Literatura

Kiedyś (opowiadanie)

julles

Tak. Masz racje kochanie. Myślenie mnie zabija. Myślenie nie pozwala mi funkcjonować. Nie pozwala mi spać. Dlatego żółta, potem biała tabletka.
Nigdy nie wiesz co sie wydarzy. Nie możesz po prostu przewidzieć, tego co stanie się za chwilę. Fajnie by było móc powiedzieć: wiesz, za moment nasra ci na głowe gołąb... To nie możliwe. Nie ustrzeżesz się przed tą kupą, co najwyżej możesz dziękować Bogu, ze nie dał skrzydeł krowom. Tak więc żyjesz w błogiej nieświadomości tego, co spotka cię za sekundę, za minutę, godzinę, jutro, pojutrze i popojutrze, jeśli dożyjesz. Bo może sie zdarzyc, że nie dożyjesz, ale tego też nie bedziesz wiedzieć. Na tym polega rozkosz życia, jego piekno i jego brzydota. Nawet jeśli jesteś człowiekiem o niesamowicie ustabilizowanym i zorganizowanym bycie, wychodzącym codziennie o tej samej porze do tej samej pracy, i wracającym z niej o tej samej godzinie, jedzącym punktualnie o czwartej obiad z rodziną i chodzącym spać zaraz po Wiadomościach, może spotkać cię coś, czego nigdy byś nie przewidział. Dlatego właśnie nie powinieneś nigdy narzekać na swój los. Ktoś mądry powiedział: nigdy nie jest tak źle, żeby nie mogło być gorzej. I do jasnej cholery miał rację. Miał cholerną, jasnocholerną rację. Człowiek to taka istota, która podświadomie dąży do problemów. Istota uwielbiająca komplikować sobie i innym życie, zatruwać, a potem tak się w tym zagmatwać, że jest to prawie nie do odtrucia.

Zastanawiasz się na pewno dlaczego tak twierdzę? Odpowiedź jest bardzo prosta: jestem z gatunku homo sapiens, czyli człowiek sapiący myśląc i robie dokładnie to, co każdy z mojego gatunku: gmatwam, knuje, kombinuje i plątam sobie życie. Po co to robię? Ni cholery nie wiem.

Zawsze wydawało mi się, że jestem w stanie kontrolować swoje uczynki, robić tylko to co chce, w pełni świadomie. Dupa blada. Owszem, mogę panować nad swoim życiem postępując tak czy owak, jednak będzie to tylko nikły współudział tworzenia mojej rzeczywistości i mojego bytu. Tak naprawde zajmują się tym wszyscy, ale nie ja. To ich działanie ma największy wpływ na całokształt mojej egzystencji. Czasem nie pozostaje nic innego jak położyć sie plackiem na dywanie, z kubkiem kawy, po której mam drgawki, głupie mysli i kołatanie serca. Mogę zaciągnąć się mocno czerwonym sobieskim. Im dłużej żyje na tym świecie tym bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że to co robie ma akurat najmniejszy wpływ na moje życie. Syf i patos. Czy jeszcze jakoś tak. Generalnie każdy wie o co chodzi...

Mija dzień za dniem, tydzień za tygodniem i nic. Wszystko tak samo: szaro i smętnie. Para. Dwoje. Troje. Ja, on i on. Trójka. Troje. Trójkąt. Wielokącik - jak mawia moja siostra. Boże co ten facet ze mną robi? Po co mi ta miłość? Na jaką cholerę? I po co mi ten grzech?

- Kocham Cię Perełko...

- Nie kochasz, wdaje ci się tylko.

- Ja wiem swoje. Kocham i już.

Szłam dziś do pracy tą samą drogą co zwykle. Jakoś inaczej patrzyłam na ludzi. Nienawidze statystyki, pojecia nie mam skłoniło mnie do takich obliczeń. Liczyłam więc. Liczyłam ilu mijanych ludzi się uśmiecha, ilu ma pogodny wyraz twarzy. Minęłam 68 sztuk. Śmiały się dwie. I to w wieku przedszkolnym. Zabawne.

Żółta pastylka i wszystko jedno. Uśmiech na twarzy. Biała pastylka: zasypiam. Zasypiam i nawet śpię - gładko i długo. Lubię psychiatrów. Mają taki spokojny wyraz twarzy, życzliwy uśmiech i pobłażliwą minę matki stojącej nad brzdącem, który zrzucił i stłukł słoik z cukierkami, bo nie sięgnął po stołku.

- Nie moge spać...

- Nie martw sie, to minie. To stres, przemęczenie.

- Myśle o samobójstwie...

- Nie martw sie to minie. To stres, przemęczenie.

- Boję się...

- Nie martw sie, to minie. To stres...

- Zdradzam...

- Nie martw się...

