staruszek (cz.IV)

simple_man

Oho, córeczka - pomyślał staruszek, zdecydowany zostać w domu i nigdzie nie iść, ale ponieważ nie miał ochoty kłócić się z nią, postanowił, że schowa się w szafie. Dzwonek zadźwięczał po raz kolejny, tym razem dłużej i staruszek stwierdził, że nie ma chwili do stracenia. Zamknął cicho drzwi do łazienki, wpełzł czym prędzej do szafy stojącej w rogu jego sypialni i skulił się tam, wytężając słuch. Oczywiście drzwi nie stanowiły dla jego córki żadnej przeszkody, miała zapasowy klucz, a dzwoniła dlatego, że pewnie nie chciało jej się grzebać w torebce i go szukać. 
Niestety będziesz musiała, córeczko. Tatuś zamknął się w szafie i nie przyjmuje gości.
Staruszek parsknął śmiechem, ale szybko się zmiarkował i uspokoił. Musiał teraz zachować absolutną ciszę, za chwilę wszystko się wyjaśni. Zastygł w bezruchu, mając świadomość, że ważą się jego losy i każdy najmniejszy ruch, każdy najlżejszy szmer może go zdradzić. Dzwonek zadźwięczał po raz trzeci, tym razem krótko, a po nim rozległ się zgrzyt przekręcanego w zamku klucza i gniewne pomrukiwania jego córki. Zamknęła za sobą drzwi, przeszła do kuchni, staruszek dokładnie słyszał jej kroki, stukot butów na obcasach.
-  Tato? Jesteś tu? - staruszek słyszał w jej głosie niepewność i coś jeszcze, chyba była przestraszona. 
Przeszła do pokoju dziennego, zatrzymała się (staruszek ze swojego stanowiska słyszał wszystko doskonale), po czym sądząc po odgłosach weszła do łazienki. 
-  Tato? - jej głos był teraz bardzo nerwowy, żeby nie powiedzieć przerażony i nie wiedzieć czemu, staruszek poczuł się nagle bardzo uradowany.
Sprawdź sypialnię, córeczko. Tatuś odszedł na zawsze. Umarł we śnie, z rozdziawioną gębą. 
Staruszek wyobraził sobie siebie, leżącego na łóżku. Wyobraził sobie własnego trupa i minę córki, oraz jej reakcję na ten zgoła niecodzienny widok. Ale teraz cisza. Staruszek starał się nie oddychać, ponieważ była teraz w sypialni. Jej głos był tak wyraźny, że staruszek chcąc nie chcąc zaniepokoił się. Zaczynał się pocić, a serce zaczęło mu szybciej bić. 
-  Tato? Jesteś tu? Tato? - powtarzała raz po raz, krążąc nerwowo po pokoju. Była teraz naprawdę przerażona i staruszkowi zrobiło się jej trochę żal. Martwiła się o niego. Wzruszające. 
-  Tato? Tato! - sądząc po natężeniu jej głosu, stała tuż obok szafy. Staruszek jeszcze bardziej skulił się w sobie, modląc się w duchu o to, żeby już sobie poszła i dała mu spokój. 
-  Tato! Tato! - krzyczała teraz przeraźliwie, wwiercając mu się w uszy tym krzykiem. Zaczęła go boleć głowa. Zamknął oczy, zacisnął szczęki i starał się przezwyciężyć ból, pocieszając się w duchu, że za chwilę jego córka sobie pójdzie; pójdzie sobie, a wtedy będzie miał spokój. Musi wytrzymać, nie ma innej rady, ale ileż można. 
Miał wrażenie, że jego głowa za chwilę eksploduje. Boże, ten wrzask, ten okropny wrzask.
-  Tato! Taatoo!
Staruszek zakrywał dłońmi uszy, ale na niewiele się to zdawało. Zdecydował, że jeśli to potrwa jeszcze kilka sekund, to wyjdzie, powie, że zwariował, schował się w szafie, klęknie przed nią i będzie błagał o przebaczenie. Zrobi wszystko, byle tylko przestała krzyczeć. I właśnie wtedy kiedy był zdecydowany wyjść, przyznać się przed samym sobą do porażki, krzyk ucichł. 
Jeszcze przez chwilę rozlegały się kroki, głośny stukot obcasów, kiedy chodziła po parkiecie, i przytłumione odgłosy, kiedy wchodziła na dywan. Później jej kroki zaczęły się oddalać, usłyszał trzaśnięcie drzwiami, świadczące o tym, jak bardzo była wściekła, i klucz przekręcający się w zamku.
Zaległa cisza. Cudowna cisza. Po wrzaskach jakie wyprawiała tutaj jego córka, ta cisza była jak muzyka, uspokajająca, delikatna i cudowna. Nie spodziewał się, że jego córka potrafi tak głośno i przeraźliwie krzyczeć, i teraz nawet trochę ją za to podziwiał, choć nie miał ochoty już tego powtarzać. Na samą myśl o tym, jego ciało pokryło się gęsią skórką. Wolałby już być przypiekany ogniem niż musieć słuchać tego przerażającego, nieludzkiego wrzasku. Swoją drogą, ciekawe co też ona sobie teraz myśli. Musi znaleźć jakieś sensowne wytłumaczenie, bo na pewno będzie się dopytywała gdzie był, będzie mu robiła wyrzuty, że jest nieodpowiedzialny, że nie szanuje rodziny. 
Staruszek powoli wygramolił się z szafy. Poruszał się z trudem, ostrożnie rozmasowywał ścierpnięte miejsca na swoim ciele. Bolały go mięśnie, strzykało w kręgosłupie, a w głowie czuł nieprzyjemne pulsowanie. Skierował się powolnym krokiem do kuchni, sięgnął do szafki wiszącej tuż obok okna, wyjął tabletki od bólu głowy i z dwoma pastylkami na dłoni poszedł do pokoju. Na stoliku, obok gazety (którą codziennie kupował, choć tak naprawdę nie wiedział po co, ponieważ nigdy nie dowiedział się z niej niczego ciekawego), stała szklanka do połowy wypełniona wodą mineralną. Przełknął tabletki, popił wodą i położył się na kanapie, zadowolony z tego, czego dzisiaj dokonał. 
Zbuntował się. 
Napełniało go to dumą, czuł, że nareszcie zrobił coś wartościowego. Był zadowolony i odprężony. Ból głowy zaczynał mu już przechodzić, tabletki działały. Jego myśli robiły się coraz bardziej leniwe, rozluźnił się i zasnął.
 
