Ostania ławka
czyli senne tęsknoty współczesnej oświaty
Znów. Kolejny dzień pracy. Kiedyś, w zamierzchłych czasach stażu studenckiego, kolejny dzień misji. Wtedy to człowiek szedł do klasy z przeświadczeniem, że to właśnie on wzbudzi w młodzieży miłość do lektur, poezji, języka ojczystego. Lecz po kilkunastu latach „misji” nazywa się to młodzieńczym, naiwnym zapałem. I o to kolejny dzień pracy, ciężkiej pracy.
Gdy wstała było jeszcze ciemno. Ale brudno-szare niebo za oknem nie było spowodowane wczesną porą pobudki, lecz urokiem jesiennych poranków. Październikową chandrę dało by się zwalczyć kubkiem kawy z mlekiem, gdyby nie deszcz. Typowy, październikowy, zimny, drobny, nieco zacinający, oczywiście w twarz, deszcz. Cóż pogoda jest tylko dla bogaczy.
Do pracy dotarła dosyć szybko, uroki mieszkania w małym, prowincjonalnym miasteczku. Chwilę po zdjęciu płaszcza, zadzwonił dzwonek, tak głośno i tak przenikliwie, że zbudziłby nawet największego śpiocha. Jeszcze tylko łyk rozgrzewającej herbaty, dziennik pod pachę i do boju.
Po mimo tego, że była to klasa pierwsza, dzwonek nie zrobił na nich większego wrażenia. Wszyscy niewzruszeni siedzieli na ławkach, parapetach i kontynuowali rozmowy. Jedynie dziwnie głośne szarpnięcie otwieranego zamka drzwi zmotywowało ich do zmiany miejsca rozmów.
Korzystając z chwili względnej ciszy zaczęła sprawdzać obecność. Dzień jak co dzień. Parę osób nie ma, jedna się spóźniła. Kolejnym stałym punktem lekcji była tzw. „odpytka”. Dwie osoby tradycyjnie zgłosiły nieprzygotowanie, jedna brak zeszytu.
Pochyliła się nad dziennikiem, nieco podnosząc lewą ręką apaszkę, wtuliła w nią podbródek – Kogo by tu spytać? – egzystencjalnie spytała w duchu samą siebie – Pewnie uczniowska wersja to „Komu by tu wstawić kosę?” - pomyślała. Wieloletnie doświadczenie zawodowe ukazało jej obraz podejście ucznia do odpowiedzi ustnych, lecz pomimo tego owa praktyka nauczycielska nie podpowiedziała jej jak je zmienić.
Nadal wtulona w apaszkę rozejrzała się po sali, w celu „znalezienia ofiary”. Jej wzrok zatrzymał się na ostatniej ławce, w środkowym rzędzie. Dziś pusta, jeszcze rok temu siedział tam pewien, niezbyt pilny uczeń. Wnet przypomniała sobie jego specyficzną minę, kiedy to zwracała się do niego, po imieniu, z pytaniem o jakieś zagadnieniem związane z tematem lekcji. Jego mina wręcz mówiła: „Ja? Czemu ja? Przecież też są inni?”. Był bystrym chłopakiem, lecz nie przykładał się do systematycznej nauki. Z resztą jak cała jego klasa. Nie raz do nich mówiła: „Macie potencjał, ale go nie rozwijacie.”, czasem wręcz zadawała pytanie retoryczne: „Kiedy w zaczniecie się uczyć?”, albo „Kiedy zaczniecie czytać lektury?”. To była inteligenta grupa. Często zdarzały się ciekawe dyskusje. Zawsze było z kimś porozmawiać. Matura z polskiego poszła im najlepiej w szkole. I tak tonąc w meandrach wspomnień zaczęła tęsknić za tą klasą i za tym chłopakiem, który na pozór nie umiał, ale jednak coś wiedział.
Nagle zadzwonił dzwonek. – Na przerwę? – pomyślała.
- To już szósta – powiedziała wyłączywszy budzik , przeciągnęła się w pościeli, spojrzała za okno – Matko znów ten typowy, październikowy, zimny, drobny, nieco zacinający, oczywiście w twarz, deszcz.