Gdzie są wszyscy? – zapytałam sama siebie. No tak, nikogo innego zapytać nie mogłam. Szłam. Szłam nigdzie. Podążałam środkiem drogi pokrytej liśćmi w różnych odcieniach czerwieni, żółci i brązu – jedyny kolorowy element obrazka, który miałam przed oczami. Tej części miasta nie znałam. Dziwne. Zdawałoby się, że to przysłowiowe dwa kroki od mojego domu.
Podniosłam wzrok. Moje zielone, zapłakane oczy ujrzały koniec. „Ślepa uliczka? Nie ma przecież takiej w mojej okolicy.” Nie zastanawiałam się nad tym długo, ponieważ na końcu tej drogi ujrzałam jego. Poznałam go z daleka. Nawet gdyby był tak daleko, że jego ciało dla wszystkich ludzi było jedynie małym, czarnym punktem, poznałabym go. Jego piękne, niebieskie oczy – ich blask jest widoczny dla mnie z każdej możliwej odległości.
Odchodzi? Pewnie mnie nie zauważył. Podbiegnę. Zaczęłam dużo szybciej niż dotychczas przebierać nogami. Nawet wcześniej niż w ogóle pomyślałam o podbiegnięciu. Czułam jakby ten bieg trwał całą wieczność.
Po upłynięciu „całej wieczności” – dotarłam. On ciągle stał tyłem do mnie. Chciałam powiedzieć zwykłe „cześć”, ale co jest, do cholery? Jak to możliwe, że powiedziałam coś, czego nie zarejestrował nawet mój własny słuch? Nie ważne. Ujrzałam jak ręka postaci, która ciągle stała plecami do mnie, odrywa się od tułowia. Widzę dłoń, która otwiera się powoli i delikatnie niczym kwiat. Wiedziałam, że muszę podać mu swoją dłoń i zrobiłam to bez żadnego zastanowienia, ufałam mu bezgranicznie.
Co się dzieje? Nic nie widzę. W sumie – pieprzyć to. Moja dłoń w jego dłoni. To dawało mi niesamowite uczucie. Uczucie bezpieczeństwa, jakiego jeszcze nigdy w swoim szesnastoletnim życiu nie czułam. Jest blisko. Bliskość jego ciała daje mi ciepło. Zdecydowanie lepiej jest czuć niż czuć i widzieć. W pewnym momencie jego ciepły oddech znalazł się na mojej szyi. Sekundę po tym, jego słodkie, wilgotne usta, najdelikatniejsze na świecie, lekko musnęły moją szyję w czułym pocałunku. Niech ta chwila trwa wieki.
Chłód…
Gdzie on się podział? Gdzie jest to uczucie bezpieczeństwa? Gdzie jest to ciepło? Nie ma. Zniknęło. Czuję nacisk na klatce piersiowej. Niezwykle zimna dłoń z niebywałą siłą popchnęła moje ciało, które posłusznie upadło na twardą, lodowatą ziemię. „Wstawaj!” – usłyszałam – „Wstawaj, zaspałaś.”
Otworzyłam oczy, nade mną stała mama. No tak. Jak każdego ranka – nadszedł czas aby kontynuować coś, co ludzie nazywają życiem.