Zielona szkoła

Johanna

 

Zielona szkoła

 

-Ruszamy!-zakrzyknęło jednocześnie kilkanaścioro dziewcząt i chłopców. Po sprawdzeniu listy, odczytaniu regulaminu i podpisaniu go przez wszystkich uczniów klas 4e i 4b rozległo się miłe dla ucha "brum, brum, brum". Szkoła została w tyle. Góry czekały.

 Emilka rozsiadła się w fotelu, zrelaksowana i pogodna. Nie miała, jak niektórzy, Reisefieber, nie zastanawiała się gorączkowo, czy wszystko wzięła, nie taszczyła tuzina niepotrzebnych rzeczy na wszelki wypadek, nie płakała za domem ani też nie zachowywała się jak nadpobudliwe dziecko, które rodzice stracili z oczu, bo  taką już miała naturę-do wszystkiego podchodziła z dystansem, spokojem i pogodą ducha.

   Patrzyła  na piękne widoki, przesuwające się przed jej oczyma, podjadając orzeszki laskowe w czekoladzie, którymi częstowała ją Madzia, słuchając rozmowy swoich sąsiadek z autobusu i od czasu do czasu się do niej włączając. Omawiany był ostatni odcinek serialu oglądanego przez dziewczyny i olewanego przez Emilkę. Nagle Ewka wrzasnęła:

-Zagrajmy w "prawda czy wyzwanie"!

Dziewczyny ożywiły się. Była to bardzo modna gra. Pierwsza była Iza i wybrała "prawdę" . Ewka nie zdołała wymyślić oryginalniejszego pytania niż:

-Który chłopak ci się podoba?

Po Izie widać było, że nie chce tak łatwo wyjawiać tajemnicy, a jednocześnie pała chęcią zwierzeń. Ewa zaś, chcąc ułatwić jej zadanie, wymieniała po kolei imiona wszystkich chłopaków z klasy.

-Mateusz?

-Nie.

-Adaś?

-Nie.

-Rafał?

-Nie.

-Krystian?

I tutaj Iza milczała wymownie.

 

Co do Emilki, chłopcy nie interesowali jej w najmniejszym stopniu. Uważała ich za gorszą i głupszą płeć, łobuzów, kłamczuchów i tchórzy.

 

***

 

Po jakimś czasie był postój, co dla pracowników stacji benzynowej oznaczało pełne ręce roboty. Wrzeszczące dzieciaki rzuciły się do półek, biorąc z nich co popadnie, jakby nie miały dosyć jedzenia w plecakach. Do kasy ustawiały się gigantyczne kolejki. Wychowawczynie musiały mieć oczy dookoła głowy. Jedna z nich co chwila liczyła dzieci ("i znowu wychodzą ułamki", zażartowała Emilka), druga tłumaczyła kilku chłopcom, że płyn do chłodnic to nie jest duży Powerade, mimo podobnego koloru. Jedna dziewczynka głośnym wrzaskiem próbowała udowodnić drugiej, że ta wyjadła jej całe chipsy i musi odkupić, na co druga nie mniej głośno kontrargumentowała, że tylko się poczęstowała. Ktoś z całej siły walił w drzwi toalety, usiłując przyśpieszyć przebiegający wewnątrz proces.

 

A kiedy zakończono wszystkie potrzebne procesy, dzieciaki ponownie rozsiadły się w fotelach. Błyskotliwe i oryginalne pytanie Ewki rozpoczęło lawinę płaczliwych zwierzeń.

-Ja...go...tak...ko...cham...a...on...ma...mnie...gdzieś!- łkała Izka.

-Dlaczego sądzisz, że ma cię gdzieś?- zapytała Emilka, pełna współczucia i pobłażania.

-Boo... Ona siedziała w kiblu... a...on... na...nią...cze...kał!!!- Iza rozpłakała się na dobre.

-Skąd wiesz, że na nią?- pytała dalej Emilka.

-Stał pod kiblem!!!- jęknęła Iza.

-Może chciało mu się siku...- mruknęła Madzia bez przekonania.

-On był już po- szepnęła poufnie Ewa,.

-No to może na jakiegoś kolegę czekał?- wtrąciła rozsądna Emilka.

-No... to...co...!?- kwiliła Iza.- Myślicie... że nie widzę... jak...on...na...nią...pat...rzył!?

Ukryła głowę w dłoniach i całkowicie oddała się przyjemności lania łez.

Tę prawie-że-ciszę przerwał wrzask, dochodzący z końca autobusu.

Już po chwili pani Błaszczyk uspokajała rozhisteryzowaną Lidkę i próbowała wyciągnąć z niej powód takiej rozpaczy.

-Mój plecak zniknął!!!- krzyczała Lidka .- Na pewno zostawiłam go na stacji! Moje pieniądze! Telefon! Wszystko!!!

Podeszła do niej Emilka.

-Przypomnij sobie, gdzie go ostatnio widziałaś. - powiedziała uspokajająco.

Tymczasem pani Błaszczyk przeprowadzała dochodzenie wśród młodzieży.

-Kto widział jej plecak? I gdzie?

Chłopcy z końca autobusu rozłożyli ręce, a ich miny wyrażały-ich zdaniem-zdumienie i niewinność. Ale uwadze Emilki nie uszło, że Mateusz wykonał gest, jakby wpychał coś nogą pod fotel.

Wyciągnęła z kieszeni swoją wierną Motorolę C200 i wybrała numer koleżanki. Tak jak przypuszczała, spod siedzenia dobiegła melodyjka. Sięgnęła pod fotel i triumfalnie wydobyła spod niego plecak.

Lidka szlochała nadal, z ulgi i emocji. Jednak to nie była ostatnia atrakcja dnia owego. Kiedy otworzyła plecak, ze środka wyskoczyła żaba. Prawie-że-ciszę rozdarł nowy wrzask, a następnie głośny śmiech.

-Musimy ją wypuścić- powiedziała Emilka. -Najlepiej jak najszybciej. A ty przesiądź się do nas.

I Lidka usiadła razem z Madzią i Emilką.

Emilka w głębi duszy przyznała, że koleżanka zachowała się jak panikara i wykazała kompletny brak domyślności. Jednak kobieca solidarność nie pozwoliła jej wypowiedzieć tego głośno. Skłoniła ją jednak do objęcia Lidki ramieniem i wypowiedzenia słów:

-To oznacza zemstę.

 

***

Mózgiem akcji została Emilka.

Czy istniała lepsza okazja do wypróbowania swoich zdolności przywódczych? Dziewczynka błyskawicznie opracowała zarys planu i sporządziła w głowie listę potrzebnych zakupów. Na postoju szybko i sprawnie przeprowadziła składkę, niemalże wszystkie potrzebne rzeczy zostały zakupione. Po niektóre trzeba się będzie wymknąć z pensjonatu.

Dzieci dotarły do pensjonatu i wtaszczyły swoje rzeczy po schodach. Przechodzący obok Lidki chłopcy piszczeli "Ach, gdzie mój plecak!?" lub naśladowali żabę. Dziewczyny patrzyły na nich, myśląc: "Jeszcze nie wiecie, co was czeka w nocy!"

