Fontanna

Michalina Małgorzata

p; Siadaliśmy na ławce i wpatrywaliśmy się godzinami w fontannę, tak jakby był to najlepszy film, jaki kiedykolwiek widzieliśmy. Było to dla nas czymś w rodzaju terapii. Patrzyliśmy tak długo, aż robiło się nam zimno. Szum wody zdawał się być najciekawszą rozmową, jaką bez skrępowania podsłuchiwaliśmy. Potem wracaliśmy do codzienności. Do monotonii, stresu, brudu i śmierdzącego dworca.

Przychodziło tam też wielu innych ludzi. Każdy był na swój sposób zafascynowany fontanną. Wieczorami można było oglądać zmieniające się kolory strumieni. Nasz ulubiony był w chłodnych barwach, odcieniach zieleni, błękitu, turkusu. Najlepsze było przechodzenie różu poprzez czerwień aż do fioletu. W ważniejsze święta były czerwone światła przemieszane z białym. Kiedy barwy migały powieki stawały się ciężkie, aż w końcu nadchodziła senność. Zimą fontanna była zakrywana, ale i tak tam przychodziliśmy. Wówczas na podeście stawiali choinkę i świąteczne ozdoby. W sumie był to dobry pomysł na dekorację podczas  mrozów. Od początku grudnia do końca lutego oglądaliśmy jednostajnie świecące lampki pozawieszane na iglastych gałęziach.Choć tak naprawdę odliczaliśmy dni do wiosny kiedy wpuszczą wodę.Woleliśmy terapię odbywającą się podczas letnich seansów, ponieważ była wtedy znacznie skuteczniejsza. A może po prostu bardziej jej potrzebowaliśmy w tamtym okresie.

              Co wieczór fontanna odgrywała swój spektakl, a my patrzyliśmy jak zahipnotyzowani. Pewnego razu przyszła jakaś duża rodzina z dziećmi. Robili sobie zdjęcia. Stawiali kolejno każde dziecko na murku. Przytrzymywali za rękę, aby nie wpadło do wody. Wyginali w pokracznych pozach swe ciała i uśmiechali się. Pamiętam, że nawet poczuliśmy się tym rozdrażnieni. Ponieważ później coś w nich wstąpiło. Jakby doznali szału i zaczęli wymachiwać swymi kończynami i biegać dookoła naszej fontanny. Dotykali wody i na siłę wpychali do niej swe dzieci. A te z kolei śmiały się i płakały na zmianę. Gonili się, aż ktoś poślizgnął się na mokrej płycie, zmoczył swe ubranie. Krzyknął i stwierdził, że to koniec.

Kiedy ów rodzina odeszła pozostawiła po sobie tylko wielkie kałuże, które nie chciały wyschnąć z kamiennej posadzki. Zazwyczaj siadaliśmy na ławce pod magnolią. Stamtąd był najlepszy widok na fontannę. Gdy mocniej zawiał wiatr, to najbliższy jej strumień ochlapywał przechodniów. Obowiązywał zakaz kąpieli, dlatego ludzie wrzucali do niej grosze na szczęście. Nie każdy mógł, ponieważ fontanna miała swojego stróża. Naprawdę! Teren musiał być gdzieś monitorowany. Ktoś codziennie wyłączał ją punktualnie o 23.30. Nie raz spóźnialiśmy się. Byliśmy wtedy nieco zdenerwowani, a może bardziej źli na siebie samych. Odczuwaliśmy jakąś dziwną frustrację. Z żalem odchodziliśmy do domu.

Późnymi godzinami przychodziła tam rozbawiona młodzież, ale w obliczu fontanny zachowywali się dziwnie spokojnie. Popołudniami przesiadywali tam zakochani, zaś rankiem urzędnicy.Czasem zaglądali tam znudzeni ludzie, którzy czekali na autobus.

Raz postanowiliśmy pochwalić się tym miejscem naszym znajomym. Przeszliśmy cały park, aby tam dotrzeć.

             Był to trudny okres. A problemy niemalże wydawały się być bez wyjścia.Terapia trwała przez rok... Nauczyliśmy się samoleczenia. Wchodzenia w stan hipnotyczny, uspokajania negatywnych emocji, bycia obok, pozwalania na to, aby wydarzenia naturalnie wydarzały się. Szczerego patrzenia na siebie z dystansu i na innych ludzi.