Nawet jakbym powiedziała, ze zabiłam człowieka pewnie powiedziałby: "nie martw się..." i przepisał odpowiednie leki na wyrzuty sumienia. Bo sa takie. Naprawde są. Te żółte. Właśnie je jem i wyrzuty znikają. Rozpływają się w nicości, topnieją jak śnieg na wiosennym słońcu. Jak bosko nie mysleć o tym, co boli. Żółta tableteczka i nie myślisz. Malutki zlepek związków chemicznych w proszku. Wszystko jest chemią. Czasem drażni mnie fakt, że ja sama jestem tylko chemią. Nawet procesy zachodzace w moim chorym mózgu, powodujące w skutkach myślenie, są chemiczne. Moja noga jest chemiczna i ręka jest chemiczna...

Są tacy, co nie mogą znaleść sobie idei. Próbują, szukaja, gmeraja i nie potrafią się zdecydować. Raz noszą szerokie spodnie, następnego dnia zakładają sobie walkmana na uszy i słuchają Iron Maiden, żeby potem kupić deskorolke. Wychowani w wierze katolickiej nagle wierzą w Szatana i przy świeczce w pokoju, po 24 (jak starzy już śpia), odprawiaja czarne msze, nawet nie wiedząc o istnieniu LaVeya. Szkoda gadać. Za to można się z nich pośmiać.

Boże najsłodszy

coś twórcą istot wszelkich

identycznych w gatunku

tak różnych osobno

Krzyż karzesz mi nieść zbyt ciężki Panie

za słabe mam ramiona

za kruchą szyję

Jesteś gdzieś, prawda? Jesteś gdzieś Panie? Widzisz mnie i słuchasz mojego biadolenia. Pewnie masz mnie już dość. "Jak trwoga, to do Boga". No ba. Tak jakoś wyszło, że jak jest wszystko dobrze nie widzę potrzeby rozmawiania z tobą. Bo i po co? Mam ci dziekować za odrobine szczęścia? Dobrze. Więc dziękuję ci za odrobinę szczęścia w nieszczęściu. Dekalog. Spis boskich praw. Być może. Ale cóż z tego, skoro ja i tak ich nie przestrzegam? Ano nic z tego. Nie przestrzegam i koniec. Jak tysiące innych nieprzestrzegających.

Nie cudzołóż. Jak nie, jak tak. Nie zabijaj. Ciekawam, czy skoro potrafię cudzołożyć potrafię zabić. Przeraża mnie to. Przeraża mnie moja zimna kalkulacja i spokojne myślenie.

A oto bajka:

Pewna pani poznała pewnego pana. Pani pokochała pana, a panu się wydawało, że pokochał panią. I tu tkwił problem: panu sie wydawało, że kocha, a wcale nie kochał. Był więc jakiś czas z panią, rozkochał ją w sobie, a ponieważ uświadomił sobie, że mu sie tylko wydawało, to ją rzucił. Zranił panią i to bardzo. Jaki jest morał? Niech ci się nie wydaje.

Boję się panów z teczkami. Panowie z teczkami kojarzą mi się tylko i wyłącznie z Urzędem Skarbowym. A biorąc pod uwage moje zaległości w tej materii, nic dziwnego, że panowie z teczkami wydają mi się groźni i urastają w mojej głowie do rozmiarów i gabarytów godzilli. Jestem z tych ludzi, którym jak się nie chce, to się nie chce i koniec. Nie potrafie się zmusić do zrobienia czegoś na co nie mam ochoty. To taka moja ideologia. Mimo, że jestem przeciwniczką jakichkolwiek idei sama je sobie tworzę, bo człowiek nawet jak nie chce, tworzy sobie idee wynikające z jego zwyczajów i cech charakteru.

Chryste, jak taka pokopana osoba może stąpać bo naszej boskiej ziemi? Ano może. Przede wszystkim dlatego, ze to również moja ziemia. Po wtóre: nie jestem niebezpieczna dla otoczenia. Wręcz przeciwnie, jestem nawet pożyteczna. Wynoszę śmieci, zamiatam, karmię kota, słucham zwierzeń przyjaciółek, daje mądre rady, umiem uprawiać sex i podlewać kwiatki. W czwartym, piątym i szóstym jestem ponoć całkiem niezła. Miło wiedzieć, że jest się w czymś dobrym. To takie budujące. I tak bardzo podnosi poczucie własnej wartości.

- Kochanie, nikt tak nie robi dobrze ustami jak ty.

Zawsze to coś.

Pytam jeszcze raz: na cholerę mi ta miłość? Na jaką cholerę mi ona?

- Dobry sex potrafi zawrócić w głowie Julciu - powiedziała Magda z miną doświadczonej kochanki i strzepnęła popiół z papierosa do pełnej kiepary.

I miała rację. Mimo to wolałabym, żeby jej nie miała.

Trzymasz mnie w ramionach. Całujesz. Rozpływam sie. Cholerny szum w uszach, taki, ze nie słyszę nawet swoich jęków i twojego coraz szybszego oddechu. Fale rozkoszy... jedna za druga.... trzecia... piata... szybciej! szybciej!