Czas przeznaczony na rozpakowanie się Emilka przeznaczyła na rozpoznanie terenu. Rozejrzała się po pensjonacie, wemknęła się do kuchni, pod wymyślonymi pretekstami zaglądała do pokojów chłopaków, by zorientować się, kto gdzie śpi, lub podpytywała o to nauczycielki. Następnie oznajmiła koleżankom, że idzie kupić sznurek. Wzięła ze sobą Madzię, która miała dobrą orientację przestrzenną, by przypadkiem się nie zgubić. Na szczęście do miasteczka było blisko. Nikt nie zauważy ich nieobecności.

-Ale co będzie, jak nas zauważą? Dostaniemy ochrzan!- niepokoiła się Madzia.

Emilka, jak to ona, była dobrej myśli. Nic im nie będzie, a jeśli nawet ktoś się ich uczepi, to przynajmniej będzie się coś działo.

Dotarły do ogrodniczego.

-Dzień dobry, poproszę dwadzieścia metrów sznurka- powiedziała z miłym uśmiechem Emilka.

-Eee... a jakiej grubości?- zapytała ekspedientka.

-Cienki, musimy związać paru chłopaków.

Madzia zdziwiła się, że Emilka mówi o tym tak wprost, ale pani za ladą popatrzyła na dziewczynkę z wyraźną sympatią i gratis dorzuciła żyłkę.

Madzia była pod wrażeniem.

***

-Jak to dobrze, że już wróciłyście! Zaraz kolacja!- przywitała je Iza.-Już się bałam, że was przyuważą.

-Ale tak wymykać się poza teren...- zrobiła wielkie oczy Lidka.

Emilka wzruszyła ramionami. Dla niej to nie nowość. A jej siostra, Ania, ilekroć pojechała na wycieczkę, zawsze wymykała się z ośrodka. Dla zasady.

Po kolacji większość dzieci poszła grać w siatkówkę, ale Emilka stanowczo namawiała koleżanki do zostania w pokoju.

-Chcecie zemsty, musimy mieć plan.

Wyciągnęła notatnik.

-Patrzcie, w pokoju 23 mieszkają Mateusz, Adaś, Kuba i Rafał. Dwa pokoje dalej są Krystian, Janek i jakiś chłopak z 4b, nie wiem jak mu tam. Przy nich musimy uważać, bo na końcu korytarza mieszkają nauczycielki. Inni są na trzecim piętrze, w pokojach 35 i 36. Z tym, że obok jest sala z telewizorem, ale raczej nikt nie będzie tam siedział. -powiedziała, kreśląc koślawą mapę.- A teraz zróbmy przegląd ekwipunku.

Na jednym z łóżek położyły sznurek, żyłkę, podprowadzony z kuchni olej i bułkę tartą, nożyczki, latarki, butelkę wody, drut, farbki i mazaki, a nawet kilka pudełek kolorowej, gluciastej substancji, nie wiedzieć po co i na co sprzedawanej na straganach.

-Nastawiam budzik na trzecią w nocy. Tylko jeśli któraś zacznie marudzić, że nie idzie, łeb ukręcę.

-No co ty!- zapaliła się Ewka.- Idziemy! Idziemy! Trzeba im zrobić kawał!- wyśpiewywała, tańcząc po całym pokoju.

-Dobra. Ty idziesz z Izą i Magdą. Ja z Lidką. Wiecie, co macie robić.

 

***

Kiedy budzik zadzwonił, Emilka szybko go wyłączyła, po czym obudziła koleżanki. Po chwili wszystkie stały już w ciemnych ubraniach, z ekwipunkiem, w pełnej gotowości bojowej. Ewa wpadła na rozsądny pomysł, by pozakrywać twarze pociętymi czarnymi rajstopami, jednak nikt takich nie miał. Ruszyły.

***

Emilka obiema rękami nacisnęła klamkę, uchyliła drzwi i przez chwilę nasłuchiwała. Nie było słychać nic poza oddechami chłopców, którzy spali jak zabici po długiej grze w siatkę i gadaniu do późna w nocy. Wraz z Lidką weszły do pokoju. Nauczycielki zakazały zamykania się na noc na klucz, a ci rozrabiacy musieli się do tego zastosować, gdyż ich przypilnowały. Tym lepiej dla dziewcząt.

Emilka wzięła się za Rafała. Wyciągnęła sznurek i przywiązała jego ręce i nogi do łóżka, po czym markerem domalowała mu wąsy i piegi. Miała nawet ochotę użyć szminki i cieni do powiek, ale bała się, że to go obudzi. Obok łóżka stały buty. Dziewczynka nalała do nich glutowatej substancji, po czym powtórzyła operację na Kubie.

Lidka wcierała we włosy Mateusza olej. Kiedy poruszył się, dziewczyny się skuliły i zgasiły latarki, ale chłopak się nie obudził. Po chwili go związały. Obok stały adidasy. Dziewczyny nasypały do nich bułki tartej i przeszły do Adama.

Emilka uniosła jego kołdrę i, ledwo powstrzymując śmiech, nalała mu do łóżka wody. Ale koledzy będą się śmiali! Kolejną atrakcją był gustowny makijaż i olej w butach. Wycofując się, rozpięły tuż nad podłogą żyłkę, zaczepiając ją o nogi mebli. Zapowiada się bliskie spotkanie z glebą! Grozi to zwłaszcza Adamowi, który nosi okulary i na pewno jej nie zauważy. Oczywiście, kiedy już się oswobodzi.

Lidka wzięła leżący na szafce klucz i po wyjściu z pokoju zamknęła chłopaków.

Odetchnęły z ulgą i zaczęły chichotać.

***

Reszta dziewczyn rozbrajała trzecie piętro.

Chłopcy zamknęli się na klucz. Iza wyciągnęła z kieszeni drucik, mając zamiar otworzyć nim drzwi, ale Ewa wpadła na inny pomysł.

Po chwili wszystkie były na dole.

W recepcji znajdowało się okienko z pionowo przesuwanym skrzydłem. Ewa otworzyła je, po czym wślizgnęła się do środka i pożyczyła odpowiednie klucze. Bez problemu otworzyły drzwi.

Wraz z Magdą zajęły się chłopakami, zaś Izka zamknęła się w szafie. Madzia malowała im włosy farbkami i rysowała na twarzach brzydkie symbole, Ewa dosypywała do butów po szczypcie bułki tartej. Będzie swędziało! Mocną taśmą przykleiły kołdry do łóżek. Nie omieszkały także sprawdzić nocnych szafek. Odtwarzacz płyt CD? Nie ruszamy, to podpada pod paragrafy. Dalej? Bingo! W komodzie Krystiana leżało kolorowe czasopismo, z pewnością nieodpowiednie dla jedenastolatka.

Zamknęły się w łazience i wycinały z niego co piknatniejsze zdjęcia, po czym obkleiły nimi pokój.  Ciekawe, co na to powiedzą nauczycielki?  Po chwili z szafy wynurzyła się Iza z naręczem ubrań. Wycofały się na korytarz. Madzia naklejała zdjęcia z  gazety na drzwiach i po drodze do  pokoju chłopców, pozostałe dziewczyny rozrzucały ubrania po całym ośrodku, a gacie powiesiły na żyrandolu w jadalni.

