Królik Kłębuszek ospale stąpał po łące, rozmyślając o swojej niedoli.
- Ah, ja biedny, - mówił do siebie, - ah, ja nieszczęśliwy...
Nieszczęście królika polegało na tym, że był zakochany bez wzajemności. Obiekt jego uczuć, niejaka Mumu z rodu dzikich królików zza wzgórza, z całego serca nim gardziła i mimo jego licznych wyznań nie chciała odwzajemnić afektu, jakim ją obdarzał. Kłębuszek, zaślepiony w swej miłości, przez długi, długi czas w ogóle nie dostrzegał jak małostkową i próżną istotą jest Mumu i każdego dnia chodził do niej, wciąż na nowo wyznając jej miłość, w nadziei, że w końcu mu ulegnie.
Teraz jednak otworzyły mu się oczka i prawda objawiła mu się w całej swej przerażającej potędze: musiał przyjąć do świadomości, że nigdy nie posiądzie Mumu. Był dla niej tylko pożałowania godnym króliczyną, poza tym miała ona już swego adoratora – czarnego zająca Romana, znanego w całym lesie uwodziciela , który miał znacznie większy urok osobisty, aniżeli Kłębuszek, dzięki czemu również wzbudzanie uczuć u innych przychodziło mu znacznie łatwiej niż Kłębuszkowi.
Idąc tak przed siebie królik nie zauważył pasącej się przed nim krowy Matyldy.
- Uważaj gdzie leziesz. – skarciła go krowa, po czym przyjrzała mu się dokładniej i zapytała: - Ej, królik, co z tobą?
Królik nie odpowiedział.
- Coś ci dolega, królik? Coś boli, czy jak?
- Eeeeh, nie, ten tego... - zamyśliłem się jakoś.
- No mów już o co chodzi, przecież widzę, żeś jakiś taki nieswój. – rzekła krowa.
- Tak sobie myślę, że życie jest do niczego, Matyldo....
- Bzdura. – prychnęła Matylda.
- Nic mi się nie układa, - kontynuował tymczasem Kłębuszek, - nic mi nie wychodzi. Wszystko za co się biorę, wychodzi na opak, wszystko bierze w łeb, dość już tego mam.
- Króliku, króliku, narzekać to łatwo. Zamiast biadolić, powinieneś coś uczynić, aby zmienić swe życie, jeśli nie jesteś z niego zadowolony.
- Akurat. – odburknął Kłębuszek. – Są rzeczy, na które nie możemy wpłynąć, choćbyśmy nie wiem co robili.
- Nieprawda. Wszystko można osiągnąć. Oczywiście tylko wtedy, jeśli się tego naprawdę chcę. Tak, króliku, jeśli się czegoś naprawdę bardzo mocno pragnie, można to mieć. Nie męcz mnie więc swoim biadoleniem, lecz zrób coś, by było ci lepiej.
- Chcesz powiedzieć, że tobie spełniają się wszystkie życzenia? – zapytał królik.
- Oczywiście. – rzekła krowa.
Królik z politowaniem popatrzył na Matyldę , po czym rzucił jej kilka słów na pożegnanie i odszedł. Rozmowa ta bynajmniej nie wpłynęła na poprawę jego samopoczucia. Nadal czuł, że życie obchodzi się z nim brutalnie i niesprawiedliwie. „Co też krowa może wiedzieć o życiu?” – myślał sobie, - „Cały czas tylko łazi po pastwisku i przeżuwa trawę. I ktoś taki chce mnie uczyć, jak się powinno żyć. Głupia. I jeszcze próbuje mi wmówić, że wszystkie jej marzenia się spełniają. Zresztą jakie ona może mieć marzenia? Oj, głupia, głupia. Nie ma pojęcia na jakie męki los może skazywać swe ofiary. Gdyby choć przez dzień pochodziła w mojej skórze, już by nie wygadywała takich rzeczy.”