- Jak mam na imię? Bo już nie wiem...

- Julia perełko. Masz na imie Julia.

Julia. Była kiedyś taka jedna, co zabiła sie z miłości. Głupia była. Mogła poczekać jakiś czas i nie musiałaby popełniać samobójstwa. Wykończyłby ją jej własny mąż. Wykończyłby ją, jestem pewna. Oni są w tym doskonali. Są doskonali w wykańczaniu wrażliwych kobiet, a tamta była wrazliwa - to nie ulega wątpliwości.

Myślenie jest to anioł

Czarny jednak, który ruchem

jednym, prostym

skrzydła skórzastego

przekreśla

anioła białego

o pięknym imieniu

Tak. Masz racje kochanie. Myślenie mnie zabija. Myślenie nie pozwala mi funkcjonować. Nie pozwala mi spać. Dlatego żółta, potem biała tabletka.

Odsuwam dach. Przechylam głowę. Czasem wierzę, że dla takich chwil warto żyć, warto się męczyć. Tylko po to by pewnego ciepłego, wrześniowego wieczoru otworzyć szyberdach w twojej beemce i zobaczyć stado rozsypanych po niebie gwiazd. Tylko po to by słuchając Billego Idola wstać i poczuć wiatr we włosach. Ciepły, wrześniowy wiatr. Spojrzeć na mijane ruiny iłżeckiego zamku, które trawają. Tyle wieków i są. Julles chcieć być twarda. Julles chcieć być twarda jak zamek. Hehehehe...

Czego bym sie nie tkneła psuję. Dotykam miłości - psuje... Dotykam przyjaźni - psuje... Dotykam siebie - psuje. I jak tam brzuszek? Cały czas żyje nadzieją, ze nie. Że tam nie ma tego maleństwa. Kijaneczki. Kruszynki. Nie ma, nie ma, nie ma. Postinor działa. Zawsze działa. Musi.

Kiedyś

za lat kupę

i stos miesięcy

dojdę tam

u boku twego znajdę ukojenie

bez łez wypłakanych po drodze

w swój rękaw

I śpiewając piosenkę radosną

jak ranek bezchmurny, słoneczny

Zanurzę się w rozkoszy

różowej i słodkiej

bez myśli natrętnych

bez wspomnień

bez tego, co jak cierń uciska

Nie myśląc o niczym

dotknę cię i powącham

i czując naprawde

odpłynę w otchłań niebios błękitu

Kiedyś

jak bedę mieć więcej odwagi

Muskam twoja szyję. Jest taka ciepła i tętni. Żyjesz i ja żyję. Czuje to dopiero wtedy, gdy zapadam się w otchłań kochania. Gładzisz moje plecy, a ja umieram. Umieram tak czasem nawet trzy razy w ciągu jednej nocy. A mimo to żyję i ty żyjesz. Czuję to na twojej szyji. Więcej nie zapytam na cholere mi ta miłość. Tak mi dobrze. Tak jakoś ciepło. Nie pytaj czemu potem płaczę. Milcz tylko ze mną. I bądź.

Starachowice 15 września 2001


dobry– 57 głosów
Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować i oceniać teksty
Zaloguj się Nie masz konta?   Zarejestruj się
szuiedieneebie
szuiedieneebie 3 czerwca 2004, 21:11
60 głosów i 0 komentarzy. Super, super. Będę pierwszy (hehe).
Akapit o gołębiu fajny, choć kupy krowie, hm kuupy kroowie, skrzydła krów - to już się społeczeństwu przejadły (ej dlaczego dyskryminujemy resztę zwierzyńca? a lwy morskie, żyrafy i niedźwiedzie polarne to co? też by se chciały polatać, i polepić figurki z brązu w bardziej wesołych okolicznościach...;)).
Rozważania o myśleniu bardzo mi bliskie (za dużo myślimy!). Ogólnie opowiadaniu nie udało się uciec od tzw. "poezji/prozy kobiecej" (no bo o miłości jednak jest dużo, pointa bardzo emocjonalna), ale to w zasadzie nie przeszkadza w czytaniu. Generalnie zgrabny kawałek, bardzo osobisty, wydaje się (lub fikcja literacka? :P)

pozdrawiam
Rafał
masaker
masaker 12 lipca 2004, 14:18
Chaotyczny zbiór zdań prowadzący z Nie-wiem-o-czym do Nie-wiem-po-co z przesiadką na stacji Błędowo Ortografowo. Na przyszłość zamów bilety na inną podróż.
emilka
emilka 10 marca 2007, 12:52
niby chaotyczny ale zarazem prosty do zrozumienia. Bardzo mi sie podoba :) pozdro i oby tak dalej
przysłano: 3 listopada 2001

Inne teksty autora


Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką prywatności.
Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce.

Zgłoś obraźliwą treść

Uzasadnij swoje zgłoszenie.

wpisz wiadomość

współpraca