tak postępować, rozumiesz?
- …
- Chłopcze… Co się dzieje? Opowiedz mi, postaram się jak mogę aby ci pomóc. - kontynuowałem wątek, jednak z twojej twarzy płynął tylko smutek oraz rezygnacja. Aż nagle…
- Janek… tak się nazywam.
- Miło poznać, choć okoliczności są dość ponure, nieprawdaż? Jaki masz problem, Janie?
- Ech… - machnąłeś ręką. - Nikomu o tym nie mówiłem. To… nie mogę!
- Gryzie cię jakieś paskudztwo, widać to wyraźnie. Opowiedz mi o tym, naprawdę poczujesz się lepiej. Nie duś tego, cokolwiek to jest, w sobie.
- Czy… jest pan księdzem?
- Nie. Ot, zwykły człowiek. Można rzec normalny - uśmiechnąłem się a i ty odpowiedziałeś tym samym gestem.
- Załóżmy że powiem o co chodzi. Da pan słowo honoru? Prawdziwe słowo honoru! Nikt inny nie powinien wiedzieć o tej sprawie, jasne? - spoważniałeś wypowiadając to zdanie, zdumiewające jak szybko zmienił ci się nastrój.
- Dobrze, przyrzekam. To co mi przekażesz pozostanie wyłącznie między nami. Cenię szczerość, jestem godny zaufania. Zresztą… spójrz na mnie. Kto uwierzyłby komuś takiemu jak ja?
- W porządku. Widzi pan… to wydarzyło się kilka dni temu. Łaziłem z kumplami po centrum handlowym. W jednym ze sklepów zauważyłem koszulkę. Naprawdę zajebista! Wzory - takie jak lubię, kolory też. No i marka - wiadomo! Tylko ta cena… 175 złotych. - westchnąłeś ciężko. - Niedługo potem wróciłem do domu. Poprosiłem rodziców o kasę, ale oni mnie wyśmiali. Zna pan pewnie te teksty. ‘Ja w twoim wieku nie chodziłem w ciuchach za dwie stówy!’ Albo: ‘Odbiło ci?! Myślisz że forsa rośnie na drzewach?!’
- Rodzice mieli rację Janie. To duży wydatek jak na koszulkę.
- Tak teraz wiem, ale wtedy… to do mnie nie docierało. W każdym razie bardzo chciałem ją mieć, koszulkę. Oryginał! Postanowiłem zdobyć pieniądze sam. Ale do pracy? No jak… musiał być prostszy sposób. Następnego dnia siedziałem na lekcji matematyki. Nauczycielka miała super telefon, ze wszystkimi bajerami. Rozumie pan?
- Poniekąd…
- No… Jakbym go zwinął i opylił to akurat miałbym kasę na koszulę! I jeszcze zostałoby na coś ekstra. - ożywiłeś się nagle. - Lekcja się skończyła. Nauczycielka…
- Jak się nazywa? - wtrąciłem.
- Eeee… Kosińska. Pani Zofia Kosińska. Ścierała tablicę, a myśmy wychodzili z klasy. Specjalnie wychodziłem ostatni, przede mną kumpel mnie nieco zasłonił. Idealna okazja i… gwizdnąłem jej tą komórę. W ogóle się nie zorientowała.
- Do czasu, w końcu kiedy skończyła z tablicą…
- Tak, tak. Ale… Nie wiedziała kto jest za to odpowiedzialny. Poza tym najgorsze było to, co wydarzyło się później. Nie chodzi o kradzież. Wyrzuciłem kartę sim! I to dało początek tragedii.
Historia jaką skrywał Janek może okazać się niewiarygodna, ale cóż… Przez to że telefon pani Zofii został skradziony, nie mogła go odebrać. Wyrzucona karta sim z komórki równa się brak możliwości kontaktu także ze złodziejem, który ewentualnie - choć to bez sensu - mógłby odpowiedzieć. Co się wydarzyło? Otóż syn pani Kosińskiej został sam w domu. Dwunastoletni chłopiec poczuł dziwny zapach, chciał zadzwonić do mamy i ją o tym poinformować. Próbował wielokrotnie… Ta nieznana dziecku woń to gaz, który zaczął się ulatniać. Chłopiec zmarł na skutek zaczadzenia. Młody, bardzo młody człowiek, przed którym całe życie zamknęło się jednego popołudnia. Zrozpaczona matka do dziś nie wie kto ukradł jej telefon…
- Kiedy się o tym dowiedziałem - kontynuowałeś. - Coś we mnie pękło, a że byłem w domu… - zawiesiłeś głos. - Ech… Rozpłakałem się!
- Myślisz że gdybyś nie ukradł telefonu to dzieciak by przeżył? Tego nie wiadomo.
- Na pewno szansa byłaby większa! To ja jestem temu winny. Nikt inny! Męczy mnie ta sytuacja. Nie zasługuję na to aby żyć, rozumie to pan - spojrzałeś na mnie zrezygnowany.
- Dlatego zapytałeś czy jestem księdzem? Chciałeś rozgrzeszenia? A może potwierdzenia, że czynisz słusznie? Śmierć za śmierć?
- Sam nie wiem… To byłoby sprawiedliwe!