 
 
 
[Nic już nie będzie takie, jak wcześniej. Stary porządek został zburzony i wszystko stało się możliwe. Przed staruszkiem otwierał się teraz zupełnie nowy świat. Świat nieograniczonych możliwości. Droga do wolności stanęła otworem. Staruszek czuł, że wstąpiły w niego nowe siły, tak potężne, że stały się prawie namacalne. Otaczała go teraz aura, staruszek tonął w blasku własnej chwały i dzikości, którą z siebie wyzwolił, a o której istnieniu nie zdawał sobie dotąd sprawy. Rozpierała go energia. Co prawda nie wiedział jeszcze w jaki sposób mógłby spożytkować te siły, ale na razie wystarczała mu świadomość własnej mocy - rozkoszował się nią i upajał. Czuł się pewniejszy siebie i zdecydował, że od teraz nikt mu nie będzie mówił, co ma robić. W końcu to on jest panem własnego losu. Jak się to komuś nie podoba, to niech się od niego - łagodnie mówiąc - odwali. Zdanie innych przestało się dla niego liczyć. Będzie robił to na co ma ochotę i nikogo to nie powinno obchodzić. Każdy niech pilnuje własnego nosa. Kiedy teraz się zastanawiał nad tym, jak dotychczas wyglądało jego życie, doszedł do wniosku, że było przeraźliwie nudne i bezbarwne. 
Jak to się mogło stać? 
Dlaczego pozwalał by inni decydowali za niego, jak mógł się im tak podporządkować? To było poniżające. Traktowali go jak kogoś, kto się zatrzymał w rozwoju. Być może rzeczywiście przestał się rozwijać z chwilą, kiedy po raz pierwszy pozwolił komuś zadecydować o własnym życiu. Ale koniec z tym. Tamto życie należało już do przeszłości. Zaczynał się za to nowy czas, dziki i wyzwolony, bez żadnych zasad, praw i ograniczeń. Czas by robić to na co ma się ochotę, a to co sądzą o tym inni, nie ma żadnego znaczenia. Koniec z leżeniem cały dzień przed telewizorem, koniec z oszczędzaniem siebie. Trzeba żyć intensywnie, żyć pełnią życia, czerpać pełnymi garściami, przeżywać moc doznań i wrażeń, balansować na granicy życia i śmierci. 
Staruszek uśmiechnął się diabelsko...]
 
 
 
 
Po pierwsze – czystość i porządek.
Po drugie – mieć zasady i twardo bronić własnego zdania.
Po trzecie – starać się nie popełniać błędów i stwarzać pozory „człowieka z klasą”.
Po czwarte – sprawić by ludzie nabrali do mnie szacunku i przestali uważać mnie za totalnego nieudacznika.
Po piąte – wszystkie chwyty dozwolone – byleby skopać komuś tyłek i pokazać, że ze mną nie ma żartów.
Po szóste – wszystko zmierza do tego, żebym nareszcie poczuł się pełnowartościowym Człowiekiem.
simple_man
simple_man
Opowiadanie · 23 listopada 2014
anonim