Czekając na śnieg

Daffodil

Remek

Od kiedy znam Tośkę? Od zawsze. Naprawdę... od urodzenia. Mieszkaliśmy w tym samym bloku, na jednym piętrze. Moi rodzice zamieszkali tu kiedy blok oddano spółdzielni, trudno było wtedy o mieszkanie i skorzystali z pierwszej lepszej okazji w naszym mieście. Rodzice Tośki wprowadzili się jakoś dwa lata później. Ani mnie, ani jej nie było jeszcze wtedy na świecie... z tym, że mama Tośki była już od miesiąca w ciąży, ale jeszcze o tym nie wiedziała. A za dwa miesiące to ja miałem otrzymać życie.

Tośka

Gdy moi rodzice wprowadzili się do tego bloku, rodzice Remka pomagali im w przenoszeniu mebli, trochę w remontowaniu. Gdy okazało się, że moja mama jest w ciąży ( tak, to mnie nosiła w sobie) ojciec nie pozwolił jej na żadną pracę, nawet na zamiatanie podłóg. Przesadzał... ale martwił się. Sam by sobie nie poradził, a że akurat sąsiedzi- rodzice Remka- sami zaoferowali pomoc- jakoś tak wspólna praca w naszym mieszkaniu stała się zaczątkiem wielkiej przyjaźni. Po dwóch miesiącach dopiero mieszkanko nasze wyglądało tak jak powinno- wykafelkowane, odmalowane, pięknie umeblowane i przygotowane na przyjście mnie. Oczywiście nie obyło się od parapetówy... i w tamtą noc, wiem to z opowieści jego rodziców- powstał Remek.

Remek

Nasi rodzice zaprzyjaźnili się bardzo. Moi zostali chrzestnymi Tośki, a jej, w trzy miesiące później, mnie trzymali przy chrzcielnicy. Było więc przesądzone, że skoro nasi rodzice widywali się tak często i my będziemy wychowywać się razem.

Tośka

Remek mieszkał z rodzicami i babcią. Babcia była najcudowniejszą kobietą pod słońcem. Nie miałam swojej babci, więc Remek dzielił się swoją jak tylko mógł ( oczywiście od momentu gdy był wszystkiego świadomy ). Zanim jednak postawiliśmy nasze pierwsze kroki, zanim zaczęły wychodzić nam ząbki, zanim powiedziliśmy pierwsze słowa, to właśnie babcia Remka zmieniała nam pieluchy i śpiewała nam kołysanki. Gdy nasi rodzice wychodzili wieczorami do restauracji albo do kina- babcia Remka opiekowała się nami... podobno piliśmy nawet z jednej butelki.

Remek

Gdzieś mam jakieś zdjęcia ze wspólnych wakacji- rodzice Tośki, moi rodzice, babcia, no i ja z Tośką z wiaderkami i łopatkami na plaży w Kołobrzegu. Teraz, opowiadając to, dopiero zdałem sobie sprawę, że byliśmy zawsze razem... w każdym razie gdy podrośliśmy i babcia przestawała sobie dawać z nami radę- rodzice zapisali nas do przedszkola. Tośka była zadowolona, bo tam był mnóstwo lalek i innych zabawek, których nie miała w domu. No a poza tym była od zawsze bardzo ładna i wszystkie panie przedszkolanki zawsze ją bardzo lubiły i chwaliły. Ja nie lubiłem przedszkola. Zawsze, gdy babcia nas tam zostawiała, bałem się, że po nas nie wróci. Ale nie płakałem... smutno mi tylko było, gdy zmieniała nam buciki na papucie, wkładała je do worków, które sama nam uszyła i mówiła: „ No idźcie dzieci, pobawcie się, a niedługo po was przyjdę”.

Tośka

W przedszkolu, pamiętam, zawsze się dobrze bawiłam. W sumie czułam się tam bardzo dorosła, zwłaszcza wtedy, gdy Remek żegnał się z babcią i płakał, bo nie chciał tu zostawać. Ale potem wszystko się ułożyło. Przyzwyczaił się. Tak w gruncie rzeczy wszyscy myśleli, że jesteśmy rodzeństwem. Wszyscy – to znaczy inne dzieci i ich rodzice. Bo mieszkaliśmy w tym samym bloku i zawsze odbierała nas babcia i zawsze trzymaliśmy się razem- razem wygłupialiśmy się na leżakowaniu, razem się bawiliśmy i rysowaliśmy szlaczki w specjalnych zeszytach... ale to było już w zerówce.