Turlały się ze śmiechu, aż doturlały się do swojego pokoju, gdzie czekały już Lidka i Emi. Położyły się, ale długo jeszcze rozmawiały ze sobą o przeprowadzonej akcji. Sen zmorzył je o świcie, a Lidka w ogóle nie mogła spać z wrażenia.

Założyła polar i wyszła na balkon.

Słońce już wschodziło, barwiąc skłębione obłoki na różowo i pomarańczowo. Na zachodzie niebo miało barwę bladego błękitu, z ledwo widocznym, nikłym, srebrzystym sierpem księżyca. Powietrze było chłodne i czyste. Pachniało rosą,wiosną, kwiatami i porankiem. Śpiewały ptaki. W oddali widać było szczyty gór, łąki i miasteczko. Wiał łagodny wiatr, poruszając czymś czerwonym, wiszącym na jednym z wielu pustych balkonów. Lidce wydawało się to takie dziwne! Przecież to to sam widok, który był tu wcześniej. Przecież jest mnóstwo ludzi, którzy mogliby to oglądać, a jej koleżanki, z którymi dopiero czuła się taka bliska, choć leżą zaledwie kilka metrów od niej, są jakby w zupełnie innym świecie. Dlaczego ma wrażenie, jakby ona jedna, jedyna widziała ten cud? Dlaczego czuje się tak, jakby był tylko dla niej, jakby te wrażenia były jej od początku przeznaczone? Jakby rozpoczynało się coś nowego, wspaniałego, a jednocześnie powracało to, co bezpieczne i stałe? Piękno! Czyste piękno! Niech tak zostanie na zawsze!

Oczywiście wzięła Kodaka i zrobiła zdjęcie, ale czy jakakolwiek klisza byłaby w stanie oddać tę atmosferę?

"Może z drugiej strony, w mieście, ktoś też na to patrzy?"

Ta myśl, nie wiedzieć czemu, wzruszyła ją.

Tymczasem rozwidniało się, królewska, złocista barwa nieba ustępowała miejsca łagodnemu błękitowi.

 

***

Koło ósmej rano dziewczyny obudziły się. Były bardzo ciekawe, jak wygląda przebudzenie o kilka pokoi dalej. No cóż, ci z pokoju 23 na pewno prędko z niego nie wyjdą. Może nawet spóźnią się na zbiórkę! Hurra!

-Jaka szkoda, że nie mogłyśmy im założyć podsłuchu- myślała Emilka.

-A może przeleziemy do nich na balkon?- zapytała Ewka.

Zadanie nie było trudne do wykonania. W tym pensjonacie balkony były blisko siebie i nie miały zbyt wysokich barierek, jednak Lidka stwierdziła:

-Łatwo nas zauważą, a wtedy będzie wiadomo, czyja to robota.

Niechętnie musiały przyznać jej rację, aczkolwiek Ewka miała wielką ochotę na spacer po balkonach.

Nie zaszkodziło jednak przejść się po korytarzach. W większości pokoi ludzie jeszcze spali albo dopiero się budzili. W pokojach chłopaków na ich piętrze panowała cisza, jednak już po chwili dało się słyszeć jakieś szamotanie i stękanie.

Na trzecim piętrze czatowała Iza.

-Co za brak kultury... Zaraz sobie z nimi pogadam...- mamrotała pod nosem pani Stefańska, zrywając ze ścian obrazki.

-To ten pokój? Trzeba powiedzieć o tym rodzicom- rzekła pani Błaszczyk. -Jestem pewna, że zrobili to specjalnie, dla zabawy. Demoralizują kolegów, zaraz z nimi porozmawiamy...

I bez pukania wparowały do chłopaków.

Ci jeszcze spali.

-Co to ma być?- zapytała stanowczym, nauczycielskim świergotem pani Błaszczyk.

Iza podeszła bliżej.

Igor ziewnął i przekręcił się na drugi bok, uznając majestatyczną postać w szlafroku za przywidzenie.

-Co za ingorancja! I jeszcze się bezczelnie odwraca! Wstań, dziecko, jak do ciebie mówię.

Nie mając wyjścia, podniósł głowę, ale reszty już nie. Srebrna taśma plus kołdra robią swoje.

-Wyjdź mi natychmiast z tego łóżka!- krzyknęła, ośmielona jazgotem starszej koleżanki, pani Stefańska.

-Co się stało?- zapytywał nieprzytomnie.

Pani Błaszczyk  mu na łóżko pornograficzne zdjęcia.

Ten zaczął się śmiać z absurdu sytuacji. Bogobojna nauczycielka i goła baba na trawie? Grzebała w szafce kolegi, czy jak? Próbował podnieść się i wstać, ale mu się nie udało. Uznał, że to jakiś dziwny sen, i opadł na poduszkę. Sprawdzenie, czy kołdra przypadkiem nie jest przyklejona, nie przyszło mu do głowy, zaś u pań miał potężnego minusa.

Inni chłopcy się pobudzili.

-Kto to rozklejał?- zapytała pani Błaszczyk.

Oczywiście nikt nie wiedział o co chodzi.

-Czyje to było czasopismo?-pytała pani Stefańska.

Dalej milczenie.

-Jak możecie? Zero kultury! Nieprzyzwoitość! Myślicie, że to zabawne? Wstydu narobiliście naszej szkole! Niech no się rodzice dowiedzą! Macie po nieodpowiedniej! Playboya kupić, twarze pomalować, w łóżku leżeć i... i... -pani Błaszczyk zabrakło słów ze wzburzenia.

-Za pół godziny macie być na zbiórce- wymruczała bojowo pani Stefańska, po czym obie z godnością wyszły z pokoju.

-Co ty tu robisz?- zapytały Izę, która nie wycofała się w porę.

Ta zaczęła kombinować:

-Proszę pani, bo ja.. bo mi...- poczekała, aż zamkną się drzwi, po czym poufnie wyszeptała pani coś na ucho.

-Ach, tak?- pani Błaszczyk złagodniała. -To po raz pierwszy? Chodź do mojego pokoju, dam ci. Brzuch cię bardzo nie boli?

-Nie... nie bardzo... wymamrotała, po czym odeszła z paniami.

 

***

Dziewczyny zeszły na śniadanie punktualnie, zaś chłopcy nie.

Usłyszawszy mamrotanie nauczycielek, że "te łobuzy znowu się spóźniają" o mało co nie wybuchły śmiechem.

Niedługo potem do pomieszczenia wparował Krystian, w samych gaciach. Sala zarechotała, a on się zarumienił. Śmiechy wzmogły się, gdy wszedł na stół i próbował zdjąć swoje rzeczy z żyrandola.

Przyszła pani z kuchni.

-Proszę pani, co to jest? Dlaczego ten chłopiec wchodzi na stół? Zejdź zaraz stamtąd, nie wolno tam wchodzić!

