Malwina

ElminCrudo

 

Malwina. 
 
 
Siedzi na żelaznym łóżku i majta nogami nad podłogą. Jest chuda, ale tego nie widać jeśli nie podnosi głowy. Nie można jej uczesać, bo z włosów zrobił się już wiecheć. Kołtun jest jak pakuły czy runo czarnej owcy, przysłania twarz. 
Z tyłu - na prawej półkuli czaszki, w miejscu po włosach - ma duży strup oraz kilka małych pęcherzy. 
Włosy palą się szybko, a paląc się śmierdzą, topnieją, przylepiają się knotkami zwęglonego białka do skóry. 
 
Majta kończynami zamaszyście co sprawia, że cała wychyla się w przód i w tył. Chyba zaraz spadnie z krawędzi, z żelaznej grzędy trzymającej materac, na którą ją posadzili. 
Jeśli spadnie to znowu na prześcieradle zostanie ślad.
Cielsko też ją posadziło na masce. 
Szturchało czubkiem noża domagając się czegoś. Nie rozumiała czego.  
Kłucie bardzo bolało, jednak gorąco na buzi było gorsze. 
W tej chwili absolutnie nie pamięta ani lasu, ani samochodu.
 
Gdy sobie przypomni przylgnie do muru przy łóżku, zacznie wyrzucać z siebie dźwięki i miotać głową.  
Coraz szybciej i szybciej, mocniej i mocniej. 
Będzie obijać się o lamperię, by nie swój głos wbić głową w ścianę. 
Wtedy nie słyszy kiedy zjawiają się,  nie czuje, że robią jej nowy opatrunek i dostaje zastrzyk.  
 
Po jakimś czasie zasypia. W śnie po iniekcji jest cisza, w której zapomina cielsko, że wytargało ją z samochodu. 
Było rozeźlone, gdy przestało kłuć przytrzymało jej głowę za kucyk i wykonało jedno pionowe śmignięcie obok nosa. Nóż przeleciał przez policzek jak przez masło, poczuła wrzątek na buzi. 
Szarpnęła się, więc potworowi została w garści jej frotka z kucyka z wyrwanymi włosami. 
Użył zapalniczki. Za karę, za to, że nie wiedziała czego się od niej chce.  
Od tamtej pory Malwina nie krzyczy tylko wyrzuca z siebie dźwięki.
 
Dzisiaj też nie rozumiałaby o co chodziło. Pierwszy raz patrzyła na obnażonego mężczyznę. Widziała tak długo, jak długo widziała cokolwiek. 
Cieszył się jej strachem i wrzaskami. Bo wtedy jeszcze krzyczała. 
Gdy cichła robił cokolwiek żeby krzyczała. 
Bił po twarzy, szarpał odzież, wkładał ręce w majtki. 
 
Teraz majta kończynami, w tej chwili nie pamięta. 
Macha nogami, tyle wystarczy, więcej i więcej, mocniej i mocniej, 
szybciej i szybciej. 
Nie ma majtek. Nosi pampers i za dużą koszulę. 
Pampers przecieka, bo szybko nasiąka tym, co z niej wypływa. Nie sprawdza, nie dotyka się tam. 
Przykłada za to ręce do twarzy na pulsujące miejsce, gdzie przedtem miała jedynie oczy. 
Jeszcze nikt nie wie w jakim są stanie. Nie mogą się do nich dostać.
Czasem wkładają jej głowę do czegoś brzęczącego i rozmawiają o gałkach.   
Na razie powieki ma takie ogromne, że wystają pod brwiami jak dwie dodatkowe brody w dziwnym miejscu. 
 
Oni są chyba dobrzy, ale i tak boi się wszystkich. 
Kiedy ją rozbierają broni się jak potrafi, zasłania buzię, wyrzuca z siebie dźwięki. 
Wtedy głaszczą ją po plecach, zmieniają głos. Robi się prawie przyjaźnie, lecz ona nie ufa już nikomu. Cichnie i odsuwa się od ich rąk..  
 
Wcześniej wozili ją gdzieś szybko, a w drodze wszystko znikało: postacie, okna, drzwi, szumy i smugi. Lampy przy suficie były z nią najdłużej. Długo widziała i kojarzyła lampy, lampy, kreski światła, punkty... Nic.
Na szczęście dla siebie zasypiała bardzo twardo, a ci ludzie pilnowali, by spała jak najwięcej. 
Przespała dużo, stąd dużo o sobie nie wie.  
Jeśli czuje się lepiej domyśla się czegoś o swoim ciele. 
 
Wcześniej myślała o dokładnym wymyciu szyby samochodowej. 
Przedtem cielsko nie było cielskiem, a jakimś panem. Pan rozmawiając przez komórkę uśmiechał się do dziewięciolatki. Nie odgonił dziewczynki jak inni. 
Na początek zabrała się za przednie lampy, bo jeszcze nie wierzyła, że cokolwiek zarobi i dołoży do skarbonki. 
Właściciel auta skończył rozmowę, ale nadal się uśmiechał się niej. Tym ją zdopingował. Wzięła się dziarsko za mycie wszystkich szyb.   
Gdy skończyła kierowca otworzył drzwi od strony pasażera. 
Pokiwał dłonią na Malwinę i pokazał placem pieniądze rozrzucone na półce między przednimi siedzeniami. 
Śmiał się, że ma za krótkie ręce. Powiedział coś miłego i zachęcająco poklepał ręką po siedzeniu dla pasażera. 
Nie wiedziała czy wejść, czy odejść. Umyła tyle szyb i reflektory, czyściutko, starannie. Pan był bardzo spokojny i cierpliwie czekał.  Zamiast się złościć włączył radio.
Tapicerka lepiła się do gołych ud dziewczynki. Mała zbierała z półeczki monety i przekładała je do kieszonki ogrodniczek. 
Właściciel auta był bardzo zadowolony z jej pracy, bo z portfela wyciągnął banknot. 
Znała wartość pieniędzy co nie uszło uwadze mężczyzny.
 
- Gdzie mieszkasz malutka?
 
Malwina trzymała swoje wynagrodzenie w ręce, patrzyła na nominał i grzecznie odpowiedziała na pytanie. 
 
- O, to się świetnie składa. Ja właśnie tamtędy. Zapinaj pasy, podwiozę.


Chciała wysiąść.
 
- No co ty? Nie gryzę pracowitych dziewczynek. Podwiozę cię do domu. Czuję się za ciebie odpowiedzialny. Chcę mieć pewność, że z taką kasą dotrzesz do mamy cała i zdrowa, Śmiało, zapinaj pasy i ruszamy...
 
Ten człowiek chwalił ją, uśmiechał się i troszczył. Nie wysiadła. Dzisiaj nie pamięta co zrobiła źle i kiedy. Macha nogami żeby bardziej nie pamiętać. 
 
- To tutaj. Tu, już tu! - stukała w szybę palcem. 
- Zatrzymam się za rogiem, tu stoi znak zakazu parkowania. 
 
Nie zatrzymał się, przy wyjeździe z miasta dostała na odlew w twarz. Bardzo płakała ze strachu.  
 
 
Zaraz przyjdzie do niej mama. Czeka na mamę, ale tak z daleka, bo ona też nie powinna jej dotykać. Wystarczy, że pobędzie, odejdzie i przyjdzie jutro.
Mama mówi do niej: Malwinko.   
Wtedy na szpitalną koszulę kapią krople ropy. 
 
/ czerwiec - 2011/

 

ElminCrudo
ElminCrudo
Opowiadanie · 4 kwietnia 2016