Samotność przytłacza, a szczególnie w wieczory, kiedy siedzisz sama, a Twój mózg postanawia nadmiernie myśleć. Jestem przyzwyczajona do samotności. W znoszonym dresie, bez cyckonosza mogę poczuć się wolna. Od pewnego czasu nie lubię już ludzi. Nie obchodzą mnie już ich przypuszczenia. Czuję się, jak przesunięta w czasie. Nie potrafię normalnie funkcjonować, gdy mam za dużo myśli, a proces przeobrażania się brzydko ładnych ludzi nadal trwa. Tysiące z dziesiątek tysięcy przykleja, wkleja, przestawia, słodzi lub zmienia za dużo. Kiedyś miałam smutne i samolubne marzenie być chorą i umrzeć, lecz moja śmierć nie zmieniła by świata, co najwyżej mogłabym zostać świętą lub zapisaną na wieczność na papierze jako wspaniała, przesłodzona dziewczyna, która dzielnie walczyła, ale umarła. Jakie to kurwa piękne, ale zapomnienie zawsze będzie nam towarzyszyło. Po prostu, pewnego dnia ktoś zapomni nas znów wkleić do swojego życia.
Nareszcie ktoś pisze w prosty sposób, bez pseudozagadkowości! Ogólny bilans, do wypracowania.