Kłębuszek był tak bardzo zagłębiony w swym myślach, że nieopatrznie potrącił przechodzącą obok niego kurę Eleonorę. Za Eleonorą w zwartym szeregu pełzło kilkanaście małych, różowych robaczków.
- Ostrożnie, ofermo. – warknęła kura. – Bo robaki mi podeptasz.
Królik spojrzał ze zdziwieniem.
- Jak to możliwe, że one tak grzecznie i posłusznie za tobą idą? Przecież muszą wiedzieć, że chcesz jej zjeść.
- Nie wiem, czy wiedzą, czy nie, a idą ze mną, bo je o to poprosiłam.
- Poprosiłaś? I one się zgodziły? Nie wierzę. Ja przecież tysiąc razy prosiłem o różne rzeczy, a zawsze mi odmawiano...
- Widocznie źle prosiłeś. – odparła z wyraźnym poczuciem wyższości kura. – Jeśli się tylko odpowiednio poprosi, można mieć wszystko. – dumnie spojrzała na zdziwione przedłużającym się postojem robaki i dodała: - przecież sam widzisz. – po czym odeszła w kierunku kurnika, a szereg robaczków popełzł ulegle za nią.
Królik jeszcze przez chwilę stał w miejscu rozmyślając nad tym, co mu powiedziała kura. „To niemożliwe.” – myślał, - „Po prostu poprosić? Nie, to by było za proste. Zresztą ile to już razy prosiłem opatrzność o drobne przysługi? Ileż to razy prosiłem los, by się nade mną zlitował? Ile razy prosiłem Niebo, by Mumu odwzajemniła moje uczucie? Wszystko nadaremno. Nikt nie wysłuchał moich próśb. A ona mi usiłuję wmówić, że prosząc można mieć wszystko...nie, nigdy w to nie uwierzę... a ten cyrk z robaczkami na pewno można jakoś wytłumaczyć.”
Tym racjonalnym stwierdzeniem Kłębuszek przytłumił nieco swe zdziwienie. Chciał oto znowu pogrążyć się w swej niedoli, gdy ku swemu wielkiemu niezadowoleniu wyczuł, że krowie i kurze wbrew jego woli udało się zasiać w jego głowie kilka zgubnych myśli, które teraz powoli i z niejakim wysiłkiem zaczynały wypełniać harmonijny krajobraz pesymizmu w jego wnętrzu, koślawymi znakami zapytania.
Po pewnym czasie Kłębuszek na swej drodze napotkał świnię. „Może ona poradzi mi coś sensownego. Co mi tam. Spróbuję.” – pomyślał królik. Wiedział, że świnia, odkąd ją znał chciała umieć latać. Miał nadzieję, że ona, sama pragnąc czegoś zgoła niemożliwego, zrozumie jego troski.
- Ej świnio, zaczekaj no chwilę! – krzyknął, widząc, że świnia jest w pośpiechu.
- Nie teraz, króliku! – krzyknęła świnia, - Bardzo się spieszę. – po czym podskoczyła, wzbiła się w powietrze i odleciała ku zachodzącemu słońcu.
- A niech to... – wydusił królik, - może krowa jednak miała rację...
Wróciwszy do swej nory, pogrążył się w medytacji. Przez resztę wieczoru i całą noc z uporem powtarzał: „Chcę, by mnie kochała. Chcę, by mnie kochała. Chcę, by mnie kochała. Chcę, by mnie kochała. Chcę, by mnie kochała. Chcę, by mnie kochała. Chcę, by mnie kochała...” Gdy słońce wyjrzało zza znaków zapytania, królik, drżąc z podniecenia, z podkrążonymi z niewyspania oczkami, ale pełen świeżej nadziei, wyskoczył ze swej dziury i pognał do Mumu. Po drodze nadal wciąż powtarzał: „Chcę, by mnie kochała. Chcę, by mnie kochała. Chcę, by mnie kochała. Chcę, by mnie kochała... Proszę cię Losie, proszę cię Opatrzności, proszę Przypadku, proszę Przeznaczeniu; proszę, proszę, proszę...”