Remek

W podstawówce nikt już się nie dał nabrać na to, że jesteśmy rodzeństwem. Uczyliśmy się czytać i wydało się, że mamy inaczej na nazwisko. I wtedy się zaczęło: „ Zakochana para! Zakochana para”. Przychodziliśmy do szkoły razem, siedzieliśmy razem w ławce, razem wracaliśmy i razem jeździliśmy na każde wakacje- z naszymi rodzicami i babcią. A najbardziej wszystkich bawiło podglądanie nas, gdy wychodziliśmy z sankami na podwórko, gdy nie było jeszcze śniegu. Siedzieliśmy obok siebie, bez słowa, a moja matka zawsze krzyczała na nas z balkonu: „Tośka! Remek! Wracajcie do domu bo mi się rozchorujecie!”

Tośka

Wszystko wymyśliła babcia przed świętami. Nie muszę chyba mówić, że byliśmy zawsze razem przy wigilijnym stole. Nasi rodzice- dwie młode i zakochane w sobie pary, połączone podobnym życiem w tamtych trudnych czasach, kochana babcia – no i my- potomkowie, spadkobiercy tych wspaniałych tradycji. Czekanie na śnieg wymyśliła babcia, gdy nie mogła się nami zajmować przygotowując pierniczki i inne smakołyki na boże narodzenie. Z tym, że ja wiedziałam, że to zabawa, a Remek... zawsze we wszystko wierzył i brał do siebie. Do dziś pozostała mu ta dziecinna czystość, wiara w ludzi, ogromne samozaparcie i zaraźliwa nadzieja. Z Remkiem braliśmy sanki i pod blokiem siedzieliśmy na nich wyczekując pierwszych białych płatków.

Remek

Tamtą historię o śniegu, że gdy złapie się pierwszy spadający na ziemię płatek- delikatne pióro młodego anioła- to następny rok będzie jeszcze szczęśliwszy a w święta stanie się cud, oboje przyjęliśmy z wielkim entuzjazmem... pierwszy raz pozwolono nam iść bez opieki na podwórko, a poza tym nasze zadanie było wielce odpowiedzialne. Tośka była bardzo przejęta, chyba jeszcze bardziej niż ja, choć to właśnie ja zawsze wszystkim najbardziej się przejmowałem. Mieliśmy po cztery lata. I gdy zaczął padać śnieg myślałem, że zobaczymy te anioły...

Tośka

Nie wiedzieliśmy nigdy skąd babcia wiedziała, którego dnia wysłać nas na podwórko, abyśmy wyszli naprzeciw zimie. Ale co roku historia się powtarzała, nawet gdy dzieci z podstawówki się z nas śmiały, nawet gdy zrozumieliśmy, że ta historia była zmyślona, żeby tylko nas czymś zająć. To była nasza tradycja... siedząc na małych sankach, a z roku na rok robiło się na nich ciaśniej, snuliśmy długie rozmowy- na początku o zabawkach, potem o kolegach i koleżankach, o problemach z rodzicami, później o książkach i filmach, o muzyce, o uczuciach. Remek był dla mnie bratem.

Remek

W końcu oczywiście odkryliśmy dlaczego byliśmy wysyłani z sankami, by czekać na śnieg. Wtedy babcia gotowała, rodzice pakowali prezenty. Ale gdy wszystko było jasne i tak co roku braliśmy te stare sanki, bo posiedzieć, podumać, powspominać, pożalić się, powygłupiać... Tośka była dla mnie jak siostra. I nic nie obchodziło mnie to, że wszyscy uważali nas za parę.

Jak błyskawica minęły nam czasy liceum. Wtedy pierwszy raz przestaliśmy razem chodzić do szkoły, bo Tośka wybrała ogólniak, a ja technikum. Chyba w drugiej klasie poznałem moją obecną dziewczynę. Tośka nie miała chłopaka. Przynajmniej nie przyznała mi się do tego.

Tośka

Tak, szkoła średnia pozwoliła nam się bardziej usamodzielnić i uniezależnić. I tak wpadałam do Remka prawie codziennie. Miał wtedy dziewczynę- Aśkę- więc przeważnie nie zastawałam go w domu. Ale rozmawiałam sobie z babcią, pomagałam jej troszkę. W klasie maturalnej miałam chłopaka, ale to było jedno wielkie nieporozumienie, dlatego nawet nie wspominałam o tym Remkowi. Ktoś mógłby pomyśleć, że zwariowaliśmy mówiąc sobie wszystko... ale nie było tak- rozmawialiśmy o najważniejszych w naszym życiu sprawach... a sprawy miłosne są przecież bardzo, bardzo ważne. Poza tym ani Remek nie znał nikogo tak dobrze jak mnie, ani ja nie znałam nikogo tak jak Remka.