- W myśl zasady: oko za oko, ząb za ząb? Jedno życie za drugie życie? Mylisz się! - podniosłem głos. - Twoje samobójstwo uczyni coś z goła odwrotnego. Pomyślałeś o swoich rodzicach? - zapytałem stanowczo.
- Nie… o tym nie myślałem.
- No właśnie Janie! Popadną w rozpacz, stracą syna. Z pewnością cię kochają. Zrobiłeś głupstwo - to fakt. A teraz chcesz zrobić kolejne, tylko tym razem nieodwracalne i ostateczne. Muszę to powiedzieć, jesteś samolubny!
- …
- Tak, właśnie tak! - wskazałem na ciebie palcem. - Koniecznie chciałeś zdobyć pieniądze na pożądaną koszulę, nie patrzyłeś na konsekwencje. Ukradłeś telefon! Jak sam stwierdziłeś przez to zmarł syn nauczycielki. Niby chcesz się ukarać, a tak naprawdę uczynisz przykrość własnej rodzinie. Ludzi którzy cię kochają i troszczą się o ciebie. Jesteś dla nich najważniejszy. Każdy rodzic patrzy w ten sposób na swoje dziecko. Ponadto jesteś owocem ich miłości. Zaprzepaścisz to wszystko? Weź się w garść i nie bądź egoistą.
- Co powinienem zrobić? Jestem bezradny.
- Posłuchaj… Jest późno, odpocznij. Oddaj ten telefon, wytłumacz się pani Kosińskiej.
- Nie! Jak ja spojrzę jej w oczy? Ona mnie zabije!
- Aż tak źle nie będzie. Jeśli się nie przyznasz to sumienie nie da ci spać, rozumiesz?
- Muszę to przemyśleć… - spuściłeś głowę.
- Janie, spójrz na mnie - podniosłeś wzrok. - To jest konieczne, zrób to dla własnego dobra.
xxx
Chłopak powoli wszystko sobie przypomniał. Mimo to zrobił wielkie oczy patrząc na Tomka. Jednak wiedział, iż usłyszana historia jest prawdziwa. Nie chciał nic mówić, stał i tylko patrzył się na mężczyznę. Poczuł zimno, chłód wypełniał wnętrze jego ciała. Do tego ból, straszny i przeszywający, jakby paraliż. Jedyne czego pragnął w tej chwili to zniknąć. Po prostu nie istnieć, uniknąć odpowiedzialności za swój czyn. Żałował tego co zrobił, ale nie jest gotów ponieść konsekwencji. Jest w kropce, całkowicie bezsilny wobec problemu, który go przerasta. Aż nagle otrząsnął się, zmarszczył brwi i zapytał:
- Moment! To wciąż nie wyjaśnia jak się tu znalazłem. Co to za miejsce?! - wykrzyczał Janek. - Zamknąłeś mnie abym się nie zabił, czy masz inny plan, zboczeńcu?! Często porywasz młodych chłopaków? Odpowiadaj! - zażądał stanowczo.
Tymczasem Tomek nie odezwał się ani słowem. Jedynie patrzył na Janka odchylając lekko głowę na prawy bok. W końcu zupełnie niespodziewanie pchnął mocno i zdecydowanie chłopaka na drzwi. Młodzieniec wypadł przez nie tłukąc sobie łokieć. Dopiero po chwili spostrzegł, iż znalazł się na imprezie wśród znajomych. Uszy wypełniła Jankowi głośna muzyka, poczuł zapach alkoholu, ale najdziwniejsze było to skąd wyleciał przez drzwi. W miejscu gdzie był przetrzymywany stała otwarta trzydrzwiowa szafa na ubrania. Nie mógł w to uwierzyć.
- Ej! Gdzieś ty się podziewał ośle?! - zawołał ktoś.
- Właśnie, pół nocy cię szukaliśmy. A ty w szafie? Przecież to twoje urodziny!
- Jemu już nie polewać! Ha, ha, ha!
- Oj tam! - powiedział Janek. - Szukałem czegoś, tam nie ma! Chociaż… chwila…
Jubilat zajrzał do szafy, miał przeczucie iż znajdzie prawdę. Odchylił drzwi, a tam wisiało kilka bluz, koszul, spodni. Normalna szafa, nic nadzwyczajnego. To tylko głupi sen, co najwyżej halucynacje wywołane przez alkohol. Całe szczęście - pomyślał z ulgą.
- A walić to! Chodźmy się napić, noc jest jeszcze młoda, gdzie moje szkło?! Albo nie! Walimy z gwinta, co nie?! - krzyknął Janek.
- A jak! - odpowiedzieli znajomi.
Goście wraz z gospodarzem ruszyli w poszukiwaniu wódki, piwa a może i wina. Zostawili szafę w spokoju, jednak ona ma swoje tajemnice. Pomiędzy ubraniami tkwi coś jeszcze. Mała rzecz od której wszystko się zaczęło. W tylnej kieszeni dżinsowych spodni. Lina…
Rozpisałam się, ale chciałam tylko pomóc. Mam nadzieję, że Pan się nie obrazi za te krytyczne uwagi. :) Pozdrawiam.