Zanim jednak dotarł do norki w której mieszkała Mumu, Kłębuszek spotkał lisa Anatola. Lis Anatol wielce był rad z tego spotkania, nie minęła bowiem nawet minuta, odkąd pomyślał, że dobrze by było spotkać jakiegoś smacznego króliczka, a tu na drodze pojawia się... właśnie króliczek.
- Oh, śniadanko! – ucieszył się lis Anatol.
- Nie masz chyba zamiaru mnie zjeść?
- Właśnie to zamierzam.
- Nie rób tego. – powiedział Kłębuszek, - proszę, nie jedz mnie....
- No dobrze. Skoro nie chcesz. Trudno. Idź więc sobie. Może spotkam jakiegoś innego króliczka, który pozwoli się zjeść...
Kłębuszek szybko oddalił się. „To działa!” – myślał rozradowany, - „To naprawdę działa, trzeba tylko mocno wierzyć.”
Wkrótce dotarł do nory Mumu. Zatrzymał się przed otworem i zawołał swoją ukochaną:
- Mumu!
Z głębi nory dało się słyszeć szelest i przytłumione głosy. Wkrótce u wylotu pojawiła się Mumu.
- Mumu... – szepnął królik.
- Ah, to ty. – sposępniała Mumu. – Czego tu chcesz? Przecież już ci mówiłam, że nie chcę cię więcej widzieć...
- Ależ Mumu, czy ty...
- Daj mi spokój. Ile razy ci mam mówić, że cię nie lubię? Odczep się wreszcie ode mnie.
- Mumu, moja najdroższa...
- Przestań z tym słodzeniem i znikaj, bo zawołam Romana... – wywarczała Mumu i odwróciwszy się od Kłębuszka znikła w głębi norki.
Kłębuszek ruszył z powrotem. „Dlaczego?” – myślał, - „Dlaczego się nie udało? Coś musiałem zrobić nie tak. Widocznie nie dosyć się starałem... widocznie nie dość mocno wierzyłem...”
Nieopodal swej nory Kłębuszek ponownie natknął się na lisa Anatola. Chciał go minąć bokiem, ale lis zauważył go i zbliżył się.
- Wiesz króliczku, - zaczął, - rozmyśliłem się. Chyba jednak cię zjem. Trochę mi głupio, ale widzisz, jestem bardzo głodny, a nie przechodzą tędy żadne inne króliczki. Rozumiesz?
- Oh, proszę cię, - spróbował po raz wtóry Kłębuszek, - nie zjadaj mnie...
- Przykro mi, króliku. – powiedział lis Anatol i rzucił się na Kłębuszka.
Kłębuszek runął na ziemię pod ciężarem opasłego rudzielca. Wiedział, że nie ma najmniejszych szans, ale bronił się jak mógł.
- Nie! – krzyczał, szamocąc się, - Nie! Mumu! Mumu!
Wtem wszystko się nagle odmieniło. Lis Anatol zniknął, a Kłębuszek poczuł, jak ktoś go ciągnie za łapkę.
- Obudź się. – mówił czuły głos, - Obudź się, Kłębuszku.
Kłębuszek otworzył oczy i rozglądnął się dookoła. Leżał w swej przytulnej norce, a obok niego leżała Mumu. Na jej słodkiej twarzyczce malował się wyraz zatroskania.
- Mumu... – szepnął Kłębuszek.
- Oh, Kłębuszku, - westchnęła Mumu, - tak się martwiłam. Krzyczałeś i szarpałeś się; bałam się, czy wszystko w porządku. Dobrze się czujesz?
Kłębuszek westchnął z ulgą. „Wreszcie.” – pomyślał zadowolony, - „A więc to jednak jest możliwe. Dziękuje ci krowo. Miałaś rację. Głupi byłem.”, po czym spojrzał Mumu w oczy i powiedział:
- Wszystko w porządku, kochana. Miałem tylko zły sen.
poniedziałek, 26 marca 2001