Remek

Pamiętam naszą rozmowę o studiach. Siedzieliśmy na sankach czekając na śnieg. Zastanawialiśmy się jak to będzie. Tośka chciała wyjechać. Nie powiedziałem jej, że będzie mi jej bardzo brakować. Wprawdzie już w szkole średniej przestaliśmy spędzać razem całe dnie, ale zawsze, gdy tego potrzebowałem, mogłem zapukać do drzwi obok i posiedzieć z nią w jej pokoju i pogadać o czymkolwiek- od poezji do plotek z naszego osiedla. Teraz nie chciałem wyjeżdżać. Byłem z Aśką już trzeci rok i nie chciałem jej tu zostawiać. Poza tym babcia zaczęła chorować... a poza tym... nie chciałem zaczynać wszystkiego od nowa, było mi tu dobrze. Nigdy jednak nie przyszło mi do głowy, że nasze drogi się rozejdą. Żyłem przekonany o tym ,że zawsze będziemy sąsiadami, rodzeństwem, w każdej chwili gotowi, by sobie pomóc.

Tośka

Tak, pamiętam gdy mieliśmy po osiemnaście lat, klasa maturalna... i zamiast powtarzać lektury z różnych epok znów czekaliśmy na śnieg. Powiedziałam Remkowi, że chcę jechać na studia do Torunia. Remek chciał studiować informatykę na politechnice. Poza tym miał świetnie ułożone życie i nie chciał go zostawiać. Rozpłakałam się wtedy, sama nie wiem dlaczego... poświęcałam wielką przyjaźń, mojego brata, na rzecz studiów w mieście, które pokochałam od pierwszego wejrzenia, gdy spędzaliśmy w nim wakacje- rodzice Remka, babcia, moi rodzice, i my- dzieciaki. Traciłam możliwość zapukania do drzwi obok w każdej chwili gdy potrzebowałam rozmowy. Ale przecież wiedzieliśmy, że kiedyś nasze drogi się rozejdą.

Remek

Dostałem się na polibudę, na informatykę. Tośka nie dostała się do Torunia. Ale i tak wyjechała. Studiowała polonistykę we Wrocławiu. Byłem szczęśliwy. Z Aśką wszystko układało się dobrze, babcia czuła się lepiej, moi rodzice nie mieli kłopotów w pracy, rodzice Tośki też wydawali się względnie szczęśliwi. Kupili niedawno nowy samochód i często odwiedzali Tośkę we Wrocławiu...

Tośka

Na pierwszym roku okropnie tęskniłam za domem. Za rodzicami, za babcią, za Remkiem. Poznałam we Wrocławiu Łukasza, był dziennikarzem, było nam razem dobrze... tyle tylko, że jego praca pochłonęła go do tego stopnia, że zapomniał o mnie... zapomniał mojego imienia, adresu. Zniknął. Najbardziej cieszyłam się na boże narodzenie... i na czekanie na śnieg. Chciałam wreszcie pogadać z Remkiem... on przecież też zaczął nowe życie. Nie spotkaliśmy się jednak. Babcia spędziła święta w sanatorium. Byli tam też rodzice Remka i Remek. Moi rodzice pierwszy raz spędzali święta sami. Nie przyjechałam do domu. Chciałam bardzo, ale nie byłam w stanie. Po pierwsze: zbliżała się sesja, nie chciałam wylecieć z uczelni, po drugie: byłam jeszcze przygnębiona tą sytuacją z Łukaszem, po trzecie: wiedziałam, że nie zobaczę się z Remkiem, że nie będziemy siedzieć na sankach przed blokiem jak co roku. Ogólnie czułam się źle, byłam przemęczona... nie chciałam wrócić smutna do ciepłego domu, nie chciałam rozczarować rodziców.

Remek

Gdy byliśmy na pierwszym roku, nie czekaliśmy z Tośką na śnieg. Zima w ogóle zaczęła się wcześniej niż zwykle. Babcia poszła po zakupy świąteczne i w drodze powrotnej upadła i troszkę się potłukła. Święta spędziła w sanatorium razem z nami- tzn. z moimi rodzicami i ze mną. Rodzice Tośki zostali sami, bo Tośka wtedy nie zdołała przyjechać do domu. Z tego co wiem – miała dużo nauki i mogłaby zawalić sesję, wolała zostać w akademiku. Pamiętam, że wtedy spadło tak dużo śniegu... pierwszy raz przeżyłem taką zimę. W ciągu jednej nocy napadało z pół metra białego puchu, ulice były zasypane i nie można było się nigdzie dostać. A święta? Były okropne... mimo wszystko kocham wszelkie tradycje... i wiedziałem, że to wszystko przez to, że nie siedzieliśmy z Tośką pod blokiem podsumowując mijający rok w oczekiwaniu na pierwsze płatki śniegu.