A ponieważ dostało się i paniom, mściły się one tym okrutniej. Ich wrzaski rozbrzmiewały w całej sali, a chichoty dzieci jeszcze je rozjuszyły. Chłopak próbował coś tłumaczyć, ale nikt go nie słuchał.

Chłopcy z pokoju 23 również mieli trudności ze wstaniem. Nikt nie odpowiadał na ich wołania, a kiedy w końcu ktoś przyszedł, nie mógł wejść-w końcu drzwi były zamknięte, a gdzie był klucz, wiedziała tylko Lidka. Mateuszowi udało się odwiązać jedną rękę zębami, lecz zanim oswobodził pozostałe kończyny, a następnie kolegów, minęło trochę czasu. O mało co nie potknął się o żyłkę. Zanim się jej jednak pozbyli, umyli twarze i założyli buty, w wyniku czego Rafał poślizgnął się i upadł, a Kuba głośno wrzasnął. Próbowali znaleźć klucz i wrzeszczeli na siebie nawzajem:

-Rafał, ty zamykałeś drzwi!- ciskał się Adaś.

-A ty je otwierałeś, kiedy przyszła Stefańska!- oburzył się Rafał. Usunęli większą część żyłki, ale tuż przy drzwiach trochę jej zostało. Szkoda im było na to czasu, trzeba szukać klucza. Przetrzepali wszystkie szafy, narobili niemało bałaganu, ale klucza nie znaleźli. Pozostała im ostatnia, rozpaczliwa szansa.

-RATUUUUNKU!- krzyczeli, waląc w drzwi. Ale wszyscy zeszli już na dół. Herbata stygła, kanapki znikały, nauczycielki się niecierpliwiły. W końcu pani B. postanowiła sprawdzić, dlaczego chłopaków nie ma.

Kiedy usłyszała walenie w drzwi i wołanie o pomoc, przestraszyła się-drzwi się zatrzasnęły, ktoś zemdlał, coś się pali? Serce załomotało jej, ciśnienie podskoczyło.

-Co się stało?- zapytała z przerażeniem w głosie.

-Nie możemy się otworzyć!- odpowiedzieli chłopcy.

Pani Błaszczyk jednocześnie odetchnęła z ulgą i zdenerwowała się na nich, że ją zdenerwowali.

-Zamykaliście się na noc?- zapytała ostro.

Przez chwilę naradzali się cicho.

-Nie-odpowiedział w końcu Rafał.

-Ktoś nas związał! -wrzasnął Mateusz.

-Bo pani Stefańska była i kazała nam się otworzyć...-tłumaczył Adaś.

-Ale nigdzie nie ma klucza!- pisnął Kuba.

-Założę się, że go gdzieś wsadziliście i nie pamiętacie gdzie- pani z wolna odzyskiwała dawny animusz. -Wszyscy na was czekają! O dziewiątej mieliśmy wyjeżdżać na Gubałówkę! Idę na recepcję po klucz.

Tak też zrobiła.

Otworzyła drzwi i weszła. I potknęła się o nieusunięty kawałek żyłki, ten rozpięty między łóżkiem Adasia a szafką Rafała.

-A więc tak! To wasze głupie kawały! Natychmiast na śniadanie! Żadnych więcej wycieczek!

Kuba wszedł jej w słowo:

-To nie my, proszę pani, ktoś u nas był w nocy, związał nas...

Jednak pani wrzeszczała dalej.

-Proszę pani...- zaczął uprzejmie, acz stanowczo Mateusz.- Czy mogę coś powiedzieć?

-Mów- powiedziała ostro.

-Ktoś związał nas w nocy, pomalował nam twarze-wskazał na wąsy i piegi Kuby- wziął tę żyłkę nad podłogą...

-I nalał mi wody do łóżka!- poskarżył się Adam, którego mokrą kołdrę i piżamę zauważyli już koledzy.

-Akurat, już widzę, jak ktoś do was wchodzi- powiedziała nauczycielka, lecz już nieco łagodniej. -Jeśli nawet, to bądźcie pewni, że kara go nie minie.

***

Ale docieczenie prawdy było dla pani Błaszczyk ciężkie, zresztą czuła się już mocno zmęczona towarzystwem młodzieży. Emilka i jej koleżanki na śniadaniu zachowały pokerową twarz, jednak kiedy chłopcy zostali ustawieni na środku sali i skrzyczeni, śmiały się razem ze wszystkimi. Zresztą zjadły już śniadanie i poszły do pokoju, gdzie mogły śmiać się do rozpuku. Postanowiły także zachować czujność. A że ich koledzy jedli mocno spóźnione śniadanie, dyskretnie zaniosły do ich pokoju klucz. Izka przechwalała się swoim błyskotliwym kłamstwem.

Kiedy wszyscy się już ogarnęli, autokar wyruszył. W planie było dziś wejście na Gubałówkę i zwiedzanie Zakopanego. Chłopcy siedzieli tuż przy nauczycielkach, z niezadowolonymi minami. Wszyscy pokazywali ich sobie palcami. Na ich twarzach widać było ślady makijażu, niektórych włosy wyglądały tak, jakby nie myli ich przez tydzień, innych ubrania były wygniecione i zakurzone, mieli w perspektywie pilnowanie ich przez cały czas, a na pewno wzmożony nadzór.

-Dlaczego nie przypilnują tych wrednych dziewczyn?- wymamrotał zbuntowany Igor do zbuntowanego Krystiana.

-Bo do końca nie wiadomo, kto to zrobił- westchnął Krystian.

***

Młodzież w towarzystwie sympatycznego przewodnika wspinała się na górę. Mateusz marudził i cofał się.

-Witkowski, co tam znowu robisz?- skarciła go pani Stefańska.

-Swędzą mnie nogi- jęknął.

-Tak to jest, jak się zakłada nowe buty i sztuczne skarpetki.

Jednak po chwili swędzenie stało się nie do wytrzymania. Wycieczka musiała na niego czekać.

-Wytrzep sobie te buty- poradził mu Igor.

Tak też zrobił i nieco pomogło, ale było mu głupio. Zwłaszcza, że dziewczyny z innej przechodzącej obok wycieczki, nieco od niego starsze, skomentowały jego wygląd.

-Ci chłopcy z podstawówki w ogóle nie dbają o higienę...

No tak, po użyciu przez koleżanki oleju wyglądali jakby o szamponie nie słyszeli, a resztki "makijażu" nadawały im wyjątkowo niechlujny wygląd, na co już kilka razy zwróciły im uwagę nauczycielki.

 

Zaś Iza żałowała, że nie wymyśliła jakiegoś mądrzejszego kłamstwa. Dlaczego nie ból gardła albo coś w tym stylu? Pani Błaszczyk co chwilę podchodziła i troskliwie pytała ją o samopoczucie.

-No tak, w Zakopanem trzeba będzie zajść do sklepu. Będziesz się wstydziła kupić sobie sama? Wiesz, jak często zmieniać i jak używać?

Głupio będzie, jeśli wyjdzie na jaw, że "te sprawy" jeszcze w ogóle jej nie dotyczą.

