Andrzeja zbudziło szczekanie psa. Zwierzę mogło się szarpać na łańcuchu od kilku dobrych minut. Otworzył ciężkie powieki po ostro zakrapianej imprezie. Było około czwartej w nocy, z tego, co zobaczył na wyświetlaczu komórki. Na podłodze walały się puszki po piwie. Wziął do ręki młotek, który odłożył wczorajszego wieczoru przy biurku, naprawiając szafkę. Zaczął zmierzać ku drzwiom, które, przy wolnym i kuśtykającym chodzie, zdawały się być nieskończenie daleko. Powolność ta wzmagała tylko jego podenerwowanie.
Na zewnątrz lekka mgła spowijała dom. Pies latał po posesji jak oszalały. Jednak nie było widać żadnych oznak zagrożenia. Andrzej, uzbrojony w młotek, wyszedł przed dom zbadać teren. Zwierzę początkowo zdawało się nie dostrzegać pana, jednak na dźwięk swego imienia, zaczęło się uspokajać. Po krótkim obejrzeniu terenu, sprawdzeniu, czy nikt się tu nie kręci, a także zbadaniu okien i zamków w drzwiach, udał się do ciepłego i przytulnego wnętrza domu. Będąc już wewnątrz, spostrzegł przy łóżku jakby cień osuwający się na podłogę. Do chuja, co jest?! – Zaklął w myślach i przetarł oczy ze zdumienia. Serce zaczęło mu mocno walić. Nie było jednak widać postaci, która by mogła rzucać ów cień. Stał w odrętwieniu, jakby nogi przyrosły mu do podłoża. Przez resztę nocy nie mógł zmrużyć oka, badając wcześniej lękliwie każdy zakamarek mieszkania. Uspokajał się, że to tylko wytwór jego wyobraźni, co dało mu kilkanaście minut upragnionej drzemki.
Z samego rana do drzwi zastukała policja. Andrzej ruszył im otworzyć, wdeptując w puszki walające się po podłodze i klnąc. W pamięci miał jeszcze obraz cienia osuwającego się na podłogę. Kiedy potrzeba, to ich nie ma – pomyślał i zmarszczył nerwowo brwi.
Mężczyzna stojący za drzwiami poinformował, że jest z policji, spoglądając krzywo na zarzygany próg domostwa, jakby nie dowierzał, że może tu mieszkać istota ludzka i – po tym jak Andrzej skinął mu głową w odpowiedzi, ciągnął dalej – mieliśmy zgłoszenie, że wczorajszej nocy w sąsiednim domu odbywały się jakieś awantury. Czy nie widział pan czegoś niepokojącego?
– Nie słyszałem kłótni. Ale pies mocno szczekał i wyszedłem przed dom, bo bałem się, że ktoś się kręci w okolicy – odrzekł mu Andrzej.
Na słowa „bałem się” policjant dziwnie zareagował, wlepiając swoje małe, świńskie oczka w niedowierzaniu. Po tym jak dokonał ogólnej oceny człowieka wypowiadającego je, sprawiającego wyglądem wrażenie typowego osiłka, który to lubi napić się z chłopakami przed blokiem, to pójść na dyskę, czy pościgać się autem na nocnych spotach. Jednak zanotował słowa Andrzeja, po czym odjechał, a Andrzej udał się do rozkopanego wyra, w którego objęciach miał nadzieję zostać na zawsze. Odczuwał jeszcze zakwasy w mięśniach nóg po wczorajszym treningu na siłowni, ponieważ nie zrobił sobie porządnej rozgrzewki.
Z tego też powodu zadzwonił do swojego pracodawcy, że bierze dzień wolnego na żądanie. Był zmordowany i miał wielkiego kaca, więc resztę dnia spędził w domu, wybierając się tylko po coś treściwego do zjedzenia do pobliskiego sklepu.
Wieczorem, wracając z łazienki, ujrzał cień na ścianie przy łóżku. I właśnie uświadomił sobie, że jest to jego własny cień. I tamten zeszłej nocy też przynależał do niego. Gdy nagle cień zaczął się dziwnie zachowywać, jakby odłączony od osoby, która go rzucała, przejął kontrolę nad swoim życiem. Andrzej zaintrygowany tym faktem, podszedł bliżej, gdy nagle cień ręki zjawiska uniósł się dzierżąc cień młotka! Ale sam młotek spoczywał już w szafce z narzędziami. Oooooo kuuuuurwaaaa!!!! - Przebiegło przez głowę Andrzejowi. I to była ostatnia myśl, gdyż cień przestał być płaszczyzną, ruszył do przodu i zadał cios.
Zwierzę początkowo zdawało się nie dostrzegać swego pana. Jednak na dźwięk jego imienia, zaczęło się uspokajać
Zmieniłbym na:
Zwierzę początkowo zdawało się nie dostrzegać pana, jednak na dźwięk swego imienia, zaczęło się uspokajać