Tośka

Święta w opustoszałym akademiku były smutne i przygnębiające. W nastroju z serii „nikt mnie nie kocha” przepuściłam przez palce całą przerwę świąteczną. Nie pozaliczałam egzaminów i w marcu wróciłam do domu. Spotykałam się znów z Remkiem i wydawało mi się, że znów jesteśmy w podstawówce. Babcia czuła się lepiej. Nasi rodzice nadal bardzo się przyjaźnili i często się odwiedzali, pomagali sobie. Remek zaliczył pierwszy rok, ja znów startowałam do Torunia. Dostałam się. Wyjechałam.

Remek

Tośka przeżyła bardzo porażkę na studiach. Nie zaliczyła roku. Ale dostała się do Torunia, miasta, w którym przy każdej wąskiej uliczce znajdowała się galeria sztuki a na rynku zawsze było pełno młodzieży. Wtedy rozchmurzyła się. Znów było jak kiedyś.

Jak co roku- dwa miesiące byliśmy z rodzicami na wczasach... znów w Kołobrzegu. Opiekowaliśmy się babcią, tak jak ona zajmowała się nami przez tyle lat. I znów zaczął się rok akademicki. Byłem już na drugim roku. Moja dziewczyna zaczęła pierwszy rok na medycynie.

Tośka

Następnego roku znów nie czekaliśmy na śnieg. Postanowiłam wrócić do domu na święta, nie chciałam powtórzyć historii z tamtego roku, ale udało mi się przyjechać dopiero w wigilię rano. Śniegu nie było. Jak na ironię losu. Ale święta były cudowne. Wiadomo, każde z nas było już inne... dopiero wtedy zauważyłam jak rodzice się zestarzeli, jak babci przybyło zmarszczek i siwych włosów ( nigdy jakoś nie zwracałam na to uwagi) jak Remek wyprzystojniał... mieliśmy już po dwadzieścia lat... i znów byliśmy rodzeństwem.

Remek

Kolejny rok minął bez zmian. Z Tośką widywałem się niesamowicie rzadko, ale przez ostatnie dwa lata jakoś do tego przywykłem... nie, nie można przywyknąć do takiej sytuacji. Po prostu nie dopuszczałem do siebie myśli, że za nią tęsknię, że mi jej brakuje. Nadchodziła zima.

„ Złotko, nie idziesz czekać na śnieg, gdzie są te sanki?”- zapytała babcia wyrywając mnie z zadumy.

„ Oj, babciu, wiesz, że sam nie pójdę, poczekam na Tośkę”.

„a to przyjedzie w tym roku?”

„ byłoby dobrze”

„ a tak... stęskniłam się już za tą dziewczyną... a Ty?”

„ no...”

Tośka

Chciałam zrobić wszystkim niespodziankę. Po pierwsze postanowiłam przenieść się z Torunia do Katowic, żeby mieszkać w domu. W Toruniu było pięknie, ale za bardzo tęskniłam za dawnym życiem. Chciałam wszystko załatwić podczas przerwy świątecznej i nowy semestr zacząć już tu, na UŚ-u. Rano przyjechałam pociągiem do Katowic, zostawiłam plecak w przechowalni i pobiegłam do dziekanatu. Zjadłam coś po drodze i około 16.00 jechałam tramwajem do domu. Śnieg zaczął już padać. Nie zdążyłam... W naszym mieszkaniu nie było nikogo, zapukałam więc do drzwi Remka. Otwarła babcia i powiedziała, że wszyscy pojechali po prezenty.

„Wyjrzyj tylko przez okno, kochana” – powiedziała babcia

Remek

Siedziałem pochylony na sankach przed blokiem. Ze łzami w oczach łapałem ogromne płatki śniegu krzycząc w myślach „ Tośka! Gdzie Ty jesteś! Co z Tobą? Zapomniałaś?”.Wiedziałem, że może przyjedzie na święta, ostatecznie był jeszcze jakiś tydzień czasu do wigilii. Sączyłem tanie wino, cherry, miałem ochotę się upić. Czułem się samotny... Aśka była od kilku tygodni w szpitalu. Była w ciąży i pojawiły się jakieś kłopoty. Odwiedzałem ją codziennie, dzisiejszy wieczór chciałem spędzić sam...