Poza tym przez tę troskę obudziła się w niej ponownie miłość do Krystiana, który nie zwracał na nią uwagi. Czuła się roztkliwiona i miała wyrzuty sumienia. Dlaczego robiła mu w nocy głupie kawały? Dlaczego ośmieszyła go przed całą wycieczką? Z powodu Lidki? Co kogo obchodzi Lidka?

Gotowa była rozpłakać się. Odetchnęła głębiej i spojrzała na góry. Nie, jeszcze nie teraz. W pokoju.

"Nie płakać"- nakazała sobie.

Ale jakoś tak smętnie jej było na duszy. Skłamała, robiła złe rzeczy, była zakochana bez wzajemności, daleko od domu.

Emilka zauważyła jej stan i pokrzepiająco uścisnęła jej rękę.

***

Na szczycie Gubałówki wycieczka zrobiła sobie pamiątkowe zdjęcia. Chłopcy chowali się z tyłu. I jak się tak w Zakopanem pokażą? Co prawda ich zmysł estetyczny nie był szczególnie rozwinięty, ale tyle, że wyglądają jak banda niechlujów, to wiedzieli.

***

Po zwiedzaniu miejsce miał tradycyjny czas wolny. Emilka zastanawiała się, czy spuszczeni z oczu nauczycielek chłopcy nie przystąpią do kontrataku, ale jak niby mieliby to zrobić? Szukać ich po całym Zakopanem? Zwłaszcza, że (he, he...) nikt ich nie złapał, nikomu niepowołanemu nie wygadały swojego sekretu, plany akcji były głęboko schowane  i nikt nie mógł im niczego udowodnić. Po głębszym zastanowieniu doszła do wniosku, że w takich warunkach, nawet gdyby wiedzieli, mieliby bardzo ograniczone pole do popisu. Bo co im zrobią? Jeśli już, to w nocy. Emilka Godlewska, ten mały strateg, będzie musiała nad tym pomyśleć.

 

Dzieciaki zajmowały się cykaniem fotek i wydawaniem pieniędzy, w plecakach przybywało im niepotrzebnych gadżetów: były tam ciupagi z drewna, porcelanowe owieczki i plastikowe miniatury zakopiańskich chat.

 

Iza zaś nie myślała ani trochę o kupowaniu pamiątek. Była pogrążona-przynajmniej tak jej się wydawało-w czarnej rozpaczy.

Krystian, Rafał i Janek przyłączyli się w czasie wolnym do Karoliny i Marty.

 

Iza chodziła jak w transie. Kilka razy o mało co nie weszła w znak, nieobecnym wzrokiem oglądała stragany, a kiedy pan z ciupagami zaproponował jej, że wyryje na egzemplarzu imię jej lub jej sympatii, pociekły jej łzy.

Ewa chodziła z nią i usiłowała ją pocieszyć. Była to dziewczyna hałaśliwa, energiczna, pełna najlepszych chęci i żal jej było cierpiącej koleżanki, choć nie zawsze umiała to okazać. Siedziały w jakiejś bocznej uliczce na murku.

 -No Iza, Iza, co ci jest?- pytała ją Ewa.

-Dobrze wiesz, co mi jest- odparła ona grobowo.

-Chodzi ci o to, że poszli z nimi?

Iza pokiwała głową.

-Ej, ale to wcale nie znaczy, że je lubią... Może poszli z nimi dla szpanu, żeby wszyscy widzieli, z jakimi fajnymi dziewczynami się pokazują...

Iza, zamiast się rozchmurzyć, zawyła.

-Może razem do jakiegoś sklepu chcieli iść... Coś mówili, że jakieś koszulki chcą kupić...

Iza zawyła jeszcze głośniej.

"Krystian i te dziewuchy razem będą przymierzać koszulki?"- pomyślała.

-No ale nie martw się tym. Nie ciebie jedną to spotyka. Przecież taka Ola z 4a już od roku kocha się w tym głupku Rafale, a on nie wie o jej istnieniu...

Iza przestała już wyć, tylko pochlipywała cicho z bezsilności.

-No co ci jest? Daj spokój, Iza, co ci jest?

-Wyszyscy mnie olewają!!!- krzyknęła.

-Nie- Ewa poklepywała ją po ramieniu. -Nie. Tylko on...

Iza wydała z siebie głos startującego odrzutowca.

 

***

Lidka natomiast bez specjalnego zainteresowania plątała się z dziewczynami z 4b. Marzyła tylko o jednym, żeby napić się ciepłej herbaty i w końcu się położyć. Wstała, bądź co bądź, o trzeciej. Ale i tak była z siebie zadowolona.

 

***

Płacz nie może trwać wiecznie, zwłaszcza w Zakopanem. Ewka kupiła lody i opowiadała kawały, dzięki czemu Iza rozchmurzyła się i poczuła coś zbliżonego do heroicznego optymizmu i odwagi. Przechodziły znowu obok pana z ciupagami.

-Ile kosztuje jedna taka ciupaga?- zapytała Iza.

-10 złotych- odpowiedział.

-Proszę wyryć na niej napis "Na debili".

***

 

-A Ola z 4b chciała skoczyć z balkonu-szeptała zaaferowana Madzia. Były już w pokoju.

-Po co?- zapytała Emilka.

-Oj Emi, Emi... Nie wiesz po co się to robi?

-To bez sensu... połamałaby sobie nogi...- mruknęła Emilka.

Wtem do pokoju weszła Lidka.

-Dziewczyny, mogę mówić? Bo to ważne... -powiedziała. -Schowajcie wszystkie ostre rzeczy.

-Dlaczego?

-Bo Izka chce podciąć sobie żyły- oznajmiła Lidka grobowo. -Tylko nikomu o tym nie mówcie, bo Ewa miała nikomu o tym nie mówić.

I wyszła.

Ale po chwili drzwi znowu się otworzyły. Stanęła w nich zdenerwowana pani Błaszczyk.

-Widziałyście gdzieś Ninę?

Zaprzeczyły.

-Jakbyście ją widziały, niech natychmiast do mnie przyjdzie.

I wyszła.

-Podobno chciała uciekać... -powiedziała Madzia. -Podobno dziewczyny z jej pokoju tak jej dokuczają, że nie może tego wytrzymać...

-Ciekawe, jak nasi chłopcy to wytrzymują- zaśmiała się Emilka.

-Niny nie ma już od godziny- wyszeptała Ewa, wchodząc do pokoju.

-Nawet nie czuję, że rymuję- odpowiedziała kpiąco Emilka.

-Wy się nie śmiejcie- ostrzegła Madzia- to poważna sprawa... Podobno one się biły, rzucały w siebie butelkami...

-To dlaczego nie poszłaś i jej nie pocieszyłaś? -uszczypnęła Emilka.

Hałas na korytarzu uwolnił Madzię od odpowiedzi na kłopotliwe pytanie.

To Mateusz, Igor, Janek ,Adam i Krystian przekrzykiwali się wzajemnie.

-Ona została porwana! - mówił Igor.

-Co za głupoty! - zganił go Mateusz. -Na pewno polazła gdzieś i się zgubiła.

-A w swoim pokoju nie siedzi może?- zapytał Janek. -W szafie się chowa czy coś...

