Przecież nikt nie jest święty, każdy każdemu może coś zrobić, a co lepszego, czy co gorszego, jeśli nie znieważyć, zniesławić…, albo pochwalić, postawić (na piedestale).
Ale to chyba nie koniec świata. Jednak za bardzo, a nawet w ogóle pchać się tam, gdzie choćby i z grubsza wiadomo, co kto może i nic poza tym, też chyba nie ma co.
A co dopiero na chama zmieniać świat. Chociaż najczęściej to jedna osoba dla drugiej osoby jest całym światem, żeby nie powiedzieć dwoma światami - zbawcą i zabawą.
Najpewniej wszystkim tym, co najlepsze, a nie najgorsze. A co jest najlepsze, a co najgorsze? Żeby tak jeszcze dobro zawsze było dobrem, a zło złem. Tak dzisiaj, jak i jutro.
Dopóki to wszystko (co się ma, co robi) nie okaże się (czymś, nie czymś) jednym jedynym, czego samemu nie można dokonać, zdobyć, mieć tylko dla siebie i dla swoich.
I to jeszcze nie koniec, a kto wie, czy to nie jest dopiero początek, powiedzmy sobie, a właściwie uwierzmy, że wszystkiego najlepszego, a nie najgorszego. I że to tak wcale łatwo nie powiedzieć.