Chwilkę potem usłyszałem głos Tośki z okna naszego mieszkania.

„Remek! Wiesz... wróciłam! Będę tu studiować! Idę do Ciebie! Łap i otwórz zanim zejdę na dół!” i rzuciła z okna butelkę dobrego czerwonego wina. Butelka oczywiście stłukła się. Wokół sanek pojawiła się czerwona plama, kontrastująca z bielą śniegu.

„Remek!”- Tośka rzuciła mi się na szyję. Myślałem, że wybuchnę z radości, ale nie dałem tego po sobie poznać.

„ Spóźniłaś się... czekałem na śnieg bez ciebie”. Posmutniała...

Tośka

Ze smutkiem w głosie powiedział, że znów nie czekaliśmy razem... ale chwilkę po tym podał mi swoją butelkę z winem ( ta moja pękła heh... a mogłam przecież znieść ją ze sobą a nie wyrzucać z okna) i powiedział „Masz, napij się mała” oczywiście oblałam się tym tanim winem... zaczęliśmy się śmiać... zupełnie jak za dawnych czasów. Śniegu przybywało, puszysta pierzynka była coraz to grubsza. Położyliśmy się na śniegu, trzymaliśmy się za ręce i z zamkniętymi oczami, bez słów, przekazywaliśmy sobie przez ciepło dłoni wszystko co spotkało nas podczas naszego rozstania. „Mój braciszek” – wyszeptałam

Remek

Leżeliśmy tak w śniegu, padało coraz mocniej. Powiedziała do mnie „Braciszku” a ja odpowiedziałem „ Kochana siostrzyczka”... i mocniej ścisnąłem jej dłoń. Usłyszeliśmy karetkę pogotowia, która z włączonym sygnałem zatrzymała się przy naszym bloku. Zerwaliśmy się na równe nogi i myśleliśmy o jednym „ Babcia, co z babcią?” ... nasze przerażenie wzrosło gdy jakiś sanitariusz podszedł do nas... po chwili, z uśmiechem na twarzy zapytał, czy wszystko w porządku.

Tośka

Byliśmy zszokowani, nie wiedzieliśmy o co chodzi.

„ Ktoś zadzwonił po pogotowie- mówił mężczyzna- i powiedział, że przy waszym bloku leży nieruchomo dwoje ludzi w kałuży krwi, że chyba skoczyli z dachu”

„To wino”- powiedział Remek

Byliśmy bardzo rozbawieni- „ przepraszamy, za kłopot. Naprawdę nic się nie stało. Jesteśmy cali i zdrowi, prawda Remek?”

„ Ach! To pan Remigiusz?”- zapytał ze zdziwieniem tamten sanitariusz.

Remek

Gdy zapytał mnie, czy to ja jestem Remigiusz, zacząłem się zastanawiać czy to przypadkiem nie jakiś absurdalny sen.

„Tak, to ja”- powiedziałem.

„ To może pojedzie pan z nami, bo pańska narzeczona właśnie rodzi.”

Tośka

Remkowi urodziła się córeczka. I jest niesamowicie podobna do Aśki. Śliczne dziecko. Agusia. A ja będę matką chrzestną... Święta były cudowne. Najpiękniejsze od kilku lat i znów wszyscy są razem... jak dawniej.

Remek

Agusia jeszcze bardziej połączyła nasze rodziny. Wszyscy tylko pytają czy nie trzeba nam pomóc. I Aśka i ja ciągle jesteśmy na studiach. Mieszkamy razem, pobieramy się na wiosnę. Babcia jest wniebowzięta gdy może się zająć wnuczką.

Tośka jest zadowolona ze studiów. Aśce też idzie bardzo dobrze na medycynie. Ja kończę informatykę. Nasi rodzice nadal pracują. Babcia jest zdrowiusieńka i z każdym dniem przybywa jej sił i zawsze jest uśmiechnięta. Dziecko rośnie... życie jest takie zaskakujące.

Daffodil
Daffodil
Opowiadanie · 20 października 2001
anonim
  • milka
    oooo piekna historia.....az sie rozmarzylam....

    · Zgłoś · 18 lat
  • jpL
    re we lac ja

    ;)

    · Zgłoś · 17 lat
  • Anonimowy Użytkownik
    Misia
    a mnie sie nie podobała

    · Zgłoś · 17 lat