-Sprawdzali- odrzekł Mateusz.

-Wszędzie?- włączyły się dziewczyny.

-Tak myślę... -mruknął Adaś.

Wszyscy zeszli na dół.

Tam, w korytarzu, stały panie Błaszczyk i Stefańska. Czcigodne te damy szeptały zaaferowane między sobą. Tworzyło się małe zbiegowisko, które dzieliło się domysłami i zadawało pytania.

-Trzeba zadzwonić do rodziców...- powiedziała bojaźliwie pani Stefańska.

-Nie, lepiej od razu na policję!- odrzekła pani Błaszczyk.

Wtem z komórki na szczotki dał się słyszeć bojaźliwy, przytłumiony głos.

-Niech nikt się do mnie nie wtrąca!!!

Szepty ucichły.

-Idźcie stąd wszyscy!!!- jęknęła komórka na szczotki.

Pani Błaszczyk szarpnęła za drzwi, ale te się nie otworzyły.

-Od środka się zamknęła...

Nawoływania mające na celu otworzenie drzwi nie odniosły żadnego skutku, dlatego pani Błaszczyk-nie mogąc się powstrzymać- swoją opowieść o odpowiedzialności, zdenerwowaniu, narażeniu na szwank reputacji szkoły i tym podobnych rzeczach musiała wykrzyczeć do drzwi zamkniętych.

Jednak Nina bardziej bała się wyjścia z komórki niż pozostania w środku.

Tymczasem przybiegły dziewczynki z pokoju Niny. Pani Stefańska od razu wzięła je na spytki. One twierdziły, że to nieprawda, że nie dokuczały Ninie, że ona za bardzo brała wszystko do siebie i "miała jakieś wąty".

Dało się słyszeć przekręcanie klucza. Wszystkim ukazała się zalana łzami i zakurzona twarz Niny, otoczona potarganymi włosami.

***

-Wszystko sobie wyjaśniłyśmy- mówiła Nina, siedząc na łóżku Madzi. -Coś powiedziałam na początku i one myślały, że im dokuczam, i zaczęły być wredne, no i ja też, ale one były dwie...

-Darłyście się jakby ktoś was ze skóry obdzierał, ładne mi wyjaśnianie- wtrąciła się Ewa.

-Ale już jest zgoda?- upewniła się Emilka.

-Tak...- chlipnęła Nina, wycierając nos.

Po chwili otworzyły się drzwi. Weszła Ola z 4a.

-Hej, słyszałyście, że Ni... O,ty tu się chowasz?- zapytała Olka.

-Ale jesteś niedoinformowana- zaśmiała się Nina.

-I gdzie byłaś?- pytała.

Nina nie odpowiadała już na to pytanie.

-No, ale fajnie, że mamy dziś ognisko- zmieniła temat Emilka.

Iza leżała i płakała.

-Chodzi o chłopaka?- domyśliła się Olka, chcąc podzielić się swoimi przeżyciami.

I podzieliła się. Obie płakały, że ideał na nie gwiżdże.

-I oni chcą, żebyśmy się uczyły!- szlochała Iza. - W takiej sytuacji! I weź tu na lekcjach uważaj! Cały czas na niego pa-a-a-atrzę!...

-Wiecie co? Faceci są do niczego- zawyrokowała Ewka.

Któraś  otworzyła ciasteczka. Któraś opowiadała kawał. "Dlaczego Bóg najpierw stworzył mężczyznę? Bo musiał zacząć od zera...". Wszystkie przytaczały przykłady beznadziejności facetów.

-Moja ciocia- opowiadała, rozkręcając się, Lidka- próbowała zorganizować demonstrację przeciwko ministerstwu edukacji. To była ogólnopolska akcja... Jej były facet też się zgłosił. Mieli podzielić się zadaniami, wspólnie opracować hasła, wydrukować i rozrzucić ulotki... Potem on nie miał nigdy czasu, by opracować plan, zawsze miał jakiś powód, żeby o tym nie rozmawiać, a pół godziny przed- wycofał się! Stchórzył po prostu!

-To moja siostra nic nie wiedziała o tej demonstracji, a też by chętnie przyszła... -zamyśliła się Emilka.

-Bo ten debil nie rozrzucił ulotek, chociaż obiecał... Przyszła tylko moja ciocia, jej kolega i jego brat.

-Przejdą do historii- śmiała się Ewa.

-A moją siostrę zaczepiał w szkole jeden koleś. Wyciągnął numer, ale nie zadzwonił, zagadywał do niej, ale nie proponował jej spotkania, a kiedy ona zapytała o to jego, odpowiedział, że nie chce mieć żadnych kontaktów z dziewczynami. - opowiadała Ola. -To po co zaczynał?

-Moja kuzynka miała podobną, tylko że typ zaczepiał ją przy kolegach, a kiedy spotkała go na mieście i chciała pogadać, wiecie, co jej powiedział? -krzyczała Ewka.

-Co?- zapytały wszystkie.

I dziewczyna zacytowała bardzo brzydkie słowo.

-Jak on mógł!- oburzyły się koleżanki.

-A mojej siostry koleżanka zakochała się w takim ze stadniny, a on chodził za rękę z wytapetowaną lalą- opowiadała Emilka.

-A to cham!- krzyknęły dziewczyny.

Przykłady się mnożyły. Mnożyły i mnożyły.

Emilka poczuła coś w rodzaju wyrzutów sumienia.

"Oni tacy bidni byli, gdyśmy im te kawały zrobiły... Mieli przerąbane u nauczycielek... W gruncie rzeczy z osobna nie są tacy źli, tylko w grupie błaznują... Cicho bądź!"

-Faceci do niczego się nie nadają!- krzyknęła Ewa.

-Faceci są głupi!- uzupełniła Lidka.

-Faceci są bezmyślni!- włączyła się Emilka.- Dajcie mi gitarę!!!

Zaczęła improwizować.

 

A teraz wam coś powiem...

Niech każdy z was się dowie...

Faceci mózgu nie mają...

Faceci są głupi i do niczego się nie nadają!

 

Oni są głupi jak buty...

-zaczęła Emilka i zamilkła.

-I nic im się nie udaje!- dośpiewała Lidka.

Chłopaki ze strachu w majtki sikają

I do niczego się nie nadają!

 

Każda z nich miała lekkie wyrzuty sumienia, że tak po nich jeżdżą...

"W końcu mój tata... I ten Anki kolega, Sebastian... Też faceci" -myślała Emilka.

Ale śpiewała dalej.

Po chwili cały pokój był rozśpiewany, rozbawiony. Płaczące się pocieszyły, zniechęcone poczuły w sobie energię. Wszystkie śpiewały, głośno, na wyścigi wymyślały kolejne zwrotki o beznadziejności facetów. Niby tam pani Błaszczyk zaglądała, żeby je uciszyć, choć była dopiero osiemnasta godzina, ale nie zwróciły na to specjalnej uwagi. Prawie jej nie zauważyły. Skakały po łóżkach, ogarnięte gorączką radości, Ewa wybiegła na korytarz, tańcząc i śpiewając, i nie przejmując się tym, że wszyscy patrzą. Gdyby miała parę lat więcej, podejrzewaliby ją o upojenie alkoholowe, ale tak myśleli-wesoła dziewczynka. Iza popędziła za nią, wymachując ciupagą. Piły bruderszafty colą, targały sobie włosy, tańcowały po pokoju, aż w końcu któraś przypomniała, że zaraz rozpocznie się pożegnalne ognisko.

