staruszek (cz.II)

simple_man

Starzec oderwał wzrok od tekstu, który miał przed oczami. Trzęsącymi się rękoma zamknął stary i mocno już podniszczony zeszyt, po czym odłożył go na stolik. Wpatrywał się nieobecnym, zamyślonym wzrokiem w okno. 
Po policzkach zaczęły mu spływać pierwsze łzy, po nich popłynęły następne. 
Starzec siedział nieruchomo, nie zdając sobie sprawy z tego, że płacze. Łzy spływały mu po pomarszczonych policzkach, kapiąc na niezmienianą od dłuższego czasu koszulę. Wspomnienia zalały go tak potężną falą, że znajdował się teraz w stanie podobnym do snu. Przed oczami przesuwały mu się obrazy z przeszłości, niektóre tak piękne, że na jego zapłakanej twarzy od czasu do czasu pojawiał się uśmiech. 
Śmiał się przez łzy – zrezygnowanym, smutnym uśmiechem starego, opuszczonego człowieka. Zawsze obawiał się starości, nie tyle samego jej faktu, ile jej przeżywania w samotności, kiedy człowiek nie ma się do kogo odezwać, uśmiechnąć. Wiele razy o tym myślał i zawsze dochodził do wniosku, że jest to tylko i wyłącznie jego wina. 
Chciał być wolnym człowiekiem, bez zobowiązań, żyć nie musząc o nikogo dbać ani o nikogo się troszczyć, móc robić to, na co ma się ochotę. 
Ale (jak miał się przekonać później) nie ma nic za darmo. 
Był wolnym człowiekiem, ale zapłacił za to wysoką cenę. 
Bardzo wysoką. 
Za bycie wolnym człowiekiem zapłacił samotnością. 
W pewnym momencie, z przesuwających mu się ciągle przed oczami wspomnień, wyłoniła się twarz. Była to twarz młodego człowieka. 
Młodzieńca – jak się dawniej mówiło.
 
 
 
Młody człowiek klęczał pod drzwiami. Ręce miał złożone jak do modlitwy, twarz skupioną, poważną. Tylko jego oczy zdradzały, że jest o krok od wybuchnięcia śmiechem. Odważnym, spontanicznym śmiechem młodego człowieka. 
Było mu wesoło, bo próbował sobie wyobrazić, co może czuć stary dziadek, kiedy się go przestraszy dla żartu. Jedyne co przychodziło mu na myśl to, że dziadek dostaje zawału, albo, że sra ze strachu w majtki. 
Możliwość, że kiedyś też może być stary, zniedołężniały i będzie się bał każdego obcego człowieka, z którym przyjdzie mu rozmawiać, nie istniała dla niego.
 
 
 
...dobiegły go odgłosy walenia w drzwi pięściami i krótkie, przerywane wybuchy piskliwego śmiechu. Staruszek zamarł w komicznym bezruchu, wyglądając jak człowiek, który za chwilę zostanie odwieziony na cmentarz i złożony na wieczny spoczynek. 
Przez chwilę jego serce – które resztką sił starało się pracować – przestało bić. 
Ale już po chwili wróciło do pracy, leniwie wybijając swój nierównomierny rytm. 
Odgłosy dobiegające zza drzwi ucichły. 
Panowała złowroga cisza.
Cisza przed burzą.
Staruszek odsapnął i postanowił uciąć sobie drzemkę. 
A co mi tam – pomyślał – Może będę miał szczęście i się nie obudzę. Nareszcie będę miał święty spokój.
Uśmiechnął się kwaśno, jakby nie do końca przekonany, że chce już umierać, po czym przyrzekł sobie, że będzie się strzegł swojego dowcipkowania o śmierci. Żadnych żartów o śmierci – szczególnie własnej. 
Zasnął, uspokoiwszy swoje sumienie, pochrapując od czasu do czasu i charcząc przez nos. Nie śnił o niczym, ostatnio rzadko kiedy śnił, a nawet jeśli mu się to zdarzyło, to i tak nigdy nie mógł sobie przypomnieć co było jego treścią. Zresztą, był nawet zadowolony, bo przesypiał w spokoju całą noc. 
Spał snem człowieka, który całym swoim życiem zasłużył sobie na to, by móc na starość spokojnie się wyspać. Bez żadnych majaków, koszmarów i innych przerażających sennych wizji.

 

simple_man
simple_man
Opowiadanie · 17 listopada 2014
anonim