A fontanna wzburzała się, tryskała, unosiła swe wodne bicze. Oblewała wszystko dookoła. Brudziła pofarbowaną wodą ubrania. Zdawała się być wodospadem. Pojedyncze, pulsujące strumienie strzelały w powietrze  pieniąc się niczym gigantyczny wytrysk. Fale zabierały i wciągały na dno. Czerwone światła rozgrzewały od wewnątrz. Turkus zaś ziębił i powodował gęsią skórkę. Agresywna pomarańcz parzyła w dłonie. Powstawały silne prądy rzeczne. Woda rozlewała się, huczała i bulgotała. W końcu, jak gejzer uderzyła z niepohamowaną siłą. Wystrzeliła, uniosła się niczym tsunami bryzgając wszystkimi kolorami świata.

Michalina Małgorzata
Michalina Małgorzata
Opowiadanie · 15 października 2014
anonim
  • Cyjanek Z.W.C. vel En.El
    Pierwszy akapit super.

    Niektóre zdania do przebudowy, np. : "Dlatego, że zmieniała ona kolory"
    "Powodowało to senność."

    · Zgłoś · 10 lat
  • Michalina Małgorzata
    Dziękuję za przeczytanie mojego tekstu oraz za uwagi. Wiem, że robię błędy szczególnie od strony "formalnej". Postaram się je skorygować. I proszę o więcej korekt.

    Czy mogę teraz nanieść poprawki bezpośrednio na ten tekst ?

    · Zgłoś · 10 lat
  • xminutka
    Kurcze, chaos i to nie kontrolowany. Koniec powinien być gdzieś bliżej początku, bo jest wrażenie braku końca a w jego miejsce powrotu do początkowych prób opisu zjawiska. Fajnym pomysłem jest sama terapia, ale trzeba doszlifować ten pomysł, bo to się nie domyka, rozumiesz, rozłazi. I opis rodziny. Nie żeby był mocno przegadany, ale trudno się domyślić dlaczego jest w opowiadaniu i dlaczego właśnie w tym miejscu. Jeśli chciałaś podkreślić emocje, to nie wyszło.
    Zastanów się, co jest dla Ciebie najważniejsze w tym tekście, co chcesz podkreślić i uwypuklić. To powinno Ci pomóc go uporządkować. Pozdrawiam

    · Zgłoś · 10 lat
  • Michalina Małgorzata
    "I opis rodziny. Nie żeby był mocno przegadany, ale trudno się domyślić dlaczego jest w opowiadaniu i dlaczego właśnie w tym miejscu."

    A więc...opis rodziny- to prowadzone obserwacje, nauka pozwolenia "na wydarzanie się tego co ma się wydarzyć". Bycia świadkiem, pewnej medytacji, stania z boku i nie włączania się do działania, braku interwencji. Bycia. Porzucenia emocji.

    "Jeśli chciałaś podkreślić emocje, to nie wyszło".

    Także jak wyżej pisałam chodzi o odrzucenie jakichkolwiek emocji:). Podkreślenie tego, że one przychodzą i odchodzą z naszej świadomości.
    Jak i wszystkie inne rzeczy wydarzające się dookoła fontanny. Nie miałam na myśli podkreślania emocji wręcz przeciwnie.

    Natomiast koniec jest celowo zamierzony tzn. nazwijmy to wybuchem Big Bang czy czymś w rodzaju oczyszczenia. Wybuch fontanny oznacza otwarcie się i wyrzucenie z siebie tego co było poddawane ów terapii. Eksplozja wewnętrzna, psychiczne przełamanie się, po której jak po każdym chaosie następuje porządek. Oznacza to pozytywny wynik terapii.

    Rozumiem, że może być to trudne do zinterpretowania. Bo niemalże wszystko jest jakby metaforą, bardzo intymną. Bardzo się cieszę i dziękuję za uwagi oraz czas poświęcony na przeczytanie tekstu.

    Naniosłam poprawki do zdań uwzględnionych przez
    Cyjanek Z.W.C. vel En.El. Jeżeli nie można nanosić poprawek to prosiłabym, aby mnie oświecić:).

    · Zgłoś · 10 lat
  • Michalina Małgorzata
    Czekam na komentarze...

    · Zgłoś · 10 lat
Usunięto 1 komentarz