 

***

Poszły, solidarne ze sobą, objęte ramionami.

Rozpalono ognisko, iskry strzelały. Ludzie opowiadali sobie dowcipy, tańczyli różne pląsy, a że rachunki krzywd zostały wyrównane, dziewczyny i chłopaki bawiły się razem, bez żadnych wzajemnych pretensji. Spotkanie w pokoju Emilki pokrzepiło je wszystkie, toteż żartowały i śmiały się. Igor z Adasiem uczyli je dziwnych przeróbek popularnych piosenek.

-Pewnie, że są gorsi od nas, ale jacy zabawni czasami-szepnęła Madzia do Emilki.

-Tak, żyć z nimi trudno, ale zabić szkoda- odszepnęła Emilka.

-Trzeba po prostu umieć z nimi postępować- mówiła Madzia. -Stanowczą trzeba być.

Wygłosiwszy tę mądrość życiową podniosła się i przeprosiła rozbawione towarzystwo na chwilę, musi się bowiem udać na stronę... Emilka postanowiła dotrzymać przyjaciółce towarzystwa.

Od grupy dyskretnie oderwali się Mateusz i Kuba.

-Słuchajcie,skoro topór wojenny jest między nami zakopany...- zaczął Kuba.

-To chcielibyśmy wam coś pokazać- dokończył jego kolega.

-Powinno wam się spodobać-dorzucił Kuba.

-No , to chodźcie do nas.

Wyglądało to na podstęp, ale żadna z nich tego nie czuła.

Poszły z nimi, zaciekawione.

 

***

-Ukradłem bratu- tłumaczył się teraz już nieco zakłopotany Mateusz.

Dziewczyny bez słowa lustrowały zawatrość jego torby.

-Czemu nie... -mamrotał Kuba, również tracąc powoli pewność siebie. A może jednak to był głupi pomysł?

Zapadła niezręczna cisza.

-Idź tym poczęstuj panią Błaszczyk- wyrzuciła z siebie w końcu Madzia.

W torbie Mateusza połyskiwała puszka piwa.

-To my tak ładnie, chcemy się z wami podzielić...- zaczął Kuba z lekkim wyrzutem. -Bo was lubimy...

-I dlatego robicie sobie z nas jaja? - uszczypnęła Emilka.

-No, nie gniewajcie się...-mruczały pod nosem chłopaki.

-Czy mamy to uznać za przeprosiny?

Zamruczeli coś, jeszcze mniej wyraźnie.

-Otwieraj- zdecydowała Emilka.

 

***

Wychowana w konserwatywnym domu i mająca niepełnoletnią jeszcze siostrę Emilka próbowała piwa po raz pierwszy. Madzia nie, bo podpijała mamie.

Któryś z chłopców otworzył chipsy, które cudem się wśród tych łakomczuchów uchowały, puszka krążyła między nimi. Dziewczyny wzięły po małym łyczku, potem po drugim małym łyczku, ale chłopcy...

Po kwadransie pokój rozbrzmiewał wybuchami śmiechu z byle powodu, a czasem i bez powodu.

-Wiecie, co mówi blondynka kiedy otwiera szafę?- spalił kawał Mateusz, po czym zaczął się szaleńczo z tego śmiać.

-I wtedy wbija do nas Ewka- relacjonowała Madzia- i tak do nas: "Niny nie ma już od godziny!". A Emilka na to: "Nawet nie czuję, że rymuję!"

Po czym zaniosła się od śmiechu.

-Może by tak zawołać resztę?- zastanawiała się Emilka.

Wszyscy głośno zaprotestowali.

-Żeby dla nas nic nie zostało?

***

Gadali, gadali, gadali i doszli do wniosku, że trzeba wrócić na ognisko.  Tam czekały na Emilkę i Madzię nieco już zniecierpliwione koleżanki.

Dzieciaki tańczyły dookoła ogniska, ignorując próbujące zagonić je do łóżek nauczycielki.

-Kiedy was nie było, już chyba z pięć razy ogłosiły ciszę nocną- oznajmiła Lidka.

-No dobrze, niech więc idą spać- powiedział Mateusz.

-A my się bawimy- dopowiedziała Emilka.

-Jednakowoż jutro trzeba będzie wcześnie wstać- zaznaczyła Lidka, nieco już zaspana.

-W autobusie się prześpimy- odpowiedziała Emilka.

-No, rąbniesz sobie rano kawkę, potem drugą, potem Powerade...

-Tylko nie pomyl z płynem do chłodnic...

Wszyscy zaczęli się śmiać.

Nagle Kuba wpadł na pomysł.

-Hej. -zaczął dość poważnie, więc koledzy spojrzeli na niego dziwnie.

-Skoro my zrobiliśmy kawał wam...wy zrobiłyście kawał nam... to jest jeszcze jedna grupa, której kawału nikt nie zrobił- dokończył.

Popatrzyli pytająco.

-Mówisz o nauczycielkach?- domyśliła się Emilka.

-No a o kim?

***

Sam pomysł wywołał entuzjazm z nutą powątpiewania, jednak pomysłów na realizację pomysłu nie było.

Było po północy, do altany zeszli się uczniowie z gimnazjów i podstawówek z najróżniejszych zakątków Polski. Dwie dziewczyny, na oko druga gimnazjum, zaczęły rozmawiać z Emilką. Jedna z dziewczyn była rozbawiona i wyluzowana, druga co chwila rozglądała się na boki, jakby chciała powiedzieć "wracajmy do pokoju".

-Kawał nauczycielkom?- zastanawiały się.

-To musi być sprytne i mocne.

-Zdaje się nawet, że wiem jak.

***

Emilka, Madzia i Lidka po raz pierwszy w życiu były na takiej nocnej imprezie. Chłopcy zagadywali do jakichś licealistek, które chichotały pod nosem. Pojawiło się kilku gimnazjalistów z siatką piw. Ktoś próbował rozniecić dogasające ognisko .Niektóre dziewczyny rozmawiały o ciuchach i kosmetykach, inne o szkole,  jeszcze inne po prostu się uśmiechały, nastrój coraz bardziej im się udzielał. Jakiś na oko młody nowobogacki, ale pozory mogą mylić, wyjął nowiutką komórkę i puścił muzykę. Kilka nieco już wstawionych dziewcząt zaczęło tańczyć. Jedna dla żartu poprosiła do tańca Kubę. Ten, nie sięgając nawet do jej ramienia, zaczął się wraz z nią niezdarnie poruszać, uśmiechając się od ucha do ucha. Emilce zachciało się śmiać, za to Kuba był wniebowzięty. Po chwili i one włączyły się do kółeczka. Ognisko, masa różnych ludzi z całej Polski. Ślązacy, Kaszubi, warszawiacy i małomiasteczkowi, dziewczęta i chłopcy, starsi i młodsi, modnisie i abnegaci. Zapach dymu. Napoje i słodycze, które ktoś przyniósł z nocnego sklepu... Całe kółko objęło się ramionami i skakało dookoła, nikt nikogo nie znał, a jakby wszyscy się znali.  Podawali między sobą zapalonego papierosa jako "fajkę pokoju". Emilka nie chciała, ale zauważyła, że Mateusz się zaciągnął albo udawał.

Lidka walczyła z sennością, jednak przymykały jej się oczy i ziewała. Bądź co bądź, miała 11 lat i nie spała już prawie dobę. Ale powtarzała sobie, że to noc jedyna w swoim rodzaju i nie ma zamiaru iść spać, póki impreza trwa. Napiła się coli. Skierowała się w stronę pensjonatu, by iść do łazienki, po drodze poprosił ją do tańca jakiś chłopiec. Zatańczyła z nim i naprawdę musiała się już oddalić.

 

Kiedy skorzystała już z toalety i chciała wrócić na ognisko, zauważyła stojącą samotnie przy oknie dziewczynę, chyba nieco od niej starszą. Zaintrygowało ją, dlaczego tu stoi? I zapomniawszy o swojej nieśmiałości podeszła do niej.

Był to początek niebanalnej znajomości.

 

***

-Nie chcesz iść na ognisko?- zapytała Lidka.

-Chciałabym... ale sama nie wiem... tak się będę wpinać... po co ja tam?- powiedziała z wahaniem nastolatka.

Lidka zaś wykrzyknęła radośnie:

-BEZ CIEBIE NIE GRAMY!

I poszły.

 

***

W tym samym czasie na horyzoncie pojawiła się postać.

Mroczna.

Niepokojąca.

Cicho podkradła się do rozbawionego tłumu i zaatakowała go tymi słowy:

-COWYSOBIEMYŚLICIE! NOCJESTDOŁÓŻEK! LUDZIECHCĄSPAĆ!

Była to nieznana naszym bohaterkom nauczycielka.  Groziła również poinformowaniem rodziców, obniżeniem oceny i zakazem czegoś tam. A owo stwierdzenie- ludzie chcą spać- nie było zasadne. Gośćmi pensjonatu byli wtedy wyłącznie uczestnicy zielonych szkół i zapewniam was, że żaden z nich nie chciał spać tej gwiaździstej, wyjątkowej nocy.

Jedna dziewczyna, prawdopodobnie wychowanka owej nauczycielki, podeszła i stanęła przed nią.

-Za górami, za lasami, za dolinami! Pobili się dwaj górale ciupagaaaaaami!

-śpiewała i tańczyła w rytm muzyki z komórki.

-Może pani także zatańczy?- zaproponowała jakaś inna dziewczyna.

-Prosiiiimy...

Nauczycielka wbrew woli zaczęła się poruszać. Dziewczęta objęły ją ramionami i włączyły do podskakującego i machającego nogami kółeczka. Nie broniła się już i tańczyła wraz z nimi, nie miała wyjścia i nawet zaczęło jej się podobać. A co! Nie wolno? Raz się żyje! Mamy wycieczkę!

Lidce wydawało się, że ma omamy. Kobieta w szlafroku? Jednak okazało się, że to prawda. Nie tańczyła już , pochłonęła ją rozmowa. Straciwszy przejściowo nastrój na imprezowanie, poszła z nową znajomą na spacer. Kiedy wróciła, ognisko tak jak i zabawa powoli dogasała. Niektórzy przysypiali z głowami na stołach, nieliczni niemrawo podrygiwali, a reszta się na nich patrzyła. Nauczycielki mówiły, że owszem, impreza była udana, ale należałoby się już położyć, by przespać choć kilka godzin przed odjazdem.

W końcu, chcąc nie chcąc wszyscy przyznali im rację. Zmęczeni, pobieżnie sprzątnęli śmieci i zmietli okruszki ze stołów. Kiedy nad Tatrami wstawał różowy świt, towarzystwo, ziewając i wymieniając się adresami, poszło do pensjonatu. Kiedy wszyscy dotarli do swoich pokojów, nie myjąc się, a w wielu przypadkach nawet nie rozbierając, rzucili się na łóżka, zasypiając kamiennym snem.

 

***

Spóźnili się na śniadanie.

Wyjazd z ośrodka planowany był na dziewiątą, jednak o tej porze większość dopiero się budziła, niechętnie otwierając oczy i przewracając się na drugi bok. Pani Stefańska ocknęła się gwałtownie i uświadomiła sobie, że trzeba obudzić dzieci, które zapewne smacznie jeszcze śpią.  Wstali, spakowali się pośpiesznie i aby nie tracić czasu, wzięli kanapki na drogę. Na szczęście, wbrew obawom, kierowca nie gniewał się za to opóźnienie, nie spodziewał się bowiem, że będzie inaczej i podszedł do sprawy na pełnym luzie.

Przeliczono uczestników ("I znowu wychodzą ułamki", zażartowała jak zazwyczaj Emilka), po czym załadowano się do autobusu.

Początkowo rozmawiano ze sobą i wymieniano SMS-y z osobami poznanymi na ognisku, słuchano muzyki, grano w karty i jedzono kanapki, ale wkrótce spędzona na imprezowaniu noc dała się we znaki i dzieci posnęły jak aniołki. Dawno nie widziano tak spokojnych uczestników zielonej szkoły! Jechali w niczym niezmąconej ciszy. Pani Stefańska oparła się o ramię pani Błaszczyk i słodko usnęła, zaś pani Błaszczyk oparła się o okno.

Mateusz podszedł i zrobił im zdjęcie.

-Co tam masz?- zapytały go dziewczyny.

-Bratu wyślę, niech wie- wysłał mu zdjęcie, podpisując "Impreza była udana".

Po czym poszedł w kimono.

 

***  

 

Aż w końcu wypełniony młodzieżą autokar zajechał pod pomalowaną na różowo podstawówkę w niestołecznym mieście Komuszewo, gdzie czekali już rodzice.

Dzieciaki powoli budziły się, niektóre mamrotały „Jeszcze tylko pięć minut!”, inne przecierały oczy ze zdumienia- już jesteśmy na miejscu?

W końcu powyciągały bagaże, pożegnały się z kolegami i rozeszły się do domów.

Na Emilkę czekała już starsza siostra z pizzą i butelajzą Pepsi. Ucałowała ją (Emilkę, nie Pepsi) serdecznie na powitanie, zapytała o wrażenia, a po chwili napomknęła:

-Ale bzdury pokazują w tym TVN 48! W jakiejś małej miejscowości w górach zjarała się altanka, bo ktoś tam nie dogasił ogniska. Fascynujące! Mogliby mówić o ważnych społecznych problemach, a nie o altankach! Dobrze, że wam się nic nie spaliło.

Emilka zrobiła „Poker face”.

-Zaiste, dobrze.

Zaś tata dodał:

-Ania, ciesz się. Grunt, że nie mówią o brzozie.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Johanna
Johanna
Opowiadanie · 28 lutego 2015
anonim